Prawdy nie plugawić

Do Porycka trafić nie jest trudno, choć ta niewielka miejscowość leży z dala od uczęszczanych szlaków na południowo- zachodnim skraju Wołynia. Jadąc od Włodzimierza w stronę Łucka bez trudu można zauważyć tuż za polską granicą drogowskaz z napisem Poryck – Pawliwka. Ukraińskie władze zadbały bowiem, by polscy pielgrzymi udający się do miejsca w którym 11 lipca 2003 r. został odsłonięty “Pomnik Pojednania”, mający czcić ofiary wołyńskich rzezi, bez trudu mogli do niego dotrzeć.

Historia bardzo mocno odcisnęła swe piętno na tym miejscu, wielokrotnie je przeorując.

Dziś jeżdżąc po Pawliwce, bo taką nazwę obecnie nosi Poryck, aż trudno uwierzyć, że miejsce to tak bardzo wpisało się w dzieje naszego narodu, wydając tylu znamienitych synów. Swoją nazwę zawdzięcza Poryck kniaziom Poryckim, pieczętującym się podobnie jak Wisniowieccy i Zbarascy herbem Korybut. Drogą rodzinnych koligacji wszedł Poryck w XVII w. w posiadanie rodziny Czackich i od tej pory stał się ich gniazdem rodowym. W rękach tej zacnej rodziny znajdował się on aż do 1939 r., kiedy to wkroczyła do niego Armia Czerwona. Najbardziej znanym jej przedstawicielem, wymienianym w każdym podręczniku historii, był Tadeusz Czacki, twórca “Liceum Krzemienieckiego”, współzałożyciel Towarzystwa Przyjaciół Nauk i znakomity uczony. Mało pamięta się natomiast o jego wnuku, Włodzimierzu Czackim, urodzonym w Porycku 16 kwietnia 1835 r., który doszedł do godności kardynalskiej, stając się watykańskim mężem stanu. Jednym z najwybitniejszych w XIX w. Swoją karierę, jak podkreślają to jego biografowie, zawdzięczał przede wszystkim wychowaniu w domu rodzinnym znanym z przywiązania do dawnych polskich tradycji. Wyniósł z niego gorącą miłość Boga i Ojczyzny. Mimo długiego pobytu na obczyźnie pozostał zawsze w głębi serca wierny dewizie: “Być Polakiem, to żyć Bosko i szlachetnie”.

Dziś po Czackich nie ma w Porycku nawet śladu. Nic nie przypomina tej zasłużonej dla Polski zacnej rodziny. Poryck przekształcony w Pawliwkę zmienił swój wygląd i charakter. Jak kiedyś wyglądało to urokliwe miejsce można wnioskować tylko z lektury “Ilustrowanego Przewodnika po Wołyniu, wydanego w Łucku w 1929 r. Autor zamieszczonej w nim notki pisze m.in., że znajdował się w nim: “Kościół w stylu rokoko fundacji Michała i Konstancji z Wielohorskich Czackich, rodziców Tadeusza. Przed rokokowym wielkim ołtarzem wisiało serce Tadeusza Czackiego zrabowane przez bolszewików. Tutaj znajdował się też jego grobowiec. W 1915 r. dwie wieże kościoła podpalili w odwrocie Rosjanie, zabrawszy wpierw cenne ornaty, kapy gobelinowej roboty z XVII i XVIII w. w liczbie 30. W czasie pożaru wnętrze ocalało. Zachował się też ołtarz z cennym obrazem Matki Bożej z XVII w. Zabytkiem z poprzedniego kościoła jest stara kamienna chrzcielnica. Dookoła kościoła krużganki ze starymi obrazami. Nad jeziorem Poryckim przed wojna stały dwa empirowe pałace Czackich zbudowane w 1806 r. przez Tadeusza Czackiego. Jeden przeznaczony był na bibliotekę i zbiory. Główny pałac obrabowano, przy czym zniszczono bibliotekę i zbiory porcelany. Drugi pałac, w którym mieszkał Tadeusz Czacki, spalony w 1915 r. przez wojska austriackie, przedstawia się obecnie jako kompletna ruina.(…) Ponadto posiada Poryck cerkiew fundacji Czackich , stojącą obok kościoła ładną figurkę Matki Boskiej oraz drewnianą synagogę XVII w.

