W wielu relacjach prasowych niedawne odsłonięcie pomnika profesorów polskich we Lwowie przedstawiane było jako sukces miast partnerskich a w szczególności prezydenta Wrocławia i mera Lwowa. Mógł to być pełen sukces, gdyby nie parę bulwersujących faktów.
Pretensje do Polski
Podobno pierwotny program uroczystości odsłonięcia pomnika przewidywał jedynie wystąpienia mera Lwowa – Andrija Sadowego oraz prezydenta miasta Wrocławia – Rafała Dutkiewicza. Dopiero w ostatniej chwili zdecydowano się poszerzyć listę przemawiających i „do słowa” zaproszono m.in. nie mającego nic wspólnego z tą inicjatywą przewodniczącego Lwowskiej Rady Obwodowej – Oleha Pankiewicza. Ten skrajny nacjonalista z partii „Swoboda”, znany był wcześniej z wrogich wobec Polski publicznych wypowiedzi a także z akcji pikietowania polskich rocznicowych obchodów przy pomniku w Hucie Pieniackiej.
Tym razem Oleh Pankiewicz, zwracając się do przedstawicieli polskiej i ukraińskiej elity, wyraził „nadzieję, że będzie u nas wspólne zrozumienie konieczności demontażu pomnika ofiar UPA, który znajduje się we Wrocławiu. Bo w żadnym wielkim ukraińskim mieście nie ma pomnika ofiar Armii Krajowej. W żadnym mieście Ukrainy nie zostało zdemontowane upamiętnienie Polaków, tak jak to niestety stało się niedawno w Polsce, gdzie rozebrano pomnik UPA na górze Chryszczata. Mam również nadzieję, że Sejm polskiego państwa nie będzie przyjmował uchwał uznających Ukraińską Powstańczą Armię za organizację zło-czynną.” W zakończeniu wystąpienia uzależnił on wspólną przyszłość polsko-ukraińską od „poszanowania prawa Ukraińców do posiadania własnego widzenia historii, teraźniejszości i przyszłości”.
Zignorowanie rodzin i niemieckiego autora
Bodaj wszyscy Polacy odebrali przemówienie przewodniczącego Lwowskiej Rady Obwodowej jako skandaliczne a co najmniej nie pasujące do uroczystości, bo nie mające żadnego związku z zamordowanymi profesorami ani z poświęconym im pomnikiem. Niektórzy byli oburzeni, że nie pozwolono przemówić nikomu w imieniu rodzin ofiar tej zbrodni.
Cecylia Bartel z Krakowa, córka premiera prof. Kazimierza Bartela, miała „mieszane odczucia”. Jak powiedziała: – „Z jednej strony oczywiście cieszę się, że po tylu latach doszło wreszcie do postawienia godnego upamiętnienia. Bardzo dobrze, że to się stało – ale nie rozumiem, dlaczego na pomniku nie ma żadnej tablicy. Przecież jak przyjdzie ktoś tutaj, to nie będzie wiedział o co chodzi. Powinna być tablica z nazwiskami rozstrzelanych osób i oczywiście powinno być napisane, że byli to profesorowie polscy”.
Zbigniew Kostecki, syn Eugeniusza Kosteckiego (aresztowanego w domu prof. dr Władysława Dobrzenieckiego i razem z profesorem rozstrzelanego na Wzgórzach Wuleckich), poczuł się całkowicie zignorowany i niepotrzebny na tej uroczystości:
-„Ta uroczystość bardzo mnie rozżaliła. Szczególnie jeśli chodzi o prezydenta Wrocławia, Rafała Dutkiewicza, który w całej tej uroczystości i przy tylu przemówieniach, nie znalazł nawet dwóch minut, żeby mogły się wypowiedzieć rodziny pomordowanych. Nie dopuszczono do głosu także niemieckiego historyka, który napisał i wydał w Niemczech książkę o tej niemieckiej zbrodni. Dieter Schenk, syn gestapowca, przyjechał tutaj aby uklęknąć przed pomnikiem i publicznie wyznać winę swoich współziomków. Niestety, nikt mu na to nie pozwolił: ani prezydent Wrocławia, ani mer Lwowa” – powiedział 70-letni Zbigniew Kostecki, emerytowany lekarz chirurg, który wiele lat przepracował w Niemczech a teraz zamieszkał w Łańcucie.
