Jak słodko i chlubnie umierać za ojczyznę

Przed ponad 390 laty 6 października 1620 r. w odległości około 5 km od dawnej polskiej granicy poległ jeden z najwybitniejszych wodzów Rzeczypospolitej, wojewoda kijowski, kanclerz wielki koronny i hetman wielki koronny Stanisław Żółkiewski.

Sterany bojami żołnierz miał wtedy 73 lata. Był już bardzo zmęczony służbą i przygnębiony walką z oszczercami, którzy chcieli zmusić go, by złożył buławę. Ten prostolinijny patriota, niezwykle religijny, odznaczający się spokojem wewnętrznym i odwagą w stawianiu czoła wszelkim niebezpieczeństwom nie był ulubieńcem magnatów. Jako prawy człowiek ceniący szczerość i uczciwość przeciwny był intrygom i prywacie. Często atakowali go Potoccy, Sapiehowie, Wiśniowieccy i Mniszchowie. Miał do niego pretensje nawet Jan Zamoyski jego preceptor polityczny, gdy ten stanął po stronie legalnie wybranego króla. Jego przeciwnicy nie mogli mu darować, że to jemu przypadła największa chwała, o jakiej może marzyć zwycięski wódz. Tylko jemu w charakterze jeńca udało się przywieźć do Warszawy moskiewskiego cara.

Dla Świętej Wiary

W 1620 r. hetman ruszył do Mołdawii na podstawie decyzji tajnej rady senatu, by udzielić pomocy hospodarowi mołdawskiemu Gasparowi Grazzianiemu, który bojąc się, że Turcy zdejmą go z tronu przyjął zwierzchnictwo Rzeczypospolitej. Ruszając na Mołdawię Żółkiewski chciał niejako wyprzedzić atak turecki na Mołdawię. W liście do króla pisał z desperacją: “Toć i prywata męczyła mię obmowami, obniżaniem zasługi, przy sposobności i mnie niewinnie urągano. A i teraz gdyby Wołochom, proszącym nie dało się ratunku, wielka do obmowy metaria by powstała. Już teraz do tego przychodzi, że albo zwyciężym nieprzyjaciela, albo on nas zwycięży. (…) Dawnom tego szukał, rad żywota położę dla wiary świętej, dla służby JKM, dla Rzeczypospolitej nie chcę pozostać żywy, choć tu od niej za wiele prac, za trudy i odwagi zamiast wdzięczności ponosił obelgi”.

Hetman znalazł na ziemi mołdawskiej śmierć. Miejsce, w którym zginął trzeba przypominać, bo w ikonografii, a nawet w opracowaniach wciąż powtarza się, że hetman zginął pod Cecorą, co mija się z prawdą.

Sama bitwa pod Cecorą nieźle zaplanowana przez Żółkiewskiego skończyła się porażką. Wojsko polskie nie zostało rozbite, ale poniosło duże straty. Zemścił się na nim fakt, że jedynie część jego siły stanowiły oddziały kwarciane liczące około 7 tys. ludzi, resztę około 3 tys. przyprowadzili magnaci w swoich pocztach kontestujący rozkazy hetmana. Część z nich forsowała inną koncepcję bitwy i nie wykonało rozkazu hetmana. Po porażce w polskim obozie wybuchła panika, defetyzm i przygnębienie. Poczty magnackie zawiązały rokosz i najzwyczajniej uciekły. Wojsko też chciało uciekać. Rozeszły się też pogłoski, że sam Żółkiewski z towarzyszącym mu hetmanem polnym Koniecpolskim też chcą uciekać pozostawiając wojsko na pastwę losu. Żółkiewski zdołał opanować sytuację. Publicznie złożył przysięgę na Ewangelię, że „ ani myśli odchodzić inaczej jeno w taborze”, czyli z całym wojskiem. Był to znany sposób posuwania w ówczesnej taktyce wojskowej. W kraju opanowanym przez nieprzyjaciela wojsko maszerowało pod osłoną wozów taborowych, spiętych z sobą łańcuchami. Taktyka obrana przez Żółkiewskiego cofało się w ruchomej zwartej fortecy. Poruszała się ona w nocy, a w dzień skutecznie broniła się przed atakami oddziałów Iskander-paszy. W sumie Polacy odparli siedemnaście ataków.

