Polacy też są

Na Zakarpaciu mieszkają także Polacy. Centrum ich życia, tak jak większości mniejszości narodowych w tym regionie stanowi Użgorod.

Znaleźć w Użgorodzie siedzibę Towarzystwa Kultury Polskiej Zakarpacia im. Gniewy Wołosiewicz nie jest łatwo. Na gmachu, w którym się mieści, nie ma szyldu. Samo towarzystwo nie zajmuje też w nim jakichś eksponowanych sal. Arenduje, jak to się mówi po ukraińsku, jedno z pomieszczeń w piwnicy budynku. Żartując można by powiedzieć, że funkcjonuje w podziemiu. Towarzystwo działa oczywiście legalnie, choć żadnej pomocy od państwa ukraińskiego nie otrzymuje. Dzięki niemu tradycja polskiego trwania na Podkarpackiej Rusi została zachowana i ma szanse na przedłużenie. Choć ziemia ta nie wchodziła nigdy w skład ziem wschodnich I Rzeczpospolitej tylko Królestwa Węgier, to Polacy zawsze tu mieszkali. Spisy narodowościowe sporządzane w XIX w. zawsze wykazywały ich obecność, choć zaznaczyć trzeba, że nigdy ich obecność nie była wielka. Oscylowała wokół liczby tysiąca osób. Choć nie można powiedzieć, że ma ona na Podkarpaciu charakter autochtoniczny, jak w przypadku Słowaków czy Węgrów, to z pewnością trzeba przyjąć, że tradycje jej osadnictwa na tym obszarze sięgają co najmniej 150 lat! W Użgorodzie są też groby żołnierzy polskich. Nie zginęli oni co prawda pod polskimi sztandarami, tylko w szeregach wojsk austro-węgierskich, walcząc z armia carską, która wtargnęła na Podkarpacie w czasie I wojny światowej, ale krew żołnierska wymaga szacunku.

Polskie groby w Użgorodzie

– Cmentarz żołnierzy poległych w czasie I wojny światowej znajduje się na tzw. Szachcie k/ Centrum Kardiologii – mówi Halina Wakarowa prezes Towarzystwa. – Są na nim pochowani żołnierze polegli w okolicach Użgorodu, jak i zmarli z ran w tutejszym szpitalu. Są wśród nich Czesi, Węgrzy, Słowacy, ale Polaków też jest sporo. Cmentarz ten w czasach sowieckich był strasznie zapuszczony, ale obecnie, głównie dzięki staraniom strony czeskiej jest oczyszczany i rewaloryzowany. Ma tam powstać płyta o długości 50 m, na której wszystkie państwa, których żołnierze spoczywają na nekropolii będą mogły umieścić ich nazwiska. Władze polskie są tym także zainteresowane. Konsul Generalny z Lwowa był już w Użgorodzie. Sądzę, że takich pamiątek na terenie obwodu jest więcej. Trzeba ich tylko szukać.

Towarzystwo Kultury Polskiej Zakarpacka im. Gniewy Wołosiewicz powstało z inicjatywy jej prezesa Haliny Wakarowej, lekarza seksuologa, kobiety nietuzinkowej i oddanej idei podtrzymywania polskości w tej części Ukrainy. Znakomicie mówi po polsku. Głównie dlatego, że pochodzi z Mościsk, miejscowości przylegającej niemal do polskiej granicy. Do Użgorodu przyjechała za mężem, pochodzącym z Zakarpacia.

Lekarze na czele

– Formalnie nasze Towarzystwo zostało zarejestrowane w 1995 r. – wspomina Halina Wakarowa. – Utrzymując kontakty ze Lwowem dowiedziałam się, że poprzez Konsulat RP w tym mieście można wysłać dzieci z polskich rodzin na studia do Polski. Utrzymywałam kontakty z wieloma polskimi rodzinami, głównie z lekarskimi ze szpitala, w którym pracowałam i w ich imieniu pojechałam do Lwowa, żeby rozpoznać sytuację. Miały dzieci, które tez były zainteresowane podjęciem studiów w kraju przodków. W Konsulacie spotkałam konsula Henryka Litwina, który później został konsulem generalnym, bo wtedy jeszcze Konsulatu Generalnego we Lwowie nie było. Ożywił się, gdy się dowiedział, że na Zakarpaciu też mieszkają Polacy. Nic mu o tym nie było wiadomo. Zaproponował, że spotka się z nami. Zrobiłam spotkanie w szpitalu i zaprosiłam go na nie. Przyjechał i wytłumaczył nam, że jeżeli utworzymy towarzystwo i uzyskamy status prawny, to łatwiej nam będzie uzyskać pomoc z Polski. Kilka tygodni później zarejestrowaliśmy towarzystwo. Od samego początku miało ono swoją specyfikę. Dominowała w nim inteligencja. Samych lekarzy ze Szpitala Obwodowego należało do niego dziesięciu. Poza tym sporo było osób z wyższym wykształceniem. Ludzie tylko z maturą stanowili wśród nas zdecydowaną mniejszość.

