Polacy czy katolicy?

Na Białorusi drastycznie spadła liczba członków mniejszości narodowych. Polaków teoretycznie najmniej , bo tylko o 25,6 proc., czyli o jedną czwartą. W liczbach bezwzględnych te 25,6 proc. oznacza, że na Białorusi w ciągu ostatnich 10 lat zginęło nie wiadomo gdzie 100 tys. Polaków!

Jeżeli tempo to zostanie utrzymane, to bardzo łatwo obliczyć, kiedy spis powszechny u naszego wschodniego sąsiada stwierdzi, że nie mieszka na jego terenie już żaden Polak. Stanie się to dokładnie w 2040r. Niektórzy polscy działacze twierdzą, że stanie się to znacznie wcześniej i nie za trzydzieści, ale najwyżej 15 lat.

Przyczyny tego zaniku polskości na Białorusi są złożone. Proces ten został zapoczątkowany z chwilą odzyskania niepodległości przez to państwo. Gorbaczowska prierestrojka spowodowała bowiem, że na Białorusi tak jak w innych republikach ZSRR nastąpiło polskie odrodzenie. Zostało ono uznane za główne zagrożenie dla integralności Białorusi. Strachy ówczesnych elit zarówno postkomunistycznych jak narodowo-nacjonalistycznych a także sposób ich myślenia zaprezentował w swoim opracowaniu rosyjski analityk E.M. Gubło, który w opracowaniu p.t. „Grażdanskije dwiżenija w Białorusi” pisał m.in.: „Rozwój procesów aktywności odrodzenia i rozwoju narodowości polskiej wyraził się w powstaniu w 1991 r. Związku Polaków na Białorusi. Znaczącą rolę w rozwoju ruchu polskiego odgrywa Kościół. Zdecydowaną większość kapłanów katolickich stanowią etniczni Polacy, uznający wszystkich katolików na Białorusi za Polaków. Popularność katolicyzmu, którym odróżnieniu od prawosławia zawsze był w opozycji wobec reżimu komunistycznego, szczególnie wśród młodzieży jest wyraźnie znacząca. Powodzenie prowadzonej przez księży polonizacji sprzyja znaczne rozprzestrzenienie nastrojów polonofilskich, wzmocnionych oczywistymi w porównaniu z Białorusią sukcesami Polski na drodze odchodzenia od totalitaryzmu i zachodzącymi tam zmianami ekonomicznymi. W takiej sytuacji oraz w warunkach ogólnej detronizacji na Białorusi, liczba mieszkańców uważających się za Polaków może znacząco wzrosnąć. W pełni realną staje się perspektywa polonizacji, a w przyszłości odcięcia się północno-zachodniej Białorusi od reszty kraju.

Nacjonalistyczna nagonka

W analogicznym tonie wypowiadali się działacze białoruskiego ruchu narodowego. Wiele publikacji w tej mierze zamieścił tygodnik „Literatura i Mastactwa”. Na jego łamach zaczęli oni lansować teorie, że na Białorusi nie ma więcej niż sto tysięcy Polaków. Podobne treści zaczęła lansować grodzieńska „Pahonia.” W nagonce na polskie odrodzenie wzięło też udział „Towarzystwo Białoruskiej Mowy”. Zaczęli oni twierdzić, że Kościół katolicki „polonizuje Białorusinów” a konferencja tej organizacji w Grodnie w 1990 r. przyjęła wniosek o konieczności wprowadzenie języka białoruskiego do Kościoła.

Niektórzy białoruscy badacze związani z BNF zaczęli sugerować, że na Białorusi w ogóle nie ma Polaków, tylko „skatoliczeni Białorusini”. I. Astronauski w artykule zatytułowanym „Biełorusy odin narod i try nacyi” opublikowanym we wspomnianym tygodniku „Literatura i Mastactwa” w 1992 r. napisał, że: „Polacy na Białorusi to w rzeczywistości spolonizowani Białorusini będący w przeszłości unitami a zaprzeszłymi prawosławnymi.” Oskarżył on też Kościół Katolicki, że intensywnie polonizuje Białorusinów katolików nie tylko przez polski charakter Kościoła, ale także drogą nielegalnego zapraszania wielu księży z Polski, którzy zamiast sprawować patronat nad wyznawcami religii, sprawują opiekę nad polską mniejszością narodową. W piśmie „Swoboda” były też wyrażone obawy, że młode białoruskie pokolenie wychowane w duchu polskości może w przyszłości popierać ideę przyłączenia Kresów wschodnich do Polski.

