Ostatnio opinia publiczna w Polsce jest wprowadzana w błąd, jeśli chodzi o stosunek neobanderowców do Polaków i Polski. Głosi się, że tradycja antypolska jest wśród nich przeżytkiem i ustępuje miejsca tradycji antyrosyjskiej. Warto przypomnieć, jaką postawę przyjęła banderowska partia Swoboda, gdy Polacy we Lwowie mieli otrzymać budynek pod Dom Polski.

Nacjonaliści ukraińscy, mający swoje silne zaplecze w zachodnich obwodach państwa (bez Zakarpacia i Bukowiny), zogniskowani są obecnie wokół Ogólnoukraińskiego Zjednoczenia „Swoboda”. Czołowi przedstawiciele tej partii jako wzorce przyjmują i aktywnie promują postaci między innymi Stepana Bandery czy Romana Szuchewycza. Mimo tego, że ci walczyli z państwowością polską – a ostatecznie i z samą polskością w sensie fizycznym – to odwołujący się do ich dziedzictwa deputowani „Swobody” podczas głosowania na sesji Rady Miejskiej podnieśli ręce za przekazaniem Polakom budynku w centrum (chociaż nie w ścisłym centrum) Lwowa, a więc miasta będącego bastionem współczesnego nacjonalizmu ukraińskiego, a wg wielu będącego wraz z okolicznymi ośrodkami monopolistą w charakterze rozsadnika ukraińskiej idei narodowej. Wielu obserwatorów mogłoby postrzegać tę decyzję jako nieoczekiwaną konwersję. De facto jednak nie zaszła żadna zmiana, która świadczyłaby o jakiejkolwiek rewolucji w postrzeganiu przez banderowców całokształtu stosunków polsko-ukraińskich aż do ich współczesnego stanu.

W wielu swoich komunikatach neobanderowcy wzywali stronę polską – adresując odezwy m.in. do Sejmu RP – aby kwestie historyczne odłożyć na bok i nie zadrażniać obecnych stosunków poruszaniem spraw z przeszłości. Najważniejszym epizodem do zapomnienia była, rzecz jasna, rzeź wołyńska, przez stronę zachodnioukraińską postrzegana jako wojna polsko-ukraińska, wzajemny konflikt lub po prostu „tragiczne wydarzenia”. Inna interpretacja formułowana po drugiej stronie granicy wywoływała różne reakcje – tym bardziej zdecydowane i odwołujące się do specyficznie interpretowanej historii, im głośniej mówiono w Polsce o prawdziwym obliczu wydarzeń na dawnych kresach. W efekcie tego doczekaliśmy się zapowiedzi uznania Armii Krajowej przez część rad obwodowych na zachodzie Ukrainy za formację ludobójczą, która dokonywała czystek etnicznych na Ukraińcach. Był to jeden z większych wyłomów w lansowanej do tej pory przez neobanderowców koncepcji niezadrażniania historią stosunków polsko-ukraińskich. Dziś dostrzegalna jest prawidłowość, w ramach której o historii nie należy mówić wtedy, gdy tylko Polacy zaczynają głosić swoją wersję wydarzeń na Wołyniu. Natomiast strona zachodnioukraińska natychmiast odstępuje od głoszonej wcześniej zasady i sama wraca do spraw sprzed lat siedemdziesięciu, jak i tych bardziej zamierzchłych, gdzie narracja o zbrodniczej Armii Krajowej i czystkach na Ukraińcach jest tą wiodącą.

