Siano. Ciało Boże. Kresy

Cur Deus Homo? Dlaczego Bóg człowiekiem?

“Śliczna Panienka Jezusa zrodziła. + W stajni powiwszy, siankiem go nakryła, + O siano, siano, siano jak lilija, + Na którym kładzie Jezusa Maryja.”

Zielone przestwory Kresów i białe plamy barokowych kościołów, piasek dróg, brąz błot, bydlątek tłok, ciasnota szop. Jakoby Ciało, Siano i Świat; Żłóbek Betlejemski w skrócie.

Gotyku na tych Kresach niewiele, prawie go nie ma – jeśli, to bardziej w zamkach, niż we świątyniach. No wiem, wiem: Wilno, Kowno, Grodno kiedyś dość gotyckie – ale jednak generalnie na Kresach tak kościoły, jak i całe Boże Narodzenie od wieków arcybarokowe. A barok – to zakręcenie, zadziwienie, niepokalaność, tkliwość, obfitość i zbawienność natychmiastowa (pisał Harasymowicz: “puca jawnie wniebowzięta” – o kim innym, niż barokowe aniołki, ale wyrażenie to z barokowości puttów ukuł i kresowością doprawił).

Zakręcenie

Cur Deus Homo? Dlaczego Bóg człowiekiem? Po co? Na co? – A po co wysokie wieże wileńskiego baroku, wydźwignięte na bitej śmietanie zakręconych w warkocze, rozdmuchniętych stiuków?

Bóg przyoblekł się w to, co niby nie-Boże (choć cały świat jest Boży); odtąd jest to “Bóg ubogi”, czyli poniekąd Boga przeciwieństwo – a jednak…

Takim Bożym przeciwieństwem tchnęły i tchną wciąż niekiedy świątynie kresowe. Czesław Miłosz pytał wprawdzie na odwrót: “jakże znosiłeś, Jezu, te wszystkie feretrony”? Ależ tak właśnie: na zasadzie niepojętości. Jak Bóg Bogaty uniżył się, tak i ludzie Boga Ubogiego winni byli wywyższyć, ozłocić, aby oddać Mu to, z czego On sam się ogołocił. Wolno więc było dziwić się obywatelom Wielkiego Księstwa i śpiewać do Matki Boskiej “Czemże litości nie masz, Panno droga? + Żeś w liche siano uwinęła Boga?” – aby z tego zdziwienia przyodziewać Przenajświętszy Sakrament w złotnicze cuda.

Wolno było i dlatego, że całe to zakręcenie wynikało z poczucia cudowności. No, bo na przykład: dlaczego “Pan ogniem bywszy, + W siano się zwinął, siana nie spaliwszy?” – “O, siano, siano, czemu nie gorejesz?” Jak oddać taką cudowność w sztuce słowa, pędzla, dłuta? Są dwa wyjścia. Albo w ogóle nie próbować oddawać tej cudowności, bo i tak proceder taki skazany jest na niepowodzenie; albo można wybrać wariant drugi – próbować przy pomocy ludzkiego rozumu i umiejętności rąk ludzkich wytworzyć rzeczy niepojete, cudowne. Architektom Wielkiego Księstwa tudzież Lwowa i okolic udało się to całkiem, całkiem. Teraz ich twory zdają się coraz bardziej niepojęte, takprzez swoje kształty – jak przez przemożne trwanie na przekór czasom.

Niepokalaność

Uszargane nogi pastuszków i spracowane nogi ewangelistów na kresowych ołtrzach są czyste, nawet jeśli upstrzyło je namalowane błoto. Z błot kresowych zawsze wchodziło się do kościoła jak do nieba. Na pewno. I tak jest często i dziś – że katolicki kościół jawi się na Kresach jak niepokalana brudem ziemi oaza pośród padołu zgnilizny.

Choć, jak franciszkanin Karol Żera świadczy (a świadczył pod koniec trwania Rzeczypospolitej), różnie to bywało. Kiedy jak raz dwu kresowych złodziei okradając nocą ołtarz ze sreber, weszli na mensę; młodszy zdjął buty, drugi zaś nie, więc ołtarz błotem pomazał. Na co młodszy starszemu: “czemuś tak piękny obrus błotem z bucisków upluskawszy?” A starszy: “Młodyś i głupiś! Pan Bóg nie na buty, ale na serce patrzy!”

Radość

Boże Narodzenie nałożyło się (celowo) z radością jeszcze pogańską, wcześniejszą, która czas przemiany jednego roku w drugi obchodziła hucznie. Pomnożyły anielskie zastępy i przeróżne stwory tę huczność, dmąc w trąby – mówię o zastępach, znanych nam z wielkich, murowanych ołtarzy:

“Krzyknijcie muzy olimpu ziemskiego, + witajcie gościa kraju niebieskiego, + piejcie syreny, bo nie ma ceny + Król nieba i ziemie.”

Podczas gdy na zewnątrz, za kościołem, trwała radość innego rzędu:

“Piwo będziem pili, będziem się cieszyli, + nie czekaj ruiny, daj połeć słoniny, + dla większej ochoty daj czerwony złoty. + Hej, kolęda, kolęda!”

