– ze Stanisławem Srokowskim, autorem powieści „Ukraiński kochanek” rozmawia Petar Petrović
P.P. W „Ukraińskim kochanku” przedstawia pan sielankę życia na Kresach, gdzie obok siebie żyli Polacy, Ukraińcy i Żydzi. Podczas naszej rozmowy dotyczącej Pana zbioru opowiadań „Nienawiść”, wspominał Pan sąsiadów, którzy potrafili przez wieki żyć w zgodzie. Czy zamykając oczy nadal przypomina Pan sobie ten spokój i tę harmonię? Czy wszyscy kresowianie mają w sobie, ten, często niezrozumiały dla innych, sentyment do tego regionu. Czy ogrom zbrodni przesłonił piękno tego miejsca?
Stanisław Srokowski: Na Kresach żyli nie tylko Polacy, Ukraińcy i Żydzi, ale i Ormianie, Karaimowie, Litwini, Białorusini, Niemcy, Rosjanie, Czesi, Słowacy, Węgrzy, Grecy, Serbowie, Rumuni, Cyganie… Jak sięgam pamięcią, w życiu codziennym moja wieś, pochodząca z XIV w., nie była nigdy targana konfliktami, ani napięciami etnicznymi. Nikt nikomu nie robił wyrzutów z tego, że jest Rusinem, czy Żydem. Rodzice też nie pamiętali jakichś większych zgrzytów. Ani dziadkowie i pradziadkowie. A była to duża wieś. Przed wojną liczyła trzy i pół tysiąca mieszkańców. Polaków, Ukraińców i Żydów. Była cerkiew, kościół i żydowska bożnica. Było 10 sklepów, polskich, żydowskich i ukraińskich, Ochotnicza Straż Pożarna, Związek Strzelecki. Mówiliśmy trzema językami, polskim, ukraińskim i jidysz. Ja sam miałem dwóch przyjaciół, Żyda i Ukraińca. Moja matka przyjaźniła się z Ukrainką, która nas potem uratowała. Często w naszym domu bywali Żydzi. Ze Lwowa przyjeżdżali znajomi i krewni wielkiego polskiego matematyka, prof. Banacha. Gdy Niemcy tworzyli w mieście getto i zabierali Żydów, moja matka wspomagała żydowskie koleżanki. Ukrywali się w lesie, a matka nosiła im jedzenie. To było naturalne. Sąsiadom zawsze się tutaj pomagało. Wspólne świętowanie, zabawy, ogniska, pogaduszki, tańce, śpiewy, Dom Ludowy, świetlica, szkoła. Wspólna tłoka, darcie pierza, plecenie kos z kukurydzianych kolb, zbieranie tytoniu, suszenie. Cudowna, urozmaicona krajobrazowo kraina. Niemal sielanka. A przecież to tylko wieś. A miasta? Tarnopol, Stanisławów, a przede wszystkim Lwów. Aż się roiło od bogactwa kulturowego, religijnego, obyczajowego, językowego. Niezwykły rozwój literatury, sztuki, architektury. Własny styl. Katedry: polska, ormiańska, liczne cerkwie i synagogi. Różnojęzyczna prasa. Teatry, kina, życie kawiarniane, Lwowska Fala, Szczepcio i Tońcio, charakterystyczne dla Lwowa zaśpiew. W Kołomyi było aż 10 gazet żydowskich. Taki obraz pozostał w pamięci. Aż do tych strasznych dni, kiedy zaczęły się banderowskie mordy. Już w lipcu 1943 roku dotarły do nas wieści o potwornej rzezi na Wołyniu. O wymordowaniu kilkunastu tysięcy Polaków, spaleniu kilku kościołów wypełnionych wiernymi i zakatrupieniu kapłanów. Rodzina zbierała się wieczorami, by radzić, co począć. Ja drżałem ze strachu. I ten strach na długo we mnie zagościł. Od północnego wschodu szła śmierć. Dzień po dniu, noc po nocy. Fala za falą. Mój żydowski przyjaciel znikł. A ukraiński odwrócił się do mnie plecami. Bo ja byłem Lachem, a Lachów „treba ribaty”. Rodzice zabronili mu ze mną się bawić. Wieś pękła, była obolała i chora. Kresy pękały, w bólu i cierpieniu. Pierwszego trupa zobaczyłem na własne oczy w październiku 1943 r., gdy banda z UPA uprowadziła osiemnastoletniego siostrzeńca księdza, Stasia Rybickiego i za wsią znęcała się nad nim. Gdy go potem chłopi przywieźli, miał wykłute