Idzie lepsze

Rozwarstwione społeczeństwo ukraińskie opanowane przez beznadziejny sceptycyzm z jednej i optymizm bez pokrycia z drugiej strony ogarnęła fala burzliwych wydarzeń. Dobrze by było, żeby wyrosło z tego coś przemyślanego i odpowiedzialnego.

Brak mi sił do czytania i słuchania zmanipulowanych, jałowych komunikatów władzy i dziecięco zadziornych niepodpartych niczym deklaracji opozycji. Wydawać się może, że w tej sytuacji bez wyjścia nie znajdziemy nic pozytywnego. A jednak nie brakuje tu momentów dobrych i jest ich więcej niż w całym ostatnim dziesięcioleciu.

Państwo ukraińskie stanęło przed swym Rubikonem, bo właśnie teraz według Zbigniewa Brzezińskiego, ma miejsce walka o jego niepodległość. Od siebie dodam, że właśnie teraz Ukraina stoi przed wyborem cywilizacyjnym: pozostanie w „szarej strefie” Rosji czy wtopi się w zjednoczoną Europę z jej precyzyjnymi i przejrzystymi zasadami i prawem. Na tym polega jedna z najważniejszych lekcji, którą można wynieść z tych, na pierwszy rzut oka, nieprzemyślanych i chaotycznych działań.

Lekcja pierwsza: dobrze, że nie podpisał

Co dobrego można dostrzec w obecnych wydarzeniach na Ukrainie? Najważniejsze, że reżim Wiktora Janukowicza nie podpisał umowy z UE. Proszę się zgodzić, byłoby dziwne, gdyby prezydent Ukrainy gwałtownie zmienił swój kurs i stanowisko na proeuropejskie. Do tej pory ani on, ani partia polityczna, którą reprezentuje nie wygłaszały nigdy deklaracji proeuropejskich. Wręcz odwrotnie, Wiktor Janukowycz zwyciężał w wyborach jako polityk otwarcie prorosyjski. Był wyraźnym reprezentantem wschodnioukraińskich oligarchów, ich systemu, relacji i kultury politycznej. Istota tego systemu polega na prawie niewolniczej eksploatacji pracowników, unikaniu minimalnej choćby modernizacji przedsiębiorstw; jest to system zamknięty i oparty na braku alternatywy, a wolna konkurencja jest dlań wyraźnym przeciwwskazaniem.

Niewolniczy wschodnioukraiński system wciąż jeszcze istnieje podsycany tematem rosyjskiego „politycznego” gazu i utrzymaniem rosyjskiego, politycznie regulowanego rynku zbytu. Oznacza to, że olbrzymi region jest całkowicie podporządkowany woli rządzących sąsiednim państwem. To dlatego tak często mówimy o europejskiej integracji Ukrainy, jako o wyborze cywilizacyjnym. Wiktor Janukowycz i jego „bracia cechowi” – wschodnioukraińscy oligarchowie – chcieli dokonać rzeczy niemożliwej: zamierzali wyrwać się ze szczelnych objęć Putina i zalegalizować się na Zachodzie. Razem z tym Ukraina miała nadal pozostać strefą zamkniętą, oligarchowie chcieli fantastycznego wsparcia finansowego od Unii a w zamian za to nic nie miało się zmienić. Wiktor Janukowycz marzył o dziesiątkach miliardów euro na wsparcie nieefektywnych, niezmodernizowanych przedsiębiorstw prywatnych na wschodzie Ukrainy, ale nie przedstawił żadnego planu zreformowania ukraińskiej gospodarki.

W świadomości tego typowego przedstawiciela Donbasu nie zaświtała nawet myśl, że wsparcie z UE jest możliwe jedynie z precyzyjnym planem finansowym w ręku, z dalszym dokładnym rozliczeniem się za każde wydane euro. Wiktor Janukowycz popełnił błąd, przypuszczając, że UE to druga Rosja i że można wyciągnąć kasę z Unii, wskazując na sytuację polityczną w kraju. Na szczęście nie jest to chodliwy „towar” na rynku europejskim. Dlatego Wiktor Janukowycz po konsultacjach ze swoim kolegą rosyjskim, dał do zrozumienia, że nie dba o tysiące bezrobotnych, którzy mogą za chwilę pojawić się w Donbasie, bo wygodniej jest pozostawić cały system zamknięty. Nie wpuści zdolnych europejskich menadżerów, którzy pomogą usprawnić prywatny biznes, nie dopuści „wirusa” alternatywy i konkurencji.