Warcholstwo żołnierzy

Hetman wiedział, że taktyka taka, choć jedyna, była ryzykowna, wymagała precyzji wykonania, ogromnej dyscypliny i subordynacji. Żołnierze ściśle wykonywali jego rozkazy aż do 6 października, gdy po przebyciu (od 29 września). 65 km, polska armia była o krok od dniestrowych brodów pod Mohylewem. Gdyby nie warcholstwo żołnierzy , nad którymi hetman utracił kontrolę, odwrót skończyłby się sukcesem. Niestety, gdy Dniestr był tak blisko, żołnierze nie oglądając się na komendę ruszyli w stronę Dniestru, doprowadzając do pęknięcia taboru. Gdy armia zamieniła się w bezładną kupę, Żółkiewski , jak pisze świadek tych chwil, nie chciał uciekać mówiąc te słowa: “Niech Pan Bóg, nade mną wyrok swój, który uczynił kończy”. Ze swojej śmierci Żółkiewski uczynił jednak przesłanie. Pisał o tym w liście do żony, który stał się jego swoistym testamentem. Wyrażał w nim nadzieję, że: “Pan Bóg wszechmogący da, że i syn nasz, miecz po ojcu wziąwszy, na karkach pogan zaprawi (…) i pomści się krwawie ojca swego. Na wypadek, jaki bądź zalecam miłość do dziatek, pamięć na zwłoki, bo je styrałem ku usłudze Rzeczypospolitej. (…) Co Pan Bóg zechce ze swej łaski dać, niech się stanie, wola jego święta będzie nam miłościwa do ostatka życia naszego, z tym mnie modlitwom i łasce w miłości najukochańszej jejmci, polecam i dziatki nasze na pamięć Pana Boga pamiętać upominam”.

Sanktuarium pamięci

Żona hetmana zrobiła wszystko, by pamięć o hetmanie przetrwała i nie została unurzona w błocie. Jej wysłannicy odnaleźli na placu boju ciało hetmana i przywieźli je do Żółkwi. Zostało ono uroczyście pochowane w miejscowej kolegiacie. Trumna ze zwłokami hetmana została okryta szkarłatem „na znak wylania krwie dla Rzeczypospolitej”. Następnie spoczęła pod wielkim ołtarzem w sarkofagu z czerwonego marmuru. Wdowa po hetmanie przekształciła też zamek w Żółkwi w sanktuarium pamięci Stanisława Żółkiewskiego, w którym skrzętnie gromadziła pamiątki po nim. W tym sanktuarium wychowywał się m.in. prawnuk hetmana po kądzieli Jan Sobieski. Ponoć często zachodził do komnaty pradziada z prostym łożem, w której zawsze paliła się oliwna lampka. Obok niej leżał miecz Żólkiewskiego, buława hetmańska i płaszcz porąbany szablami Tatarów i poplamiony krwią wodza. Czy już wtedy myślał o tym, że przyjdzie mu pomścić jego śmierć. Matka w każdym bądź razem z bratem Markiem często prowadziła ich do zamkowej kaplicy. Sam Jan Sobieski wspominał to następująco: “Wprawiali nas z młodu, abyśmy nie byli wyrodkami od przodków swoich, wystawiając nam i na oczy, jeszcze w dziecinnym będąc wieku, wielką sławę ich, odwagę i ochotę na zaszczyt kościoła bożego i ojczyzny, kazawszy nas zaraz z abecadłem tego wiersza uczyć z nagrobka naszego pradziada: O quam dulce et decorum est pro patria mori! (O, jak słodko i chlubnie umierać za ojczyznę)”.

Marek A. Koprowski

0 odpowiedzi

Zostaw odpowiedź

Chcesz przyłączyć się do dyskusji?
Nie krępuj się!

Leave a Reply