Kulturotwórcze znaczenie nadał Poryckowi niewątpliwie Tadeusz Czacki. Jego rezydencja stała się zarazem czymś w rodzaju wołyńskiej Biblioteki Narodowej, a także Muzeum Kultury Polskiej na Wołyniu. Czacki z zapałem i znawstwem gromadził księgozbiór, a także zbiory sztuki. Liczącą 32 tys. tomów, czyli olbrzymią jak na owe czasy, bibliotekę zapisał np. Liceum Krzemienieckiemu, po likwidacji którego trafiła ona do Kijowa, gdzie dała podwaliny zbiorom biblioteki tworzonego w Kijowie uniwersytetu. O klasie tej biblioteki najlepiej świadczy fakt, że zawierała ona także nabyty przez Czackiego księgozbiór króla Stanisława Augusta Poniatowskiego.

Osiem tysięcy tomów innych druków, a także prawie sto pięćdziesiąt tysięcy rękopisów zebranych przez Tadeusza Czackiego wdowa po nim sprzedała księciu Adamowi Czartoryskiemu do biblioteki w Puławach. Obcojęzyczną część zbiorów Czackiego nabył natomiast do swej książnicy Tytus hrabia Działyński.

Do I wojny światowej, choć w mniejszej skali, kolejni przedstawiciele rodu Czackich starali się utrzymywać kulturotwórczy etos Porycka. Gromadzili w nim m.in. pamiątki rodzinne. Ich goście podziwiali zwłaszcza wysokie biurko Tadeusza Czackiego, przy którym pisał on wyłącznie na stojąco, a także dębową szafę zawierającą ołtarz kardynała Włodzimierza Czackiego, przywieziony po jego śmierci z Rzymu. O starożytnych korzeniach rodu Czackich przypominał ryngraf Wojciecha Czackiego z czasów Zygmunta III Wazy, wykonany z pozłacanej miedzi. Właściciele Porycka szczycili się też piękną kolekcją porcelanowych serwisów. Ich biblioteka także wróciła do dawnej świetności.

Pierwsza wojna światowa, jak zaznaczono to w cytowanym wcześniej fragmencie przewodnika, mocno nadszarpnęła substancję Porycka. Bardzo powoli dźwigał się on ze zniszczeń. Okrojone dobra nie pozwalały Czackim na remonty siedziby. O wspaniałości ich rodu przypominał tylko kościół w miasteczku, odnowiony w 1856 r. staraniem proboszcza Antoniego Staniszewskiego i Stanisława Czackiego. W nim to w 1943 r. rozegrała się tragedia, którą upamiętniono w Porycku w 2003 r. Nikt się jej wcześniej nie spodziewał. Współżycie Polaków, Ukraińców i Żydów zawsze układało się bardzo dobrze. Także w okresie międzywojennym, gdy zawiadywał nimi Stanisław Czacki. Składały się one wtedy z 6 majątków ziemskich i 4 tys. hektarów

