SMS “Wolf”- nieznany korsarz

Pod dowództwem kpt. Karla Nergera okręt ten żeglował przez 444 dni i przepłynął ponad 64 tys. mil morskich bez zawijania do portów. Przemierzył trzy z czterech oceanów, zatapiając 30 statków o łącznym tonażu 138 tys. ton, unikając polujących na niego okrętów marynarki wojennej Wielkiej Brytanii, Francji, Japonii, Australii i Stanów Zjednoczonych.

Nakładem Wydawnictwa „Replika” ukazała się książka pióra dwóch australijskich badaczy Richarda Guilliatta i Petera Hohnen zatytułowana SMS „Wolf”. Jak niemieckim korsarz terroryzował Morza Południowe w czasie I wojny światowej. Z jej lektury można dowiedzieć się, jak niemiecki korsarz, udający zwykły fachtowiec, topił statki wypływające z portów w Afryce Południowej, Australii, Nowej Zelandii i Nowej Gwinei, które wtedy wchodziły w skład Imperium. Jest to zupełnie nieznany epizod I wojny światowej, na pełne udokumentowanie którego autorzy poświęcili 5 lat. Tyle czasu zajęła im kwerenda w archiwach wojskowych kilku krajów, a także odszukanie wielu z rozsianych po świecie potomków osób, które w różnym charakterze otarły się o okręt. Jest to więc praca z rozmachem. Można domniemywać, że inicjatorem jej powstania był Peter Hohnen. Zainteresował się on wspomnieniami swojego przodka Rossa Ainswortha, australijskiego marynarza, którego statek zatopił „Wolf” u wybrzeży Nowej Gwinei i postanowił ukazać całą prawdę o działalności niemieckiego korsarza.

Czytając epicką opowieść pióra australijskich badaczy łatwo zrozumieć, dlaczego zdobyła ona tyle nagród i została uznana w 2009 r. za najlepszą książkę popularnonaukową w Australii. Praca ta jest dobrze napisana i łączy wartki opis z poprawnością faktograficzną. Dzięki nim wyjątkowy pod wieloma względami rajd „Wolfa” trafił do kanonów marynistyki. Pod dowództwem kpt. Karla Nergera okręt ten żeglował przez 444 dni i przepłynął ponad 64 tys. mil morskich bez zawijania do portów. Przemierzył trzy z czterech oceanów, zatapiając 30 statków o łącznym tonażu 138 tys. ton, unikając polujących na niego okrętów marynarki wojennej Wielkiej Brytanii, Francji, Japonii, Australii i Stanów Zjednoczonych. Nie potrafiły one namierzyć „Wolfa”, bo nie używał on łączności radiowej. Podkreślić trzeba jednak, że realizując swoje zadanie przestrzegał on konwencji międzynarodowych, zabierając na pokład załogi topionych okrętów. Kapitan Karl Nerger był po prostu ostatnim dżentelmenem wojny na morzu. Z czasem na pokładzie „Wolfa” przebywało 400 jeńców, w tym kobiety i dzieci pochodzący z 25 różnych narodowości. Jego statek był do boju oczywiście doskonale przygotowany. Nerger wbrew opinii nawet swego dowództwa założył, że jego okręt wytrzyma na morzu przez rok, ustanawiając rekord świata. Żaden parowiec dotąd nie był tak długo na wojnie. Statek w największej tajemnicy był adaptowany przez 6 miesięcy pod osobistym nadzorem kpt. Nergera. Oprócz zamaskowanego uzbrojenia przygotowano na nim więzienie dla jeńców. Powiększył również izbę chorych, aby dwaj młodzi lekarze mogli w niej wykonywać najbardziej skomplikowane operacje. Zażądał też, by radiotelegrafiści zostali wzmocnieni zespołem specjalistów do łamania szyfrów. Na „Wolfie” zamontowano też najnowsze nadajniki i radioodbiorniki, które wówczas należały do najlepszych na świecie. Dzięki nim zespół deszyfrantów i radiooperatorów mógł przeszukiwać lokalne częstotliwości i ustalać położenia statków handlowych przeciwnika, a także okrętów wojennych, których „Wolf” musiał unikać.

Korsarz, jak na ówczesne warunki, został nieźle uzbrojony. Jak piszą australijscy autorzy: „Na pokładzie zamontowano sześć hydraulicznie poruszanych dział za ukrywającymi je klapami – po dwa na każdej stronie fordeku i po jednym z obu stron rufy; siódme działo ulokowano na achterdeku i zakamuflowano składaną osłoną z brezentu. Działa zamontowane na półkolistych prowadnicach mogły szybko wysunąć trzymetrowe lufy nad powierzchnię morza. Każde działo mogło strzelać 150-milimetrowymi pociskami i wymagało obsługi złożonej z czterech ludzi do ładowania i celowania. Pod pokładem zmagazynowano trzy mniejsze, pięciocentymetrowe działka, gotowe do późniejszego użycia razem z 1400 pociskami i pięćdziesięcioma torpedami. Wyrzutnie torped zamontowano na dziobie i na pokładzie rufowym. Zastosowana na „Moewe” i „Belgravii” technika kamuflażu należała do najdoskonalszych; zamontowano teleskopowe maszty, komin pokryto dodatkową skorupą, której wysokość i obwód można było zmieniać, na rufówce ustawiono wytwornice zasłony dymnej, a warsztat wyposażono w różnokolorowe farby w ilości pozwalającej na przemalowanie statku na każdy wymagany kolor.”

Dla zachowania tajemnicy, załoga statku po jego uzbrojeniu przeprowadziła ćwiczenia na Bałtyku. Cała załoga łącznie z oficerami nie znała szczegółów misji. Także wyższy personel niemieckiej marynarki wojennej nie był w nie wtajemniczony i nie znał daty wyjścia okrętu w morze. Dzięki temu jego wyprawa skończyła się sukcesem, omijając wszystkie kordony i blokady.

Dla miłośników historii walk morskich omawiana pozycja to prawdziwa uczta. Wzbogacają ją archiwalne zdjęcia, a także aneksy, zawierające m.in. charakterystykę techniczną „Wolfa”. Listę zatopionych przez niego statków. Wykaz załogi korsarza, a także spis wziętych przez niego jeńców i mapy. Podkreślić trzeba, że cała praca mimo popularyzatorskiego charakteru jest oparta na solidnej bibliografii.

Marek A. Koprowski

Richard Guilliatt, Peter Hohnen, SMS „Wolf“.Jak niemiecki korsarz terroryzował Morza Południowe w czasie I wojny światowej, tłumaczenie Jan S. Zaus, Wydawnictwo „Replika, Zakrzewo 2011, Wydanie I.

0 odpowiedzi

Zostaw odpowiedź

Chcesz przyłączyć się do dyskusji?
Nie krępuj się!

Leave a Reply