oczy, odcięty język, odrąbane genitalia i cały był pokłuty nożami. Musiał strasznie cierpieć. Matka poszła na plebanię, by się przy nim pomodlić. Do dziś widzę te scenę. Mój kuzyn został spalony żywcem. Ciotka zamordowana. Dziadek Ignacy zarąbany siekierami. W sierpniu 1944 r. polska część wsi spalona. Kilkanaście osób z mojej dalszej i bliższej rodziny padło w strasznych mękach. Rankiem widziałem tylko szkielety domów, spalone zwierzęta, trupy. Mnie, matkę i ojca uratowała nasza dobra sąsiadka, Ukrainka, Olga Misiurak. Nawet teraz, po latach, mimo tragedii, jaka się tam rozegrała, wciąż widzę piękno swojej krainy, ale i ciemne chmury, grozę, krew i śmierć. Moje dzieciństwo zostało zabite. Na dnie duszy noszę gorycz i ból. Te obrazy się przenikają, nakładają na siebie. Tęsknota miesza się z rozpaczą. Pamięć nie gaśnie. A przeciwnie, z wiekiem coraz bardziej odżywa i odsłania tamtą rzeczywistość. Lwowianie tęsknią za Lwowem, śpiewają o nim pieśni, wspominają, ale i są przerażeni, że dziś Ukraińcy stawiają w mieście pomniki mordercom, na przykład Banderze, jednemu z największych katów, jakich nosiła ziemia. To tak, jakby w Berlinie stawiać dziś pomniki Hitlerowi. Na dodatek ukraińscy nauczyciele w szkołach każą uczyć się dzieciom, że to był ich bohater. Jakby Ukraina nie miała innych bohaterów. Identyfikacja ukraińskiego państwa z faszystowską ideologią, jaką był nasiąknięty skrajnie nacjonalistyczny ruch OUN i UPA, niczego dobrego nie wróży. Przeraża i staje się dla Europy groźny.###strona###
P.P. Opisuje Pan dorastanie głównej bohaterki – Kasi, wychowującej się w rodzinie bogatego młynarza, w domu gdzie przede wszystkim matka kultywuje szlachecką, polską tradycją. Poczucie tożsamości narodowej kresowian, przywiązanie do tradycji i wiary katolickiej, było bardzo silne także wśród chłopów.
Stanisław Srokowski: Naturalnie, wiara chrześcijańska była bardzo silnie zakorzeniona w polskiej wsi, ale także w kresowych miasteczkach i miastach. Z niej wyrastał cały system wartości, który buduje, jeśli się go przestrzega, sensowne życie. Kościół i religia katolicka umacniały poczucie przynależności do wielkiej rodziny narodów Europy. Każda niedziela to było święto. Na niedzielę czekało się jak na coś wielkiego, tajemniczego i pięknego. To nie tylko sprawa kultu religijnego, ale też świętowanie własnych dokonań, prezentowanie się od najlepszej strony, pokazywanie swoich talentów, cnót i umiejętności. Niedziela to inna niż na co dzień kuchnia, oczekiwane smakołyki, inne stroje, inne zachowania, bardziej uroczyste, ale i rozliczne gry, zabawy, rozwijanie talentów artystycznych, a przede wszystkim budowanie silniejszych więzi rodzinnych, odwiedziny ciotek, wujów i dziadków, wspominki i nowe historie, planowanie przyszłości i wycieczki do lasu, nad staw, długie wieczorne śpiewy i gadanie przy ognisku. Niepowtarzalna i wciąż budząca dreszcze emocji, szczególnie u dzieci, atmosfera. Ważne też było kształtowanie szacunku dla odmienności religijnych. Każde święto ukraińskie, polskie, czy żydowskie było tak samo ważne. Gdy Żydzi świętowali Szabat, mój ojciec zawsze mi przypominał, że to ważne święto żydowskie, które należy szanować. Podobnie było ze świętami ukraińskimi. Wielokrotnie bywałem w cerkwi, a mój ukraiński przyjaciel w kościele. Wiedziałem więc, że w dniu świątecznym Grekokatolików, czy w dzień Paschy muszę uszanować zachowanie swoich kolegów. I w takiej atmosferze byłem wychowany.
