Budsław – miejsce wybrane

Budsław to niewielka osada położona w odległym zakątku obwodu mińskiego na Białorusi. Nawet obecnie dojazd do niej nie jest łatwy – okolica, obszar dawnej Puszczy Markowskiej, jest słabo zaludniona, drogi przez nią słabej jakości.

Bazylika na bezludziu

Tym większe wrażenie sprawia widok olbrzymiej świątyni, z daleka już widocznej na równinnym terenie. Skali budowli nie są w stanie oddać zdjęcia, fasada wraz z ujmującymi ją wieżami liczy pięćdziesiąt metrów szerokości, zaś długość kościoła wynosi sześćdziesiąt dwa metry. Równie monumentalne jest wnętrze transeptowej bazyliki z pozorną kopułą na skrzyżowaniu naw. Świątynia ta jest z pewnością godna miana narodowego sanktuarium Białorusi, choć ta jej rola nie wynika bynajmniej tylko z monumentalności architektury. Wiąże się ona z objawieniami Matki Bożej i posługą na tutejszym bezludziu Braci Mniejszych Bernadrynów. W 1504 r. król Aleksander Jagiellończyk nadał bernardynom wileńskim 6000 mórg lasu w powiecie mińskim, które leżały między rzekami Serweczem, Terekiem i Zują. Zakonnicy zbudowali tam dla siebie prowizoryczne szałasy zwane ,,budami” wraz z prymitywnym pomieszczeniem na tymczasowa kaplicę. W ,,budach” mieszkało początkowo dwóch, potem trzech, a w połowie XVI w. czterech braci. Poza pracą w lesie polegająca na wyrębie drewna i spławianiu go do wileńskiego klasztoru, zakonnicy prowadzili pustelniczy tryb życia. Okazało się, że ten powrót do franciszkańskich korzeni był dla mieszkańców “bud” błogosławiony. Objawiła się im bowiem Matka Boska, co następnie spotkało się to z szerokim rozgłosem w całej okolicy. Bernardyńska pustelnia stała się miejscem pielgrzymek. Trzeba było dla nich zbudować większa kaplicę. W głównym ołtarzu umieszczono obraz Nawiedzenia NMP, przywieziony z kościoła bernardynów w Wilnie, od którego kaplica wzięła swoje wezwanie. Samo miejsce zaczęto również nazywać Budą.

Madonna od Paca

Zwiększający się napływ pielgrzymów do nowego ośrodka spowodował konieczność budowy nowej okazałej świątyni, do czego przystąpiono w roku 1613. Fundatorem kościoła był Janusz Kiszka, hetman wielki litewski i wojewoda połocki, jednakże część kosztów wzniesienia świątyni poniósł Mikołaj Isajkowski, łowczy wielki litewski. W głównym ołtarzu umieszczono obraz Madonny pochodzący z kaplicy pałacowej wojewody wileńskiego Jana Paca. Magnat ten po porzuceniu kalwinizmu i powrocie do Kościoła katolickiego otrzymał ów obraz od papieża Klemensa VIII. Obraz od razu zasłynął z wypraszanych przed nim łask.

Prace wykończeniowe przy świątyni trwały bardzo długo. Zakończyły się ostatecznie w 1783 r. i wtedy została ona też konsekrowana. Przy sanktuarium powstał także klasztor i wyrosła osada Budsław. Bernardyni zajmowali się posługą wśród pielgrzymów i obsługiwali parafie w Budsławiu, a także kilka sąsiednich filialnych wspólnot. Znajdowały się one w Żusinie, Berezówce i Motykach. Ponadto w XIX w. bernardyni z Budsławia dojeżdżali do parafii w Zawiszynie, Kurzeńcu i Radoszkowicach. W samym Budsławiu bernardyni prowadzili także szkołę elementarną, szkołę muzyczną, jak również zajmowali się działalnością charytatywną. Codziennie dożywiali najbiedniejszych parafian, a także biedniejszych pielgrzymów.

Obsada klasztorów zmieniała się na przestrzeni wieków. Z reguły liczyła około dziesięciu zakonników, ojców i braci. Wielu z nich na trwałe zapisało się w historii Budsławia, kronikarze wymieniają zazwyczaj o. Gabriela, o. Marcina Woyjnę, o. Mikołaja Czernieckiego.

