Piłsudczyzna

Jezioro Piorun albo inaczej, jezioro Czerwone znajduje się niedaleko i daleko jednocześnie od Zułowa. Jak to możliwe? Bardzo trudno jest nad nie trafić. Bez miejscowego przewodnika jest to niemożliwe. Jezioro otaczają lasy i bardzo trudno znaleźć w ich gąszczu właściwe ścieżki, a jest ich tam niemało. I te, wydeptane przez człowieka i te, którymi biegają czworonogi. Nie wiadomo, którą wybrać, którędy iść. Najgorzej dojechać tam wiosną i jesienią, kiedy ziemię zalega błoto. Najlepiej wędrować pieszo, ale to wcale niemała odległość.

Kiedyś próbowałam dostać się tam sama, bez pomocy miejscowych. Nie udało się. Innym razem miejscowy chłop zapragnął zabawić się w przewodnika. Drogę pewnie znał, ale nie bardzo umiał ją znaleźć, bo mu się z niewyspania i z solidnego kaca kierunki pomieszały. Kolejnego lata chciał pomóc straszy człowiek, odsypiający pod sklepem pijaństwo, też mu się nie udało. Można by sądzić, że to jezioro jest jakieś zaczarowane. Aż wreszcie któregoś lata udało się. Znalazłam się nad jeziorem Piorun albo, jak kto woli, Czerwonym. Miejscowi, pytani o nazwy, odpowiadają niezmiennie: “Piorun, bo w nim wielka moc jest zawarta”. Jezioro jest duże, śródleśne, nad brzegiem rosną dęby, królewskie drzewa. W sumie niczym szczególnym się nie wyróżnia. Jedynie późnym popołudniem, kiedy słońce odbija swoje promienie w wodzie i światło słoneczne zagląda pod powierzchnię wody, wydaje się, że pod taflą błyszczy coś rzeczywiście czerwonego. I wiatr silny tu wieje. Podobno to duża zawartość żelaza nadaje czerwona barwę. Może, ale lepiej wierzyć, że jezioro ma swoją moc. Tak jest po prostu ładniej, ciekawiej i, oczywiście, romantyczniej. Miejscowa legenda głosi, że kiedyś przyjechał tu młody Józef Piłsudski wraz z przyjaciółmi, wypłynęli łódką prawie na środek jeziora, ale ponieważ wzięli starą łódź, ta zaczęła nabierać wody przez dziurawe dno. W ostatniej chwili uratowali ich mieszkańcy Zułowa, którzy znajdowali się na brzegu. I tak uratowali przyszłego Marszałka. Miejscowi mówią, że obcym lepiej do tego jeziora nie wchodzić, może coś się stać.

Droga nad jezioro prowadzi przez Zułów, gdzie w polu rośnie dąb. A sama wioska? Kilka domów, jakieś zabudowania pokołchozowe. Mieszkają tu dziś głównie Rosjanie. Po polsku rozumieją, ale raczej nie mówią. Kiedyś pracowali w kołchozie, który obecnie jest zrujnowany. Ludzie nie mają teraz pracy. Nie ma tu żadnych zakładów. Rolnikom tez jest ciężko, sprzęt jest drogi, nawozy też.

Aby dotrzeć do dębu trzeba zatrzymać się przy szosie, bo chociaż można podjechać bliżej, każdy chce przespacerować między łąkami ten kawałek, powdychać świeżego, pachnącego sosną powietrza. Odległość nie jest duża, około kilometra. Dąb upamiętnia miejsce, gdzie 5 grudnia 1867 r. urodził się Marszałek Józef Piłsudski. Posadzili go 10 października 1937 r. prezydent Ignacy Mościcki i żona Marszałka, Aleksandra Piłsudska. Dąb stoi tam, gdzie znajdował się pokój Józefa Wincentego i Marii z Billewiczów Piłsudskich i gdzie najprawdopodobniej urodził się przyszły Naczelnik. Dwór spalił się w 1874 r. Tutaj z inicjatywy Związku Rezerwistów, na ziemi wykupionej ze składek jej członków, utworzono rodzaj skansenu historycznego, zaprojektowanego przez profesora Politechniki Warszawskiej, Romualda Gutta. Odbudowano wówczas fundamenty domu, ściany oznaczono kamieniami. Jednak te pamiątki nie przetrwały czasu wojny, po której na oznaczonych fundamentach wybudowano sowchozowe obory. W tej chwili otoczenie dębu sprawia przygnębiające wrażenie, dokoła widać nędzne pozostałości sowieckiego gospodarstwa. W połowie lat 90-tych, z inicjatywy wojska polskiego, oczyszczono teren, a drzewo otoczono metalowym płotkiem z literami “JP” na bramce.

W Zułowie przetrwały do naszych czasów: stara piekarnia, gdzie przed wojną znalazło miejsce niewielkie muzeum, poświęcone Marszałkowi. Zachowały się też pozostałości dawnej wędzarni. Pozostały zarośnięte ruiny kaplicy, w której znalazł ostatni spoczynek pradziad Józefa Piłsudskiego – Joachim Michałowski. Majątek Zułów należał do matki Marszałka – Marii z Billewiczów. Piłsudscy zaraz poslubie, który odbył się w 1863 r. zamieszkał w Zułowie.

Józef i Maria Piłsudscy mieli dwanaścioro dzieci. Pierwszych siedmioro – Helena, Zofia, Bronisław, Józef, Adam, Kazimierz i Maria – urodziło się w Zułowie i zostało ochrzczonych w kościele parafialnym w Powiewiórce (kościół sorokpolski), następnych pięcioro – Jan, Ludwika, Kacper oraz Piotr i Teodora (bliźnięta) – urodziło się w Wilnie.

