Nowa Armia Czerwona

Pewnego chłodnego dnia tej jesieni, przy litewskiej granicy, prezydent Miedwiediew dokonał inspekcji najnowszych rosyjskich rakiet taktycznych ustawianych na pozycje. Prezydent miał na sobie zieloną, oficerską kurtkę z insygniami głównodowodzącego, używał wielkich lornetek, by widzieć lot rakiety do celu.

Jeszcze niedawno zadanie to należałoby do Władimira Putina, byłego szefa Miedwiediewa. Jednak młody, rosyjski prezydent, zwolennik reform, bardzo zaangażował się w sprawy wojskowe, a nie tylko, jak poprzednik, w stworzenie image’u twardziela. Podczas gdy Putin zwiększył czterokrotnie nakłady na obronność bez wprowadzania reform, Miedwiediew rozpoczął śmiałą kampanię na rzecz przemienienia zimnowojennego, słabo wyposażonego wojska, toczonego korupcją w korpusie oficerskim, falą, alkoholizmem czy licznymi samobójstwami, w nowoczesną siłę mogącą, pierwszy raz od pokolenia, efektywnie działać za granicą.

W swoim orędziu o stanie państwa z 12 listopada, Miedwiediew powiedział w Dumie, iż rosyjski “stary model gospodarki nie spełnia swego zadania” i że “przetrwanie Rosji będzie zależeć od modernizacji”. To samo tyczy się wojska. By osiągnąć sukces Miedwiediew będzie musiał zmniejszyć liczebność armii, zapewnić lepsze wyposażenie oraz zwiększyć profesjonalizm. To będzie oznaczać dotkliwe cięcia i rozbicie układu interesów prosperującego na zgniłym, pożerającym fundusze rosyjskim sektorze wojskowo-przemysłowym.

Jeśli jednak projekt ten przyniesie pożądane skutki, zysk może być równie wielki: armia, która będzie mogła zaspokoić ambicje Kremla. A w tych z kolei nie ma miejsca na grożenie Zachodowi. Miedwiediew chce skończyć z przygotowaniami do wojny konwencjonalnej, do czego miała służyć Armia Czerwona, a w zamian chce skupić się na misjach regionalnych, w których Rosja w przyszłości może brać udział. Do tego potrzebne będą siły szybkiego reagowania zdolne do walki w małych konfliktach oraz do utemperowania mniejszych sąsiadów. Rosja nie wypadła też całkiem z gry o status supermocarstwa – Miedwiediew silnie inwestuje w ciągle potężny arsenał atomowy, by zapewnić swojemu krajowi znaczącą pozycję wśród mocarstw. Jednak nawet budując arsenał nuklearny nowej generacji, prezydent zdołał uspokoić obawy Waszyngtonu, zgadzając się na redukcję starzejącej się już broni atomowej.

Według Pawła Zołotarewa z Rosyjskiej Akademii Nauk, Miedwiediew zapowiedział swoją kampanię na rzecz reform krótko po wojnie w Gruzji, gdzie wojsko nie pokazało się z najlepszej strony. Pierwszy raz od inwazji na Afganistan w 1979 r., armia została poddana testowi w konflikcie z zagranicznym wrogiem, a wyniki nie były zadowalające. Kampania ta pokazała to, co niezależny ekspert wojskowy Paweł Felgenhauer nazywa “wstydliwymi słabościami” w rosyjskiej zdolności bojowej. Co najmniej 11 samolotów i kilka samolotów bezzałogowych zostało zniszczonych, donoszono także o podpaleniach i grabieżach dokonywanych przez niezdyscyplinowanych rosyjskich żołnierzy. Wielu z nich szło do walki w sportowych butach i poliestrowych spodniach zamiast wysokich butów i mundurów z kamuflażem, a jeden z podoficerów prosił nawet dziennikarzy Newsweeka o pożyczenie gruzińskiej karty SIM, której chciał użyć do kontaktu z przełożonymi po awarii radia. Na głównej drodze z Cchinwali do Gori widziano również kolumnę zniszczonych pojazdów do przewozu personelu. Ostateczny koniec konfliktu nie przyniósł niespodzianki, w Gruzji mieszka zaledwie 4,6 mln ludzi, podczas gdy w Rosji 140 mln. Jednak gruzińskie mundury i wyszukany sprzęt dostarczony przez USA sprawił, że żołnierze rosyjscy wyglądali jakby właśnie zeszli z planu filmu dokumentalnego o II Wojnie Światowej.

