Moim zdaniem na Wołyniu mieliśmy do czynienia z czymś co można nazwać zbiorowym opętaniem i to wzmożone działanie diabelskie doprowadziło do tak strasznych wydarzeń. Amok jaki ogarnął morderców, dosłowne pławienie się we krwi, może być tego najlepszym dowodem – twierdzi ks. prof. Józef Marecki wykładowca UP JPII.

Jaką rolę odgrywał Kościół na Kresach Rzeczypospolitej?

Okres międzywojenny, czyli to co się działo po I Wojnie Światowej, oraz po wojnie polsko-bolszewickiej doprowadził do krystalizacji sytuacji na tych terenach. Powstaje państwo polskie natomiast nie powstaje państwo ukraińskie. Przez Kresy przetacza się walec wojenny zabierając z Wołynia rosyjskich i później radzieckich urzędników, natomiast z Galicji czyli Małopolski Wschodniej urzędników austriackich ale także częściowo ludność polską. Na to miejsce przychodzą nowi ludzie.

Na Kresach mamy trzy, a miejscami cztery kościoły katolickie. Kościół obrządku łacińskiego funkcjonuje z metropolitą we Lwowie – im bardziej na zachód tym sieć parafii jego jest gęściejsza, im bardziej na wschód tym łacinników jest mniej. Na Wołyniu, czyli w diecezji łuckiej parafii łacińskich jest stosunkowo mało, dopiero w latach 20. i 30. następuje okres budowy wielu świątyń. Erygowane są parafie, na terenach zamieszkałych przez łacinników, gdzie dotąd na mocy ukazu carskiego nie wolno było rozszerzać działalności katolickiej.

Na terenie Galicji Wschodniej (Hałyczyna) istnieje kościół obrządku greckokatolickiego, ze stolicą we Lwowie i biskupstwem w Stanisławowie i diecezję przemyską z Jozafatem Kocyłowskim.

Ponadto na ziemiach wschodnich funkcjonuje Kościół obrządku ormiańskiego ze stolicą arcybiskupią we Lwowie. Na Wołyniu są obecni także wierni kościoła obrządku bizantyjsko-słowiańskiego (neounici), oraz prawosławni.

Kościół obrządku łacińskiego stanowi cement polskiej narodowości. Łacinnikami byli w ogromnej większości np. nauczyciele. Do tego kościoła parli ludzie wykształceni, także Ukraińcy. Kultura polska była dla nich pociągająca m. in. dlatego, że przewyższała ich rodzimą.

Elitę tych terenów stanowili także doskonale wykształceni księża obrządku łacińskiego. Do nich próbowali równać należący do wspólnot grecko-katolickich. Choć w literaturze ukraińskiej przeczytamy oczywiście, iż było odwrotnie. O sile duchowieństwa łacińskiego stanowią także wspólnoty zakonne i rozwijająca się sieć klasztorów. Wśród zakonników są ludzie z doktoratami, wykształceni na uniwersytetach w Rzymie, Fryburgu oraz w Polsce. Kościół łaciński był zatem ostoją patriotyzmu wspartego wiedzą i świadomością narodową. Polska mowa i książka znalazła schronienie w przyklasztornych szkołach. Siłę oddziaływania duchowieństwa pomnażali także ludzie ściśle współpracujący z kapłanami np. kościelni, organiści mający wpływ na środowisko, w którym mieszkali. Kapłani odgrywają rolę nauczycieli, są sadownikami, lekarzami. Niosą kaganek oświaty. Działają w kółkach rolniczych ale także aktywują organizacje patriotyczne.

Już wkrótce miał na tych terenach pojawić się cień… Jak zareagowali kapłani?

Kiedy na Wołyniu zaczyna się źle dziać w okolicach 1943 roku to właśnie duchowni stają się przywódcami narodowymi.

Czy wcześniej można było zauważyć symptomy nadchodzącej burzy?

Można wyróżnić kilka etapów w zależności od ziem. Na Wołyniu między Kościołem łacińskim a Cerkwią prawosławną stosunki układały się poprawnie, jednak granica była wyraźnie zaznaczona. Relacje były oparte na wzajemnym szacunku.