Wynika z tego, że Wiktor Janukowycz jest przedstawicielem systemu, dla którego integracja europejska oznaczałaby śmierć. Jednak jako typowy przedstawiciel Donbasu, człowiek uparty i nierychliwy, starał się do końca „wcisnąć” Europie swój zależały towar, tym samym nabijając sobie cenę w oczach Putina. Przy tym wcale nie spodziewał się masowych protestów społeczeństwa ukraińskiego w razie niepodpisania umowy o stowarzyszeniu. Jako człowiek wychowany przez „doniecką” kulturę polityczną zupełnie nie brał pod uwagę zdania współobywateli i nie spodziewał się masowych wystąpień. Polityczna kultura Donbasu zupełnie nie przewiduje sprzeciwu społecznego z powodu kwestii ekonomicznych. Dlatego w Wilnie prezydent zachowywał się jak słoń w składzie porcelany.

Powód dla którego Janukowycz przedstawił swój tani teatrzyk polityczny nie jest już teraz ważny. Urządzał go w ciągu całego półrocza. Czy był w jego działaniach strach przed Putinem, czy gra ukraińskich oligarchów, a może został zapędzony do rogu przez nieprzewidywalną politykę ekonomiczną prowadzoną przez jego rząd? Nieważne. Ważne, że dzięki temu obywatele Ukrainy przekonali się, że na kłamstwie daleko się nie zajedzie.

Ukraina Janukowycza nie odpowiada standardom Unii Europejskiej. Nie chcieliśmy zauważyć tego, że korupcja w państwie ukraińskim nie znikła, a jeszcze bardziej przeżarła wszystkie warstwy społeczeństwa. Nie chcieliśmy widzieć, że na Ukrainie nie ma niezależnej władzy sądowniczej, a panuje tu prawo wybiórcze. Milczeliśmy patrząc na paraliż systemu ochrony prawnej i jego podporządkowanie klice. Z zainteresowaniem obserwowaliśmy, któremu z oligarchów Wiktor Janukowycz „odgryzie” łakomy kąsek dla swego syna. I z takim zapleczem szliśmy do Europy?

W ostatnich tygodniach przed szczytem w Wilnie, społeczeństwo Ukrainy w swojej nadziei na eurointegrację zamarło w oczekiwaniu na cud. Sądziliśmy, że przestraszony Janukowycz podpisze umowę z UE. Cudu nie było. Po prostu nie mógł się wydarzyć. Bo prezydent nie potrafi już myśleć inaczej: targował się z europejczykami do ostatniej chwili dbając o interesy klanu i stabilność swego reżimu, a nie o losy swego kraju. Kiedy chciał wytargować wsparcie finansowe dla swego zbankrutowanego klanu, Ukraińcy widzieli w tym szczere dążenie do Europy. Ukraińcom znów zabrakło wyobraźni w przejrzeniu prawdziwych planów i zamiarów Janukowycza.

Można oczywiście rzec, że zwykły obywatel daleki jest od dokonywania analizy politycznej – każdy z nich próbował znaleźć własny sposób na przeżycie. A co w tym czasie robiła wpatrzona w Europę opozycja? Jakie miała nadzieje? Widocznie, mając świadomość własnej słabości, opozycja wcale nie liczyła na liczne protesty społeczne i poparcie eurointegracji Ukrainy. Opozycja, jak zwykle, miała nadzieję wyłącznie na Europę, mniemając, że po podpisaniu przez Janukowycza umowy z Europą od razu się z nią połączymy i skrępujemy prezydenta jak lilipuci Guliwera. Wówczas prezydent nie będzie miał drogi odwrotu: zabraknie mu poparcia Rosji i będzie musiał być posłuszny. Nadzieje takie są dość infantylne, zawarte jest w nich przekładanie odpowiedzialności na kogoś bardziej dorosłego i z większym autorytetem. Takie stanowisko wskazuje na brak wiary we własne siły i brak konkretnego programu działań.

