Polacy o Domu Polskim we Lwowie: Budynek z działką, albo wcale!

Prawie 4 miesiące temu władze Lwowa szumnie ogłosiły, że Rada Miasta przekazała na „Dom Polski” budynek przy ul. Szewczenki 3A. Problem w tym, że władze Lwowa chcą oddać w dzierżawę na 49 lat jedynie sam budynek, bez działki. Polskie organizacje i polski konsulat stanowczo odrzucają taką ofertę.

„Dom Polski powinien być – i będzie”

Podczas ubiegłorocznej wizyty we Lwowie prezydent Ukrainy, Wiktor Janukowycz, odpowiadając na pytanie przedstawiciela mniejszości polskiej, stwierdził, że „Dom Polski we Lwowie powinien być, i będzie”. Wkrótce potem Ministerstwo Obrony Ukrainy zaoferowało przekazanie na ten cel swego budynku kwatermistrzowskiego przy ulicy Szewczenki 3A (w pobliżu dawnego kościoła św. Anny), o powierzchni użytkowej ok. 1100 m. kw. Po wstępnej akceptacji tej oferty przez przedstawicieli organizacji polskich, ukraińskie ministerstwo – zgodnie z obowiązującą procedurą – zrzekło się tej nieruchomości na rzecz władz samorządowych Lwowa (pod warunkiem przekazania jej na „Dom Polski”).

Projekt uchwały w tej sprawie został przedstawiony na sesji Rady Miasta dopiero 11 kwietnia 2013 roku, jednakże do glosowania nie doszło, bo radni nie mieli jasności co do kwestii własności działki pod budynkiem. Wniesiona ponownie do porządku dziennego na sesji 25 kwietnia, uchwała znowu nie była głosowana, ponieważ radni „Swobody” (skrajnie nacjonalistycznej partii mającej większość w Radzie Miejskiej) tuż przed głosowaniem gremialnie opuścili salę obrad. Przed wyjściem zdążyli natomiast przegłosować apel do rządu i prezydenta Ukrainy o zaprotestowanie przeciwko wniesieniu do Sejmu RP przez polskich parlamentarzystów projektu uchwały potępiającej ludobójstwo OUN-UPA na Wołyniu sprzed 70 lat.

Ostatecznie 30 maja br., Rada Miasta Lwowa większością głosów (z poparciem radnych „Swobody”) przyjęła uchwałę o przekazaniu Polakom w dzierżawę (pół)wieczystą budynku przy ul. Szewczenki 3A na „Dom Polski” – ale bez działki.

Bez działki – nie do przyjęcia

Teoretycznie do dyspozycji mniejszości polskiej jest więc sam budynek. Teoretycznie. Bo jak to ostatnio sprawdziłem – intendentura wojskowa wciąż zajmuje nieruchomość przy ul. Szewczenki 3A. Na portierni powiedziano mi wręcz, że wojskowe kwatermistrzostwo nie ma innego budynku, do którego mogłoby się przenieść, więc właściwie nie wiadomo, kiedy się wyprowadzi.

Aktualnie nie ma to jednak większego znaczenia w sytuacji odrzucenia przez stronę polską oferty przekazania na Dom Polski budynku bez działki, na której stoi. Prezes Emilia Chmielowa z Federacji Organizacji Polskich na Ukrainie, jak również prezes Emil Legowicz z Towarzystwa Kultury Polskiej Ziemi Lwowskiej (największej polskiej organizacji w obwodzie lwowskim), mówią jednym głosem: „albo budynek z działką, albo wcale”. Co więcej, ich zdaniem mniejszość polska we Lwowie powinna otrzymać tę nieruchomość na własność, tak samo jak mniejszość ukraińska w Przemyślu otrzymała od miasta prawo własności do Domu Ukraińskiego.

Konsul generalny RP we Lwowie, Jarosław Drozd, zagadnięty przez „Gazetę Polską”, też zdecydowanie odrzuca wersję „Domu Polskiego” bez działki. W obecnym stanie budynek ten po prostu nie nadaje się na potrzeby centrum kultury polskiej i musiałby być odpowiednio rozbudowany. A przecież nikt poważny nie będzie inwestować w przebudowę i rozbudowę budynku bez praw własnościowych do działki, na której stoi – argumentuje konsul Drozd. Podkreśla on jednakże, iż dzierżawa (pół)wieczysta nie stanowi tu problemu, bo jest – tak jak i „dzierżawa wieczysta” w Polsce – jakąś formą własnościową, którą w przyszłości będzie można przekształcić w pełne prawo własności.