Budynek w centrum Lwowa mający pełnić funkcję Domu Polskiego miał zostać przekazany społeczności polskiej na mocy umowy między rządami Polski i Ukrainy. Przyjęto jako nadrzędną zasadę wzajemności, a więc w Przemyślu miał zostać oddany mniejszości ukraińskiej budynek w centrum miasta, to samo miało zostać uczynione we Lwowie wobec mniejszości polskiej. W Przemyślu dokonano daleko idącego gestu, po prostu oddając Dom Ludowy zbudowany jeszcze przed wojną ze składek miejscowych Ukraińców. O wzajemność we Lwowie w tym przypadku było trudno, gdyż w tym mieście nie istniała przed wojną mniejszość polska. Podsuwano wobec tego różne koncepcje, m.in. przekazanie budynku należącego przed wojną do jednej z organizacji społecznych (m.in. Towarzystwa Gimnastycznego „Sokół”, obecnie mieści się tam przedszkole), zdecydowano się jednak na przeznaczenie obiektu należącego do ukraińskiego ministerstwa obrony.

Zapowiedzi przekazania takiego budynku padły już we wrześniu 2012, kiedy dom ukraiński w Przemyślu działał już od dawna. Jak donosiła agencja UNIAN, deklarację taką złożył prezydent Wiktor Janukowycz podczas spotkania z Bronisławem Komorowskim.[1] Zgodnie z ukraińskim prawem taki budynek powinien zostać przekazany przez miejscowe władze samorządowe – w tym wypadku przez Radę Miasta Lwowa. Ta skomplikowana procedura pozwoliła „Swobodzie” na podniesienie sprawy Domu Polskiego w swojej własnej rozgrywce, chociaż ani radni, ani nawet deputowani do Werhownej Rady Ukrainy z tej partii nie byli stroną w zawieranej umowie międzynarodowej.

Sprawa przekazania budynku przeznaczonego na Dom Polski była rozpatrywana na sesji rady miejskiej Lwowa 11 kwietnia 2013. Na pozytywne rozwiązanie tej kwestii liczył Andrij Sadowyj, mer miasta. Zdjęto wówczas jednak z porządku obrad punkt dotyczący Domu Polskiego. Wywodzący się z partii „Swoboda” radny Taras Semuszczak, zwracając się do mera, podkreślał, że rozwiązanie sprawy Domu Polskiego może „pozytywnie odbić się na stosunkach ukraińsko-polskich”. Radny dociekał też, czy budynek będzie posiadał „długoterminowy plan wykorzystania wraz z jego zasobami”.

W końcowej części swojego oficjalnego wystąpienia radny Semuszczak zwrócił się do mera z prośbą o informację w następujących sprawach:

– czy międzynarodowe ugody zawarte między Polską a Ukrainą, poruszały kwestię oficjalnego odsłonięcia pomnika cywilnym ofiarom narodowości ukraińskiej w Sahryniu

– czy ustalenia między Polską a Ukrainą dotyczyły również otrzymania stosownych pozwoleń dla postawienia pomnika żołnierzy Ukraińskiej Republiki Ludowej w Pikuliczach w Polsce

Dalsze pytania były już o wiele bardziej kontrowersyjne z polskiego punku widzenia. Radny zapytał, czy rządy Polski i Ukrainy rozmawiały na temat możliwości odtworzenia pomnika UPA na górze Chreszczata oraz, czy planuje się godne uszanowanie ofiar przymusowe przesiedlenie Ukraińców ze „swoich ziem” – jak podkreślił radny (chodzi o Łemków, Bojków i Rusinów wysiedlonych z Bieszczad przez komunistów w ramach Operacji „Wisła”).

Ostatni punkt dotyczył rozwiązania problemu „masowych antyukraińskich prowokacji, jakie mają miejsce podczas obchodzenia rocznicy tak zwanej rzezi wołyńskiej”.

Tekst wystąpienia radnego Semczuka do dziś widnieje na oficjalnej stronie „Swobody”, można go więc uznać za stanowisko tej partii w omawianej kwestii.[2]