W 1991 r. odbył się zjazd założycielskiej „Białoruskiej Katolickiej Hromady” organizacji społeczno-kulturalnej obejmującej „świadomych Białorusinów wyznania rzymskokatolickiego”. Jej celem, jak podała „Swoboda”, są m.in. działanie na rzecz powstrzymania ekspansji polskiego katolicyzmu na rzecz białoruternizacji Kościoła katolickiego, wprowadzenie do Kościoła języka białoruskiego oraz szeroko rozumiana reprezentacja interesu białoruskiego w ruchu katolickim na Białorusi.

Reanimowanie Unii

Działacze związani z BNF zaczęli też podejmować próby restytucji wyznania unickiego jako narodowego wyznania Białorusinów nieskażonego polonizacją ani rusyfikacją. Wspólnoty unickie zaczęły powstawać na bazie grup poparcia BNF, zaś w grupie ideologów neounii znaleźli się Jury Chadyka, anatol Sidarewicz, Michał Dubianiecki i ks. Jan Matusiewicz.

Białoruskim narodowcom z pomocą przyszło też białoruskie KGB, którego szef Edward Szyrkowski orzekł, że największym zagrożeniem dla integralności Białorusi są księża z Polski przyjeżdżający wspierać odrodzenie Kościoła rzymskokatolickiego i ruch poleszucki na Polesiu.

Niektórzy białoruscy historycy w swoim antypolskim szale zaczęli kwestionować, że na Białorusi w ogóle kiedykolwiek mieszkali Polacy. Jako przykład może służyć „Historia Białorusi” Zachora Szybieki, której tłumaczenie ukazało się także w Polsce staraniem Instytutu Europy Środkowo-Wschodniej w Lublinie. Według niego nawet wśród 252 tysięcy osób, które po wojnie wyjechało z Białorusi do Polski większość stanowili Białorusini- katolicy, którzy w ten sposób chcieli uniknąć „życia w sowieckim raju.” Autor ten w swoich enuncjacjach oparł się na protokołach z posiedzeń biura CK KP (b) Białorusi, poświęconym „niedopatrzeniom w pracy partyjnych organizacji zachodnich obwodów BSRR – w sprawie przesiedleń obywateli narodowości polskiej z Białorusi do Polski.” W jednym z nich czytamy m.in.: „wykorzystując brak kontroli, ze strony miejscowych organów partyjnych i radzieckich, pełnomocnicy rządu polskiego, przy prowadzeniu rejestracji na wyjazd do Polski samowolnie i dowolnie zaliczali Białorusinów katolików do Polaków na podstawie niemieckich paszportów, zaświadczeń wydawanych przez księży i innych dokumentów nie mających mocy prawnej. Były także przypadki zapisywania Białorusinów na wyjazd bez ich zgody i wiedzy.Organizacje partyjne i radzieckie nie zwróciły uwagi na to, że wielu Polaków i Białorusinów zapisało się na wyjazd do Polski, tylko dlatego by uzyskać ulgi należne przesiedleńcom (zwolnienie od mobilizacji do Armii Czerwonej, z pracy w przemyśle, od podatków z gospodarstw) choć w rzeczywistości nie zamierzali się przesiedlać.”

