Polacy w Czerniowcach Małych

Pełnomocnik Rady d.s. Kultów Religijnych starał się ustalić, ilu takich fanatyków mieszka w Czerniowcach i okolicy. W sprawozdaniu do swych zwierzchników napisał, że jest ich około 2600, ale liczba ta wydawała mu się zaniżona.

Polacy trzymali się mocno

Kościół w Czerniowcach Małych najlepiej widać, jadąc do tego dawnego miasteczka, będącego wciąż dużym skupiskiem Polaków, od Strony Tomaszpola. Stoi na wzgórzu, obok głównej drogi, dominując nad całą okolicą. W takim miejscu kościół mógł powstać i przetrwać tylko w stronach, gdzie Polacy zawsze trzymali się mocno. Jak na podolskie warunki, świątynia ta jest absolutnym unikatem. Każdy zabłąkany z Polski turysta doznaje wielkiego wzruszenia kiedy zapozna się z treścią umieszczonej w kościele pamiątkowej tablicy, z której wynika, że został on zbudowany w 1640 r. przez hetmana wielkiego koronnego Stanisława Koniecpolskiego. W ciągu wieków zmienił on oczywiście swój kształt. Był bowiem odbudowywana ze zniszczeń, a także rozbudowywany. Świątynia popadła w ruinę podczas przynależności Podola do Turków. Wtedy to bowiem na terenie całej diecezji kamienieckiej pozostało tylko 13 czynnych kościołów. W czasie tureckiego zaboru wyludniły się też Czerniowce założone w 1392 r. Należały one do Zamoyskich, później do Koniecpolskich, Lubomirskich i Komarów, a na końcu Jełowieckich. Najbardziej do wskrzeszenia parafii przyczynili się Lubomirscy, którzy przeprowadzili powtórną kolonizację wyludnionych terenów, na wschodnim Podolu, sprowadzając Polaków z ziemi sanockiej i przemyskiej, tworząc tu największe parafie m.in. w Czerniowcach, Murafie i Szarogrodzie.

Wianuszek polskich wsi

Czerniowce zostały oplecione wianuszkiem polskich wsi, takich jak Łozowa, Józkowa, Kosy, Arbamowska Dolina, Sahinka, Wołodyjowce, Borówka, Mazurówka i in. Oprócz kościoła wiele polskich zabytków w Czerniowcach niestety się nie zachowała. Na zdewastowanym katolickim cmentarzu przetrwała tylko kaplica grobowa rodziny Mańkowskich z przełomu XVIII i XIX w. Z kolumnowym portykiem. Mańkowscy byli dziedzicami pobliskich Sahinek i należeli do parafii w Czerniowcach. Z tej rodziny wywodził się m.in. Piotr Mańkowski ostatni biskup reaktywowanej w 1918 r. diecezji kamienieckiej. W kościele w Czerniowcach został ochrzczony, w nim wymodlił swoje powołanie, a z jego „Pamiętników” możemy dowiedzieć się, jak wyglądało wnętrze świątyni i coś niecoś o jego historii. Wielokrotnie ją powiększano, bo była za mała na coraz liczniejszą parafię. Staraniem zamożnych parafian, w tym głównie samych Mańkowskich i ich powinowatych był on stale ozdabiany i doposażany. Ufundowali w nim m.in. dwa boczne ołtarze z włoskiego marmuru. W jednym znajdował się obraz przedstawiający Święta Rodzinę, kopiowany w Neapolu z oryginału Rafaela. W drugim ołtarzu fundatorzy umieścili obraz Chrystusa w Ogrójcu. W nawie świątyni wisiało też wiele innych obrazów, a także wielki rzeźbiony krucyfiks.

Kościół w Czerniowcach Małych miał szczęście nie tylko do fundatorów, ale także księży. W 1913 r. jego proboszczem został ks. Stanisław Kasprzykowski, który kontynuował dzieło ks. Juliana Wituszyńskiego, Walerego Szymańskiego i Ryszarda Rozemberga, dzięki którym polskość w okolicach miasteczka nad rzeką Morachwą trwała i miała się nieźle. W 1913 r. liczyła ona 7082 wiernych. Pod względem wielkości była druga w dekanacie Jampolskim. Większa od niej była tylko parafia w Murafie. Ta miała 10 014 wiernych.