W Małopolsce Wschodniej relacja między łacinnikami a grekokatolikami była dużo bardziej skomplikowana, choć współpraca układała się także poprawnie. Duchowni współpracowali ze sobą. Ta wzajemna życzliwość płynęła z góry. Bp. Szeptycki posiadał bardzo dobre kontakty z księżmi. Na rodzące się tendencje nacjonalistyczne i szowinistyczne obie wspólnoty chrześcijańskie patrzyły z niepokojem. Starano się nie nagłaśniać tego typu incydentów.

Sytuacja ulega załamaniu gdzieś około 1938 roku. Duchowni grecko-katoliccy przestali odpowiadać na zaproszenia na odpusty i święta płynące ze strony łacinników. Są to skutki przenikania do Lwowa nacjonalizmu ukraińskiego kształtowanego w Berlinie i Gdańsku.

Jest to zatem nacjonalizm przesiąknięty antypolskością zatem skierowany także przeciw katolikom-łacinnikom.

Właśnie. Istnieje bowiem bardzo silne utożsamienie polskości z obrządkiem łacińskim. To przeświadczenie trwa na Ukrainie do dziś. Podobnie obrządek grecko-katolicki utożsamia się z Rusinami, a prawosławie z Rosjanami. W tamtym okresie takie uproszczenia nie były do końca zgodne z prawdą.

Dlatego nienawiść, która wybuchła w czasie wojny, ale także ta przedwojenna, skierowana była przeciwko duchownym łacińskim. Uważano ich za Polaków. Nieważne, że posiadali niepolskie nazwiska, dla nacjonalistów przez fakt przynależności do obrządku łacińskiego byli Polakami.

Mówi ksiądz, że sytuacja zaczęła się komplikować tuż przed wojną. Jak można wytłumaczyć ten proces?

Od około 1938 roku wzmaga się ukraińska akcja na rzecz budowy państwa. Idea samodzielnej Ukrainy pojawia się coraz silniej w świadomości Rusinów. Wzbudza ona niepokój wśród Polaków. Wybuch wojny wzmaga rozwój nacjonalizmu ukraińskiego. Ukraińcy kolaborują z Wehrmachtem. W skład armii słowackiej, która choć o tym często zapominamy także wkroczyła w 1939 r. do Polski wchodzi legion ukraiński, liczący kilkuset żołnierzy. W koszarach m. in. w Krynicy, ale także we Wrocławiu były większe czy mniejsze grupy Ukraińców współpracujących z Niemcami, gotujących się do walki z Polską o wolną Ukrainę.

Odbudowa Samostijnej Ukrainy rozpoczęła się do tworzenia armii, stąd właśnie obecność grup wojskowych przy oddziałach niemieckich czy słowackich. Ukoronowaniem tego procesu jest powstanie SS „Galizien”. Wolna Ukraina ma zatem powstać na terytorium wschodniej Polski, choć nie tylko. Ma objąć terytorium etnicznie ukraińskie. Wtedy dochodzi do poważnego spięcia. Pojawia się pytanie co w rzeczywistości obejmować ma takie terytorium? Skoro ¾ ziem, które wskazywali Ukraińcy były zamieszkiwane przez Polaków. W ramach akcji oznaczania terenu przez Ukraińców pojawiają się hasła: „Znaj Lasze po San nasze”. Rodzi się pytanie: kto był pierwszy na tych ziemiach? Są i tacy ukraińscy historycy, którzy twierdzą, iż najstarszym miastem ukraińskim jest… Jerozolima!

Ukraina miała powstać na terytorium przedwojennej Polski i na ziemiach zabranych przez Rosjan. Niemcy oferują Ukraińcom nadzieje na powstanie państwa. Uczestniczący w rozmowach toczących się m. in. w Gdańsku przedstawiciele OUN i UPA mówią Niemcom wprost: pójdziemy przy waszym boku i wywalczymy Ukrainę. Te nadzieje jeszcze bardziej wzmocniły się wtedy gdy Niemcy zaatakowali Rosję.