Nie tworzą zwartych skupisk

Ton Towarzystwu od początku nadawali lekarze. Mieli w tym własny interes. Po rozpadzie ZSRR, gdy kryzys ekonomiczny na Ukrainie się nasilił, tutejsze środowisko lekarskie straciło kontakt z europejską medycyną. Przestała docierać do niego literatura naukowa, przestano zapraszać lekarzy z Zakarpacia na konferencje naukowe itp. Lekarze Polacy liczyli, że w nowych realiach dzięki Polsce nawiążą na nowo kontakty naukowe. Zorganizowaliśmy od razu przy Towarzystwie szkołę sobotnio-niedzielną, uczestnicy której poznawali język polski, historię Polski, geografię itp. Wysłaliśmy też dzieci na kolonie do Polski. Można powiedzieć, że zajęliśmy się typowa pracą odrodzeniową. Znaczna część dzieci naszych członków nie miała bowiem dotąd możliwości pielęgnowania swojego języka i kultury. Generalnie rzecz biorąc większość Polaków, pozostających w orbicie naszego działania pochodzi z dawnych Kresów. Głównie z Obwodów: Chmielnickiego, Winnickiego, Iwanofrankowskiego, Tarnopolskiego i in. W sumie w orbicie naszego Towarzystwa pozostaje około dwustu. Tylu oczywiście nie jest aktywnych. Przychodzą na spotkania od czasu do czasu. Stale działających jest ze czterdzieści osób. Ilu Polaków mieszka w całym obwodzie, nie wiadomo. Nie tworzą oni zwartych skupisk i trudno do nich dotrzeć. Trzeba tez pamiętać, że bardzo niewielu Polaków na Zakarpaciu żyje w czysto polskich rodzinach. Większość rodaków ma za małżonków Rosjan, Ukraińców, Węgrów czy Rumunów. W takich rodzinach najczęściej po polsku się nie rozmawia, tylko po ukraińsku. Najstarsi przybyli tu w czasach sowieckich. Większość z nich ma już jednak dorosłe dzieci i wnuki. Co najmniej dwa pokolenia Polaków z Zakarpacia mogą mówić, że są tutejsze.

Partnerzy z Polski

Towarzystwu udało się znaleźć partnerów w Polsce, dzięki czemu możliwości jego działania znacznie się zwiększyły. Jarosław przekazał mu bibliotekę, liczącą 6 tysięcy tomów. Uwagę na Towarzystwo zwróciły również władze województwa podkarpackiego. Sekcja lekarska Towarzystwa nawiązała upragnione kontakty ze środowiskami medycznymi w Polsce, między innymi ze Śląską Akademią Medyczną. Pośredniczyła w zawarciu umowy o współpracy między tą uczelnią a wydziałem medycznym Użgorodzkiego Uniwersytetu. Oczkiem w głowie Prezes Towarzystwa zawsze była Szkółka Sobotnio-Niedzielna im. Ks. Józefa Tischnera. Dzięki niej dziesiątki polskich dzieci nauczyło się języka przodków i zaczęła jeździć na kolonie do Polski. Spora grupa młodzieży z Zakarpacia wyjechała też na studia do Polski. Część jej została, ale większość wróciła i jest obecnie ambasadorami polskości w obwodzie. Dzięki staraniom Towarzystwa od ubiegłego roku w Średniej Szkole

Nr 5 język polski jest nauczany jako drugi język obcy. Szkoła ta dzięki Towarzystwu nawiązała współpracę jednym z gimnazjum warszawskim, dzięki czemu młodzież z Użgorodu pojechała do polskiej stolicy, a warszawska przyjechała do miasta nad rzeką Uż.

– Takie wyjazdy są bardzo ważne – podkreśla Halina Wakarowa. – Tutejsza młodzież, jeżeli wyjeżdża za granicę, to przede wszystkim kieruje się na południe do Rumunii, Węgier i Słowacji. Polska młodzież też rzadko zagląda na Zakarpacie. Od naszych „studentów”, kształcących się w Polsce wiem, że jak mówią swoim polskim rówieśnikom, skąd pochodzą, to robią wielkie oczy. Nie wiedzą, że na Ukrainie jest taki obwód.

Polski w szkole

Obecnie ciężar nauczania języka polskiego przesunął się do wspomnianej Średniej Szkoły Nr 5, której dyrektor też jest członkiem Towarzystwa. Dzięki jego życzliwości w szkole nadal działa też Szkółka Sobotnio-Niedzielna. Prowadzi ja szkolna polonistka, dzięki czemu nadal mają możliwość uczenia się języka polskiego dzieci, które nie uczęszczają do Średniej Szkoły Nr 5.

– Przy prowadzeniu szkółki sobotnio-niedzielnej bardzo pomogli nam nauczyciele z Polski, a konkretnie z niezbyt odległego Sanoka – podkreśla Halina Wakarowa. – Najpierw była Marta Kowalewska, potem jej mąż Jerzy Kowalewski, a następnie Danuta Pęcherek.

Towarzystwo współpracuje też z Filią Kijowskiego Uniwersytetu Slawistyki, utworzonej w Użgorodzie.

