Przed Warszawą było Wilno

Wbrew radosnej symbolice lata – związanej z dojrzewaniem zbóż i innych darów polskich pól – zdarzały się w naszej historii lata okrutne, znaczone śmiercią. Takie było zwłaszcza lato roku 1944, przedostatniego roku najkrwawszej z wojen.

Gdy mówi się o roku 1944, wyobraźnia podsuwa od razu gorący sierpień i męczeńskie obrazy walczącej Warszawy. Jednak Powstanie Warszawskie nie wzięło się z niczego, nie było „lekkomyślną decyzją nieodpowiedzialnych polityków i dowódców AK”, jak głosiły sztandarowe hasła sowieckiej propagandy wojennej, z lubością powtarzane do dziś przez różnych mędrców, którzy w swoim zapale posuwają się tak daleko, że decyzję o wybuchu Powstania nazywają „zbrodniczą”! Pewnie nie wiedzą, że są tylko echem. Tak samo nazywali ją Sowieci, którzy najpierw za pośrednictwem moskiewskiej stacji radiowej podżegali do Powstania, a potem tłumaczyli swą bezczynność na prawym brzegu Wisły decyzją dowództwa AK o rozpoczęciu Powstania. Zbrodnicza była sowiecka bezczynność – ostatni, niepisany akt współpracy Stalina z Hitlerem przeciwko niepodległej Polsce – a nie walka Polaków z Niemcami.

Operacja „Ostra Brama”

Najważniejszym wydarzeniem operacji „Burza” na Kresach było Powstanie Wileńskie przeciwko Niem- com i zdobycie Wilna przez Armię Krajową. Operacja „Ostra Brama” rozpoczęła się w czwartek, 6 lipca 1944 roku.

Już pierwsze dni lata 1944 r. przyniosły mieszkańcom Wilna dalekie odgłosy dział. Sowiecka ofensywa zbliżała się do miasta słynącego w całej Polsce z wizerunku „Panny Świętej, co w Ostrej świeci Bramie”. Trudno było inaczej nazwać planowaną operację wyzwolenia miasta. Wilniucy przeżyli od wybuchu wojny aż cztery różne okupacje: sowiecką od 18 września 1939 r., litewską od jesieni tego roku, ponownie sowiecką po „dobrowolnym” wcieleniu republik nadbałtyckich do Związku Sowieckiego i niemiecką od czerwca 1941 roku. Podczas żadnej z tych okupacji nie udało się naszym wrogom rozbić polskiej partyzantki, z tego faktu wilniucy czerpali nadzieję na powrót Wileńszczyzny i Nowogródczyzny do Polski. Armia Krajowa na tych terenach osiągnęła imponujące rozmiary. W okresie mobilizacji latem 1944 r. pod bronią stanęło 13 tysięcy leśnych żołnierzy!

Dowództwo wileńskiej i nowogródzkiej AK nie było na tyle naiwne, by wyobrażać sobie, że Sowieci nadchodzą wyzwalać Polaków. Postanowiło ich uprzedzić i wyzwolić Wilno od Niemców jeszcze przed nadejściem frontu, by jak najszybciej zainstalować w mieście polskie władze.

W nocy z 6 na 7 lipca 1944 r. rozpoczęła się operacja „Ostra Brama”, nazywana dziś także Powstaniem Wileńskim. Komendant Okręgu Wileńskiego AK ppłk Aleksander Krzyżanowski „Wilk”, dowodzący całością operacji, postanowił przeprowadzić atak siłami, jakie w tym momencie posiadał. Nie wszystkie oddziały zdążyły bowiem na punkty koncentracji. Natarcie rozpoczęło się 7 lipca o godz. 2.00 nad ranem. Brygady wileńskie i bataliony nowogródzkie szły do ataku przy wstającym słońcu. Blisko 6 tys. partyzantów zaatakowało twierdzę bronioną przez 17 tys. żołnierzy nieprzyjaciela wspartych przez czołgi, artylerię i lotnictwo.

Trafili na umocnienia i ostrzał z broni maszynowej, na ogień artylerii i naloty. Przeciw Niemcom szły tyraliery żołnierzy uzbrojonych w zdobyczną broń ręczną, z niewielkim zapasem amunicji. Różnica w uzbrojeniu była widoczna. Ostrzał z broni maszynowej przeciw determinacji i odwadze graniczącej z szaleństwem. Każdy polski żołnierz wiedział, dlaczego walczy i ryzykuje życie. 3. Brygada AK por. Gracjana Fróga „Szczerbca” (po wojnie zamordowany przez komunistów), mimo silnego oporu wroga, włamała się w głąb jego pozycji, zajmując wschodnie przedmieścia miasta. Innym oddziałom to się nie udało. Polscy partyzanci wycofywali się spod Wilna z dużymi stratami, ale gotowi do dalszej walki.

