Czy Tatarstan będzie drugą Czeczenią?

Jeśli Tatarstan utrzyma status quo, w którym autorytarny establishment, w tym część duchowieństwa, przy pomocy narzędzi władzy brutalnie tłumi opozycyjnie nastawionych wiernych (w tym sporo młodzieży), to istnieją duże szanse na powtórzenie się czeczeńskiego scenariusza. Na zasadzie samonapędzającego się koła zamachowego islamskiej partyzantki.

Wygląda na to, że trzecia kadencja Władimira Putina nie będzie dla niego pomyślna. W niedawną potęgę i autorytet samowładcy nie wierzą dzisiaj nie tylko członkinie grupy Pussy Riot, ale także ludzie, z których zbudowana jest cała drabina władzy – lokalne elity popierające Kreml.

Z każdym dniem widać coraz wyraźniej, że strach przed „białym carem” w zapalnych regionach Rosji przemija bezpowrotnie. To oznacza, że wierni wasale Putina, aby utrzymać swoje stanowiska muszą teraz polegać wyłącznie na sobie i lokalnych zasobach. Obraz centrum federacji jako wielkiego moderatora i mediatora lokalnych konfliktów blednie coraz bardziej. Putin nie jest w stanie nic z tym zrobić. C’est la vie…

Przede wszystkim imperialne miejscowe znieczulenie przestaje działać głównie tam, gdzie stan zapalny wywołany przez kremlowskich urzędników wzmagał się przez ostatnie lata.

W Internecie jeszcze nie ucichła wrzawa po wczorajszym skandalicznym oświadczeniu gubernatora Kraju Krasnodarskiego Aleksandra Tkaczewa, w którym mówił o zamiarze wydalania z obwodu uchodźców z Północnego Kaukazu (co prowokuje bezpośrednią konfrontację polityczną z sąsiadującymi regionami Federacji Rosyjskiej) kiedy dał się słyszeć nie mniej kontrowersyjny głos z Tatarstanu.

Rada Państwa Tatarstanu zaostrzyła wymogi określone w ustawie republiki „O wolności sumienia i zrzeszeniach religijnych”. Decyzja została przyjęta na sesji nadzwyczajnej, zwołanej w związku z niedawnym zamachem na muftiego Ildusa Fajzowa i zabójstwem jego zastępcy Waliułły Jakupowa.

Wcześniej w tatarstańskiej ustawie o wolności sumienia widniał liberalny zapis mówiący, że „lokalną organizację religijną może tworzyć co najmniej dziesięciu obywateli”. Obecnie w ustawie zostało wyraźnie zaznaczone, że na powołanie religijnego zgrupowania zezwala się wyłącznie obywatelom Federacji Rosyjskiej. Oprócz tego, osoby chcące objąć funkcję duchowną muszą przedłożyć dyplom potwierdzający otrzymanie wykształcenia w tym kierunku. Jeżeli okaże się, że wykształcenie pochodzi „z importu”, wówczas władze duchowne Tatarstanu będą musiały zdecydować czy uznają taki dyplom czy nie.

„Religia, jak wiadomo oddzielona jest od państwa, ale nie od społeczeństwa. Postawiono przed nami wyzwanie” – skomentował wprowadzenie tych jawnie skandalicznych poprawek wicepremier Tatarstanu, były minister spraw wewnętrznych Asgat Safarow. Według niego, organizatorzy aktów terrorystycznych chcieli „zdestabilizować sytuację w muzułmańskiej ummie” i „usunąć z niej najbardziej zasadniczych i konsekwentnych hanafitów”. Po pierestrojce do Tatarstanu, w którym brakowało wówczas wykształconych imamów – komentuje Safarow – napłynęło mnóstwo wyznawców różnych nurtów, w tym emisariusze salafizmu (wahhabizmu). „Wyznawcy salafizmu są już gotowi do prowadzenia dżihadu na terytorium republiki” – dodał obecny minister spraw wewnętrznych Tatarstanu Artiom Hohorin.

Rosyjska Cerkiew Prawosławna także nie pozostawiła sprawy bez komentarza. Metropolita Kazania i Tatarstanu Anastasij oświadczył, że wniesienie wspomnianych poprawek do ustawy o wolności sumienia „odegra pozytywną rolę zarówno dla wyznawców prawosławia jak i islamu”.