– Studenci polonistyki tej uczelni korzystają z naszej biblioteki – mówi prezes Wakarowa. – Najczęściej są to także osoby, pochodzące z polskich rodzin, które później zwykle utrzymują z nami kontakt. Często przychodzą do nas też starsze Ukrainki, pochodzące z Lwowszczyzny, które chodziły jako dzieci do polskich szkół i proszą, żeby wypożyczyć polską książkę, bo chciałyby sobie poczytać. Operują one piękną polszczyzną i aż miło słuchać, jak mówią. Zdarza się też, że przychodzą one na nasze imprezy. Głównie na wigilię, którą zawsze staramy się obchodzić. Wielu Ukraińców, a także przedstawicieli innych narodowości uczestniczy w organizowanych przez nas obchodach polskich świąt narodowych. Przeprowadzamy je z reguły w Teatrze Lalek. Ściągamy z Polski jakiś zespół i łączymy akademię z koncertem. Zawsze na tego typu uroczystości zapraszamy też kierownictwo innych towarzystw mniejszości narodowych, których w Użgorodzie jest kilkadziesiąt. Staramy się trzymać razem, mamy przecież te same problemy.

Trudności finansowe

Głównym problemem Towarzystwa, spędzającym sen z powiek prezes Wakarowej są trudności finansowe związane z utrzymaniem lokalu.

– Właściciel budynku czyli Rada Obwodowa, wynajmująca nam lokal w piwnicy, traktuje nas na równi z bankami i organizacjami komercyjnymi – ubolewa Halina Wakarowa. – Tymczasem my nie prowadzimy tu żadnej działalności gospodarczej i nie zarabiamy żadnych pieniędzy. Wspiera nas Stowarzyszenie „Wspólnota Polska”, ta jednak przekazuje nam środki na opłacenie lokalu z ogromnym opóźnieniem. Z reguły w drugim półroczu. Nigdy też do końca nie wiemy, czy dostaniemy dotację, czy nie dostaniemy. Tymczasem właściciela to nic nie obchodzi. Grozi, że jak nie zapłacimy, to nas wyrzuci. Mieliśmy już kiedyś sprawę sądową, zablokowane konto itp. Nie chcielibyśmy tracić tego lokalu. Znajduje się on w samym środku miasta i nasi członkowie mogą łatwo do niego dotrzeć. Mamy tu bibliotekę, telewizor, komputer, kserokopiarkę, przekazane nam przez Fundację „Pomoc Polakom na Wschodzie” i Konsulat Generalny RP we Lwowie. Sami jesteśmy za biedni, by utrzymać lokal. Składki opłacane przez naszły członków są niewielkie. Wyższych nie możemy ustalić, bo nikt ich nie zapłaci. Lekarz zarabia od 100 do 150 dolarów, co jak na tutejsze warunki jest kwotą śmieszną…

Na co dzień Helena Wakarowa współpracuje z prezesami innych towarzystw mniejszości narodowych.

Popieramy starania

– Staramy się żyć tu jak w jednej rodzinie tworzyć atmosferę zrozumienia i tolerancji – podkreśla. – Żyje się nam tu dobrze, można powiedzieć, że lepiej niż w innych obwodach Ukrainy. Gdy jestem z dziećmi w Mościskach w sąsiednim obwodzie lwowskim, to mama zwraca mi uwagę, bym w miejscach publicznych nie rozmawiała z nimi po polsku, bo jest to niemile widziane przez żyjących tu Ukraińców. Jak ktoś z mieszkańców, nie turystów zaczyna mówić np. w autobusie czy pociągu po polsku, to otrzymują radę, by przeprowadził się do Polski i tam sobie po polsku rozmawiał, bo tu jest Ukraina…W Użgorodzie problem ten tak jaskrawo nie występuje. Na jednym podwórku zgodnie bawią się dzieci ukraińskie, węgierskie, słowackie, rusińskie, cygańskie. Każde z nich zdaje sobie sprawę ze swej tożsamości, bo w rodzinach rozmawiają z reguły w ojczystych językach, ale nie uważa się za lepsze od innych. Każde czuje się u siebie. Owszem, tu i ówdzie mogą zdarzyć się jakieś szowinistyczne chuligańskie wybryki na tle narodowościowym, ale są to tylko wybryki, a nie stała praktyka. Popieramy oczywiście starania Ukrainy o przyjęcie do Unii Europejskiej. Uważamy bowiem, że Zakarpacie jako jedna z bram Ukrainy do południowej i środkowej Europy może tylko na tym skorzystać. My jako mieszkańcy Zakarpacia już czujemy się jej ambasadorami u naszych sąsiadów. Staramy się również na Zakarpaciu upowszechniać europejskie wartości. Ukraina musi bowiem do reszty zrzucić z siebie sowieckie brudy i otworzyć się na świat. Zakarpacie w tym procesie jest bez wątpienia na przedzie i innym regionom Ukrainy może służyć za wzór.

Marek A. Koprowski

0 odpowiedzi

Zostaw odpowiedź

Chcesz przyłączyć się do dyskusji?
Nie krępuj się!

Leave a Reply