Aktualnie konsul generalny czyni starania o pozyskanie dla przyszłego Domu Polskiego zabudowań technicznych (m.in. garaż) przylegających do oferowanego przez miasto budynku. W sumie chodzi o grunt pod i wokół budynku o powierzchni ok. 4 tys. m. kw.

-Tylko wtedy można będzie rozbudować budynek odpowiednio do potrzeb przyszłego centrum kultury polskiej, a jednocześnie urządzić parking dla osób korzystających z tego ośrodka, bo aktualnie nie ma tu praktycznie żadnej możliwości parkowania – mówi Jarosław Drozd. W odczuciu konsula sprawa pozyskania działki jest „w zasadzie na dobrej drodze”, choć nie do końca, bo wciąż nie ma decyzji władz miejskich.

Rozczarowany prezydent Przemyśla

Gdy 21 marca 2011 roku prezydent miasta Przemyśla, Robert Choma, przekazywał mniejszości ukraińskiej prawo własności do „Domu Ukraińskiego” (symbolicznie sprzedanego Związkowi Ukraińców w Polsce za jeden procent wartości, a przed przekazaniem pokrytego na koszt miasta nowym dachem), wyraził nadzieję, że będzie to przykładem oraz impulsem dla samorządu Lwowa do podobnego działania wobec tamtejszej mniejszości polskiej. Dzisiaj prezydent Choma nie kryje swego rozczarowania:

-Wyrażałem wówczas oczekiwania nie tylko moje, ale także Rady Miejskiej, mieszkańców Przemyśla i w ogóle wszystkich Polaków. Wierzyliśmy w respektowanie przez naszych partnerów dobrych obyczajów, ale też i licznych deklaracji wysokich przedstawicieli Lwowa i Ukrainy. Domu Polskiego wciąż jednak nie ma, no i ci, którzy wówczas byli sceptykami, dzisiaj wypominają nam: „A nie mówiliśmy, żeby jednostronnie nie przekazywać budynku na „Dom Ukraiński”, tylko czekać, aż podobną decyzję podejmie strona ukraińska?” Wciąż oczekujemy ze strony mera i Rady Miejskiej Lwowa czytelnego sygnału, że oni naprawdę chcą załatwienia kwestii własnościowych i powstania „Domu Polskiego” – podsumowuje Robert Choma, przyznając rację konsulowi Drozdowi, że oferta przekazania budynku bez działki jest niemożliwa do zaakceptowania.

Rozczarowanie prezydenta Chomy dotyczy również postawy Związku Ukraińców w Polsce, który do tej pory nie był w stanie zagospodarować otrzymanego na własność „Domu Ukraińskiego”. Budynek przy ul. Kościuszki 5 w Przemyślu, zamiast tętnić życiem kulturalnym, jak to ponad dwa lata temu zapowiadali przedstawiciele mniejszości ukraińskiej, wciąż robi wrażenie zaniedbanego i stojącego pusto. Jest to niewątpliwie jedna z plam w wyglądzie uroczej przemyskiej Starówki.

Mer na „wylocie”?

Jak twierdzą niektórzy, to głównie mer Lwowa aktualnie blokuje przekazanie Polakom działki, na której stoi oferowany budynek. Swoją drogą, sytuacja mera Andrija Sadowego wydaje się bardzo niepewna. Od dawna jest on ostro krytykowany przez radnych „Swobody”, którzy mają większość w Radzie Miasta. Aktualnie podobno dysponują realną możliwością odsunięcia go od władzy i przejęcia dla swojej partii stanowiska mera (będącego jednocześnie przewodniczącym Rady Miejskiej).