Pojawiają się różne koncepcje jak ma wyglądać państwo ukraińskie oraz w kwestii przyszłego losu Polaków. Są tacy, którzy uważają, iż należy naszych rodaków po prostu przepędzić. Jednak w dyskursie słychać też głosy opowiadające się za budową państwa wielonarodowego wespół z Polakami.

Zwycięża jednak głos nacjonalistów

Tak, przy boku Niemców nacjonalizm ukraiński staje się coraz bardziej nacjonalizmem militarnym. Powszechna staje się opinia, że wolną Ukrainę trzeba wywalczyć zbrojnie, dlatego mimo nieobecności państwa tworzy się armia i policja. Kwestia polska jawi się jako problem narodowy wymagający radykalnego rozwiązania.

Jak liczni byli w tym czasie Polacy na Wołyniu?

Absurd polega na tym, że Wołyń nie jest ukraiński. Jest prorosyjski, co wynika z zaszłości historycznych. Ludzie tam częściej mówią po rosyjsku niż po ukraińsku. Ale tam właśnie kumulują się oddziały UPA. Polacy są tam przetrzebieni na skutek wielkich wywózek dokonywanych przez władzę radziecką. Nie ma tam praktycznie nikogo, kto „nosiłby orzełka na czapce”. Młodych chłopców i dziewczyny masowo wywożono już wcześniej na roboty do Niemiec. Swoją obecność zaznaczają duchowni, których wywózki ominęły. Stają oni, jako element szczególnie patriotyczny na czele samoobrony.

W polskich gospodarstwach pozostały głownie kobiety lub dzieci. We wsiach na Wołyniu są mężczyźni i młodzieńcy ale głównie Ukraińcy. Część z nich jest przeszkolona przez Niemców, są karni i przygotowani do walki.

Polak-łacinnik, zatem dla nacjonalistów ukraińskich to kapłani otwierali listę potencjalnych ofiar?

Dlatego właśnie agresja skierowana jest głównie na duchowieństwo. Kulminacja mordów 11 lipca 1943 roku odbywa się w niedzielę. Nie oszukujmy, się grekokatolicy doskonale wiedzieli kiedy łacinnicy będą się gromadzić w swoich świątyniach. Jak bardzo szatański był to plan, by pójść do tych kościołów i wrzucać do ich wnętrza granaty, podpalać je! Liderem tego nieuszanowanego przez agresorów azylu świątynnego byli często kapłani wschodni lub ich synowie. W „krwawą niedziele” przy ołtarzu, bezpośrednio od ran zginęło 4 kapłanów. W następnych dniach giną kolejni duchowni. Na napady są wybierane szczególne dni: Wielki Piątek, Wielki Czwartek, wspomnienie św. Mikołaja. Kapłani giną w strasznych okolicznościach. Są torturowani i mordowani z zimną krwią.

Duchowni nie wierzyli, że z ręki ich sąsiadów może spotkać ich tak straszny los. To z czym mieliśmy do czynienia na Wołyniu trzeba nazwać czystką etniczną i ludobójstwem, a nie posługiwać się eufemizmami.

Czy można jakoś zrozumieć i wytłumaczyć ogrom wołyńskiego okrucieństwa?

Moim zdaniem na Wołyniu mieliśmy do czynienia z czymś co można nazwać zbiorowym opętaniem i to wzmożone działanie diabelskie doprowadziło do tak strasznych wydarzeń. Amok jaki ogarnął morderców, dosłowne pławienie się we krwi, może być tego najlepszym dowodem.

Warto przypomnieć słowa ks. bp Marcjana Trofimiaka, który kiedy zapytano go co się stało, odpowiedział używając pięknego zwrotu łacińskiego – „Mysterium Iniquitatis” – Tajemnica Nieprawości. Tak jak nie można zrozumieć „Misterium Fidei” – Tajemnicy Wiary, o której mówimy w trakcie każdej Mszy Św., tak i tajemnica zła pozostaje dla nas niewyjaśniona.