Miedwiediew rozpoczął porządki w ciągu kilku dni po zakończeniu konfliktu. Jeden z najwyższych rangą generałów, Nikołaj Makarow, wyznaczony przez prezydenta kilka dni przed kampanią gruzińską, zlecił sporządzenie raportu o ogólnym stanie wojska. Okazało się, że wojska walczące w Gruzji były właściwie lepsze od średniej. Raport ten wykazał też m.in., że jedynie 17% jednostek w rosyjskiej armii ma pełny stan osobowy i sprzętowy. Wszystkie pozostałe jednostki albo miały wadliwą amunicję i broń, albo nie miały pełnego stanu osobowego – powiedział Zołotarew. Armia posiada także rozdęty korpus generalski z 900 generałami (dla porównania, w armii amerykańskiej jest 300 generałów), a jeden oficer przypada na 2,5 żołnierza, w porównaniu z proporcją 1:15 preferowaną przez armie zachodnie. Jak stwierdził w czasie zeszłorocznego przemówienia gen. Władimir Michaiłow, szef sił powietrznych, nawet 1/3 żołnierzy stanowią ludzie “psychicznie niezdolni do służby, narkomani lub imbecyle”. Co od praktyk stosowanych w armii, to nie są one nawet charakterystyczne dla okresu Zimnej Wojny. Organizacje pozarządowe donosiły o mrożących krew w żyłach historiach o oficerach zatrudniających swoich żołnierzy jako niewolniczych robotników lub jako męskie prostytutki. Wraz z raportem pojawiła się świadomość, że Rosja, choć wygrała wojnę w Gruzji, może w przyszłości nie mieć tyle szczęścia. “Jeśli, nie daj Boże, zaczniemy kiedykolwiek wojnę z krajem zaawansowanym technologicznie, np. z USA, to nie będziemy mieli szans na przeżycie” – powiedział Aleksander Golts, moskiewski analityk wojskowy. “Teraz, w końcu, rząd przyjął do wiadomości powagę tego problemu” – dodał.

Człowiekiem od czarnej roboty jest dla Miedwiediewa minister obrony, Anatolij Serdiukow, powołany przez Putina w 2007 r., który podobnie jak były i obecny prezydent, jest absolwentem prawa Uniwersytetu w Sankt Petersburgu. Plan reformy, sformułowanej na jesieni 2008 r., przy której pomagał Serdiukow, jest bardzo ambitny. Prawie 200 000 oficerów, czyli ponad 1/3 kadry, ma zostać zwolniona, a pozostali mają otrzymać podwyżki (nawet do 5 000 $ miesięcznie, 5 razy więcej niż dziś) w celu zwiększenia efektywności. Obowiązkowa służba wojskowa została skrócona z dwóch do mniej niż jednego roku, a armia ma zostać zorganizowana w brygady szybkiego reagowania liczące raczej 2 000 żołnierzy zamiast starych dywizji po 5000 lub więcej ludzi. Stan osobowy wojska ma zostać zmniejszony o ¼, głównie dzięki likwidacji jednostek nie biorących udziału w walce. Jeśli zamierzenia Serdiukowa się spełnią, zasoby zostaną skoncentrowane na elitarnych jednostkach bojowych, które będą stanowić trzon przyszłych sił szybkiego reagowania.