Sytuacja uległa zmianie w 1939 r. Wtedy to z podziemia wyszła Organizacja Ukraińskich Nacjonalistów, a także żydowscy komuniści. Witali oni entuzjastycznie wkraczającą Armię Czerwoną. Wydali w jej ręce aresztowanych polskich policjantów, a także członków Związku Strzeleckiego. Później współpracowali z administracją radziecką w aresztowaniach oficerów rezerwy Wojska Polskiego i polskich urzędników państwowych. Po wkroczeniu do Porycka Niemców, ukraińscy nacjonaliści zaczęli wspierać ich we wszelkich poczynaniach, zwłaszcza wymierzonych w Polaków i Żydów. Szczególnie wyróżnili się w tym ukraińscy policjanci pozostający w służbie niemieckiej. W 1942 dokonali pierwszego mordu, zabijając 12 Polaków. Gdy wiosną 1943 zdezerterowali do lasu, łącząc się z bojówką UPA, jako wiano wnieśli siedmiu zamordowanych Polaków, których wcześniej uprowadzili. Do lata 1943 upowcy składali w Porycku częste wizyty w biały dzień, dokonując pojedynczych zabójstw i rabunków. Miejscowość była całkowicie sterroryzowana i żyła w ciągłym strachu. Przygotowania UPA do całkowitego wymordowania Polaków w Porycku i okolicznych miejscowościach stały się coraz bardziej ewidentne. Zniszczyła ona z jednej strony wszystkie mosty na rzece Łudze, chcąc z jednej strony uniemożliwić Polakom ucieczkę, a z drugiej strony przyjście im z pomocą przez niemiecki garnizon z Włodzimierza. W pierwszych dniach lipca 1943 r. informacje o mającym nastąpić pogromie ludności polskiej były już całkiem pewne. Kontrwywiad AK ustalił m.in., że w okolicznych lasach następuje koncentracja UPA i najpóźniej 20-go lipca 1943 jej oddziały przystąpią do dokonywania masowych rzezi. Przed mającym nastąpić napadem uprzedzali także Polaków chłopi ukraińscy, z których część nie uległa nacjonalistycznemu amokowi. Oni też wywieźli do Iwanicz małżeństwo Zacharczuków, dzięki czemu ocaleli. Zacharczukowa była lekarką leczącą za darmo biednych, czym zaskarbiła sobie wielką wdzięczność Ukraińców. Jej mąż zanim wyjechał wraz z żoną, starał się ostrzegać Polaków przed grożącymi rzeziami, ale ci wobec takich wieści byli bezradni.

W niedzielę 11 lipca 1943 r. proboszcz Porycka ks. Bolesław Szawłowski wiedział już, że atak na wieś może nastąpić lada godzina. Uprzedził go o tym Ukrainiec ze wsi Pawłowka Władymyr Kułaj .Usiłował ostrzec parafian, aby nie przychodzili na sumę. Czterej ministranci chodzili po miasteczku roznosząc hiobową wieść .Mężczyźni w większości zastosowali się do apelu księdza .Na sumę przyszli starcy, kobiety i dzieci. Nie wierzyli, że w czasie mszy Ukraińcy zaatakują kościół. Ci jednak o godz. 11.30 wtargnęli do świątyni. Podczas “Gloria” obrzucili nawę kościoła granatami, otwierając jednocześnie do wiernych ogień z karabinów maszynowych .Ci ,którym udało się przeżyć ostrzał, byli dobijani. Przetrwali tylko ci co udali zabitych, bądź ukryli się pod zwałami trupów, niektórzy zdołali się później wyczołgać i uratować. Ciężko ranny został też ks. proboszcz Bolesław Szawłowski, który wkrótce zmarł zaopatrzony Sakramentami przez wezwanego prawosławnego księdza.

Po dokonaniu rzezi członkowie UPA usiłowali jeszcze wysadzić świątynię w powietrze. W prezbiterium ułożyli stertę słomy, w której umieścili pocisk artyleryjski. Po jej podpaleniu pocisk eksplodował, ale mury świątyni wytrzymały.

Część ocalałych z masakry, za radą Ukraińców nie związanych z UPA, zdecydowała się na natychmiastową ucieczkę, co jak się okazało, uratowało im życie. Następnego dnia bandyci z UPA wrócili, przeszukali Poryck i dobijając rannych. Dokonali również rabunku pozostawionego przez Polaków mienia. Spędzili także okoliczną ludność w celu zakopania trupów w zbiorowej mogile. Banda UPA “odwiedziła” też kościół. Wtedy to w poszukiwaniu Lachów wdarła się do podziemi świątyni, rozbijając groby Czackich i wyrzucając za zewnątrz szczątki wydobyte z trumien.

Jakiś czas później banderowcy jeszcze raz odwiedzili Poryck by zniszczyć, opuszczony przez niewielki niemiecki garnizon jeszcze przed mordem, pałac Czackich.