A gdyby reżim Janukowycza nie uległ szantażowi Rosji i odważył się na zdemontowanie systemu składającego się z klanów i oligarchów i 29 listopada podpisał jednak umowę o stowarzyszeniu? Według jakiego scenariusza mogłyby się potoczyć dalsze wypadki? Jest kilka ważnych elementów, o których trzeba pamiętać. Po pierwsze – podpisując umowę z Janukowyczem, Unia zalegalizowałaby reżim. Po drugie – finansowe wsparcie z UE wzmocniło by reżim jeszcze bardziej. Ze względu na słabość opozycji i brak planu przedłużyłoby to rządy Janukowycza co najmniej do 2020 roku. Po trzecie – pomysły Janukowycza na wykorzystanie wsparcia z UE, wskazują na to, że pieniądze zostałyby rozkradzione, co miałoby utwierdzić społeczeństwo w przekonaniu, że taka Europa nie jest nam potrzebna. Innymi słowy – reżim był zdolny jedynie do dyskredytacji pojęcia „integracja europejska”, bo nie ma z jej zasadami nic wspólnego. Tak więc, obywatele Ukrainy powinni być zadowoleni, że tak się sprawy potoczyły.

Lekcja druga: słabość liderów opozycji

Jeszcze jedna ważna lekcja z wydarzeń w roku 2013 ludzie, którzy znaleźli się u władz opozycji, delikatnie mówiąc, nie nadają się na rolę reformatorów wprowadzających nas do Europy. Słabość ukraińskich instytucji politycznych, nierozwinięte społeczeństwo obywatelskie i pomyślna zakulisowa walka przyczyniły się do zmonopolizowania wyjątkowego prawa na reprezentowanie opozycji.

Wybierając pomiędzy bezkompromisową walką z reżimem i wygodną imitacją opozycji, nasi liderzy wybrali drugą drogę. W wyniku tego okazali się nie tylko bez strategicznego programu działań, ale i bez planu na dziś i jutro. Nie potrafili wykorzystać w pełni potencjału protestujących na Majdanie. Nie potrafili nawet określić najważniejszych zadań dla protestujących.

Liderzy opozycji udowodnili, że są ludźmi nieodpowiedzialnymi, bez wyczucia wydarzeń politycznych. Nie potrafili odpowiednio ocenić sytuacji i raz po raz proponowali z góry przegrane działania. Do takich bezmyślnych ruchów można odnieść głosowanie w Radzie Najwyższej o odwołanie rządu Azarowa. Żaden strateg i taktyk nie poprowadzi własnej armii do walki, dopóki nie przeliczy bagnetów. Głosowanie odbyło się bez uprzednich konsultacji z wahającymi się deputowanymi z innych frakcji. Gdyby takie rozmowy były poprowadzone, mogliby wesprzeć opozycję.

Zupełnym nieporozumieniem było ogłoszenie ogólnokrajowego strajku. Wiadomą rzeczą było, że nikt go nie przygotował nawet na zachodzie Ukrainy, a w skali państwa jest po prostu niemożliwy. Kolejny opozycyjny pomysł zamienił rzeczy ważne w farsę.

Jeśli chodzi o zagadnienia najważniejsze – organizację ogólnonarodowej walki z reżimem Janukowycza – mamy tu całkowitą klapę. Liderzy opozycji do dziś nie wygłosili żadnego hasła, które mogłoby być przyjęte na wschodzie i południu Ukrainy. Mam wrażenie, że opozycja ma zamiar zwyciężyć na zachodzie i w centrum, a potem postawić resztę kraju przed faktem dokonanym. Być może opozycja po prostu nie widzi przyszłości Ukrainy w dotychczasowych granicach. A przecież ignorowanie ogromnego, gęsto zaludnionego regionu, który ma swoją specyficzną kulturę polityczną i za każdym razem niweluje europejskie dążenia reszty kraju, jest krótkowzroczne i bardzo ryzykowne.

Dziwnie wyglądają „priorytety” liderów opozycji po głosowaniu w Radzie Najwyższej. Arsenij Jaceniuk nawoływał protestujących do blokowania siedziby administracji prezydenta. Symboliczny, groteskowy gest, który mógł pomóc politycznemu wizerunkowi Jaceniuka. Ale do czego miałby się przyczynić w praktyce? W podobny sposób można analizować każdy krok i każdą inicjatywę liderów opozycji. W ich działaniach można dojrzeć wyłącznie zazdrość i nieufność wobec siebie i próby wzmocnienia własnego wizerunku.

