„Pierwsza wiadomość, trzy dni po wkroczeniu do mego miasta pięknych Tyrolczyków, była jednak druzgocąca. Na Wzgórza Wuleckie zabrano, wyciągnięto z łóżek i brutalnie, po chamsku traktując, załadowano do samochodowych bud ponad czterdzieści osób: najwybitniejszych uczonych, ich familie i przyjaciół, następnie poustawiano ich po kolei nad debrą i wystrzelano, tym sposobem zamordowany został także i mój wuj, przyrodni brat Mamy, adwokat gdański, doktor Tadeusz Tapkowski . Mieszkał on wraz z żoną u profesora Dobrzanieckiego.”

We Lwowie do lokalu wchodzi się jak do domu. Kelnera każdego zna się po imieniu . Po chwili zaczyna się szczegółowa narada nad obiadem czy kolacją. Oczywiście nie dotyczy to stałych gości. Ci dostają co lubią, to już wiadomo. U Edzia zaś na Rynku zamawianie nie należy do dobrego tonu. Gość dostaje to co jest najlepsze w danym dniu – (Lwowskie gawędy Kazimierza Schleyena).

Z nostalgicznych wspomnień Lwowiaków, którzy najazd barbarzyńców z zachodu i wschodu na Miasto pod Wysokim Zamkiem przeżyli, wynika, że knajpy w naszym polskim Lwowie były najlepsze i najprzyjemniejsze i było ich bez liku.

„Najwięcej było, co naturalne, knajpianego pospólstwa – cały Lwów pełen był niewielkich restauracyjek, knajpek i szyneczków. Znajdowały się dosłownie na każdym ulicznym rogu i pomiędzy owymi rogami też. Do dziś potrafię z pamięci wyliczyć niemal wszystkie takie przystanki dla strudzonych i pragnących na całej prawie długości mojej domowej ulicy Łyczakowskiej – od jej początku przy placu Cłowym aż po odległą łyczakowską rogatkę. Takie „podręczne” knajpki znajdowały się przy każdej ulicy, a męscy mieszkańcy stojących przy niej domów chodzili do nich tak, jak od dawna aż do dzisiaj londyńczycy i mieszkańcy innych miast angielskich odwiedzają swoje puby. (…) Oprócz owych podlejszych lokali dla minorum gentium były knajpy dla bywalców maiorum gentium, czyli jak to zresztą powszechnie i prostodusznie określano, „dla lepszych ludzi”. Nie zdając sobie na ogół sprawy z dawnego, łacińskiego prawzoru tego potocznego tutaj określenia. Takie to jednak było owo niezwykłe Miasto, w którym niekiedy nawet dorożkarz, czy zamiatacz ulic, albo też przekupka na targu zagadywali z łącińska, nie mając zresztą pojęcia o tym.(Witold Szolginia Tamten Lwów).

A jeśli chodzi o knajpę Edzia na Rynku czyli Atlas, to pierwszym właścicielem tego przedniego lokalu był M.L.Atlass, znakomity żydowski propinator, „wynalazca” wspaniałych wódek: ”śmietankówki” i „atlasówki”. Z czasem knajpę przejął i przez długie lata chlubnie prowadził przyżeniony do jego córki Edzio Tarleski. To o tym lokalu napisał w niezwykłej książce znakomity pisarz i poeta Andrzej Chciuk, że „przyciągał do siebie różnych artystów i ekscentryków, snobów i literatów, młodą cyganerię i rewolucjonistów, intelektualistów i podpory władzy, oryginałów i nawiedzonych różnej maści, którzy zgodnie ze sobą współżyli.

„Był ów lokal także szkołą życia, akademią literatury, dobrego tonu i dowcipu, miejscem konkursów krasomówczych i aktorskich, koncertów i dysput artystycznych, spotkań codziennych i odświętnych, wylęgarnią kawałów i ciętych powiedzonek. Stanowił świat dla siebie i ciągle trwał-tu przychodzili ojcowie i tu wprowadzali w świat swoje dzieci (oczywiście tylko synów…). Na całą Polskę były sławne zdobiące ściany knajpy karykatury robione przez Jana Kasprowicza, Kazimierza Sichulskiego, Antoniego Procajłowicza, Kazimierza Grusa, Artura Szyka, Józefa Bickelsa i Stanisława Mikułę ..opatrzone złośliwymi wierszykami bywających tu też poetów (Witold Szolginia). I bywali tam aktorzy jak Jaracz, Solski, radiowcy jak Szczepko z Tońkiem,Bruno Szulz i Henryk Zbierzchowski czy Tadeusz Nittman, Jan Ernst i Józef Witlin i wielu innych znakomitych.