Piętnaście polskich szkółek

Ksiądz Stanisław Kasprzykowski po wybuchu I wojny światowej założył 15 szkółek polskich i utrzymywał je własnym staraniem. Po rewolucji bolszewickiej i wojnie domowej na Ukrainie nie opuścił on swoich parafian, co w obawie przed represjami uczyniło wielu polskich księży. Pracował on w Czerniowcach do 1930 r. , kiedy to został aresztowany i zesłany na 7 lat łagrów na Wyspach Sołowieckich. Przez trzy lata przebywał wcześniej w „politizolatorze” w Jarosławiu nad Wołgą. W 1934 r. ze zniszczonym zdrowiem trafił ostatecznie na Sołowki do wyrębu lasów. W 1936r. zesłano go do miejscowości Karaczejewo k/ Orła. W 1937 r. ponownie został aresztowany . Wszelki ślad po nim zaginał. Najprawdopodobniej w ramach antypolskiej akcji przeprowadzanej w całym Związku Sowieckim został rozstrzelany. W tym samym roku w Winnicy został wymordowany cały tutejszy parafialny aktyw. Tak jak każda na Podolu także i parafia w Czerniowcach Małych ma swoich męczenników, którzy zginęli za wiarę i polskość…

Wymordowanie aktywu parafialnego stanowiło apogeum prześladowań, jakie spadły na polską społeczność Czerniowiec. W tym samym roku odebrano jej też kościół, umieszczając w nim Rejonową Spółdzielnię Spożywców. Rok później wywieziono znaczną część Polaków z Czerwniowiec i okolic do Kazachstanu. Zlikwidowano też polską szkołę i zniszczono XVII- wieczny pomnik ufundowany przez księcia Lubomirskiego dla upamiętnienia zwycięstwa wojsk polskich nad Tatarami.

Nie zniszczyła kościoła

Spółdzielnia Spożywców nie zniszczyła jednak kościoła. Całe jego wnętrze ocalało. Po wkroczeniu Niemców wierni go odebrali i doprowadzili też do wznowienia działalności parafii. Okresowo dojeżdżali do niej posługujący na Podolu polscy kapłani. W liście do administratora diecezji kamienieckiej i żytomierskiej w 1946 r. w kwietniu 1944 r. pisali m.in.: „nasza parafia liczy 8 tysięcy dusz, kościół w najlepszym porządku”. Władze sowieckie początkowo wydawały się akceptować tę sytuację. Nie przeszkadzało im nawet, że wierni oprócz kościoła zbierali się na modlitwie także w kaplicy. W 1946 r. władze nakazały parafii przekazać kaplicę na potrzeby prawosławnych. W listopadzie 1946 r. władze przeznaczyły kościół na tzw. „dom obrony” i radiowęzeł. Bojąc się buntu wiernych, władze zaproponowały wiernym w zamian budynek dawnego żłobka. Ci odmówili, domagając się oddania kościoła. W maju 1947 r. władze zaproponowały wiernym budynek dawnej polskiej szkoły. Była ona większa od żłobka i liczyły one, że to zaspokoi wiernych. W lipcu 1947 r. władze zaostrzyły swoje stanowisko i zaoferowały wiernym mały budynek na cmentarzu. Gdy ci po raz kolejny odmówili, władze przeciągały sprawę, by 30 sierpnia 1949 r. ogłosić parafię w Czerniowcach za nieistniejącą. Wierni się z tym nie pogodzili i każdego roku przypominali o swoim istnieniu, wysyłając petycje żądające zwrotu kościoła i zarejestrowania parafii. Kierowali je nie tylko do władz obwodowych w Winnicy, ale także do władz centralnych w Moskwie. Pisma te rzecz jasna pozostały bez odpowiedzi. W 1956 r. władze urządziły w kościele radiowęzeł i salę gimnastyczną, a rok później zaadaptowały go na kino…

