Nieudane lądowanie

– władze Francji nie mają zamiaru uczcić rocznicy lądowania aliantów w Normandii razem z przedstawicielami wszystkich ważniejszych sił zbrojnych biorących udział w operacji. Postawa Francuzów świadczy jednoznacznie – historia zaczyna być dla Pałacu Elizejskiego niczym więcej niż tylko narzędziem polityki.

Na tegorocznych obchodach nie będzie prezydenta Polski – Lech Kaczyński nie otrzymał zaproszenia na uroczystości, podobnie zresztą jak żyjący jeszcze polscy kombatanci czy królowa angielska Elżbieta II – która jako jedyna spośród obecnych przywódców europejskich miała na sobie mundur w czasie II wojny światowej.

Pochodzenie nie wystarczy

Prezydent Sarkozy przyjął bardzo ograniczoną w formie koncepcję obchodów, gdyż początkowo planowano jedynie spotkanie z Barackiem Obamą, co wywołało zdecydowany sprzeciw Brytyjczyków. Sposób w jaki następnie władze francuskie zaprosiły królową Elżbietę II był absolutnie nie do przyjęcia – Luc Chatel, sprawujący funkcję rzecznika francuskiego rządu powiedział, że ,,brytyjska królowa jest oczywiście mile widziana”. Wielką Brytanię będzie natomiast reprezentował premier Gordon Brown, któremu powyższe zaproszenie widocznie nie przyniosło ujmy, jak również nie uczyniły tego słowa Chatela, iż Francja nie miała zamiaru zapraszać nikogo z rodziny królewskiej, gdyż dla Francji jest to głównie święto francusko-amerykańskie.

Pochodzenie prezydenta Francji (rodzina od strony ojca – Paula Sarközy de Nagy-Bocsa, ma korzenie żydowskie a zarazem szlacheckie, jego dziadek od strony matki był w swoim czasie jednym z bardziej znanych paryskich lekarzy, a sam Nicolas kształcił się w prywatnych katolickich szkołach) nie ma wpływu na jego postawę względem uczczenia przodków, którzy polegli za wolność Francji. Tym bardziej jest to smutne, że jako potomek węgierskich Żydów posiada on częściowo wspólne z nami doświadczenie historyczne – lub raczej powinien takowe mieć dysponując odpowiednią wiedzą i wrażliwością historyczną. Szlachectwo zobowiązuje – to jedno z ważniejszych francuskich powiedzeń, którego niestety Nicolas Sarkozy ani w szkole, ani w Neuilly-sur-Seine nie zinternalizował. Można także odnieść wrażenie, iż próbuje on odciąć się od własnych korzeni będąc bardziej laickim niż socjaliści i silniej franko-centrycznym od gaullistów sprzed pół wieku. Czyżby miał poczucie niższości względem ,,Zachodu” i cierpiał na postkolonialną traumę charakterystyczną dla emigranta z naszej części Europy?

Wytłumaczenie to na pewno nie jest pełne, ale odsłania pewien rys charakteru prezydenta Nicolas’a Sarkozy’ego, pomagając wyjaśnić skrajnie niekonsekwentną linię działania oraz retorykę będącą połączeniem apologii dzisiejszej republiki francuskiej (chyba dla wszystkich poza prezydentem jest już jasne, iż Francja staje się powoli polityczną i społeczną trumną) z wyraźną niechęcią wobec odmiennego od okcydentalistycznego punktu widzenia. Ten pogląd potwierdzają zresztą liczni francuscy obserwatorzy życia politycznego z Emmanuelem Toddem na czele, określając Sarkozy’ego mianem człowieka bez charakteru i właściwości.

Walka o prymat

Osobowość prezydenta Francji nie jest jednakże głównym problemem. Okazuje się bowiem, że nie tylko Rosjanie mają nową wizję historii, ale tworzą ją także Francuzi, na przykład poprzez nieuprzejme gesty w stronę Polaków czy Brytyjczyków. Należałoby zapytać gdzie skrył się przed rządem Vichy i nazistami uwielbiany tak przez prezydenta Sarkozy’ego gen. de Gaulle i kto walczył o wolną Francję w 1940 roku, o zasługach dywizji gen. Maczka w latach 1944-1945 nawet nie wspominając?

