JEST: środa 15 IX 2010
BYŁA: środa 15 IX 1621
Tu pokój, a tam już walka
Polski poseł, pan Zieliński, przybywał do tureckiego obozu traktować o pokoju; tymczasem równocześnie (cytuję Samuela Twardowskiego) –
„…Przybeł z Węgier Karakasz, który szczęśliwymi
W różnych wojnach sukcesy nad insze beł wzięty
U Osmana i stądże duchem tym nadęty…”
Karakasz był baszą Budy. Przywiódł ze sobą świetną jazdę i chęć ku sławie. Natychmiast usunął w cień swego konkurenta do sułtańskiej łaski – wezyra, który za pośrednictwem hospodara posyłał do Polaków z kompromitującym jednak dla Turków, choć zawoalowanym zapytaniem o pokój. Natychmiast Karakasz, powiada w swoim diariuszu Jakub Sobieski, „zajrząc [zazdroszcząc] wezyrowi łaski cesarskiej i jego honoru, udał go przed cesarzem [=przed sułtanem] za złego wojennika”. I obiecał – ba, ślubował – nie jeść, póki nie stanie nogą w polskim obozie i hetmańskim namiocie. Zatem (teraz już będzie wyłącznie z „Wojny chocimskiej” Potockiego):
„Nazajutrz skoro czarna noc ustapi dniowi,
Karakasz się z swem wojskiem pisał Osmanowi”
A ten:
„Prawieś mi pożądany przybył – Osman rzecze;
Tak długo mi się wojna uprzykrzona wlecze”
I znowu Karakasz:
„…Bóg zdarzy w imię Mahometa,
Że tym durnym Polaczkom nachylimy grzbieta.”
Zatem Osman zarządził na dzień następny, 15 września, zamiast rozmów pokojowych – walny szturm. Sam przejechał się na skraj pola bitwy, aby osobiście oglądać zapowiadane zwycięstwo.
Niespodziewajka i zdrada
Chodkiewicz niczego się nie spodziewał; sądził, że wobec rozpoczęcia rokowań Turcy szturmu zaniechają. I nawet gdy już nieprzyjaciel wyszedł w pole, wziął to ledwie za demonstrację siły. Aż tutaj Turcy dają poważnie ognia i ruszają naprzód. No, dobrze. Będzie coś. Nie wiedział jednak, że oprócz Karakasza przybyła Turkom ważka informacja. Otóż zdrajcy–uciekinierzy z piechoty węgierskiej pana Moszyńskiego (vel Mościńskiego) wskazali poganom słabe miejsce w obwałowaniach, właśnie koło ich stanowiska. Było ono dość „zakryte” za innymi szańcami; szturm przypadł tam absolutnie niespodziewanie. Zaraz –
„Swojemiż trupy Turcy wyrównawszy fosy,
Drą się w obóz jakoby rozdrażnione osy.
Juz Mościński tył podał, juz piechota nasza
Uciekła, już się za wał przewalił sam basza.
Pełno trwogi, pełno krwie.”
Odpór
Na szczęście Chodkiewicz nie zaspał sprawy. Jak zwykle, „natenczas hetman na koniu był u bramy” – ale – „bardzo słaby”, powiadają diariusze. Lecz słaby na ciele, za to ożywiony wielkim duchem. Natychmiast –
„…Chodkiewicz stary
Wpadnie w majdan i krzyknie co w sobie ma pary:
‘Już poganie w obozie: komu miła cnota,
Dziś plac, dziś ma do sławy otworzone wrota’…”
Sypnęli się towarzystwo i piechota w zagrożone miejsce. Atakowany wał w mig zapełnił się obrońcami. Tym niemniej wróg był już w obozie! Niebezpieczeństwo straszne, a Turcy, podnieceni przykładem Karakasza, który osobiście stanął na ich czele – parli naprzód.
Hektor i Achilles
Oto jednak ruszył do walki osobiście podczaszy koronny, to jest Stanisław Lubomirski. Ten, gdy Karakasza –
„…w złotem obaczy teleju,
Pozna wodza; jakoby to miał w przywileju.
Gdy mniejszych biją mniejszy, w równia każdy mierzy;
Sam Achilles w Hektora bezpiecznie uderzy.
‘Dosyć, dosyć odwagi, dosyć sławy!’ rzecze,
Wraz go ostrym przez piersi koncerzem przewlecze,
A ten mdleje i bułat puści z ręku goły…”
Turcy widząc, że ich wódz – jak to w tureckich kronikach zapisano – „odniósł wieniec męczeński z rąk niewiernych”, po chwili oporu dali gromadnie nogę. I tyle było wielkiego, zaiste groźnego szturmu.
Achilles i Priam
Jak widzimy, Potocki przypisał śmierć Karakasza ręce Lubomirskiego, uzbrojonej w koncerz. Ale w istocie basza budziński padł rażony dwiema kulami, i to bynajmniej nie z ręki podczaszego koronnego. Jednak Potocki maksymalnie wykorzystał swoja wersję. Porównanie: Lubomirski–Karakasz / Achilles–Hektor ciągnie dalej, mieszając koncept z rzeczywistością, nadto dając niezwykle piękną, „nokturnową” scenę poszukiwania Karakaszowego ciała. Turcy bowiem usiłowali martwego wodza unieść z pola bitwy, ale „skoro uciekać przyszło im z tej łaźni | Musiało miłosierdzie ustąpić bojaźni” i ciało porzucili. Oczywiście wierni towarzysze i sam sułtan kazali po nie wrócić, już po bitwie. I tu następuje owa cudna nocna scena:
„Toż skoro w morzu Tytan lampę zgasi jasną,
Skoro wszystkie zwierzęta, wszystkie ptastwa zasną,
Czarna noc i ciemna mgła cały świat zasklepi,
A słodki się sen cicho w zmysły ludzkie wrzepi,
Odważą się poganie aż pod nasze szańce,
W ręku swych zapalone trzymając kagańce,
Szukając Karakasza zabitego trupa.
I długo się błąkała ogniów onych kupa,
Aż poznawszy z okrutnym płaczem, z bólem serca,
Uwiną go między dwa jedwabne kobierca
I na wóz kładą kryty, w sześć bielszych od śniegu
Zaprzężony rumelców…”.
Niektórzy polscy żołnierze chcieli zrobić wypad i porwać wóz, jeńców, ciało.
„Ale na to podczaszy nie dał rzec i słowa.
‘Niech się – rzecze – pogaństwo grzebie, niech się chowa […]
Niechciby go był Osman, jak Priamus stary
Hektora Achillowi, nim włożył na mary
Szczerem odważył złotem, lecz takiemi fanty
Umysł gardzi wspaniały’…”
No, godnie, godnie, wspaniale. Kolejne punkty dla nas; przy okazji okazja dla Potockiego, żeby dać poetycki popis.
Jacek Kowalski
Zostaw odpowiedź
Chcesz przyłączyć się do dyskusji?Nie krępuj się!