„Białorusini-katolicy”

Białoruscy komuniści wpadli w popłoch, bo na wyjazd do Polski zapisało się 520 tys. osób, co groziło ogołoceniem zachodnich rejonów Białorusi ze znacznej części ludności i starali się wyjazd ludności polskiej do Polski opóźnić, odświeżając znaną z czasów cesarskich hybrydę „Białorusinów-katolików.” Białoruscy komuniści liczyli, że polska ludność uda się szybko zsowietyzować jeżeli tylko będą w stanie „wyzwolić” ją spod wpływu „nacjonalistycznej ideologii kościoła katolickiego, dążącego do sztucznej polonizacji ludności białoruskiej w rejonach Zachodniej Białorusi.” To „wyzwalanie” mimo, iż trwało kilkadziesiąt lat nie spełniło jednak ich oczekiwań. Polacy, którzy pozostali na Białorusi pozostali wierni religii katolickiej i by zneutralizować ich odrodzenie trzeba było sięgnąć po inną ideologię.

Władze odrodzonej Białorusi nie poprzestały oczywiście na akcji propagandowej wymierzonej w Kościół katolicki i jego związki z polskim odrodzeniem narodowym. Podjęły cały szereg działań, żeby ograniczyć jego „ekspansję.” Starały się hamować zwrot kościołów zagrabionych przez władze sowieckie. Gdy o budynek najczęściej zdewastowany starali się katolicy i prawosławni, to przydzielały go tym drugim. Nie ukrywały, że traktują Cerkiew prawosławną jako białoruski Kościół narodowy, a Kościół katolicki jako obcy desant. Przez kilka lat wyświęcony na arcykapłana mińsko-mohylewskiego w 1991r. biskup Kazimierz Światek, był dla władz, nawet nie kapłanem, ale Kazimierzem Stanisławowiczem. Nie trzeba dodawać jak bardzo utrudniało to życie archidiecezji mińsko-mohylewskiej. Wszystkie formalne sprawy z władzami musiał załatwiać biskup grodzieński, którego jurysdykcję władze Białorusi uznawały.

Zmiana polityki

Dojście do władzy Aleksandra Łukaszenki spowodowało odejście od administracyjnych metod i sięgnięcie po bardziej finezyjne metody. O ile np. białoruscy nacjonaliści uznawali Kościół rzymskokatolicki za wroga, a działalność polskich księży za zagrożenie dla integralności państwa, to ekipa Łukaszenki bardzo szybko postanowiła przeciągnąć Kościół rzymskokatolicki na swoją stronę. Nie wymyślili oczywiście sami tej koncepcji. Skorzystali z propozycji generał-gubernatora wileńskiego, kowieńskiego i grodzieńskiego, księcia Piotra Świętopełk-Mirskiego, który carowi Mikołajowi II zaproponował odmienne od dotychczasowych rozwiązań „kwestii polskiej” na Białorusi. W swoim planie stwierdzał on, że ograniczając i szykanując Kościół rzymskokatolicki, władze odpychają od siebie tych Białorusinów, którzy wybrali opcję polską, ze względów kulturowych i historycznych. Sugerował on, by Kościołowi katolickiemu dać „pewną przestrzeń”, której zakres ma być uzależniony od jego stosunku do Cerkwi prawosławnej. Mirski proponował ustanowienie na Białorusi czegoś w postaci „Pokoju Bożego”. Carski gubernator twierdził, że cel nadrzędny władz czyli odepchnięcie Białorusinów od polskości, będzie możliwy przez akcentowanie ich wspólnoty etnicznej z narodem rosyjskim, a nie poprzez podnoszenie kwestii wyznaniowej. Uważał za potrzebne pobudzenie i rozwinięcie wśród Białorusinów świadomości narodowej. Jednym ze środków do tego miało by być wprowadzenie dodatkowych nabożeństw w języku białoruskim w miejsce dotąd używanego języka polskiego. Carski gubernator uważał, że będzie to najbardziej skuteczny środek odciągnięcia Białorusinów od kultury polskiej. Mirski sugerował carowi, że poprzez nie pojęcie „Polak-katolik” przejdzie na Białorusi do historii.