W przygotowanym krótkim tekście przemówienia, którego nie udało mu się wygłosić, Dieter Schenk napisał m.in. :
„Gdy myślę o niemieckich zbrodniach we Lwowie w latach 1941-44, nie mogę spać. Kiedy badałem, dla mojej książki, szczegóły zamordowania polskich profesorów, ich rodzin i przyjaciół, miałem również bezsenne noce. Pisałem głównie dla niemieckiego czytelnika, ponieważ ta brutalna zbrodnia nazistów była w Niemczech prawie nieznana. Chciałem przyczynić się do tego, aby los co najmniej 525 tysięcy pomordowanych w Galicji Wschodniej nie został zapomniany. Zdobyłem dokumentację ale słowa to za mało aby zrozumieć tę zbrodnię, … która była częścią programu wyniszczenia polskiej inteligencji.(…) Jako Niemiec wstydzę się nie tylko za zabijanie niewinnych ludzi ale także i za sądownictwo powojennych Niemiec, które uczyniło wszystko aby mordercy nie ponieśli kary. Kolejny raz naziści udowodnili, że Niemcy z narodu poetów i myślicieli stali się narodem sędziów i katów”.
Refleksje jednej rodziny
Wśród krewnych ofiar mordu na Wzgórzach Wuleckich spotkałem i poprosiłem o wspomnienia z przed 70 lat – przybyłego z Gliwic prof. Jana Longchamps de Berier, syna Romana Longchamps de Beriera, ostatniego rektora Uniwersytetu Jana Kazimierza we Lwowie, zarazem profesora i kierownika Katedry Prawa Cywilnego:
„Jako 13-letni chłopak byłem świadkiem aresztowania, bo byłem akurat w domu. Widziałem jak się ubierali. Słyszałem, jak w trzecim pokoju wyczytywana była jakaś lista. Z jednego pokoju w amfiladzie obserwowałem, jak ci Niemcy chodzili po mieszkaniu. Ta tragedia była dla nas absolutnym zaskoczeniem. Zarówno w najbliższych, jak i w dalszych dniach, praktycznie aż do wyjazdu ze Lwowa, nie wiedzieliśmy co się stało z ojcem i moimi trzema starszymi braćmi. Panowała jakby zmowa milczenia, bo przecież byli świadkowie, którzy z okien okolicznych domów widzieli tę egzekucję na Wzgórzach Wuleckich”.
Poprosiłem też o parę refleksji przybyłego z Krakowa (wraz z 34-osobową wyprawą pracowników naukowych i studentów Uniwersytetu Jagiellońskiego oraz krakowskiego oddziału IPN) ks. Franciszka Longchamps de Berier, który zresztą współ-celebrował (u boku arcybiskupa Mokrzyckiego i ks. proboszcza Kuśnierza) mszę za pomordowanych profesorów w kościele św. Marii Magdaleny:
„Urodziłem się we Wrocławiu ale gdyby nie było wojny a wszystko przebiegałoby tak samo, to urodziłbym się we Lwowie i pewnie byłbym księdzem w tym kościele. Bo kościół św. Marii Magdaleny był kościołem parafialnym dla rodziny mojego dziadka i rodziny jego brata, profesora Romana Longchamps de Berier. Uczestnictwo w tej mszy i w odsłonięciu upamiętnienia jest przeżyciem bardzo ważnym nie tylko dla rodzin rozstrzelanych profesorów ale i dla wszystkich akademików związanych z uniwersytetem, bo była to ofiara symboliczna. Ci profesorowie zostali zamordowani dlatego, że byli polskimi profesorami. Zginęli z nimi ich synowie tylko dlatego, że byli synami polskich profesorów. I ta symboliczna ofiara jakby reprezentuje tych wszystkich, którzy zostali zamordowani za to, że stanowili polską inteligencję. Bo to był i mord w Stanisławowie, i mord w Krakowie. Dlatego pamiętamy i modlimy się dzisiaj za wszystkich pomordowanych naukowców. Wielu z nich zostało zabitych przez Sowietów i wygląda na to, że Uniwersytet Jana Kazimierza poniósł nawet większe straty w pracownikach naukowych z rąk Sowietów. Ostatnio dowiadujemy się, że niektórzy z nich zginęli w Bykowni koło Kijowa. I niezwykle ważne jest uświadomienie, że do tej tragedii doprowadziły konkretne grzechy: szowinizm, nieumiarkowany nacjonalizm, nienawiść, zazdrość. I na to trzeba zwrócić szczególną uwagę, że te grzechy i te wszystkie ekstremizmy są niebezpieczne, bo prowadzą ostatecznie – jak się okazuje – do morderstwa.”
