Semper pijus

czyli ostatni Karnawał

Ej czuk, czuk, Polak semper pius jest, czytaj: “semper pijus”, ergo “zawsze pijany”. Bo czemu nie: wszak pijany a dziecię prawdę powie, ależ bo in vino veritas, we winie prawda, a dziecię niewinne i szczęśliwe jest, więc pijmy, ja pierwszy semper bibo śpiewam, wszak dzbanus est pater, mater szklenica. To trochę jak “zbij pan termometr, nie będziesz miał temperatury” porównywalne z maksymą nawalonego Zagłoby, który, skoro mu się świat w kółko zakręcił, rzekł (jak zwykle z pamięci cytnę tu i dalej): “Cóż u licha, czyż tylko ja nie pijany in universo?”. Karol Radziwiłł Panie Kochanku, jadący po pijaku na beczce pełnej trunku, a pchanej przez szlachecką gawiedź, i czyniący striptiz, i rozrzucający cenną garderobę ubogim panom szlachcie: “masz! kpie; naści! głupku; weź! gołodupcze” (czy coś w tym stylu). Rzygający husarz z fraszki Potockiego; rzygający polski generał z pamiętników Karpińskiego; wiecznie pijani Polacy z maksymy pruskiego Fryderyka; upiór hetmana z “Wesela”, rzucający złotem. Na koniec fajerwerk: początek upajającej trylogii Reymonta “Rok 1794”, który poczyna się od zabawowego trzęsienia ziemi, od pajuków przyświecających pochodniami orgiastycznej zabawie. Wszak śmierć za pasem, wszyscy zgnijem – “to tylko nasze, co dziś zjemy i wypijem”. A skoro po śmierci grzeszników, nas znaczy się, nie czeka rozkosz – “Kiedy po śmierci voluptas nulla” – no to “Niechże się teraz dusza nahulla”.

Tyle Polak pijus. Ale przecie Polak jest także semper pius, czytaj: “zawsze pobożny”. Co na to dawni Polacy? Ci, którzy zawsze pobożni byli, prawdziwie pobożni, to i byli świadomi, co się dzieje. Na przykład jedna Polska Kassandra, Lijoba, wymyślona, ale żyjąca w narodowej epopei o obronie Jasnej Góry, na sto lat przed rozbiorami, omdlała na marach i ujrzała przyszłość; otóż “Jasny promień, przez obłoki święte / Przebijając się, w powieki zamknięte / Sięga jej blaskiem”. Poszła wiec spod przymkniętych powiek – spacerkiem po niebiosach. Słyszała tam anielskie chóry, widziała boskie pałace, a na koniec Pan nieba i ziemi ukazał jej lud Boży, jej rodaków: lud sarmacki. Aż owi ludkowie sarmaccy “jak dziwne sprawy! – / Jako na świecie, napełnili ławy.” Patrzy na nich z góry – ale jak się oni zachowują w kościele? Niektórzy “fantazyją stroją”, “boki rozpierają” “z śmiechem czasem rozmawiają”,a są i tacy, co “animusz stopyrcą / Czupryny głaszczą i piętami wircą”, “wąsy odymają”. Dają plac “świeckiej polityce”, albo zerkają na damy, które się do nich w świątyni mizdrzą, wiodąc dokoła “oczy bystre i na pół zdradliwe”, z na pół odkrytymi piersiami. Zgoła wszyscy w tym kościele “nie Bogu, lecz sobie cześć dają”. I zaraz z wyroku Pańskiego wkroczył do kościoła wielki, płomienisty anioł, i “zawołał surowie: / Dom to tu Boży, nie giełda, łotrowie!”, i “tak potężnie w pawiment uderzył”, że zapadła się świątynia pełna Sarmatów, i spadli w otchłań. Lijoba poszła za nimi do piekła. Ujrzała tam “siermięgi, żupany, / Lemiesze, jarzma, sierpy i kaftany”, położone w piekielnych tłoczniach, a z tych siermięg, żupanów i kaftanów diabły wyciskały obficie krew – bo nasiąkły krwawicą ubogich.

To nie jest propaganda PRL-owska ani komunistyczna nagonka. Odrzućmy tę propagandę, zapomnijmy o niej. Ma swój własny apartament piekielny. Trzeba by z prawdą się opatrzeć; we tłusty czwartek grzechy przodków uświadomić. Nic dziwnego że pili. Bo multum scire fecit haurire, rzecze piosenka; w wolnym przekładzie, można by przetłumaczyć: Kto prawdy skusi, ten popić musi, bo kto wie wiele, popija śmiele, kto świadom prawdy – popija zawdy. Mickiewicz:

Była to maszkarada, zapustna swawola

Po której miał przyjść wkrótce Wielki Post – niewola

Jacek Kowalski

—————————————————–

W załączeniu: nagranie owej cytowanej tu piosenki Quocunque ibo z płyty załączonej do książki “Niezbędnik konfederata barskiego”, wyd. Fundacja Świętego Benedykta, Poznań 2008 – śpiewa JK, aranżacja Anity Bittner, gra zespół Monogamista JK.

0 odpowiedzi

Zostaw odpowiedź

Chcesz przyłączyć się do dyskusji?
Nie krępuj się!

Leave a Reply