Nie był to koniec walki AK. Teraz walczyły oddziały Garnizonu Konspiracyjnego Miasta Wilna, które dotarły do miasta spóźnione. Opanowały prawobrzeżną część Wilna i współdziałając z jednostkami sowieckimi, walczyły w części lewobrzeżnej. W pamięci partyzantów zapisała się przeprawa przez Wilię i walka o bunkier dowodzenia na ulicy Subocz.

Rankiem 13 lipca pchor. Jerzy Jensz „Krepdeszyn” i kpr. Artur Rychter „Zan”, żołnierze osłony dowództwa dzielnicy „D” Garnizonu Miasta Wilna, zatknęli na wieży Giedymina na Górze Zamkowej polską flagę państwową. Widoczna z miasta, została po południu zdjęta przez Sowietów i zastąpiona flagą bolszewicką. To był akt symboliczny, bolesny dla wszystkich wileńskich Polaków.

Plan częściowo się powiódł. Mimo ogromnej przewagi ogniowej Niemców Polacy zajęli część miasta. W ramach operacji „Ostra Brama” zginęło ponad 500 oficerów i żołnierzy AK z Wileńszczyzny i Nowogródczyzny.

Zbir Czerniachowski

Sowieci z typową dla siebie azjatycką obłudą traktowali początkowo Polaków jak sojuszników. Na zdjęciach z tego czasu widzimy nawet wspólne sowiecko-polskie patrole na ulicach miasta. A potem nadciągnęły dywizje NKWD i rozpoczęło się polowanie na polskich partyzantów, zakończone śmiercią wielu z nich lub wywózką do Kaługi. W Miednikach Królewskich Sowieci utworzyli obóz przejściowy, przez który przeszło około 6-7 tysięcy Polaków, oficerów i żołnierzy AK. Wielu z nich zmarło potem na Wschodzie, w sowieckich obozach.

Partyzanci wycofali się do pobliskiej Puszczy Rudnickiej. Byli tam atakowani i tropieni, także z użyciem lotnictwa. Tak zakończyła się wileńska „Ostra Brama”.

Sowieckim dowódcą operacji wileńskiej był gen. Iwan Czerniachowski, o którym w tym roku zrobiło się w Polsce głośno. Ten dwukrotny „gieroj Sowietskogo Sojuza” zapisał się haniebnie w pamięci Polaków. To on, wspólnie z generałem NKWD Iwanem Sierowem, zaaranżował spotkanie z dowódcami AK – rzekomo w sprawie współpracy i organizacji polskiej dywizji. Podpułkownik Aleksander Krzyżanowski „Wilk”, komendant Okręgu Wileńskiego AK, oraz mjr Teodor Cetys „Sław” zostali aresztowani i wywiezieni do Kaługi. Podobnie potraktowano innych dowódców wileńskiej i nowogródzkiej AK zaproszonych na spotkanie we wsi Bogusze pod Wilnem.

Czerniachowski – jako dowódca 3. Frontu Białoruskiego – wsławił się okrucieństwem wobec ludności cywilnej z Prus i brakiem szacunku dla życia podkomendnych, których traktował jak bydło, a czasem po prostu wyciągał pistolet i ich zabijał. 18 lutego 1945 r. zabił dowódcę kolumny czołgów sowieckich, która pod Pieniężnem (powiat Braniewo) zatarasowała drogę jego „trofiejnemu” oplowi. Gdy już ominął czołgi, z jednego z nich wystrzelono pocisk i gieroj nie doczekał trzeciego tytułu… Po wojnie okoliczności śmierci ukrywano, zrobiono Czerniachowskiemu kłamliwą legendę: zginął bohatersko w boju z Niemcami. Jego pomnik w Pieniężnie to wielki skandal i upokorzenie dla ostatnich żyjących żołnierzy Polskiego Państwa Podziemnego.

Piotr Szubarczyk

“Nasz Dziennik”

0 odpowiedzi

Zostaw odpowiedź

Chcesz przyłączyć się do dyskusji?
Nie krępuj się!

Leave a Reply