Ekspedycja jakucka – dzień pierwszy


Drogi to mieszanina krzywo położonego asfaltu z wszechobecnym błotem. Kierowcy zręcznie odnajdują się w pozornym chaosie. Miejski krajobraz dopełniają relikty sowieckiej przeszłości.

3.08.2009

Jakuck : Dzień pierwszy

W Warszawie jest godzina piąta popołudniu. W stolicy Republiki Sacha druga nad ranem. Pomimo zmęczenia, nasze organizmy nie poddają się nowemu rytmowi dnia i nocy. Wspominamy więc pierwszy dzień spędzony w Jakucji.

W Jakucku wylądowaliśmy o 5:30 rano. Przywitała nas pustka i zacinający deszcz. Z lotniska odebrała nas pani Walentyna Szymańska, krzewicielka polskości na syberyjskiej ziemi, prezeska Polonii. Od tego momentu będziemy pod jej opieką. Ta starsza kobieta, o pięknej, dostojnej twarzy organizuje pierwszy dzień naszego rajdu.

Bagaż zrzucamy w kościele katolickim. W dużej mierze, jego powstanie jest zasługą pani Walentyny, która wystarała się o ziemie u tutejszych władz. Pokój na zapleczu będzie naszą noclegownią i bazą wypadową przez najbliższe dwa tygodnie. Śniadanie złożone z pieczywa, tutejszej kiełbasy i sera częściowo regeneruje nasze siły, nadwątlone przez sześciogodzinny lot z Moskwy. Wkrótce jesteśmy gotowi do drogi.

Wynajętym busem jedziemy na spotkanie z przedstawicielem Ministerstwa Spraw Zagranicznych, Nikołajem Wasilewiczem Diakonowem. Omawia z nami techniczne szczegóły pobytu. Czekają nas nie tylko przygody godne odkrywców, ale i prozaiczne obowiązki. Choćby zameldowanie, które jest obowiązkowe dla każdego zatrzymującego się w Rosji dłużej niż trzy dni. Papierkową robotę zrzucamy na głowę naszego opiekuna, a zarazem współorganizatora wyprawy – Witolda Bajora.

Sami pod okiem pani Walentyny udajemy się do Instytutu Wiecznej Zmarzliny. To ważne miejsce przybliżające problemy Jakucji. – Pomimo lata, kilka metrów pod ziemią, wszystko skute jest lodem. Stopień zlodowacenia zmienia się wraz z porą roku. – mówi Piotr Zabolodnik – pracownik placówki. Ubiera nas w grube kożuchy i 12 metrów pod ziemią, w podziemnych labiryntach instytutu, kontynuuje swoją historię o mroźnym życiu w Jakucku.

Roczna amplituda temperatur sięga 100 stopni Celsjusza. W zimie, temperatura spada do -60, a w okresie letnim osiąga nawet +40. Choć nie pierwszy raz słyszymy o gigantycznych mrozach, tak niska temperatura wciąż wywołuje w nas niedowierzanie i pytanie: “Jak oni tu żyją?”. Ogromny chłód jest wrogiem nie tylko mieszkańców, ale i samego miasta. Budynki muszą być postawione na wystających z ziemi kolumnach. Już w pierwszych godzinach widzimy drewniane domy przechylone nienaturalnie względem podłoża. – O prostej drodze, nie ma tu mowy. Koszt nowych technologii byłyby ogromny – zauważa Zabolodnik.

Warunki naturalne przekładają się na wygląd miasta. Jakuck jest brzydki. Dominują szare betonowe bloki. Drogi to mieszanina krzywo położonego asfaltu z wszechobecnym błotem. Kierowcy zręcznie odnajdują się w pozornym chaosie. Miejski krajobraz dopełniają relikty sowieckiej przeszłości. Wielometrowy Lenin obejmuje wzrokiem centralny plac miasta, a głównym elementem zdobniczym pozostaje sierp i młot. Niewiele tu zieleni, jeśli już to wszędobylskie krzaki i nieskoszona trawa. Nowoczesne, przeszklone budowle, czy stare, drewniane budynki nie oswajają tego brutalnego widoku. Raczej dorzucają swoje trzy grosze do panującego tu architektonicznego nieładu.

Jakby na osłodę, trafiamy do “Skarbca Jakucji”. Estetyczne wnętrze muzeum koi nasz wzrok. W kolejnych wnętrzach, poznajemy chlubę regionu: złoto, srebro, kamienie szlachetne. Ekskluzywne wyroby jubilerskie i kunszt ich wykonania robią na nas duże wrażenie. – Powinni powiedzieć, kto to wszystko wydobywał – jedna refleksja Agaty burzy spokój i przypomina nam o właściwym celu nasze wyprawy. Na arktycznych terenach Rosji, złoto wydobywali więźniowie zniewoleni przez śmiertelny system GUŁAG-u. Także i Polacy ginęli w okropnych warunkach obozów, aby wydobytym kruszcem napędzić machinę Związku Sowieckiego. Chcemy odnaleźć polski ślad i przybliżyć tragiczne losy wojennych zesłańców.

Tymczasem udajemy się na spoczynek. W Jakucku jest dopiero popołudniu lecz nasze rozregulowane organizmy potrzebują snu. Wstajemy parę godzin później. Jest noc, ale spędzimy ją na przygotowaniach do następnych dni wyprawy.

Łukasz Grajewski

0 odpowiedzi

Zostaw odpowiedź

Chcesz przyłączyć się do dyskusji?
Nie krępuj się!

Leave a Reply