O własny obraz historii musimy walczyć nie tylko z dawnymi przeciwnikami (Rosją, Niemcami czy ukraińskimi banderowcami), lecz także z niegdysiejszymi sojusznikami – choć jakimi sojusznikami byli Francuzi przekonaliśmy się jesienią 1939 roku i nie jest to wcale złośliwa uwaga, ale stwierdzenie faktu, że już wtedy interesy Polski i Francji były w dużej mierze rozbieżne. Francuzi nie tylko nie chcieli ginąć za Gdańsk powodowani nadzieją na utrzymanie pokoju z Hitlerem za cenę naszego terytorium czy przywiązaniem do swojego wygodnego życia, lecz autentycznie nie widzieli powodu cywilizacyjnego i moralnego, który skłaniałby ich do aktywnej obrony Polski – podobnie jak nie widzieli go w Teheranie i Jałcie F.D. Roosvelt oraz W. Churchill.

Z planowanego przebiegu rocznicy lądowania w Normandii wypływa następujący wniosek – również wewnątrz Unii toczy się spór o historię, będący jednym z pól bieżącej walki o prymat we wspólnocie i także w tym starciu Polska musi być aktywnym uczestnikiem dbającym o własne interesy. Zachowanie prezydenta Sarkozy’ego jest moim zdaniem wyjątkowo nieeleganckie i źle wróży na przyszłość fakt, iż szacunek wobec poległych bohaterów wojennych i ich spadkobierców – będący jednym z fundamentów naszej kultury, złożył on na ołtarzu doraźnych korzyści Francji. Nie powinniśmy jednak zbyt mocno absorbować się poczynionym nam afrontem – takie sytuacje będą się jeszcze zdarzać, a jedyne, co możemy zrobić to sumiennie i roztropnie przedstawiać nasz udział w najważniejszych światowych wydarzeniach, jednocześnie spokojnie odrzucając absurdalne wizje historii (które niejednokrotnie wydają się dominować niemniej mocno w Europie Zachodniej niż w Rosji). Prezydent Francji powinien zatem poczuć z naszej strony boreaszowy podmuch, który pozwoli nie zamrozić stosunków, lecz będzie na tyle chłodny, aby móc wzbudzić respekt.

Należy też mieć w pamięci obecne wydarzenia, kiedy to my będziemy zapraszać na uroczystości, stawiać pomniki i otwierać muzea. Stosunek do historii jest częścią prawdy o nas samych – odsłania, kim naprawdę jesteśmy. Bezinteresowność wobec niej znajdująca swoją realizację w dążeniu do prawdy, ukazuje nasz szacunek wobec świata i minionych pokoleń. Instrumentalizacja historii nigdy nie przynosi dobrych owoców. Państwo powinno prowadzić własną politykę historyczną, gdyż odkrywanie i propagowanie wiedzy o własnym dziedzictwie jest częścią racji stanu, jednak polityka historyczna nie może odbywać się kosztem uznania dla realnych zasług innych narodów. Dlatego istotnym, w kontekście interesów Polski, pozostaje pytanie – we współpracy z jakimi państwami możliwie najpełniej będziemy realizować swoją wizję historii, jednocześnie nie popadając w samouwielbienie na modłę francuską. Zawsze należy zachować świadomość własnych błędów i wpływu innych na nasze dzieje, zarazem nie dając się zepchnąć do europejskiego kąta jako kraj zadowolony z roli grzecznego kamerdynera. Również pokora musi mieć swój kres, ponieważ jak przestrzegali starożytni – zbyt grzeczni stają się pospolici.

Mateusz KędzierskiKresy.pl

0 odpowiedzi

Zostaw odpowiedź

Chcesz przyłączyć się do dyskusji?
Nie krępuj się!

Leave a Reply