Zakazane słowo – „polskich”
W żadnym z publicznych wypowiedzi nie padło określenie, „profesorowie polscy”. Wszyscy, nawet ks. arcybiskup Mieczysław Mokrzycki podczas homilii w kościele św. Marii Magdaleny, określali rozstrzelanych profesorów jako „lwowskich”. Na oryginalne określenie zdobył się Rafał Dutkiewicz, który w swoim przemówieniu powiedział, że byli to „wybitni naukowcy publikujący głównie w języku polskim”.
Na odsłanianym pomniku nie było w ogóle żadnej tablicy informującej, komu poświęcone jest to upamiętnienie. Jeszcze rok temu wiceprezydent Wrocławia, Wojciech Adamski, zapewniał mnie o wynegocjowaniu ze stroną ukraińską umieszczenia na projektowanym pomniku tablic (w języku polskim i ukraińskim) z nazwiskami rozstrzelanych osób. Wobec braku zgody strony ukraińskiej na słowo „polskich”, osobna tablica miała informować, że jest to pomnik poświęcony „profesorom lwowskim zamordowanym 4 lipca 1941 roku przez nazistów”.
Tym razem wiceprezydent Adamski powiedział mi, że nie ma potrzeby umieszczania na pomniku tablicy z nazwiskami, ponieważ stojący wyżej stary pomnik-krzyż wymienia je, „więc po co dublować”. A co do informacji, komu poświęcony jest nowy pomnik, to – jak powiedział – toczą się jeszcze negocjacje ze stroną ukraińską i za tydzień lub dwa taka tablica powinna zostać umieszczona – albo osobno, albo na płycie z piaskowca przyklejonej do pomnika.
Z nieoficjalnych informacji wynika, że w ostatnich dniach Rada Ochrony Pamięci Walk i Męczeństwa w Warszawie zażądała jednak umieszczenia na pomnikowej tablicy przymiotnika – „polskich”.
Jacek Borzęcki
No to Wrocławianie współfinansowali pomnik poświęcony pomordowanym nieistniejącym profesorom lwowskim… Tylko gratulować gospodarności…
Absolutnie nie rozumiem komentarza Jumanyga – co oznacza “nieistniejącym profesorom lwowskim”
Po pierwsze już czas aby zacząć mówić POLSKIM PROFESOROM WE LWOWIE. Oni zginęli ponieważ byli Polakami, tylko jeden z nich był pochodzenia żydowskiego, nie zginął żaden Ukrainiec. Pisanie profesorom lwowskim jest zakłamywaniem historii. Jednocześnie gratuluję autorowi tekstu o uroczystościach, śledziłem wszystkie jakie się pokazały, ten jest naprawdę najlepszy.
to była ironia Tokar 🙂 wrocławianie współfinansowali budowę tego pomnika, a teraz ich prezydent boi się powiedzieć, że to byli profesorowie polscy – znaczy się profesorowie polscy nie istnieli 🙂
Dziękuję, chyba za bardzo się tym przejmuję…
Mam podobne zdanie na temat tej bylejakiej “uroczystości”.
Całość jest na http://lwow.eu/profesorowie/pomnik/pomnik.html
staszekkos świetna relacja z odsłonięcia pomnika. Dzięki. A propo poniżającego dla nas zachowania polskiego rządu wobec naszych sąsiadów idealnie ukazuje piosenka na YT “Przepraszam… (Lumpex 75)”. Wszystkich dookoła powinniśmy przepraszać i chyba co najmniej 50% Polskiego PKB przeznaczać na zadośćuczynienia… “I tylko mnie jedno przenika do głębi, że mnie … nikt nie przeprasza!” 🙂
Może ktoś się orientuje jaki jest tytuł książki D. Schenka o której wspomina autor?
