Ostrzelanie wodza

Strzały podczas rozejmu! Tak, to zdarza się w bardzo określonych okolicznościach. Zwykle wtedy, gdy rozejm kruchy; a strzela się, żeby go zerwać do końca. Ale ani wcześniej, ani później – ważny jest właściwy moment.

Dzięki strzałom oddanym w odpowiedniej porze niejedno odniesiono zwycięstwo, acz i niejedną poniesiono klęskę. Zwykle jest ktoś, komu na takim zerwaniu zależy; niekoniecznie jednak właśnie on triumfuje w ostatecznym rachunku strat i zysków, czasem role się odwracają; zerwanie rozejmu bywa obarczone skutkami trudnymi do przewidzenia.

W 1940 roku fińskie armaty ostrzelały rzekomo sowieckie mocarstwo; zapewne Sowieci ostrzelali sami siebie, po czym zerwawszy wcześniejsze układy uderzyli i zajęli kawał Finlandii. W Soplicowie Major Płut kazał podczas rozejmu ustrzelić Tadeusza Soplicę – aby zlikwidować niebezpiecznego strzelca w obozie nieprzyjaciela – ale naciął się; nie tylko celu chybiono, na dodatek Moskale pogrążyli się i przegrali.

Śpieszę wszakże z głównym przykładem, tym razem ściśle polskim i jakże polskim. Oczywiście z czasów barskiej konfederacji. Hetman wielki koronny Ksawery Branicki stał przy królu, to znaczy po stronie moskiewskiej. W czerwcu roku 1771 ruszył do akcji antykonfederackiej. Miał zlikwidować wielkopolską armię marszałka Józefa Zaremby, który Moskali unikał (bo wiedział, że im nie zdzierży), ale koronnych wojsk nie bał się zbytnio. Branicki szedł więc niejako na wabia z mało skuteczną armią królewską, a groźni Moskale mieli po cichu nadejść za nim.

Gdy obie armie stanęły naprzeciw siebie, a było to pod Widawą, nieopodal Piotrkowa Trybunalskiego, hetman wysłał do Zaremby trębacza, oznajmując, że chce rozmowy w cztery oczy. Z konfederacją, powiada, już koniec, grób, mogiła, ale król zamierza okazać zacnemu kawalerowi łaskawość i ocalić go ze złej toni. Na ten cel prosi Zarembę o pięć dni rozejmu i parę osobistych rozmów z hetmanem, który objaśni walecznego kawalera w sytuacji i przekona do właściwej sprawy. Umowa stanęła i, jak pisze Kitowicz, “obwołano natychmiast parol do piąciu dni w obu wojskach”.

Tak naprawdę Branicki zamierzył Zarembę zażyć z mańki – bo szybko “porozsyłał ordynanse do Moskalów, aby na naznaczony dzień każdy punktualnie o jednej godzinie na miejscu sobie naznaczonym stanął, co za pięć dni nastąpić miało”. A wówczas konfederaci musieliby albo zginąć, albo się poddać.

Tymczasem gościnny Zaremba poprosił hetmana do siebie na kwaterę. Czytajmy Kitowicza. Nieoceniony ten Kitowicz! Jakbym to widział:

Pomówiwszy z sobą ci dwaj wodzowie cokolwiek po francusku resztę puścili na polską manierę, to jest zaczęli pić z sobą. A będąc obydwa tęgich głów, probowali się od południa aż do wieczora. Tak iż Branickiego jak nieżywego wsadzono do powozu, a Zaremba, chwiejąc się na nogach, ledwo zdołał gościa swego odprowadzić do pierwszego proga.

W ten sposób Zaremba z Branickim spędzili aż trzy dni. A trzeciego dnia –

…popłukawszy likworami francuskimi wczorajsze lagry węgierskie i po rannym śniadaniu wyprzątnąwszy “stante pede” (jak mówią łacinnicy) kilka butelek wina, rozjechali się bez żadnego skutku roboty przedsięwziętej; zawieszenie jednak broni do zbiegu piąciu dni sobie na nowo przyrzekłszy.

Tu jednak Zaremba okazał się o wiele przezorniejszy, bo –

…jakby przeczuwając bliską potrzebę dobrej dyspozycji, położył się na wczas, którym się, znużony od Bachusa, wielce pokrzepił. Branicki zaś, zajechawszy między swoich, dolewał z nimi reszty, czego mu do spadnienia z nóg brakowało, ciesząc się, że mu Zaremba dosiaduje w miejscu, w którym go niezadługo jak zwierza miał otoczyć i złapać albo zabić.

I otóż się pan hetman przejechał. Przez przypadek zresztą – właśnie przez owe nieszczęsne strzały podczas rozejmu. Przypadkiem bowiem nadeszli ułani królewscy, którzy o zawieszeniu broni nie wiedzieli; napotkawszy konfederatów, dali ognia; i znów przypadkiem trafili w głowę rotmistrza Kazimierza Grodzickiego, szwagra Zaremby, który na miejscu padł trupem.

Kiedy o tym Zarembie doniesiono, wściekł się straszliwie i kazał trąbić wsiadanego, po czym uderzył na przeciwnika. Doniesiono Branickiemu, że konfederaci wychodzą w pole, jednak jako pijany nie uwierzył. Wprawdzie na koniec uwierzyć musiał, ale było już po sprawie. “Nigdy się tak szybko nie uwinęły roty konfederackie jak wtenczas”. Spity hetman, wsadzony przez swoich podkomendnych na rumaka, “skręcił koniem na błota”, gdzie z konia spadłszy, “pieszo, przeprowadzony przez chłopa”, “nie oparł się z przetrzepanymi dobrze dywizjami swoimi, aż w Warszawie”. Rychło obsmarowały go paszkwile:

Wiwat! wielki zwycięzca, Branecki Ksawery,

Którego niechaj chwalą przez cztery litery.

Tak, tak. Strzały podczas rozejmu mogą przynieść skutki nieobliczalne. Mam jednak wrażenie, że najbardziej się tymi strzałami podniecali sami Polacy, którzy przecież najwięcej na nich stracili. Ot, natłukli się między sobą, pobili własne wojska, ośmieszyli hetmana… I nic więcej nie wskórali. Najlepszy dowód, że na wieść o tej bitwie Moskal Drewicz skakał z radości i pił za zdrowie Zaremby.

Jacek Kowalski

0 odpowiedzi

Zostaw odpowiedź

Chcesz przyłączyć się do dyskusji?
Nie krępuj się!

Leave a Reply