Jak szalona musiała być nienawiść do Polaków i utożsamianego z nimi Kościoła Rzymsko-Katolickiego, która kazała zburzyć wszelkie ślady po obecności ich na tych ziemiach! Kościoły były palone, dochodziło do notorycznych znieważeń – profanacji Najświętszego Sakramentu, o czym duchowni greko-katoliccy doskonale wiedzieli. Święte Świętych obecne na ołtarzu podczas Mszy zostało zmieszane z krwią ludzką.

Stąd powstała idea wypracowana przez bp. Trofimiaka „niedokończonych mszy wołyńskich”. Uczestniczą w nich od 10 lat nie tylko łacinnicy, także ludzie którymi kieruje poczucie przyzwoitości . Są to msze ciche, żałobne, odprawiane z użyciem czarnych szat liturgicznych.

Jak wielka jest skala niedokończonych Mszy Św.?

W Małopolsce Wschodniej ponad 120 kapłanów, na Wołyniu ok. 20 kapłanów zginęło; nie dokończyło Mszy Św. odprawianych lub w zamówionych intencjach. Duchowni ci zostali albo aresztowani przez ukraińską policję, bądź zginęli przy ołtarzu. Ileż to Mszy Św. nie dokończonych, ile gregorianek przerwanych, czy wreszcie ile hostii sprofanowanych! Ofiarami agresji padały także słynące cudami święte obrazy.

Krzywda ludzka domaga się wynagrodzenia, a co dopiero wszelkie akty profanacji. Ziemia ukraińska, mówiąc metaforycznie, wymaga oczyszczenia ze zła tam wyrządzonego.

Widziałem na Ukrainie miejsca gdzie do dziś według opowieści ludzi tam mieszkających z ziemi można wyorać szczątki ludzkie. Straszliwym memento tamtych wydarzeń są zgliszcza i ruiny – najczęściej są to same fundamenty, lub schody do nikąd…- zburzonych świątyń. Pokazywano mi miejsca, w których nie słychać śpiewu ptaków… Choć parę metrów dalej ich trel rozbrzmiewa. O tragicznych wydarzeniach przypomina jedynie krzyż i tablica upamiętniająca ofiary. Tam ziemia przestała rodzić i wydawać plony. Wszelkie próby obsadzenia tego miejsca roślinami uprawnymi skończyły się klęską.

Wielu z zamordowanych zginęło gdyż byli łacinnikami. Nie skorzystali z możliwości ucieczki lub przejścia na prawosławie. Tak zginął kapucyn, pracownik miejscowej misji bizantyjsko-słowiańskiej w Lubieszowie brat Sylwester Hładzio oraz dwie siostry bezhabitowe. Duchownemu roztrzaskano głowę na ołtarzu a siostry zhańbiono i zamordowano. Uczynili to ich pobratymcy, rodacy tylko za to, że nie wyrzekli się katolicyzmu i nie przyjęli prawosławia…

W czerwcu 1943 r. został zamordowany inny kapucyn z lubieszowskiej misji o. Kasjan Czechowicz, który prosił w imię Jezusa Chrystusa oficerów UPA by nie mordowali Polaków. Kiedy po ukraińsku recytował przykazania przerwano mu i oddano w ręce Niemców. Ci odmówili jego aresztowania i ponownie oddali go w ręce Ukraińców. Został zamordowany i wrzucony do Styru.

Budzi się świadomość, że tych ludzi warto by wynieść na ołtarze. Trwa to jednak długo. Trzeba pamiętać, że Kościół łaciński na Ukrainie dopiero się odradza, jest stosunkowo młody i ma wiele innych problemów. Jednak nie tracę nadziei, że podobnie jak ofiary hiszpańskiej wojny domowej, wołyńscy męczennicy zostaną beatyfikowani i kanonizowani.

Rozmawiał Łukasz Karpiel

pch24.pl
0 odpowiedzi

Zostaw odpowiedź

Chcesz przyłączyć się do dyskusji?
Nie krępuj się!

Leave a Reply