Obawiał się konsekwencji

Wierni z Czerniowiec Małych starali się jeździć do miejscowości, w których czynne były kościoły i ściągali do siebie księży, by na miejscu udzielili sakramentów osobom starszym i chorym. Znalezienie takiego kapłana nie było łatwe. Księży na Naddniestrzu było niewielu, a ich wyjazd w teren z punktu widzenia sowieckiego prawa był nielegalny. Kapłan, który by się na niego zdecydował, musiał się liczyć z odebraniem „sprawki” i pozbawieniem prawa wykonywania funkcji duszpasterskiej. Posługę taką kapłan musiał realizować w absolutnej tajemnicy. Nie zawsze było jednak to możliwe. Przekonał się o tym ks. Wojciech Darzycki. Gdy przyjechał on do wsi Mazurówka, wchodzącej w skład czerniowieckiej parafii i zaczął po domach spowiadać i chrzcić wiernych, towarzyszył mu tłum złożony z czterystu osób – jaki wynika z raportu współpracownika KGB. Mieszkańcy Mazurówki obawiali się, że jak zostawią księdza bez ochrony, to padnie on łupem milicji czy KGB. Zrobili mu jednak niedźwiedzią przysługę. Odmówił on duszpasterzowania w tym rejonie. Wrócił niedawno z łagrów i obawiał się konsekwencji.

Wierni z Czerniowiec regularnie starali się gromadzić na modlitwę na cmentarzu. Według raportu władz z pierwszej połowy lat pięćdziesiątych w dzień powszedni przychodziło na nabożeństwo na cmentarzu od 10 do 30 osób, w niedziele kilkaset, w święta około tysiąca! Tak masowy udział wiernych w modlitewnych spotkaniach doprowadzał władze do szewskiej pasji. Tym bardziej, że modlili się oni również na wiejskich cmentarzach miejscowości, które wchodziły w skład czerniowieckiej parafii takich jak: Mazurówka, Sokół, Ludwikówka i Kosy. Wierni nie tylko modlili się, ale także organizowali masowe demonstracje, domagając się odebrania świątyni. Jedna z nich miała m.in. miejsce w 1956 r. , gdy wierni otrzymali pismo z Rady Najwyższej Ukrainy, w którym jej przewodniczący Kolczenko odmawiał mieszkańcom Czerniowiec zwrotu kościoła. Wzięło w niej udział około trzysta osób. Przyjechała milicja i prokurator. Jeden z liderów czerniowieckiej wspólnoty S. Nosikowski oświadczył przedstawicielom władz, że: „niech mnie rozstrzelają, ale ja wszelkimi dostępnymi środkami będę się starał o zwrot kościoła wiernym, pojadę do Moskwy i będę się zwracał do wszystkich organów sowieckiej władzy”. Jego słowa zostały rzecz jasna starannie zaprotokołowane. Był on „dobrym znajomym” tutejszych urzędników, którzy za jego działalność oraz drugiego lidera parafii S. Kaczyńskiego obrywali od zwierzchników z Kijowa. Ci jeździli ze skargami nie tylko do nich, ale do Moskwy. Tylko w pierwszym półroczu 1956 r. zawozili do władz w imieniu wiernych 23 petycje.

Nieznani sprawcy

Władze, rzecz jasna, przechodziły do porządku dziennego nad listami do wiernych. Starały się utrudnić im spotkania na cmentarzu, celowo go dewastując przy pomocy „nieznanych sprawców”. Ci niszczyli pomniki, krzyże, wyrywali posadzone przez wiernych drzewka.

Spotkania na cmentarzu nasiliły się, gdy najpierw w Szarogrodzie, a potem w Murafie zaczął posługiwać kas. Antoni Chomicki. Władze prawidłowo oceniły, że to on stoi za wzmożoną aktywnością czerniowieckich wiernych. Ci zręcznie wykorzystywali nowelizację sowieckiego prawodawstwa i zdobywali zgodę na jednorazowy przyjazd księdza w celu odprawienia Mszy św. na cmentarzu.

Władze usiłowały też oddziaływać na wiernych w sposób ideologiczno- wychowawczy. W 1958 r. np. przeprowadzono w rejonie czerniowieckim 257 prelekcji o tematyce ateistycznej. Nie przyniosły one jednak wielkich efektów. Prelegenci mówili bardzo ogólnikowo. Żaden z nich nie odważył się wygłaszać prelekcji o tematyce antykatolickiej.