P.P. W swojej książce wyraźnie bierze Pan w obronę tę część narodu ukraińskiego, która przeciwstawiała się nacjonalistom ukraińskim. Pokazuje Pan na przykładzie ukochanego Kasi – Ukraińca Miti, jak wiele ryzykują ci, którzy nie godzą się na zbrodnie.
Stanisław Srokowski: Trzeba wyraźnie powiedzieć, że tendencje skrajnie nacjonalistyczne, zrodzone z prymitywnej, bestialskiej ideologii Dmytra Doncowa, autora „Nacjonalizmu”, tłumacza Mussoliniego, zwolennika faszyzmu, rozwinęły się tylko w niewielkiej części ukraińskiej społeczności. Wedle rzetelnego ukraińskiego badacza, Poliszczuka, jedynie 1% Ukraińców brało udział w straszliwych mordach, dokonując ludobójstwa. Ale to wystarczyło, by fala nienawiści ogarnęła cztery kresowe województwa – wołyńskie, tarnopolskie, lwowskie i stanisławowskie. Bandy UPA wymordowały tam około 200 tyś. Polaków, ale też i samych Ukraińców. Wedle tego samego historyka wymordowały ponad 60 tysięcy swoich, tylko dlatego, że nie poddali się tej obłędnej, brunatnej ideologii. Wielu Ukraińców pomagało Polakom, ukrywało, uprzedzało o nadchodzącej fali mordów.###strona###
Bohater mojej książki, Mitia, stanął po stronie krzywdzonych i upokarzanych. To on powinien być dzisiaj wzorcem dla współczesnych Ukraińców, a nie mordercy, bandyci i sadyści, jakich się obecnie w Kijowie i Lwowie czci, jako godnych naśladowania. A to takich jak Mitia bohaterów winna dziś czcić Ukraina. Tych, którzy okazali się ludźmi odważnymi, szlachetnymi i wielkiego serca. A nie tchórzy, którzy w ciemnościach nocy napadali na niewinne wsie i siekierami, piłami i nożami wyrzynali starców, dzieci i kobiety. Tacy jak Mitia dali przykład, jak w trudnych czasach zachować godność. Moja powieść to także hołd złożony uczciwej i mądrej części Ukraińców. Oni nie dali się stłumić faszystowskiemu terrorowi Bandery, Lebiedia i Szuchewycza. Zapłacili nieraz za to wysoką cenę, cenę życia.
P.P. „Ukraiński kochanek” poprzetykany jest informacjami historycznymi, krótkimi „wykładami” z historii i osobliwości Kresów. Czy zrobił to Pan celowo, podejrzewając, że wielu czytelników, w szczególności tych młodszych może, potraktować opowieść jako uniwersalną historię miłosną a na dalszy plan zepchnąć kresowe realia?
Stanisław Srokowski: Piszę książki od lat i mniej więcej wiem, jak się konstruuje dzieło literackie. W moich dokonaniach są utwory wielce pogmatwane, trudne, skomplikowane artystycznie, bo tego wymagała materia twórcza, ale tym razem chciałem napisać klasyczną powieść społeczno – obyczajową, sagę rodzinną, z wyrazistą, przejrzystą narracją i poszerzonymi realiami historycznymi, w które wpisane zostały dzieje pary kochanków, a później polsko – ukraińskiego małżeństwa. Tak, więc jest to świadomy zabieg konstrukcyjny i wybór fabularny, jeśli się tak można wyrazić, metodologiczny. Istotnie, chciałem, by tę powieść czytała młodzież, ale i starsi, bowiem każdy w niej znajdzie, jak sądzę, coś ważnego dla siebie. Polska młodzież pozbawiona elementarnej wiedzy o Kresach, odcięta od korzeni własnej historii, bez tych realiów historycznych może się poczuć zagubiona. Ta rzeczywistość historyczna, w której toczy się akcja, uzasadniona jest też głównymi motywami książki, obrazami narastającego dramatu, a przede wszystkim logiką wydarzeń. Poza tym, buduję tkankę fabularną jakby na dwu poziomach, rzeczywistości wyobraźniowej i dokumentach historycznych. Tam są konkretne osoby i konkretne fakty, listy, dokumenty. Lwów, Kołomyja, Stanisławów, Drohobycz i inne miasta ukazane zostały w ich realnym kształcie. Lwowianie mogą rozpoznać swoje domy, place, ulice, kawiarnie, szkoły, atmosferę tamtych dni…Prototypy głównych postaci istniały naprawdę. Kobieta, która mi opowiedziała swoje dzieje, żyła do niedawna. Ona mi dała swoje dzienniki i pamiętniki. I jak ktoś czuje prozę, odnajdzie je w książce. To historia miłosna tej kobiety i jej ukraińskiego kochanka, potem męża. Ale też i jej wielka tragedia. Jej losy toczyły się w konkretnych miejscach i konkretnym czasie. Musiały, więc być konkretne realia i odpowiedni sposób myślenia, właściwy dla oddania biegu wypadków język. Jeżeli ktoś dobrze książkę czyta, dostrzeże różne barwy i odcienie tamtej epoki i usłyszy głosy tamtego czasu.