W najbliższym czasie poprawki zatwierdzi prezydent Tatarstanu Rustam Minnichanow. Jego stanowisko w tej sprawie jest bardzo zdecydowane. Mimo tego, że śledztwo nie zostało jeszcze zakończone, traktuje on ten atak terrorystyczny jako ślad konfliktu między różnymi nurtami wewnątrz społeczności muzułmańskiej (ummy) Tatarstanu. Być może prezydent ma rację. Ale nie to jest najważniejsze.

Najważniejszy jest fakt, że Rutam Minnichanow zamierza prawdopodobnie stanąć po jednej ze stron konfliktu: „Nigdy wcześniej się u nas nie zdarzyło, żeby ktokolwiek ośmielił się obrazić choćby zwykłego mułłę. To świadczy o tym, że problem jest poważny… Mam nadzieję, że w najbliższym czasie nasze organy ścigania znajdą winnych tragedii z 19 lipca. Jeżeli ludzie żyją ideą, która nie mają nic wspólnego z zasadami islamu i zagraża ona pokojowi i stabilności w naszej republice, to ludzie ci są naszymi wrogami, trzeba to sobie jasno powiedzieć”.

Pomińmy już pytania, które rodzą się w tym momencie: „W której rosyjskiej ustawie jest napisane, że szkoła hanaficka jest lepsza i bardziej praworządna niż salafityzm? „Jak się ma zamiar zezwalania lub zabraniania tym czy innym obywatelom łączenia się w zgrupowania religijne do potwierdzonej przez Konstytucję Federacji Rosyjskiej ustawy o wolności sumienia?”, „Czy urzędnik świeckiego państwa (Rosja przecież jest przecież cały czas państwem świeckim) może nazywać zwolenników „nietradycyjnych” religijnych idei wrogami władzy i społeczeństwa?”

Po pierwsze, są to to pytania retoryczne, a po drugie są one spóźnione i przez to już nieaktualne. W Tatarstanie jest już zauważalny kierunek dalszego rozwoju wydarzeń. Zadanie polityków, obserwatorów oraz całego społeczeństwa polega nie na wyklinaniu, wygrażaniu czy wymachiwaniu pięścią. Powinni oni wypracować postawę w stosunku do rzeczywistej sytuacji, nie do abstrakcyjnych imperialistycznych marzeń władzy.

W związku z tym należy przypuszczać, że jeśli Tatarstan utrzyma status quo, w którym autorytarny establishment, w tym część duchowieństwa, będzie przy pomocy narzędzi władzy brutalnie tłumił opozycyjnie nastawionych wiernych (w tym sporo młodzieży) istnieją duże szanse na powtórzenie się czeczeńskiego scenariusza. Na zasadzie samonapędzającego się koła zamachowego islamskiej partyzantki.

Czy wytrzyma to federalne centrum, który już dzisiaj z trudem radzi sobie z „buntem kotek” i którego policja również nie jest w najlepszej formie, być może po jeszcze jednym niedawnym krwawym sprzeciwie? A przecież odpowiadać za samowolne porachunki tatarstańskich władz z ich lokalnymi oponentami będzie nie kto inny jak Kreml. Co jeśli nie będzie umiał efektywnie zareagować na tę sytuację?

Wówczas Rosja ryzykuje, że z czasem zmieni się w terytorium, składające się z wielu „małych Libii”. Lub „Syrii”. I na tle tych wydarzeń stołeczne „marsze milionów” wydadzą się jałowymi promenadami gwiazd. Jakimi też są w rzeczywistości…

Z czysto teoretycznego punktu widzenia lekarstwo przeciwko niekontrolowanemu rozpadowi imperium istnieje. To „rozpad kontrolowany” czyli rzeczywista, a nie jedynie pozorna federalizacja i regionalizacja. Inaczej mówiąc to przejście nieefektywnego autorytaryzmu do trybu wolności politycznej, kiedy wszystkie siły polityczne istniejące w rzeczywistości w różnych regionach, mają możliwość legalnej walki o realizację swojego programu. Nie wyłączając przy tym politycznych sił islamu, a także „salafitów-wahhabitów”, jeśli zechcą stworzyć swoja partię, na przykład w Tatarstanie.

Jak widać jednak, o takim liberalnym scenariuszu nie myśli dzisiaj i nie mówi o nim głośno ani władza ani nawet opozycja. Oznacza to, że sytuacja w zapalnych punktach na terytorium Federacji Rosyjskiej będzie się w dalszym ciągu zaogniać.

Daniił Kociubiński

Agencja „RosBałt”

Tłum. Maja Maćkowiak

0 odpowiedzi

Zostaw odpowiedź

Chcesz przyłączyć się do dyskusji?
Nie krępuj się!

Leave a Reply