Iwieńca ciąg dalszy

Ponieważ temat Domów Polskich i Związku Polaków na Białorusi jest ważny i bliski sercu memu – powracam doń raz jeszcze.

Nie zamierzając powtarzać rzeczy wyłożonych w ostatnim felietonie, poruszę jeden z problemów leżących u podstaw całości. Streszcza się on w pytaniu: dlaczego właściwie Łukaszence aż tak bardzo zależy na kontrolowaniu Związku Polaków?

Ścieżki Autokraty

Odpowiedzi, jak zawsze, musi być przynajmniej kilka, bo problem jawi się jako wielopiętrowy. Przede wszystkim Autokrata, który utrzymuje pewne pozory demokracji, ale z opozycją liczyć się specjalnie nie musi – z definicji (z definicji tego, KIM jest każdy Autokrata) chce kontrolować wszystko. Mógł jednak ów Autokrata – jako Autokrata – posłużyć się takimi środkami nacisku, które problem niezawisłości czy zawisłości Związku Polaków ucięłyby od razu i cały Związek z punktu zlikwidowałyby jako całość. To, oczywiście, ucięłoby też zapewne (na czas jakiś, raczej jednak krótki) kontakty oficjalne z Polską i z częścią państw demokratycznych. Otóż tego rozwiązania Łukaszenka nie wybrał od razu. Dlaczego? Bo tak. Ale pewnie też dlatego, że ograniczona działalność Związku dawała mu pewne pożytki.

Łukaszenkowe pożytki ze Związku Polaków

Zwolennicy Spiskowej Teorii Dziejów powiedzieliby, że dla Łukaszenki lepiej było mieć opozycyjną grupę Polaków spisaną, zarejestrowaną, zatem porządnie otoczoną lub usianą odpowiednimi TW, czyli kontrolowaną, zamiast rozproszoną i działającą w sposób nieprzewidywalny. Jest to pewna racja. Przecie w momencie likwidacji Związku – takiej likwidacji, jaka ma miejsce w tej właśnie chwili – Polacy zostali pozbawieni wspólnego forum, ale Łukaszence pozostała ich ewidencja i wyraźna charakterystyka działań, które prowadzili. Teraz każdy z nich ma pewnie swojego “opiekuna” w Służbach, a jego zachowania są nadal analizowane i oceniane.

Natomiast inny “pożytek” stanowił dla Łukaszenki Związek istniejący i w miarę niezależny. Strumień pieniędzy, jaki płynął przezeń z Ojczyzny na Białoruś umożliwiał nie tylko budowę Domów Polskich – ale i, jak się zdaje, korumpowanie niektórych jednostek. Zwłaszcza tych na wysokim szczeblu organizacji polonijnych. Nie mówię o osobach, bo przecie osób nie znam; mówię o zasadzie, na jakiej działają tak zwane Służby, bo tę zasadę znamy na podstawie porównania z sytuacją za czasów PRL-u. To wystarczy. Kiedy budowano czy urządzano Domy Polskie, złotówka była na Białorusi w wielkiej cenie – jak niegdyś dolar w PRL-owskiej Polsce. Przypomnijmy sobie, jak wyglądał światek ludzi kręcących się wokół szacownych placówek Zachodnich w PRL-u… no właśnie.

Ale oczywiście nie jest to żadne oskarżanie Związku. Takie sytuacje są wywoływane niemal zawsze w podobnych organizacjach, istniejących w warunkach politycznego ucisku. I za ewentualne zło odpowiedzialne jest sumienie konkretnego człowieka tudzież działanie Służb, nie organizacja, którą one inwigilują. Zresztą większość członków Związku nie mogła nawet marzyć o udziale w nieprawomyślnych dochodach; to były “Siłaczki” i “Siłacze”, którzy niejednokrotnie wszystko co mieli, rzekłbym: swój Wdowi Grosz, poświęcili polskości. I tylko wokół nich krążyły mniej lub bardziej dostrzegalne, realnie “szarpające jadło na sztuki” – “kruki i wrony”.

Tragizm sytuacji

Kto wie, może i dlatego Łukaszenka nie likwidował Związku Polaków od razu. Może i dlatego dość późno – jak na Autokratę – zaczął organizować “swój” anty-związek. Może zresztą sądził, że polskie władze przymkną na te poczynania oko, czy raczej zaproponują jakąś ugodę – właśnie w imię istnienia Związku w ogóle. Bo na tym istnieniu powinno polskim władzom zależeć. Tak się nie stało, sprawę postawiono na ostrzu noża… co tylko przyspieszyło haniebne poczynania białoruskich władz. No, bo zdajmy sobie z tego sprawę: jeśli Autokrata ustępuje przed pohukiwaniami sąsiedniego państwa, to zazwyczaj oznacza (a przynajmniej tak jest to odczytywane przez podwładnych) jego słabość, a nie okazywanie dobrej woli. To z kolei daje do zrozumienia – że w najbliższym czasie straci władzę. Dlatego żaden Autokrata nie zareaguje na pohukiwania i połajanki uległością, chyba że w sytuacji, gdy mielibyśmy w ręku argument rzeczywiście porażający, którego Autokrata by się uląkł. Ale, jako się rzekło, takiego argumentu nie mamy. W zamian za to podsyciliśmy tylko “wojnę na górze” wewnątrz Związku pomiędzy “lepszymi i gorszymi” Polakami. na początek skutki odczuli pierwszoplanowi działacze białoruskiej Polonii, o których jeszcze można się jakoś tam upomnieć i którzy stanowią chorągiew naczelną całego konfliktu (oczywiście chwała im, oni bowiem ucierpieli dotąd najbardziej). Ale skutki długotrwałe i najważniejsze odczują przede wszystkim prowincjonalne “Siłaczki” i “Siłacze”, którzy na pewnym etapie mogli ten konflikt w ogóle ominąć bokiem i dalej prowadzić Domy Polskie. Aleśmy im tej szansy nie dali. I to oni najwięcej stracą, a z nimi – jak się rzekło i napisało już, straci polskość.

Jacek Kowalski

0 odpowiedzi

Zostaw odpowiedź

Chcesz przyłączyć się do dyskusji?
Nie krępuj się!

Leave a Reply