P.P. W książce podejmuje Pan temat współpracy z faszystami ukraińskich popów unickich i prawosławnych, którzy wspierali ludobójstwo na nie-ukraińcach. Proces beatyfikacji Andrzeja Szeptyckiego, budzi w tym kontekście wielkie kontrowersje
Stanisław Srokowski:I słusznie, że budzi wielkie kontrowersje, niepokój i bunt wiernych, szczególnie katolików. Bo arcybiskup Szeptycki, zwierzchnik Kościoła unickiego na Kresach, nie stanął na wysokości zadania, nie stanął po stronie ofiar, mordowanych Polaków, a przeciwnie, wspierał faszystowską ideologię, witając Niemców chlebem i solą, a potem pisząc wiernopoddańczy list do Stalina i ciesząc się, że komuniści zajmują nasze, polskie ziemie. ###strona###Nie znalazł też w sobie na tyle odwagi i siły, by jasno i wyraźnie zaprotestować i ostrzec Banderę, Szuchewycza, Stećkę i ich całe zaplecze, by nie mordowali swoich polskich sąsiadów. Nie znamy takiego dokumentu. A mógł powstrzymać rozlew polskiej krwi. Na dodatek, uniccy popi, jak wiadomo, święcili noże, sierpy i kosy ukraińskim bandom, które szły wyrzynać w pień polską ludność. Jak dotąd nie słyszałem, by unicka Cerkiew potępiła te zachowania popów. Mnie dotyka też pewna tendencja w wynoszeniu kapłanów na ołtarze. Na Kresach Ukraińcy zamordowali stu katolickich księży i wielu zakonników i zakonnic. Ginęli oni za wiarę. A jak dotąd nie słyszę, by wyniesiono choćby jednego z nich na ołtarze. Uważam to za wielce niesprawiedliwe i Kościół katolicki popełnia tutaj duży błąd.
P.P. Jakie miał pan odczucia przy okazji obchodów 65. rocznicy ofiar mordów na Kresach. Prezydent Lech Kaczyński w ostatnim momencie zdecydował się zrezygnować z patronatu nad obchodami, jego list został uznany przez uczestników obchodów za bardzo enigmatyczny i pozbawiony konkretów. Na samych obchodach nie zjawił się żaden z najważniejszych polityków w kraju, marszałek Komorowski zrzucił winę na mord na kresowianach na sowietów…. Chyba nikt nie spodziewał się, że atmosfera wokół obchodów będzie tak napięta, że będzie tyle kontrowersji.