Oczywiście Kreml od lat planuje reformę armii, ale większość z nich napotykała przeszkody instytucjonalne i korupcję. Jednak istnieją dobre powody, by myśleć, że plany Miedwiediewa mogą się ziścić. Najbardziej obiecujący jest fakt jego przeciwstawienia się kilku “świętym krowom”. Jedną z nich jest zaopatrzenie – w czasach sowieckich kupowanie systemów obronnych za granicą byłoby traktowane niemal jak zdrada. We wrześniu jednak, wiceminister obrony, Władimir Popowkin powiedział rosyjskim producentom sprzętu wojskowego, że nie zawaha się zakupić ekwipunku za granicą, jeśli nie będą w stanie sami go zapewnić. Rzeczywiście, w tym miesiącu Moskwa zakomunikowała, że woli kupić warte 50 milionów dolarów izraelskie samoloty bezzałogowe, niż polegać na słabych, przepłaconych produktach rosyjskich, które zawiodły w czasie konfliktu z Gruzją. Co więcej, w tym roku Rosja kupiła dla swych jednostek specjalnych karabiny snajperskie z Wlk. Brytanii oraz pistolety z Austrii. “Przyznanie, że Rosja nie może produkować wszystkiego sama jest pierwszym krokiem ku modernizacji” – powiedział Golts.

Być może, jednak unowocześnienie sektora przemysłu wojskowego będzie równie trudne, jak modernizacja reszty rosyjskiego sektora technologicznego. Dzięki zastrzykom gotówki (w roku 2008 budżet rosyjskich sił zbrojnych wzrósł do 50 mld dolarów, a Putin obiecał ostatnio jego wzrost do 125 mld dolarów do roku 2011) stare giganty, takie jak producenci myśliwców Mig czy Su, uruchamiają produkcję nowych modeli samolotów. Jednakże najnowsze rosyjskie produkty, jak myśliwce bombardujące Su-34 i Su-35, myśliwiec Mig-35, system obrony powietrznej S-400 czy rakieta krótkiego zasięgu Iskander, są tylko poprawionymi projektami sprzed 30 lat. “Kiedy tylko biura projektowe otrzymały pieniądze, odkurzyły swoje stare konstrukcje poprzedniej generacji” – powiedział Felgenhauer. Miedwiediew zdaje się dostrzegać ten problem, a podczas zeszłomiesięcznej wizyty w fabryce Maszinostrojenia w mieście Reutow skrytykował przemysłowców oraz wezwał do “gruntownej modernizacji”.

W innych sferach można zauważyć mały postęp. Zostały stworzone nowe jednostki, nowa armia w starej, którymi Miedwiediew chwalił się prezydentom państw sąsiednich jako nowymi, regionalnymi, liczącymi 5000 ludzi jednostkami szybkiego reagowania, które Rosja ma zamiar wprowadzić. Prezydent obiecał, że nowe jednostki będą “tak dobre, jak natowskie”. Dodał również, że ich standardowe wyposażenie będzie podobnie jak na Zachodzie (o czym wcześniej w Rosji nie słyszano), tj.: indywidualne radia, ekwipunek do działań nocnych dla każdego żołnierza i pojazdu, a także mundury i buty wykonane z nowoczesnych, oddychających materiałów zamiast skóry i wełny.

Do zadań nowych jednostek należeć będą: odpieranie agresji militarnej, prowadzenie operacji antyterrorystycznych, walka z międzynarodową przestępczością i handlem narkotykami oraz pomoc przy klęskach żywiołowych. Siły te będą stale stacjonować w Rosji, jednak jednostki specjalne będą rekrutowały się z członków Organizacji Układu o Bezpieczeństwie Zbiorowym, tj. z obywateli Armenii, Białorusi, Kazachstanu, Kirgistanu, Uzbekistanu oraz Tadżykistanu.