Akcją UPA w Porycku dowodził niejaki Ohorodniczuk vel Nikołaj Kwiatkowskyj. Z relacji świadków wynika, że wykazywał się wyjątkowym okrucieństwem i zezwierzęceniem. Osobiście dobijał rannych. Nie uszedł sprawiedliwości. Po wojnie został ujęty przez sowieckie organy bezpieczeństwa i jak wielu jego druhów stanął przed sądem. Beznamiętnie przyznał się do popełnienia zbrodni w Porycku. Stwierdził m.in. “11 lipca 1943 razem z grupą UPA liczącą około 20 ludzi wszedłem w czasie mszy św. do kościoła w Pawłowce (Poryck), gdzie w ciągu trzydziestu minut, wraz z innymi zabiliśmy obywateli narodowości polskiej. W czasie akcji zabito 300 ludzi, wśród których były dzieci, kobiety i starcy”.

Odpowiedź, dlaczego UPA zdecydowała się uderzyć tak bestialsko na Poryck jest dla historyków bardzo prosta. To tu zaczynał się jeden z dwóch biegnących przez Wołyń pas polskich wsi. Ciągnął się on następnie przez Włodzimierz Wołyński, Luboml, Kowel, Czartorysk, Stepań, Bereźne na tereny Zasłucza. Jego mieszkańcy znani byli zawsze z patriotycznego zaangażowania. Udzielali pomocy polskim powstańcom narodowym. Ukraińscy nacjonaliści, działając metodycznie, postanowili od Porycka zacząć likwidację polskiego pasa. Zniszczenie pałacu Czackich było także przejawem ich systematycznego działania. Rozkazy UPA publikowane przez Władysława Filara w pracy pt. “Wołyń 1939-1944. Eksterminacja czy walki polsko- ukraińskie”, nie pozostawiają co do tego żadnych wątpliwości. W jednym z nich czytamy: “Likwidować ślady polskości (…). Zniszczyć wszystkie ślady kościołów i innych polskich budynków kultowych. Zniszczyć drzewa przy zabudowaniach tak, aby nie pozostały nawet ślady, że tam kiedykolwiek ktoś żył. Zniszczyć wszystkie polskie chaty, w których uprzednio mieszkali Polacy.(…) Zwraca się uwagę raz jeszcze na to, że jeżeli cokolwiek polskiego pozostanie, to Polacy będą mieli pretensje do naszych ziem”.

Po wojnie zrujnowany kościół w Porycku został rozebrany. Ofiary mordu spoczywały przez lata w bezimiennej mogile obok dzwonnicy kościoła. Szybko uległa ona zapomnieniu. Odkryto ją ponownie po latach, przy kopaniu fundamentów pod budowę sklepu. Szczątki wydobyto i przeniesiono na dawny katolicki cmentarz. Po latach uległ on zapomnieniu. W 1991 r. na nowo został uporządkowany i poświęcony przez ks. Ludwika Kamilewskiego, dziekana okręgu wołyńskiego i rówieńskiego, ogromnie zasłużonego dla odrodzenia Kościoła katolickiego na Wołyniu. Wtedy to po raz pierwszy modlono się za ofiary poryckiej tragedii i upomniano się o ich prawo do pamięci.

U progu 60. rocznicy mordu w Porycku, cmentarz uporządkowano i urządzono od nowa. Choć uroczystość jego otwarcia starannie przygotowano, nie obyło się bez małych skandali. Niektóre napisy zostały zmienione, inne usunięte, co wyraźnie świadczyło, że nie wszyscy ukraińscy politycy chcieli zaakceptować całą prawdę o Porycku. Ostatecznie głównym miejscem na cmentarzu stał się pomnik – płyta w kształcie krzyża, zwieńczona dzwonem z napisem: “Pamięć. Żal. Pojednanie”.