Stanisław Srokowski: Zachowanie polskich władz było haniebne, zarówno prezydenta, premiera jak i marszałka sejmu, a także Sejmu. Jedynie godnie zachował się wicemarszałek Sejmu, Kalinowski, który nie tylko uczestniczył w uroczystościach, ale i wystąpił z inicjatywą potępienia przez Sejm ludobójstwa dokonanego przez ukraińskich faszystów na Polakach. A już horrendalnie zachował się marszałek Sejmu, Bronisław Komorowski, który posądził tych wszystkich, którzy chcieli godnie uczcić 65 rocznicę ofiar ludobójstwa o to, że są sowieckimi agentami. I w ten sposób nie tylko wykazał się ignorancją, brakiem elementarnej historycznej wiedzy, słowem, nieukiem, ale na dodatek wpisał się dokładnie w filozofię ostatniego watażki UPA, nijakiego Kuka, który jakby podpowiedział polskiemu marszałkowi Sejmu, co ma mówić i po czyjej stronie ma stanąć. I marszałek polskiego Sejmu stanął po stronie morderców. Stał się rzecznikiem UPA. Nie wiadomo, czy więcej w tym cynizmu, czy głupoty.
P.P. Czy taką postawę prezydenta Lecha Kaczyńskiego można usprawiedliwiać tym, że za swój priorytet uważa utrzymywanie dobrych stosunków z prezydentem Ukrainy Wiktorem Juszczenko, na bazie czego stara się budować strefę wolną od wpływów Rosji. Napaść Rosji na Gruzję może potwierdzać słuszność takiej polityki…
Stanisław Srokowski: To fałszywa droga, bo nie oparta na prawdzie. Stosunki między narodami, tak samo jak stosunki między poszczególnymi ludźmi, należy budować na prawdzie, bo inaczej życie traci sens, a świat stacza się w otchłań zła i wszystko staje się niejasne. Wszystko budzi wtedy nieufność i rodzi niewiarę. Mieszają się wartości. Jeżeli życie międzynarodowe ma się opierać na fałszu, zdradzie własnego narodu, a tak się w przypadku prezydenta stało, gdy nie stać go było na oddanie hołdu pomordowanym i nazwanie w tych dnia zbrodni ludobójstwem, to budzi to nie tylko poczucie krzywdy, ale i burzy elementarny porządek moralny. A przecież ja chcę, tak samo, jak – sądzę – miliony Polaków, by nasze stosunki z Ukraińcami układały się dobrze, sensownie i przyjaźnie. Tak, jak między Niemcami i Francuzami. Tylko, by tak się stało, musimy stanąć na gruncie prawdy. Niemcy przyznali się do zła, potępili faszyzm, odbył się proces norymberski, cały świat potępił Hitlera i jego faszystowski reżim. A współczesna Ukraina przyjęła schedę po OUN i UPA. Identyfikuje się z Banderą, Stećką i Szuchewyczem. W obozie prezydenta Ukrainy, Juszczenki i w obozie rządowym premier Julii Tymoszenko nie brakuje ideologów Badery i Szuchewycza. Banderowcy otrzymują najwyższe ukraińskie odznaczenia. Słowem, Ukraina buduje wizerunek państwa opartego w dużej części na ideologii faszystowskiej. Stawia Banderze pomniki, a jego imieniem nazywa ulice, place i instytucje państwowe. We Lwowie, obok Cmentarza Orląt, postawiono pomnik 14. Ochotniczej Dywizji SS Galizien – Halyczyna. Czy to normalne? ###strona###SS potępione przez cały świat. A na Ukrainie święci tryumfy. Więc jak to jest? To, co w całym świecie jest złe, na Ukrainie jest dobre. Jak się w tej sytuacji wychowuje młodzież? Jak mają młodzi Polacy rozmawiać z młodymi Ukraińcami, kiedy istota rzeczy, normy moralne, podstawowe pojęcia będą ich różnić. Boję się, że niedługo prezydent Polski będzie składał kwiaty pod pomnikami Bandery. Bo w tę stronę prowadzi polityka redukująca pamięć historyczną. Polityka oparta na braku szacunku dla własnego narodu. A w ogóle, to jestem za tym, by nie tylko z Ukrainą układać sobie w oparciu o prawdę dobre stosunki, ale i Rosją, Litwą, Łotwą, Niemcami i innymi narodami. Ale bez obłudy i kłamstwa. I na koniec strusia polityka polskich władz wobec Ukrainy w sprawie zbrodni ludobójstwa umacnia tylko przekonanie na Ukrainie, że tendencje faszystowskie Polska akceptuje. Słowem, polskie władze przyczyniają się do budowania na Ukrainie nastrojów antypolskich. To nie jest żadna kuriozalna teza, tylko są to fakty. Wystarczy dobrze popatrzeć i posłuchać.