Rosja zrobiła też wiele w kwestii unowocześnienia arsenału atomowego, kluczowego elementu swoich sił zbrojnych. W październiku, po 8 nieudanych próbach, sukcesem zakończyły się testy rakiety “Buława” z Dymitra Dońskiego, nowego okrętu atomowego zdolnego do wystrzelenia rakiet balistycznych. “Buława” to najnowsza rakieta balistyczna odpalana z morza, waży 30 ton i jest zdolna okrążyć Ziemię oraz wystrzelić z orbity 10 rakiet z głowicami nuklearnymi. W produkcji są kolejne dwa rakietowe okręty podwodne, które będą w stanie przenosić po 16 “Buław” każda. Taka broń pasuje raczej do modelu z czasów Zimnej Wojny niż do modelu nowoczesnej, zwinnej, taktycznej armii, ale nawet reformator Miedwiediew wie, że wielki arsenał atomowy jest jednym z kluczowych elementów utrzymania przez Rosję statusu supermocarstwa. Wie również, że publika lubi wielkie, imponujące rakiety, dlatego też rozkazał rok temu (pierwszy raz od upadku ZSRS), by w Dniu Zwycięstwa na defiladzie na Placu Czerwonym udział brały międzykontynentalne rakiety Topol-M. Takie pokazy i zwiększanie wydatków na wojskowość są entuzjastycznie przyjmowane w niektórych częściach kraju, w szczególności w archipelagu zamkniętych wojskowych miast. “Nasze serca wypełnia radość, kiedy widzimy na Placu Czerwonym rakiety, które tutaj testujemy” – powiedział Aleksander Lik, burmistrz Znamieńska, miasta w centralnej Rosji, gdzie produkuje i testuje się rakiety. “Wreszcie, po dekadzie degradacji i biedy nasze zakłady znów są ważne” – dodał.

Nie wszyscy jednak są zadowoleni, szczególnie sąsiedzi Rosji. W zeszłym tygodniu polski minister obrony, Radek Sikorski bił na alarm w liście do NATO, w którym skarżył się na rosyjsko-białoruskie manewry w Obwodzie Kaliningradzkim, w których udział wzięło 12 000 żołnierzy. “To nas niepokoi. Żądamy, by NATO wzięło to pod rozwagę” – powiedział Sikorski w państwowym radiu.” Sikorski był zaniepokojony także miesiąc temu, gdy Miedwiediew ułatwił szybkie rozmieszczanie wojsk rosyjskich za granicą, podpisując ustawę pozwalającą na “odparcie ataku na rosyjskie siły zbrojne, w celu zapobieżenia atakowi na inny kraj proszący Rosję o pomoc wojskową [lub], by chronić obywateli Rosji za granicą przed zbrojną agresją”. To brzmi jak zastrzeżenie sobie przez Moskwę prawa do “obrony” rosyjskich mniejszości narodowych w byłych republikach sowieckich, takich jak Ukraina czy Kazachstan, gdyby zaszła potrzeba lub gdyby Rosja szukała pretekstu.

Plan reform Miedwiediewa może również przysporzyć kłopotów w kraju. W tym roku Kreml spowolnił proces redukcji stanu osobowego w armii i zwalniania oficerów w obawie przed problemami, które mogą sprawiać żołnierze zwolnieni z wojska bez świadczeń i przystosowania do nowej rzeczywistości. Pomimo to, Miedwiediew jest zdeterminowany, by nie obcinać budżetu armii, nawet kiedy cała reszta kraju zaciska pasa w obliczu kryzysu. Nie musi to wcale oznaczać, że jego ambicje mają charakter agresywny (chociaż Waszyngton obawia się o swoich sojuszników w regionie i zaoferował Gruzji rozbudowę jej potencjału obronnego). Pokazuje to jednak, iż Kreml bierze serio budowę armii jako wiarygodnego czynnika odstraszającego przed dalszą ekspansją NATO, a także jako potężny bodziec dla sąsiadów, by zaakceptowali rosyjską dominację w regionie.

Źródło: Newsweek

http://www.newsweek.com/id/223698

Tłum.: Michał Huda

0 odpowiedzi

Zostaw odpowiedź

Chcesz przyłączyć się do dyskusji?
Nie krępuj się!

Leave a Reply