Zułów nie był majątkiem zarządzanym prawidłowo i ojciec Marszałka musiał włożyć dużo wysiłku, aby podźwignąć gospodarkę, spłacił część długów, odnowił dwór. Przez pierwsze dwanaście lat bardzo ciężko pracował i udało mu się wydźwignąć majątek. Przebudował miejscowy browar na drożdżownię, co było początkiem nieszczęść. Do fabryki sprowadzono kocioł parowy, który przetransportowano na stację kolejową w nieodległym Podbrodziu, stąd należało go przeciągnąć przez głęboki parów, którym płynie rzeczka Mera. Przy tej pracy zatrudniono wszystkich mężczyzn z folwarku, a w tym czasie niespodziewanie w majątku wybuchł pożar, którego nie miał kto gasić i w ten sposób spłonął dwór i większość zabudowań gospodarczych. Po śmierci Matki interesy rodzinne szły coraz gorzej. Majątki rodzinne były od siebie odległe, oddane w dzierżawę, nie były należycie prowadzone. Rosły długi. Bronisława i Józefa uwięziono za udział w spisku na życie cara Aleksandra III. Na starania o złagodzenie wyroku ojciec wyłożył olbrzymie sumy. Synów zesłano na Sachalin i Syberię. Ojciec był zmuszony sprzedać majątek Suginty a następnie Zułów, który sprzedano na licytacji. Rodzina przeniosła się do Wilna.

Z maleńkiego Zułowa trzeba wybrać się do Powiewiórki, do kościoła, który otwiera pani Maria, strażniczka świątyni i osoba, która opiekuje się nią. Zawsze chętnie opowiada historię okolicy, pokazuje chrzcielnicę, odnowioną staraniem wojska polskiego, przy której obmyto z grzechu pierworodnego małego Józefa, wskaże tablicę z napisem, poświęconym już wielkiemu Piłsudskiemu: Kościół Sorokpolski miejsce chrztu Marszałka Józefa Piłsudskiego Wodza Narodu od synów tej ziemi.

Kościół parafialny p.w. św. Kazimierza, ufundowany został w 1775 r. przez właściciela tutejszych dóbr, Sorokę. W ołtarzu głównym zachował się stary obraz, przedstawiający św. Kazimierza, patrona Litwy. W wiosce nie ma na stałe księdza, dojeżdża tutaj z niedalekiego Podbrodzia.

Dalej udajemy się do Bezdan, na stację kolejową. Tutaj zachował się niewielki budynek stacyjny, gdzie 26 września 1908 r. Organizacja Bojowa PPS, dowodzona przez Józefa Piłsudskiego przeprowadziła akcję zatrzymania rosyjskiego pociągu pocztowego. Bojowcy zdobyli 200 tys. rubli na prowadzenie działalności politycznej. W budynku stacyjnym zachował się żelazny piecyk, pamiętający podobno tamte wydarzenia.

Ziemia związana z Marszałkiem urzeka swoją malowniczością, od czasu do czasu pokazują się stare zaścianki, zachowane jeszcze w tych stronach nad Wilią, otoczone niedużymi sadami owocowymi, gdzieniegdzie stoją miododajne ule.

I jeszcze jedna miejscowość, położona nie na najściślejszej Piłsudczyźnie, ale bliżej stolicy litewskiej. 20 km na północ od Wilna, przy szosie, wiodącej do Podbrzezia, leżą niewielkie Pikieliszki. Nad niedużym jeziorem stoi dworek, należący do rodziny Piłsudskich. Marszałek w 1922 r. otrzymał w Świątnikach pod Wilnem nadział ziemi, przysługujący kawalerowi orderu Virtuti Militari, przekazano jednak tamtejszy dom na sanatorium przeciwgruźlicze, a rodzina szukała czegoś spokojniejszego, miejsca, gdzie można było odpoczywać. Od 1930 r. Marszałek stał się posiadaczem dworu w Pikieliszkach, położonego nad jeziorem, do którego nadal prowadzi piękna aleja dojazdowa. Piłsudski bywał tu w latach 1930-1934, latem. Po jego śmierci dwór pozostawał w ręku rodziny, a od czasów wojny służył na biura miejscowych sowieckich notabli.

Dwór jest dzisiaj odnowiony, jednak wnętrza nie przypominają tych sprzed wojny, zostały całkowicie przebudowane i pozostają puste. Dworek dzierżawi litewsko-polska spółka, której udziałowcem są zakłady Ursus. Teren wokół otacza piękny, stary park, zachowany w dobrym stanie, jedynie brzegi jeziora, nieczyszczone chyba od czasów przedwojennych, zarośnięte są splątanymi szuwarami. Czasami wokół budynku rozbijają obóz harcerze z wileńskich drużyn. Od czasu do czasu zajrzy tu jakaś polska wycieczka, przyjadą z Wilna ot tak, aby pospacerować po okolicy. Pusto tu zazwyczaj, woda pluszcze w jeziorze, tworząc maleńkie fale, wiatr porusza nadrzecznymi szuwarami, czasem tylko zaszczeka jakiś zabłąkany pies i wydaje się, że czas tutaj zatrzymał się i nic się nie zmieniło od przedwojnia. Ale to tylko, niestety, złudzenie.

0 odpowiedzi

Zostaw odpowiedź

Chcesz przyłączyć się do dyskusji?
Nie krępuj się!

Leave a Reply