P.P. Czy uważa Pan, że stosunki z Ukraińcami mogłyby się zmienić na niekorzyść, gdyby nasz prezydent i rząd, na „wewnętrzny użytek” polskiego społeczeństwa, wspierał inicjatywy Kresowian i wspierał poszerzanie wiedzy o historii tego regionu i zbrodni, która miała tam miejsce, lecz nie starał się wymuszać na Ukraińcach rozliczenia się z prawdą. Czy takie połowiczne podejście do tego problemu ma pana zdaniem sens? Czy raczej powinniśmy głosić prawdę bez względu na konsekwencje, nawet jeśli miałoby nas to doprowadzić do zamrożenia relacji z Ukrainą?
Stanisław Srokowski: Politykę pełną frazesów znamy od lat. Już raz budowaliśmy wielką przyjaźń opartą na kłamstwie ze Związkiem Radzieckim. Przyjaźń została nawet zadekretowana w konstytucji. I co z tego? Jak się to skończyło, wiemy. To żadna droga. Prezydenci mogą sobie składać puste deklaracje, jak chcą, ale narody wiedzą, czują i rozumieją, że takie deklaracje nie mają żadnego głębszego znaczenia, poza doraźną propagandą. Bo są grą na użytek bieżącej kampanii politycznej. Polacy już sporo o tym wiedzą. I nie dadzą się nabrać na ułudę i mistyfikację. Władze państwowe mają obowiązek wobec własnego narodu prowadzić politykę zgodną z interesami kraju, ale i w poczuciu odpowiedzialności za prawdę. A tymczasem Ukraina robi u siebie, co chce, a polskie władze są ślepe, udają, że nic się tam złego nie dzieje. Niczym nie da się wytłumaczyć jakakolwiek daleka strategia, względy geopolityczne i tzw. racja stanu, jeśli nie mają one trwałego fundamentu. Żadna półprawda do niczego dobrego nie doprowadzi. Szybko zostanie obnażona i martwa. Trzeba słuchać głosu sumienia.
P.P. Czy uważa Pan, że na Ukrainie są politycy, którzy mogą poprzeć polskie inicjatywy w informowaniu o zbrodniach na Kresach. Czy to nie jest tak, że stajemy przed dylematem albo rozmawiać z antyrosyjskimi, proeuropejskimi politykami gloryfikującymi UPA, albo przyjdzie nam rozmawiać z prorosyjskimi przeciwnikami ukraińskich nacjonalistów.
Stanisław Srokowski: W każdym narodzie są ludzie mądrzy, uczciwi, wrażliwi i sprawiedliwi. Na Ukrainie też ich nie brakuje. Myślę nawet, że oni stanowią większość. Oni któregoś dnia dojdą do władzy, by rozliczyć profaszystowskie tendencje w tym kraju. Wcale nie muszą to być siły prorosyjskie. To będą uczciwi, porządni Ukraińcy, którzy zrozumieją, że przyszłość naszych obu narodów należy budować w oparciu o wzajemny szacunek i wspólne wartości. Dziś dzieli nas stosunek do prawdy. Ale nawet teraz można i należy rozmawiać z Ukrainą o wzajemnej współpracy, pod warunkiem, że strona polska stanie na wysokości zadania i godnie będzie reprezentować swoje społeczeństwo. Bo jak na razie robi to nieudolnie, bez wyobraźni i – co najgorsza – skazując się na brak szacunku i pogardę. ###strona###
P.P. Co jeszcze mogą zrobić środowiska kresowian, by przekonać polityków, że tematu ludobójstwa nie można wyciszać?
Stanisław Srokowski: Środowiska kresowe to najbardziej poraniona i zbolała część narodu. To najbardziej doświadczona polska enklawa. Nie dość, że przeszła przez okrucieństwo komunizmu i niemieckiego faszyzmu, to znalazła się na celowniku ukraińskich faszystów i straciła wszystko, najbliższych, ziemię, majątki, zasoby kultury, cywilizację budowaną przez wieki, słowem pół Polski. Nie dość, że ludzie z Kresów, to dziś już starzy i chorzy, na dodatek odbiera się im prawo do godnego czczenia pomordowanych. Traktuje się nas jako zło konieczne. Stawia się nam pod nogami wciąż nowe kłody. Upokarza się nas, jak to czynią Prezydent, rząd, Sejm i marszałek Sejmu, spycha na margines życia publicznego. I pewnie czeka się na naszą śmierć. Ale fizyczna śmierć niczego nie zmieni, niczego nie rozwiąże. Problem kłamstwa pozostanie i będzie zatruwał następne pokolenia. A to znaczy, że władza, która pozostawia taką spuściznę, jest złą władzą, nieudolną i nieodpowiedzialną. Bo nie pamięta o własnej przeszłości i nie umie sobie radzić z dniem dzisiejszym.