Plan Mirskiego

Mikołaj II wysoko ocenił plan Mirskiego. Odręcznie napisał na nim: „Przedstawia on cały program polityki rządowej”. Car nie zdążył go jednak wprowadzić w życie. W 1905 r. wybuchła w imperium rewolucja. W jej rezultacie Kościół rzymskokatolicki zyskał w nim więcej swobody…

W niecałe sto lat później plan Mirskiego zyskał na Białorusi zdolnych wykonawców. Jego wdrażanie trwało co prawda kilka lat, ale przyniosło wymierne rezultaty. Za cenę określonych koncesji Kościół zaczął (poza diecezją grodzieńską) intensywnie białorutenizować wszystkich Polaków mieszkających na Białorusi. Mińsk zgodził się np. na utworzenie drugiego seminarium duchownego na Białorusi pod warunkiem, że nauka będzie odbywała się po białorusku. Na podobnej zasadzie odbywała się też rejestracja nowych parafii, wydawanie zgód na budowę świątyń i innych obiektów, a także przydzielanie działek pod ich budowę. Największy sukces władze białoruskie odniosły na terenie diecezji witebskiej, która praktycznie w całości została zbiałorutenizowana. Żyjący w niej Polacy poza nielicznymi oazami w okolicach Brasławszczyzny zostali całkowicie wynarodowieni. Proces ten trwa intensywnie na terenie diecezji mińsko-mohylewskiej. Robi postępy w diecezji pińskiej i wdziera się powoli do opierającej się diecezji grodzieńskiej. Generalna prawidłowość jest taka, im dalej na wschód, tym białorutenizacja Polaków jest bardziej posunięta.

Racje hierarchów

Hierarchowie Kościoła na Białorusi mają oczywiście swoje racje. Twierdzą, że Kościół rzymskokatolicki nie jest polski, ale powszechny i powinien maksymalnie się inkulturować, by być utożsamiany z danym państwem, a nie postrzegany jako „piąta kolumna” obcego państwa. Dla biskupów liczy się przede wszystkim skuteczność. Dzięki spolegliwości wobec władzy mogą liczyć na określoną jej pomoc przy realizacji misji duszpasterskiej, zakładającej przejęcie pod swoje skrzydła co najmniej 1,5 mln osób o katolickich korzeniach, związanych przez przodków z polską nacją zamieszkującą obszar Kresów białoruskich. Niektóre dane mówią nawet, że osób o polskich korzeniach na Białorusi mieszka nawet 2 mln. Potencjalnych dusz do łowienia jest więc bardzo dużo. Kościół na Białorusi dzięki wsparciu władz ma coraz lepsze struktury. Pod względem liczby parafii dysponuje on już o wiele większą ich liczbą niż w czasach I i II Rzeczpospolitej. Sieć ta systematycznie rośnie. Jest ona rozwijana także za pieniądze Polaków z kraju, którzy wspierając ten proces myślą, że wspierają odrodzenie mniejszości polskiej, nie zdając sobie sprawy, że ich pieniądze idą na jej wynarodowienie. Biskupi białoruscy, a przynajmniej niektórzy swoją białorutenizacyjną działalność nie prowadzą tylko, by przypodobać się Łukaszence. Twierdzą, że obecny prezydent nie jest wieczny. Wcześniej czy później odejdzie i zastąpią go wtedy białoruscy nacjonaliści. Nie będą wtedy uważać Kościół za zagrożenie, ale za najlepiej służącą odrodzeniu białoruskiemu instytucję. Dzięki temu Kościół rzymskokatolicki zapuści korzenie na Białorusi na trwałe. Być może dorabiają sobie też ideologię, że białorutenizując katolików służą Polsce, bo utrudniają rusyfikacje Białorusi uprawiana przez Cerkiew Prawosławną związana z Moskiewskim Patriarchatem, na co jej powinno szczególnie zależeć.

Gdyby Mirski wstał z grobu z pewnością ucieszyłby się, że znalazł tak zdolnych wykonawców. Na Białorusi jest „pokój Boży” między wyznaniami, Kościół rzymskokatolicki ma dużą przestrzeń działania i jest jednym z głównych sojuszników prezydenta w kształtowaniu tożsamości Białorusinów i… poza nielicznymi wyjątkami głównym wrogiem polskości.

Andrzej Żelazny

2 odpowiedzi

Zostaw odpowiedź

Chcesz przyłączyć się do dyskusji?
Nie krępuj się!

Leave a Reply