“Jest lepiej, ale wciąż powtarzane są półprawdy o ludobójstwie dokonanym na Polakach” – powiedział w wywiadzie dla portalu Fronda.pl ks. Isakowicz-Zaleski.

Jak Ksiądz ocenia wspólną deklarację o ludobójstwie na Wołyniu?

Zacznę od pozytywów. Dużą zmianą na plus jest miejsce i forma podpisania tej deklaracji, bo rok temu deklarację z patriarchą moskiewskim Cyrylem podpisywano w pałacu, a całość wydarzenia prowadził urzędnik państwowy i ani abp Michalik, ani patriarcha nawet się nie przeżegnali i nie odmówili modlitwy Ojcze Nasz. Miało to charakter czysto świecki. Teraz odbyło się to tak, jak powinno być – na terenie kościelnym, pod krzyżem, z wizerunkiem Matki Bożej, modlitwą Ojcze Nasz.

Dużym plusem jest także dopuszczenie przedstawicieli arcybiskupa rzymsko-katolickiego Mieczysława Mokrzyckiego, ale także arcybiskupa grecko-katolickiego w Polsce. W sumie były cztery osoby.

Gdzie leżą problemy?

Moim zdaniem mamy tu trzy płaszczyzny tych problemów. Najważniejsze jest to, że nie powiedziano prawdy. Jest powołanie się na słowa Ewangelii, “poznacie prawdę, a prawda Was wyzwoli”, ale nie użyto właściwych określeń, za to są eufemizmy: „tragedia wołyńska” czy „czystki etniczne”, natomiast jedynym terminem prawdziwym do opisania zagłady Polaków, Żydów, Ormian, Czechów i obywateli polskich innej narodowości jest ludobójstwo. Niestety ten pierwszy warunek nie został spełniony.

Druga sprawa – nie powiedziano kto dokonał tego ludobójstwa. Znów mamy w tym przypadku eufemizmy, ale przecież to były konkretne grupy. Zbrodnie te były dokonywane już od 1939 roku przez członków Organizacji Ukraińskich Nacjonalistów, potem od 1942 r. przez członków Ukraińskiej Powstańczej Armia i SS Galizien oraz innych formacji kolaboranckich.

Zbrodni te były dokonywane różnym czasie i w różnych miejscach. Brak jasnego powiedzenia prawdy, niestety, według mnie jest eufemizmem, półprawdą.

Trzecia sprawa – nie można tego problemu sprowadzać tylko do Wołynia. Ludobójstwo, pierwsze jego akty miały miejsce w 1939 roku, później był jeszcze rok 1941. Oczywiście jest i Wołyń 1943 jako apogeum, ale zbrodnia trwała i w 1945, a nawet 1946 roku. Poza tym teren tych wydarzeń był o wiele szerszy, niż Wołyń, a w deklaracji o tym nie wspomniano. Chodzi też o Lubelszczyznę, Podkarpacie, czy Małopolskę Wschodnią. Brakuje też powiedzenia czym była krwawa niedziela. Przecież to był zamach na obrządek rzymsko-katolicki, nie tylko na polskość, bo zaatakowano kościoły. Te barbarzyńskie rzeczy jakie się działy od 11 lipca przez następne dni, miały miejsce na terenie kościołów. Przecież mordowano w czasie Mszy świętych. Trzeba zauważyć, że to był też ruch antychrześcijański. Tego wszystkiego zabrakło w deklaracji i myślę, że wynikną z tego problemy.

Są jeszcze dwie sprawy. Jedną słusznie podniósł abp Mokrzycki, który wyrasta na człowieka sprawiedliwego mającego odwagę, tam na Ukrainie i tu w Polsce mówić na te tematy, że od siedemdziesięciu lat kości pomordowanych chrześcijan nie zostały po chrześcijańsku pochowane. Zwrócił uwagę na to, że obok – o czym mówi deklaracja – „godnego upamiętnienia ofiar w miejscach ich śmierci i największego cierpienia”, trzeba najpierw pochować pomordowanych, których kości wciąż nie doczekały się chrześcijańskiego pochówku.

Druga kwestia, którą ja szczególnie akcentuję to obecna w Cerkwi grecko-katolickiej gloryfikacja zbrodniarzy. W delegacji, która towarzyszyła abp Szewczukowi jest także grecko-katolicki arcybiskup Ihor Woźniak, który sześć lat temu święcił pomnik Stepana Bandery we Lwowie i mówił o polskiej okupacji a równocześnie wychwalał pod niebiosa zbrodniarzy UPA i SS Galizien. To nie tylko Ihor Woźniak robi, to robią dziesiątki duchownych. Jak widać życie praktyczne nie koniecznie idzie ramię w ramię z deklaracjami. Potrzebne są w końcu czyny.

Dlatego zauważam pozytywy, ale też i ciągłe trwanie półprawd, które będą tylko jątrzyły. Na tym fundamencie nie da się budować pojednania.

Fronda.pl

1 odpowieź

Zostaw odpowiedź

Chcesz przyłączyć się do dyskusji?
Nie krępuj się!

Leave a Reply