Cmentarz w Porycku, jak powiedziano podczas jego otwarcia, ma symbolizować te wszystkie miejsca na ziemi wołyńskiej, gdzie często w nieznanych i bezimiennych mogiłach leżą Polacy, ofiary czystek etnicznych. Ma “przypominać o kainowej zbrodni, która się na tej ziemi, z takim natężeniem wtedy dokonywała”. W swoim kazaniu na uroczystości odsłonięcia nekropolii Sławoj Leszek Głódź, Biskup Polowy Wojska Polskiego, powiedział m.in.:

“Wiemy dobrze, jak bardzo się starano, aby dramat Wołynia usunąć ze świadomości powojennych generacji, a niekiedy przedstawić w krzywym zwierciadle, czynić z kata ofiarę, zamykać oczy na zbrodnię ludobójstwa. A przecież była to droga do nikąd. Nie zbuduje się niczego dobrego ani na przemilczeniach, półprawdach, fałszach, manipulowaniu historią. Bo przecież Chrystus mówi nam, że “prawda was wyzwoli”. Jedynie spotkanie w prawdzie – choćby to była prawda tragiczna – może stać się podstawą do budowania lepszej przyszłości, do otwierania ku sobie serc. Czas najwyższy stanąć wobec tej prawdy, zmierzyć się z nią, rozpoznać, utrwalić w świadomości. Nie przeinaczać. Więcej, nie plugawić, jak to się niekiedy zdarza”.

Wizyta w Porycku dla każdego Polaka jest z pewnością ogromnym przeżyciem. Krzysztof Kołtun po odwiedzeniu go napisał tomik wierszy “Psałterz z Porycka”. Zawarty w nim wiersz “Rozstrzelany kościół” budzi wzruszenie i wyciska łzy. Powinien zostać wyryty na kamiennej tablicy, bo jest on poetyckim zapisem tego, co wydarzyło się w Porycku przed ponad sześćdziesięciu laty. Jego strofy brzmią następująco:

Chowali się z karabinami

w sadzie, za murem

– w kościele modliły się dzieci.

Weszli Ukraińcy

– butami podeptali modlitwę,

jak do litanii, zaczęli strzelać.

Do każdego.

W głowę, piersi

– tarcze Chrystusowe.

Łuski poraniły Dzieciątko

Przytulone do Matki Bożej

Krwią obryzgał ołtarz,

Progiem kościoła, stróżką

Spłynęła na drogę

– miała prowadzić

przez Ukrainę.

Łzy matek, perłami dzwoniąc

padały, wokół Hostii

Czyż nie mogłeś posłać Aniołów

Herbowych, świętych

Z wołyńskich kościołów,

Boże Mocny!

Od sutanny zabitego księdza,

Z wiązek słomy

– rozpalili ogień.

Nie zapalił się kościół

Wysłany trupami

– długo konających,

wołając Miłość Najdroższą

o utulenie do wiecznego snu

– młodych oczek.

Porzucali ciała do dołu

– przed dzwonnicą.

Zakopali Polaków…

Spokój…

Nigdy dotąd Wołyń z Męczenników

– nie słynął

Teraz – odpowiadają w świecie

– Męczenników Jerozolima –

w niej Poryck, Kisielin, Chrynów, Zabłoćce

i zamordowany Chrystus.

Ten wstrząsający wiersz świadczy, że krzyk tragicznie doświadczonego Wołynia nie milknie. To dobrze, bo gdyby ucichł, jak stwierdził w swoim cytowanym kazaniu bp Sławoj Leszek Głódź: “Kamienie wołać będą” (Łk 19, 40) i przypominać o kainowej zbrodni, która się na tej ziemi z takim natężeniem wtedy dokonała”.

Marek A. Koprowski

1 odpowieź

Zostaw odpowiedź

Chcesz przyłączyć się do dyskusji?
Nie krępuj się!

Leave a Reply

  1. bejski
    bejski :

    A co z napisem , w zasadzie słowem “zamordowanych ” , skutym potajemnie tuż przed jego odsłonięciem , przez Prezydentów Polski i UKrainy. Strona Ukrainy nadal neguje fakt morderstwa? Dawno tam juz nie byłem , może ktoś wie co się dzieje?