Polacy w Czerniowcach nie dali się jednak zastraszyć. Dzięki ich zdecydowaniu kościół nie został przebudowany. Władze wynajmowały do tego rzecz jasna ekipy budowlane, ale te szybko schodziły z rusztowań. Robotnicy odmawiali pracy. Zdaniem władz byli oni zastraszani przez wiernych i bali się wykonać zleconego zadania. Wywodzili się bowiem z tutejszej społeczności i bali się zemsty sąsiadów. Sąsiadki przypominały im też o karach Bożych , które spadły na nadgorliwych komsomolców, zrzucających krzyże ze świątyń. Obwodowy pełnomocnik d.s. religii usiłował urabiać kobiety z poszczególnych wsi, upatrując w nich główne źródło oporu. Wzywał je do swego gabinetu i usiłował przekonywać do swych racji. Z jego protokołów można jednak wnosić, że trafił na wyjątkowo oporny materiał. Jedynym efektem rozmowy z dwoma Polakami ze wsi Babczyńce J. Pomarańską i M. Ruczkowską , było lepsze zapoznanie się przez pełnomocnika z argumentami parafii. Obie kobiety twierdziły, że: „W Czerniowcach znajduje się najbliższy kościół i nie trzeba utrudniać życia osobom pracującym w kołchozie, by chodzili do innej parafii. Kiedy nam odebrano kościół w Czerniowcach, to niektóre starsze osoby chodziły modlić się na cmentarz katolicki, a młodzież i osoby w średnim wieku chodziły się modlić do Szarogrodu. Do tego kościoła odległość z naszej wioski wynosi 45 km, a do Murafy około 60 km. I my wierzący katolicy w piątek wykonujemy po dwie normy, żeby pójść w niedzielę pomodlić się do Boga”. Polki wyśmiały też argumenty pełnomocnika sugerujące, że budynek kościelny był potrzebny władzom do celów upowszechniania kultury. Pomarańska oświadczyła, że: „Państwo dysponuje środkami na budowę domów kultury. Popatrzcie, jaki dom kultury we wsi Czerniowce i u nas we wsi Babczyńce. Jaki dom zbudowali dla rejonowego komitetu partii, zbudowaliby kino lub emitowali filmy w nowym domu kultury, a nie zabieraliby nam kościoła”. Rezolutne Polki zapowiedziały też pełnomocnikowi, że: „będziemy pisać do wszystkich sowieckich instancji, dopóki nie otrzymamy kościoła do swojej dyspozycji”.

Poszedł na marne

Pełnomocnik, co można wnioskować z jego raportu dla zwierzchnika w Kijowie, był zszokowany rozmową z Polkami. Nie były to bowiem jakieś leciwe babcie, którym władze nie mogły nic zrobić. J. Pomarańska miała 23 lata, a M. Ruczkowska byłą jeszcze młodsza i liczyła 20 lat. Obie były urodzone i wychowane na sowieckiej Ukrainie, co wskazywało jednocześnie , że polskie rodziny w wianuszku wsi otaczających Czerniowce Małe trzymają się mocno, a cały okres stalinowskich prześladowań poszedł na marne. Pełnomocnik Rady d.s. Kultów Religijnych starał się ustalić, ilu takich fanatyków mieszka w Czerniowcach i okolicy. W sprawozdaniu do swych zwierzchników napisał, że jest ich około 2600, ale liczba ta wydaje się zaniżona. Na warunki sowieckiej Ukrainy i ta ilość była duża i w takich przypadkach władze z reguły godziły się na rejestrację parafii zdając sobie sprawę, ze przy tak znacznej liczbie wiernych nie da się z dnia na dzień zlikwidować wspólnoty. Czerniowce obok Tomaszpola były jedyna parafią istniejącą po wojnie, w stosunku do której zastosowano tak drastyczne środki. Władze uznały w końcu to za błąd, ale nie chciały się wycofać, by wierni nie potraktowali tego jako przejaw jej słabości.