Naukowcy również odwiedzali knajpy

„Znaczna część naszych rozmów matematycznych toczyła się w położonych w pobliżu uniwersytetu kawiarniach. Pierwsza z nich nazywała się “Roma”. Po roku, lub dwóch, Banach zadecydował, że należy nasze sesje przenieść do „Kawiarni Szkockiej”, położonej po przeciwległej stronie ulicy. Sesje nasze były kontynuowane w małych restauracyjkach, w których stołowali się matematycy. Stoły kawiarniane były pokryte płytami marmurowymi, na których można było pisać ołówkiem, co ważniejsze, szybko ścierać. (…) Czy to w gabinecie uniwersyteckim, czy też w kawiarni można było przesiadywać z Banachem całymi godzinami, dyskutując o problemie matematycznym. Popijał kawę i palił papierosy niemal bez przerwy. Tego typu sesje z Banachem, a częściej z Banachem i Mazurem, uczyniły atmosferę lwowską, czymś jedynym w swoim rodzaju. Tak intymna współpraca była prawdopodobnie czymś zupełnie nowym w życiu matematycznym, a przynajmniej w takiej skali i w takiej intensywności. Zbędne jest chyba dodanie, że nasze dyskusje matematyczne były przeplatane rozmowami o polityce, o sprawach kraju i naszego miasta, o polityce uniwersyteckiej, jak również w znacznej mierze o nauce w ogólności, a zwłaszcza fizyce i astronomii. (Wspomnienia z Kawiarni Szkockiej, Stanisław Ulam (Baulder, Colo)).

I nadeszła sprawiedliwość dziejowa, której doświadczył uczeń gimnazjum, Adam Hollanek, po wojnie twórca powieści fantastycznych i założyciel pisma „Fantastyka” : „półtora miesiąca po wojennej wrześniowej wędrówce zasiedliśmy sztywno, klasa przy klasie, w amfiteatrze kina „Palace” wpatrzeni w twarz pisarki, Wandy Wasilewskiej. Na tle transparentów płonących czerwienią, pod portretem bat’ki Stalina, mówiła do nas o sprawach nie tylko trudnych do pojęcia, ale wprost wrogich naszym umysłom, to się nie mieściło w głowach, napełniało wściekłością i rozpaczą, podobnie jak i wiadomość o zaginięciu tysięcy oficerów polskich, tych co walczyli we wrześniu o wolność z Niemcami, wywiezionych gdzieś na Sybir, na zatracenie, my już w naszym Lwowie nie mieszkamy w Polsce lecz w Zachodniej Ukrainie przyłączonej do ZSRR, i ona mówi, że to sprawiedliwość dziejowa. (..) Nie dość wrześniowego posmaku klęski, nie dość wywozów gdzieś daleko na wschód, porywania ludzi nocami tak jak stali, nie dość, że rządzą nami nie nasze, lecz obce władze, to jeszcze zmusza się nas, najmłodszych, do przymknięcia oczu na to, co się stało, do pogodzenia się z najgorszym, zaparcia własnej ojczyzny.”

Ta sprawiedliwość dziejowa, czyli czerwona zaraza, skazała na śmierć na ulicach, w sowieckich więzieniach , na wywózki do łagrów Syberii i w bezkres rosyjskiej ziemi, na sieroctwo i bezdomność oraz tułaczkę po świecie setki tysięcy Polaków, tych bywalców knajp lwowskich również.

„Władze ukraińskie czy sowieckie ceniły Banacha jako uczonego, czego dowodem mogło być powołanie go na członka Akademii Kijowskiej, a także zaproszenie do Kijowa, Moskwy i Tbilissi w Gruzji. Z chwilą wkroczenia Niemców do Lwowa w roku 1941 Banachowi udało się przeżyć tę okupację dzięki temu, że zaangażował się do bardzo niewdzięcznej pracy w Instytucie Bakteriologicznym Rudolfa Weigla, profesora medycyny Uniwersytetu Jana Kazimierza.”

Ale najeźdźcy niemieccy i ich ukraińscy sprzymierzeńcy nie cenili innych polskich naukowców.