P.P. Co należałoby zmienić w programach edukacyjnych w szkołach, by przybliżyć bogactwo Kresów, podkreślić wpływ mieszkających tam ludzi na kulturę polską. Zachować pamięć o ich tradycjach i patriotyzmie. W jaki sposób wyjść poza środowisko osób zainteresowanych tą tematyką i zbliżyć się do tych, którym ona niewiele mówi?
Stanisław Srokowski: Edukacja to pierwszy stopień do oczyszczenia napiętej atmosfery. Nie można sobie lekceważyć połowy odciętej i odebranej nam Polski. I jej wielkich zdobyczy. W szkołach co prawda jeszcze uczy się, że był Rej, Kochanowski i Mickiewicz, wielcy Kresowiacy, ale nie mówi się, czym był Lwów dla polskiej nauki i kultury. A na lekcjach historii nie uświadczysz, czym była zbrodnicza organizacja UPA i jak się czci pomordowanych. Szkoły i uniwersytety muszą przywrócić pamięć polskiej świadomości historycznej, bo inaczej wychowamy kolejne pokolenia obywateli niemych i głuchych na polskie sprawy i uniwersalne wartości. A bez tego nie da się mądrze i sensownie żyć w świecie współczesnym. Tracąc pamięć, tracimy bezcenny skarb, bez którego normalny rozwój człowieka i świata nie istnieje.
P.P. Czy kolejna Pana książka będzie również poświęcona tematyce kresowej?
Stanisław Srokowski: Z pewnością będzie to niespodzianka.
Stanisław Srokowski– polski pisarz, poeta, prozaik, dramaturg, krytyk literacki, tłumacz i publicysta. Brał udział w wielu działaniach na rzecz odnowy moralnej, społecznej i politycznej w kraju. Założyciel „Solidarności” w redakcji „Wiadomości”, doradca Niezależnego Samorządnego Związku Zawodowego „Solidarność” Rolników Indywidualnych we Wrocławiu, rzecznik prasowy rolniczej „Solidarności”. Współorganizator Związków Twórczych i Stowarzyszeń Naukowych we Wrocławiu, przewodniczący klubu „Odrodzenie”. Współtwórca stowarzyszenia kulturalnego polsko-ukraińskiej współpracy: „Biały ptak”. Twórca i pierwszy prezes Towarzystwa Polsko – Greckiego we Wrocławiu. Współzałożyciel Instytutu Wincentego Witosa.
Powieści:
,,Przyjść, aby wołać”, Ossolineum, 1976, ,,Fatum”, Ossolineum, 1977
,,Lęk”, Ossolineum, 1978, (wydanie II, 1988, wydanie III 1997)
,,Nieobecny”, Czytelnik, 1978, ,,Wtajemniczenie”, Ossolineum 1981
,,Sen Belzebuba”, Ossolineum, 1982, ,,Duchy dzieciństwa”, 1985
,,Repatrianci”, Czytelnik, 1988, ,,Chrobaczki”, Ludowa Spółdzielnia Wydawnicza, 1989
,,Płonący motyl”, Państwowy Instytut Wydawniczy, 1989
,,Ladacznica i chłopcy”, Wydawnictwo Rubikon, 1991
,,Gry miłosne”, Wydawnictwo Zyski i S-ka, 1997
,,Czas diabła”, Wydawnictwo Zysk i S-ka, 1999
,,Ukraiński kochanek”, Wydawnictwo ARKANA, 2008
„Ukraina robi u siebie, co chce, a polskie władze są ślepe, udają, że nic się tam złego nie dzieje”. Jeśli ktoś jeszcze – tak jak ja – nie czytał, szczerze polecam…