Wierni z Czerniowiec konsekwentnie walczyli o swoje. Regularnie modlili się na cmentarzu i kilka razy do roku, bo wolno im było to czynić najwyżej 3 razy w roku. Za specjalnym zezwoleniem zapraszali do siebie kapłana, by odprawił Mszę św. i udzielił wiernym sakramentów. KGB sugerowało pełnomocnikowi, by wyznaczył do spotkań z kapłanem jedną chatę. Zajmujący się Czerniowcami funkcjonariusz tłumaczył w piśmie do pełnomocnika, że: „jeśli ksiądz będzie chodził do każdego domu, to jeszcze gorzej, ponieważ tam są małe dzieci, uczniowie i nie potrzeba, żeby oni byli świadkami wykonywanych obrzędów religijnych”.

Od Winnicy do Moskwy

Opinia KGB była jak się wydaje przyczyną wydania wiernym zgody na budowę kaplicy. Gromadzących się wiernych w jednym miejscu było łatwiej kontrolować. Głównymi jednak sprawcami zmiany podejścia władz od ich wspólnoty były permanentne zabiegi wiernych o jej legalizację. Na początku lat sześćdziesiątych napisali oni do Rady Obwodowej w Winnicy 126 skarg, do wyższych instancji partyjno-państwowych 78. Radę Obwodową „odwiedziło” 9 delegacji z Czerniowiec, Kijów -10, a Moskwę- 6.

W 1964 r. Pełnomocnik Rady d.s. Kultów Religijnych z Winnicy pisał do przełożonych o wspólnocie w Czerniowcach: (…) Należy przyznać, że przez zamknięcie kościoła i wyrejestrowanie parafii zamierzonych rezultatów nie osiągnęliśmy. Parafia w rzeczywistości się nie rozpadła, a przeciwnie działa z jeszcze większym fanatyzmem. Aktualnie sprawą zajmują się władze obwodowe i możliwe, że będą podjęte decyzje w tym kierunku, aby wspólnocie katolickiej we wsi Czerniowce , rejon Mohylew Podolski udzielić zezwolenia na rejestrację i nabycie budynku dla potrzeb kultu. Możliwy będzie wynajem lub budowa na cmentarzu prymitywnego budynku kaplicy”. Do budowy kaplicy w Czerniowcach droga byłą jednak daleka. Dopiero w 1973 r. wzniósł ją ks. Bronisław Biernacki z Baru. Najpierw bowiem kaplica powstała i została zarejestrowana w domu prywatnym stopniowo rozbudowywanym. Był on jednak za mały dla tak dużej parafii. Kaplica zbudowana przez księdza Biernackiego też nie była duża, ale swobodnie mogło się w niej pomieścić sto osób i stanowiła ona namiastkę prawdziwego kościoła. Gdy „pierestrojka” dotarła na Ukrainę, wierni z Czerniowiec zaczęli na nowo starać się o odzyskanie kościoła. Ich działania nie wzbudziły entuzjazmu u władz. Wprost przeciwnie. Mimo, że stan kościoła był opłakany i wymagał on pilnego remontu, władze obwodowe nie chciały go oddać. W Czerniowcach Małych wybuchła prawdziwa wojna. Gdy wierni zaczęli pikietować kościół, milicja usunęła ich siłą. Wierni na drugi dzień urządzili pod świątynią prawdziwą manifestację, ale ściągnięty oddział OMON-u użył przeciwko nim nie tylko pałek, ale działek wodnych. Wierni się nie przelękli. Za kilka dni wdarli się do kościoła i zalegli na niej krzyżem. Milicja znów przyjechała i dla zmuszenia wiernych do opuszczenia świątyni użyła gazu łzawiącego. Przepychanki takie trwały w sumie 9 miesięcy. Dopiero wtedy władze skapitulowały. Po uporządkowaniu jego wnętrza i adaptacji został on poświęcony przez biskupa Edwarda Białogłowskiego z Przemyśla w 1989 r. Parafia zaczęła wracać do normalnego życia.

Marek A. Koprowski

0 odpowiedzi

Zostaw odpowiedź

Chcesz przyłączyć się do dyskusji?
Nie krępuj się!

Dodaj komentarz