Ostatnio ataki na mera Sadowego przybrały postać wręcz brutalną, choć nie ma twardych dowodów, że stoi za tym partia „Swoboda”. Jak pisała prasa lwowska, Andrij Sadowyj dwukrotnie został napadnięty i pobity na ulicy, a w niedzielę 22 września na rusztowaniu remontowanej kamienicy w Rynku pojawił się transparent przedstawiający podobiznę mera Sadowego z przestrzeloną głową i z wypisanym żądaniem, aby ustąpił z zajmowanego stanowiska. Rozrzucono też ulotki o tej treści. Ukraińscy dziennikarze dotarli zresztą do autorów tego wydarzenia i opublikowali rozmowę z nimi, ale zachowując w tajemnicy ich nazwiska i powiązania polityczne.

Nie wiadomo, jakie ostatecznie stanowisko co do przekazania Polakom działki zajmie mer Andrij Sadowyj, ale wiadomo, że w ciągu dwóch swoich kadencji – szermując wprawdzie pozytywnymi deklaracjami – nie podjął w istocie żadnego realnego działania w celu powstania we Lwowie „Domu Polskiego”. W reakcji na fakt przekazania Domu Ukraińskiego w Przemyślu na własność Związkowi Ukraińców w Polsce, zdobył się on jedynie na niemożliwą do przyjęcia propozycję przekazania odległej od centrum miasta działki, na której lwowscy Polacy mieliby sami sobie zbudować „Dom Polski”. Zawsze też odrzucał możliwość przekazania na ten cel np. historycznego „Domu Sokoła” przy ul. Łyczakowskiej (użytkowanego przez parę społecznych organizacji ukraińskich).

Zadecyduje „Swoboda”?

Jeśli „Swoboda” rzeczywiście przejmie stanowisko mera miasta, to już wyłącznie od niej będzie zależał los „Domu Polskiego” we Lwowie. Jakiej decyzji można oczekiwać od partii, której ideologia i program polityczny zasadzają się na przekonaniu, że obywatele Ukrainy narodowości ukraińskiej (jako nacja rdzenna) powinni mieć więcej praw, aniżeli przedstawiciele mniejszości narodowych.

-Narodowość ukraińska powinna dominować w parlamencie, w rządzie, w organach wykonawczych władzy, w formacjach siłowych i służbach specjalnych, a także w biznesie. Sektor ekonomiczny powinien być pod kontrolą przedstawicieli ukraińskiej nacji, co nie przeczy możliwości zagranicznych inwestycji w Ukrainie, i nie przeczy też możliwości dzierżawienia ziemi przez obcokrajowców. Jednakże sprzedaż ziemi powinna być ograniczona wyłącznie do osób narodowości ukraińskiej – powiedział w udzielonym mi wywiadzie prasowym Jurij Michalczyszyn, jeden z najbardziej radykalnych przedstawicieli partii „Swoboda”, obecnie deputowany do parlamentu ukraińskiego. Dodał co prawda, że „pewne prawa konstytucyjne i niezbywalne prawa człowieka przysługują każdemu obywatelowi Ukrainy, niezależnie od pochodzenia”. W jego przekonaniu, wyznawana i proponowana przez „Swobodę” zasada narodowej proporcjonalności we władzach kraju wyszłaby na dobre mniejszości polskiej. -Obecnie Polacy nie mają żadnego przedstawiciela w parlamencie Ukrainy, a mieliby, gdyby „Swoboda” przejęła władzę – twierdzi Michalczyszyn, a potwierdza to Rusłan Koszuliński, wicemarszałek ukraińskiego parlamentu z ramienia „Swobody”.

–W przygotowywanym osobiście przeze mnie projekcie ustawy o mniejszościach narodowych, „Swoboda” proponuje każdej mniejszości narodowej proporcjonalne uczestniczenie we władzach na każdym szczeblu. I jeśli jest w Ukrainie mniejszość polska, żydowska czy ormiańska, to te mniejszości powinny mieć swego przedstawiciela także w ukraińskim parlamencie – zapewnia Koszuliński w udzielonym mi wywiadzie prasowym. Gdy spytałem, czy ukraiński nacjonalizm głoszony przez „Swobodę” został uwspółcześniony, czy też przejęty wprost od OUN Stepana Bandery, usłyszałem w odpowiedzi: -„Tak, to jest dokładnie nacjonalizm banderowski”.

Czy partia polityczna otwarcie kontynuująca ideologię, która doprowadziła do ludobójczej czystki etnicznej na polskich mieszkańcach wschodnich kresów II RP, jest w ogóle w stanie wykazać się życzliwą wyrozumiałością dla problemów mniejszości narodowej?