Na szczęście w tym politycznym wirze widać dobre strony i to one napawają optymizmem. Najbardziej pozytywne jest to, że Ukraińcy są zdolni do masowych akcji: zdecydowanie wypowiedzieli się przeciwko reżimowi i zamanifestowali postawę obywatelską. Przyjemną niespodzianką jest aktywny udział młodzieży, w skupiskach protestujących ich liczba niekiedy nawet przeważa. Okres marginalnych wieców minął, młodzież zasmakowała w polityce i z młodzieńczym zapałem rzuciła się do działania. Nie obejdzie się bez sińców, guzów i pomyłek. Jednak pojawienie się w ukraińskiej polityce potężnej fali młodzieży daje nadzieję i optymizm na przyszłość. Organizacja euromajdanów pokazała, że obok nas jest sporo dojrzałych i wykwalifikowanych osób, które potrafią zachować się w sytuacjach krytycznych. Potrafią przeciwdziałać przygotowanym prowokacjom. Obawy, że ludziom zabraknie wiary i ogranie ich apatia, na szczęście, nie sprawdziły się.

Brak konkretnego planu działań ze strony opozycji i stałe niepowodzenia dobitnie pokazały, co należy uczynić.

„Monopol trzech” (chodzi o liderów opozycji – red.) należy zlikwidować. Liderzy opozycji nadal powinni uczestniczyć w wydarzeniach politycznych, bo w przeciwnym razie skazalibyśmy rewolucję na porażkę. Jednak „Trójkę” należy wzmocnić siłami działaczy społecznych, liderów młodzieżowych i polityków, których nasz triumwirat polityczny odsunął od politycznego Olimpu. Nadszedł czas na powołanie rady społecznej, do której powinni wejść i Petro Poroszenko, i Anatolij Hrycenko.

Losów całego państwa nie mogą ważyć trzej politycy. Kraj nie może stać się zakładnikiem ich osobistych ambicji, nawet jeśli są to osoby bardzo szanowane. Jeśli liderzy opozycji są w jakiś sposób powiązani z klanami oligarchów i ukrywają te powiązania, powinni przyznać się do tego, bo to uchroni ich od kolejnych porażek. Należy natomiast skorzystać z potencjału proeuropejskich oligarchów, jeżeli tacy są. Obywatele powinni przekonać się o tym, że wynikiem rewolucyjnych zmian będą zmiany mechanizmów władzy, a nie wymienione twarze urzędników. Powinniśmy wyraźnie podkreślić, że podziękowaniem za „wsparcie” Majdanu nie będą posady.

Do wiadomości opinii publicznej należy donieść, że polityka Janukowycza-Azarowa – to droga do bankructwa. Jest to skazanie Ukrainy na wieczną nicość w „szarej strefie” Rosji i powolna śmierć polityczna w objęciach Rosji.

Preludium zamiast epilogu

Aby dokonać swego wyboru, Ukraina musiała przejść przez ten dramatyczny etap. Było to konieczne. O swoją wolność i przyszłość należy walczyć, w tym przypadku nie zdarzy się cud czy łaska. Warto zrozumieć, że manna nigdy więcej nie będzie spadała z nieba na nasze głowy. Na swój przyszły dobrobyt trzeba ciężko zapracować, a do godnej pracy trzeba mieć odpowiednie warunki. Skoro chcemy żeby w społeczeństwie zapanowały wartości europejskie warto przestać udawać, że się je wyznaje i zacząć bezwzględnie przestrzegać obowiązujące zasady.

Musimy zrozumieć, że sposób integracji europejskiej według Janukowycza był brutalną próbą przedostania się przez klatkę schodową dla służby do europejskiej kuchni, bo własny stół przy nadmiernych apetytach „rodzinki” okazał się pusty. Nie warto utyskiwać, że wydarzenia potoczyły się w taki sposób. Pamiętajmy jednak, że przed nami Rubikon. Decydujący krok w kierunku upadku w „szarej strefie” albo początek ciężkiej drogi do godnego życia.

Wasyl Rasewycz

„Kurier Galicyjski

Tekst ukazał się w nr 23–24 (195–196) za 20 grudnia 2013–16 stycznia 2014

0 odpowiedzi

Zostaw odpowiedź

Chcesz przyłączyć się do dyskusji?
Nie krępuj się!

Leave a Reply