Albo:

“Banach, choć pijany, zdjąwszy lirę z ściany, + Surmuje, surmuje; + Zagrał po francusku, a Jarosz po chińsku + Tańcuje, tańcuje; + Rzekł Maciek, my nierówno skaczem, + Przeparzył Jarosza korbaczem: + Nie żartuj, nie żartuj!”

Opowiadano sobie, że dobre wino i gorzałka złe być nie mogą – skoro nawet “Piotr z Apostoły” siedzieli “przy dzbanie” w Galilejskiej Kanie – kiedy to –

“Najświętsza Panna, gdy skosztowała, + Z pełnego sobie nalać kazała, + Ej, wina, wina, wina, + Będę ja go dzisiaj piła + W Kanie Galilejskiej!”

Picie na umór i jedzenie do mdłości znamiowało dostatniość – tak jakby doczesny znak przyszłej szczęśliwości, kiedy ani pić, ani jeść już się chciało nie będzie, bo będziem pili “wina, wina, wina, u Dobrego Panny Syna w Królestwie Niebieskim” – a tu już o wino nieziemskie, niedoczesne chodzi. Ale znak doczesny rzeczy niedoczesnej, choć miły i smaczny, jest tylko znakiem. Wszystko ma swoje granice. Także metaforyczna poufałość z Panem i Jego Matką, choćby i w Boże Narodzenie, zwłaszcza pod wpływem alkoholu. Dlatego spośród pastuchów “nie każdy się Panu kłaniał, | Bo ich Józef powyganiał”. Uwaga na ten Boży korbacz!

Tkliwość

Kresowiacy zawsze byli zarazem trochę grubo ciosani i dosadni – a przy tym zasadniczo i niesamowicie tkliwi. Taka właściwość. Wielkopolacy bardziej trzymają się “środka” – ani zbyt zapalczywi, ani zbyt wylewni. Niemcy jeszcze gorzej (Mickiewicz mawiał, że Niemcy to jak […] – na zimno da się wytrzymać, ale jak się rozgrzeje, to smrodu znieść nie sposób… a Mickiewicz lubił ciepłym być na co dzień). Więc ludzie Kresów niekiedy wymiękają, gdy im tylko zaśpiewać “Jezus malusinki leży nagusinki, + Płacze z zimna, nie dała mu Matusia sukinki” (tak w wersji staropolskiej).

Zbawienność.

Wszystko to jednak pestka wobec faktu, że z Narodzenia Pana przychodzi Wybawienie z Grzechu Pierworodnego; “Syn Bozy (…) Psyjął na się ciało, + Aby się dość stało + Za gzech Jadama” – rzecz niewatpliwie najważniejsza. Większa od wszelakich tkliwości, czystości, radości, a spośród cudowności najcudowniejsza.

Tę nadzieję Wybawienia wielu naszych poetów kierowało w strone także ziemską, czasem polityczną. Za lat niewoli komponowano więc kolędy, w których czytamy, że “wieść okropna, wieść to smutna, + Heród spisek knuje” – i mowa tu zapewne raczej o “spisku” zaborców, niż polskim liberum conspiro, albo właściwym Herodzie. I pocieszano się, że “Herod” dobrych monarchów “nie odstrasza”, zaś co do nas, biednych – możemy liczyć na to, że “Bóg z nami gości, skończony czas niedoli. + On daje siebie, chwała na niebie, pokój ludziom dobrej woli.” – i że “chociaż w stajence, chociaż w stajence Panna Syna rodzi, + Przecież on wkrótce, przecież on wkrótce i nas oswobodzi”.

Ten ostatni wers znanej powszechnie kolędy szczególnie zapadł w pamięć mojemu Dziadkowi, bo usłyszał ją właśnie na zakończenie kresowej Pasterki AD 1939 i z tą kolędą na ustach wyszedł z wiejskiego kościoła pod mroźne niebo – on, jeden z licznych w tym kościele wygnańców nieistniejącej już II Rzeczypospolitej, rzucony na północ od Lwowa, w sytuacji wydawałoby się beznadziejnej. Często tamtą Pasterkę w Boże Narodzenie wspominał, zwłaszcza kiedyśmy tę kolędę śpiewali.

Jacek Kowalski


TERAZ ZAPROSZENIE

Szanownych i zacnych zapraszam (tak ja, jak zespół Monogramista JK) na wspólne, staropolskie, barokowe kolędowanie w niedzielę wieczór 3 stycznia, na godzinę 19.00, do Kórnika pod Poznaniem (wstęp wolny); a w niedzielę 17 stycznia do Poznania, do kapitularza staromiesjkiej Fary o godzinie 18.00 (takoż wstęp wolny); i w Warszawie – zapewne w piątek 29 stycznia (wstęp biletowany). Szczegóły bliższe w miarę zbliżania się terminu podamy niebawem pod linkiem:

http://www.jacekkowalski.pl/index.php?option=com_content&view=category&layout=blog&id=42&Itemid=53


W załączeniu – kolęda staropolska “Siano najdelikatniejsze”, z karmelitańskiego rękopisu z wieku XVIII. Śpiewa JK, gra zespół Mnogramista JK, aranżacja Anity Bittner.

0 odpowiedzi

Zostaw odpowiedź

Chcesz przyłączyć się do dyskusji?
Nie krępuj się!

Leave a Reply