I tak, i nie. Gdyby społeczność polska w Ukrainie miała rozmiary ok. 10-miilionowej mniejszości rosyjskiej, to zapewne nie mogłaby na to liczyć (obaj moi rozmówcy nie ukrywali, że ich partia jest nieprzychylna jedynie wobec mniejszości rosyjskiej „stanowiącej piątą kolumnę”). Niewielka (paruset-tysięczna) i wciąż „topniejąca” mniejszość polska nie stanowi właściwie żadnego zagrożenia dla tej dominacji narodowości ukraińskiej, o której mówi Michalczyszyn.

Zasada parytetu

W kwestii „Domu Polskiego” we Lwowie obaj wpływowi przedstawiciele partii „Swoboda” wyznają zasadę parytetu i przyznają, że skoro w Przemyślu władze przekazały „Dom Ukraiński” tamtejszej mniejszości ukraińskiej, to mniejszość polska we Lwowie powinna posiadać swój „Dom Polski”. Tę samą zasadę odnosi Michalczyszyn do problemu zwrócenia rzymsko-katolikom kościoła św. Marii Magdaleny we Lwowie. – Jeśli władze w Polsce oddadzą jakiś kościół mniejszości ukraińskiej, to i mniejszość polska we Lwowie powinna odzyskać swój kościół – przyznaje parlamentarzysta.

Ogólnie mówiąc, nie ma w odczuciu moich rozmówców istotnego pola konfliktu pomiędzy Polską i Ukrainą. – Gdy chodzi o dawne konflikty polsko-ukraińskie, to one należą już do przeszłości, a przyszłością jest euro-integracja. Doceniamy tu zdecydowaną pomoc Polski, i to bynajmniej nie jako adwokata, bo adwokat pobiera honorarium, a polskie władze czynią to bezinteresownie – mówi z uznaniem Koszuliński.

Pozostaje zagadką, w jaki sposób partia „banderowska” zamierza pogodzić wyznawaną zasadę prawnego uprzywilejowania narodowości ukraińskiej – z przyjętą w Unii Europejskiej zasadą równości każdego obywatela wobec prawa. Być może wraz z prawdopodobnym powiększaniem swoich wpływów w ukraińskiej polityce będzie ta partia przystosowywała swoją ideologię do realiów współczesności, tak jak zdążyła dojrzeć do akceptacji euro-integracji, podczas gdy dawniej była jej przeciwna.

-Nie chcemy ani do Moskwy, ani do Unii Europejskiej i NATO. Natomiast imponuje nam geopolityczna koncepcja związku centralnych państw Europy, do którego na równych prawach weszłyby: Ukraina, Białoruś (po zmianie obecnego reżimu politycznego), Polska i państwa bałtyckie. Ciekawy byłby też związek, na partnerskich zasadach, z Turcją. A więc związek państw od Bałtyku do Morza Czarnego. I to w istocie byłaby poważna alternatywa tak w stosunku do Unii Europejskiej, jak i do Rosji – tak jeszcze dwa lata temu odpowiedział mi Jurij Michalczyszyn na pytanie o strategiczny kierunek geopolityczny „Swobody”.

Czy z tego wszystkiego wynika realność perspektywy przyznania jakiejś formy prawa własności do „Domu Polskiego” wraz z działką? Nie ma pewności, ale mimo wszystko można mieć umiarkowaną nadzieję na pozytywny rezultat. Najbliższe miesiące dadzą zapewne bardziej konkretną odpowiedź.

Jacek Borzęcki

Artykuł w skróconej wersji ukazał się w Gazecie Polskiej Codziennie.

1 odpowieź

Zostaw odpowiedź

Chcesz przyłączyć się do dyskusji?
Nie krępuj się!

Leave a Reply

  1. wincentypol
    wincentypol :

    I tą dzicz ,,nasze władze ” popierają w aspiracjach europejskich ??? .Moim zdaniem należy popierać Rosję w ekspansji na ukrainę -oczywiście do loini granicznej na Zbruczu tj II R.P resztę spacyfikować żeby nie został nawet ślad po swobodzie i ich nasieniu ,odzyskać nasze dobra narodowe i przywrócić LWÓW i pozostałe ziemie do macierzy.