Reakcja „Swobody” nie ograniczyła się wyłącznie do aktywności radnego miasta Lwowa. Neobanderowcy zorganizowali 22 kwietnia 2013 tzw. „okrągły stół”, który miał być wedle stanowiska partii odpowiedzią na wniesienie w polskim Sejmie uchwały potępiającej OUN-UPA jako „organizacje, które odpowiedzialne są za ludobójstwo ludności polskiej”. Na konferencji podkreślano, że „Polacy powinni zdać sobie sprawę, że Wołyń i Galicja to nie kresy wschodnie Polski, ale etniczne terytoria Ukrainy, a Polska przyszła jako ich okupant”. Z kolei Ołeh Pankewycz uznał, iż ze strony polskiej mają miejsce „antyukraińskie wystąpienia”, zaś „Ukraińcy powinni zdecydować, jakie uchwały podjąć w reakcji na obraźliwe gesty ze strony przeciwnej”. Natomiast Lwowska Rada Obwodowa – organizator konferencji – została zobowiązana przez uczestników do zredagowania projektu pisma do władz centralnych Ukrainy w sprawie reakcji na kroki podejmowane przez polską stronę.

W kolejnych tygodniach neobanderowcy podejmowali na forach organów władzy samorządowej coraz dalej idące zarzuty wobec Polski. W dokumencie przyjętym przez łucką radę miejską Polakom zarzucono 600-letnią politykę wynaradawiania Ukraińców. Według radnych „od połowy XIV wieku Polska prowadziła konsekwentną politykę zaborczą wobec narodu ukraińskiego”.[3] W uchwale można także przeczytać, iż „nie Ukraina ma prosić o wybaczenie za działania UPA, która broniła ukraińskiej ludności, uniemożliwiła zaborcze zamiary Polaków wobec ziem ukraińskich w czasie II wojny światowej, a Polska – za działania swoich oddziałów, które walczyły na etnicznych ziemiach ukraińskich przeciwko prawu do wolności i niepodległości naszego narodu, za Rzeczpospolitą od morza do morza”.[4] Miesiąc wcześniej rzecznik „Swobody” Ołeksandr Aroniec zapowiedział, że radni jego partii „będą musieli wnieść do Rady Najwyższej analogiczny projekt uchwały o uznaniu Armii Krajowej za organizację zbrodniczą, która dokonała ludobójstwa na narodzie ukraińskim”.[5] Wcześniej zbrodniczy charakter działań Armii Krajowej wobec ludności ukraińskiej podkreślał Andrij Możnyk, wiceprzewodniczący „Swobody”.[6] Polityk stwierdził również, że przed wojną „Polska prowadziła politykę obliczoną na zniszczenie ukraińskiej tożsamości”.[7]

Mimo propagandowej akcji ze strony swobodowców, jej lider we lwowskiej Radzie Miejskiej, Wasyl Pawluk, stwierdził, że sprawa przeniesienia głosowania dotyczącego Domu Polskiego ma „jedynie charakter techniczny”.[8] Kwestia to nie została jednak włączona do porządku obrad 23 maja, tak jak chciał mer Sadowyj. Ostatecznie kwestię formalnego przekazania budynku społeczności polskiej – które było wypełnieniem wcześniejszych umów między władzami Polski i Ukrainy – uregulowano na posiedzeniu lwowskiej Rady Miejskiej 30 maja 2013 roku.

Formalnie jednak budynek oddano w dzierżawę na 49 lat, a nie oddano go na własność. Utrudnia to długofalowe planowanie jego wykorzystania, stawia pod znakiem zapytania sens przeprowadzenia jego remontów i nie wiąże trwale społeczności polskiej z obiektem przy ul. Szewczenki. Wszystko to ma miejsce w sytuacji, gdy to właśnie zagadnienie długoterminowego planu wykorzystania budynku przez Polaków było przyczyną odkładania tej sprawy na później.