Zdaje się, że ktoś Pani odpisał ale nie wiedzieć czemu w osobnym wątku: http://www.kresy.pl/?forum/wpisz-temat,0,0,299#p881
Bylejakość uroczystości jest niepodważalna. Natomiast co do słowa “Polscy profesorowie”… O profesorach wrocławskich sprzed 1945 roku, też niechętnie mówimy “Profesorowie Niemieccy” Polska historiografia również ma wiele grzechów “pomijania” dokonań Niemców na terenach Śląska czy Wielkopolski.
ale nigdy nie przyszłoby nam do głowy wymagać od Niemców, by mówili “wrocławscy profesorowie piszący głównie w języku niemieckim”; zresztą żaden prezydent niemieckiego miasta by się na to nie zgodził…
Prawda, niestety pan Dutkiewicz nie stanął na wysokości zadania i nie pokazał że ma między nogami to co każdy chłop mieć powinien.
Tylko że u nas każdy wie o niemieckiej historii Wrocławia i ich dobrej samorządności na tych terenach. (Nie dla Polaków :P) Ukrainiec nie wie nic o polskiej historii Galicji Wschodniej (i nie chce) a Ci co wiedzą robią wszystko by ją zatrzeć. My wiemy że wrocławscy profesorowie byli niemieccy bo to były Niemcy wtedy. Ukraińcy wiedzą tylko że byli przez 1000 lat okupowani i pewnie myślą że we Lwowie byli ukraińscy profesorowie jak i całe miasto ukr. było tylko pod butem Lacha…
I tutaj się zgadzamy 🙂
Powtarzam kolejny raz nie było takiej nacji jak Ukraińcy na terenie Kresów przed nawet 250 laty pomysł o takim czymś wyrósł w końcu XIX i na Początku XX w.Jeszcze biorące w rzezi WOŁYŃSKIEJ watachy dzikiego chłopstwa nie miały pojęcia o przynależności do jakiegokolwiek narodu bo oni byli ,,miejscowi” a na żeżie wybierali się bo sąsiad POLAK miał większy majątek niż on i korzystali z okazji by go zagarnąć.
Chyba Austryjacy wymyślili Ukraińców aby “Rządzić i Dzielić”. Łatwiej rządzić skłóconymi narodami. Kiedyś się zastanawiałem jak malutka Wielka Brytania rządziła się na 1/6 powierzchni globu – przecież nie armią. Zdobywając wpływy na danym terenie tworzyli konflikty z sąsiadami dookoła, i taki podbity kraj czuł oparcie w swoim ciemiężycielu, że gdyby co to pomoże jak “wróg” przyjdzie. Dlatego też na Ukrainie ruscy cały czas krzewili kult Lacha zbroczonego we krwii ukraińskiej. I tak kiedy Piłsudski wkraczał do Kijowa z Petlurą, zdziwił się że Ukraińcy nie przyłączą się do nich by tworzyć niepodległą Ukrainę. Dla Ukraińców zawsze będziemy barbażyńcami dopóki nie zmienią swojego sowieckiego systemu nauczania. Ja ubolewam, że w II RP nie byliśmy bardziej przychylni Ukraińcom… że nie zmieniliśmy ich nastawienia. Mimo że w latach 30stych w sowieckiej Ukrainie zmarło do 10mln Ukraińców to i tak jesteśmy na równi mordercami ukraińskiego narodu z sowietami… A co do narodowości ukraińskiej, podam przykład gwary śląskiej co niektórzy chcą uczynić JĘZYKIEM! Prof. Miodek uważa, że z ich 5000 tys. słów nie da się utworzyć języka, ale inna jakaś lingwistka powiedziała że to jest kwestią polityczną, a nie naukową. Także jeżeli ktoś chce z 2 słów utworzyć język to jeżeli znajdzie się ileś osób popierająca to to może się i tak stać… Niektórzy teraz nawet uważają że kaszubski został zrobiony językiem politycznie. Chociaż śłąski zawsze dla mnie będzie gwarą polską z mieszanką słów czeskich i niemieckich. To jeżeli większość Polaków mieszkających w woj. śląskim zechce z tego zrobić język to cóż możemy zrobić? Politycznie to można z wielkopolskiej gwary zrobić oddzielny język… nawet wrzucić go do grupy germańskiej 😛 Ech wszystko dziś polityka…