„Pierwsza wiadomość, trzy dni po wkroczeniu do mego miasta pięknych Tyrolczyków, była jednak druzgocąca. Na Wzgórza Wuleckie zabrano, wyciągnięto z łóżek i brutalnie, po chamsku traktując, załadowano do samochodowych bud ponad czterdzieści osób: najwybitniejszych uczonych, ich familie i przyjaciół, następnie poustawiano ich po kolei nad debrą i wystrzelano, tym sposobem zamordowany został także i mój wuj, przyrodni brat Mamy, adwokat gdański, doktor Tadeusz Tapkowski . Mieszkał on wraz z żoną u profesora Dobrzanieckiego.” (Adam Hollanek Ja z Łyczakowa).

Inżynier Karol Cieszkowski obserwował wypadki ze swego mieszkania i tak opisuje mord dokonany na zboczach Kadeckiej Góry 4 lipca 1941 roku:

” O godzinie 4 nad ranem usłyszałem strzały od strony Wzgórza Wuleckiego. Szarzało wówczas i zaczęło być widno. Na krawędzi Wzgórza ujrzałem kilkadziesiąt cywilnych osób, stojących w jednym rzędzie, a nieco dalej od nich, na prawo i lewo, stali bardzo szykownie, powiedziałbym: elegancko, ubrani oficerowie niemieccy z rewolwerami w ręku. Nie liczyłem tych cywilnych osób, ale oceniałem ich na 40 do 50 osób. W połowie zbocza ujrzałem nad wykopaną jamą 4 cywilne osoby, zwrócone twarzą do zbocza, a plecami do mnie. Za plecami tych osób stali 4 żołnierze niemieccy z karabinami w ręku, a obok nich oficer. Zapewne na słowną komendę tego oficera żołnierze rónocześnie strzelili i wsztstkie 4 osoby wpadły do jamy. Wówczas sprowadzono z góry ścieżką cztery nowe osoby i cała scena powtórzyła się”.

Jutro jest 73 rocznica mordu dokonanego na profesorach. W Warszawie, tablica pamiątkowa znajduje się w Instytucie Biochemii i Biofizyki PAN przy ul. Pawińskiego 5A. Tablica została ufundowana w 2007 r. przez wybitnego naukowca o światowej sławie, intelektualistę o szerokich zainteresowaniach i gorącego polskiego patriotę wiernego miastu Lwów, podkreślającego z dumą, iż jest uczniem profesorów lwowskich.

Jakże tęskno mi do tych Rodaków, jak okrutna jest „sprawiedliwość dziejowa”, która współczesnymi bywalcami maiorum gentium(?) knajpy Sowa&Przyjaciele w Warszawie uczyniła kontynuatorów dzieła zniszczenia dokonanego przez czerwonych barbarzyńców ze wschodu. I dla nich polskość jest wroga, nie czują z nami wspólnoty, sami nie posiadają wiedzy i nie chcą jej dla kolejnego pokolenia, każą nam pogodzić się z najgorszym, chcą byśmy zaparli się Ojczyzny? Może są w prostej linii potomkami tamtych barbarzyńców?

Na nasze szczęście, niektórym Rodakom ze Lwowa ( i z Kresów, to ten sam gatunek człowieka) udało się przetrwać , wyemigrowali i są chlubą innych narodów, zostali wysiedlenie i są z nami na obszarze powojennej Polski.

Rozpoczął się XX Światowy Zjazd i Pielgrzymka Kresowian. Lwowska Fala zaprasza do wspólnego biesiadowania w Bytomiu w dniach 3- 5 lipca 2014r. a 6 lipca na Jasną Górę. Można będzie poczuć to ciepło, tę dobroć, wrażliwość, subtelność, niebywały humor, pogodę ducha i wrodzoną kindersztubę. Jerzy Janicki w powieści „Towarzystwo Weteranów” wymienia dziesiątki, a to tylko okruch , nazwisk tych, którzy wnieśli wkład w polską naukę, kulturę i zwykłe, uczciwe, dobre i mądre życie, stanowią z podobnymi im Rodakami z Polski centralnej maiorum gentium. Tylko czy stać ich w III RP na wyszynk w knajpie Sowa&Przyjaciele?

Bożena Ratter

źródło: Isakowicz.pl

3 odpowiedzi

Zostaw odpowiedź

Chcesz przyłączyć się do dyskusji?
Nie krępuj się!

Leave a Reply