Z dużym prawdopodobieństwem można stwierdzić, że neobanderowcy wykorzystali stricte formalny etap przekazywania budynku pod Dom Polski – należącego do Ministerstwa Obrony Ukrainy, a nie do miasta – aby przeforsować swój punkt widzenia na najnowszą historię stosunków polsko-ukraińskich. Wiele wskazuje na to, że przyczyną odkładania tej sprawy była aktywność niektórych parlamentarzystów polskich w obszarze przygotowywania uchwały upamiętniającej ofiary ludobójstwa OUN-UPA i potępiające te formacje jako organizacje odpowiadające za masowe zbrodnie. Chociaż neobanderowcy wielokrotnie podkreślali konieczność oddzielenia polityki od historii, najnowsze wydarzenia pokazały, że jest to niemożliwe. Od tego założenia politycy „Swobody” odstępowali zawsze, gdy dokonywano w Polsce jednoznacznej oceny wydarzeń na Kresach Wschodnich. Ponadto, dostrzegalne jest zjawisko stawiania sprawy na ostrzu noża – nacjonaliści na Ukrainie gotowi są skompromitować państwo ukraińskie i sabotować jego ustalenia na szczeblu międzynarodowym, aby lansowana przez nich wizja historii była tą wiodącą.

Z tym właśnie faktem przyszło się zmierzyć polskiemu Sejmowi w lipcu. Bezradne w tej sytuacji władze centralne na Ukrainie, które nie miały instrumentów do wywierania wpływu na Lwowską Radę Miejską, zostawiły stronę polską sam na sam z neobanderowcami. Nawet mało wnikliwy obserwator może mieć stuprocentową pewność, że ceną za zgodę Lwowskiej Rady Miejskiej na realizację ustaleń na szczeblu prezydentów i rządów było odstąpienie przez stronę polską podjęcia uchwały upamiętniającej ofiary ludobójstwa (zastosowano obraźliwy dla ofiar termin “czystki etnicznej”). Dodatkowo swobodowców zachęciła miękkość prezydenta Komorowskiego, który od początku odżegnywał się od patronowania społecznym obchodom rocznicy rzezi wołyńskiej.

Rozgrywka „Swobody” wokół Domu Polskiego była cenną, ale i bolesną lekcja sztuki prowadzenia polityki międzynarodowej. Po raz kolejny Polacy mogli przekonać się, że w tej liczą się jedynie ci, którzy nie obawiają się pokazać swojej siły i dumy. Abstrahując od tego, że współczesne państwo polskie nie chce być dumne z dorobku Kresów Wschodnich, rząd w Warszawie wykazuje daleko idącą czołobitność wobec marginalnego jeszcze w skali całej Ukrainy ugrupowania politycznego. Skutkiem tego jest przegrana na polu batalii o prawdę historyczną, ale i na polu zabiegów o długo wyczekiwany Dom Polski. Rezygnacja z upamiętniania ofiar ludobójstwa nie dała nawet minimum tego, czego oczekiwano od Ukraińców, bo trudno zadowolić się wydzierżawionym na 49 lat budynkiem i to w warunkach państwa, które dalekie jest od praworządności. Pod różnym pretekstem dzierżawę będzie więc można wymówić, szczególnie wtedy, gdy nie naciskano w tej sprawie na rząd w Kijowie, który może z kolei umywać od niej ręce. Można przypuszczać, że kolejne „problemy natury technicznej” mogą lwowskim Polakom dać się we znaki, gdyby w przyszłości jakaś siła polityczna w Polsce zaczęła otwarcie stawiać sprawę ludobójstwa na Kresach Wschodnich, co – miejmy nadzieję – nastąpi prędzej czy później.

[1] http://ura-inform.com/uk/politics/2012/09/20/vo-lvove-postrojat-polskij-dom-janukovich

[2] http://www.svoboda.org.ua/diyalnist/novyny/038281/

[4] tamże

[5] http://niezalezna.pl/40657-ukrainscy-nacjonalisci-chca-szkalowac-armie-krajowa

[6] http://www.svoboda.org.ua/diyalnist/novyny/038542/

[7] tamże

[8]http://zaxid.net/home/showSingleNews.do?problemi_z_polskim_domom_u_lvovi__chisto_protsedurni__pavlyukobjectId=1283756

Marcin Skalski

2 odpowiedzi

Zostaw odpowiedź

Chcesz przyłączyć się do dyskusji?
Nie krępuj się!

Leave a Reply