Bernardynów usunięto z Budsławia w 1858 r., czyli jeszcze przed Powstaniem Styczniowym. Być może władze carskie znając ich patriotyczną postawę postanowiły na wszelki wypadek pozbyć się ich z sanktuarium, mającego duży wpływ na miejscową ludność.

Kilku zakonników pozostało zapewne w okolicy i wzięło udział w Powstaniu Styczniowym jako bernardyni budsławscy. Do powstańców przyłączył się m.in. b. gwardian Tadeusz Wolski, o. Mąstowicz i bracia Paweł Bohdanowicz, Zahorski i Markiewicz. W śledztwie władze carskie zarzuciły Wolskiemu, że przechowywał powstańców, Mąstowiczowi, że ogłaszał odezwy powstańcze, przyjmował przysięgi od powstańców i wreszcie przyłączył się do jednego z oddziałów wraz z czterema uczniami szkoły muzycznej.

Klasztor na koszary

Po Powstaniu Styczniowym wojska carskie zajęły klasztor na koszary. Sanktuarium objęli zaś księża diecezjalni. Władze carskie nie odważyły się odebrać sanktuarium katolikom i przekazać go prawosławnym. W dalszym ciągu napływały do niego pielgrzymki nie tylko z terenu Wielkiego Księstwa Litewskiego, ale także Królestwa Polskiego. Ich uczestnicy wierzyli, że doznają dzięki wstawiennictwu gospodyni tego miejsca wielu cudów i łask.

Sanktuarium na szczęście bez większych zniszczeń przetrwało I wojnę światową i w roku 1919 znalazło się na terenie odrodzonej Rzeczpospolitej. Bernardyni nie wrócili jednak do Budsławia, w związku z czym leżący tuż przy granicy z Rosją sowiecką Budsław pozostawał bez stałego kapłana. Głównym ośrodkiem pielgrzymkowym archidiecezji wileńskiej, na terenie której znajdował się Budsław, stała się Ostra Brama w Wilnie. Rola Budsławia nieco zmalała – stał się on lokalnym centrum duchowym mieszkańców regionu dołhinowsko – budsławsko – krzywickiego, wchodzącego w skład Ziemi Wilejskiej. Niemniej jednak w okresie międzywojennym samo sanktuarium zostało kompleksowo odrestaurowane. Budsław rozrósł się też znacząco do siedmiu tysięcy mieszkańców, stając się znaczącym ośrodkiem polskości, tuż przy granicy z “Bolszewią”, jak nazywano powszechnie Rosję sowiecką.

Współżycie wszystkich narodowości Polaków, Białorusinów i Żydów w rejonie Budsławia przebiegało zazwyczaj zgodnie. Polaków – katolików i Białorusinów – prawosławnych łączył ze sobą kult Matki Boskiej Budsławskiej. Stan ten uległ radykalnej zmianie po 17 września 1939 r., kiedy to Kresy Rzeczypospolitej zajęła Armia Czerwona, dokonując rozbioru II Rzeczypospolitej. Los mieszkańców okolic Budsławia, jak przyznają to badacze, był po wkroczeniu Sowietów, a także w wyniku napaści hitlerowców na ZSRR szczególnie ciężki. Celnie, jak się wydaje, ujął go Franciszek Sielicki w pracy “Losy mieszkańców Wilejszczyzny w latach 1939 – 46, okupacja sowiecka i niemiecka, wywózki, partyzantka, repatriacja”, pisząc w uwagach końcowych m.in.: ,,… Boleśnie przeżyli oni utratę niepodległości wskutek rozbioru II Rzeczypospolitej. Wielu zginęło w wojnie obronnej 1939 r. Trzeba było znosić upokorzenia przed władzą ‘bosiaków, batraków, Żydów’, posyłać dzieci do obcych sobie szkół, cierpieć niezawinione aresztowania, bicie na posterunkach NKWD i w więzieniach, przeżywać katusze w łagrach i zsyłkach, żyć w ciągłym strachu przed rabunkami ‘partyzantów’ sowieckich i niemieckimi ekspedycjami karnymi, przed branką na roboty przymusowe w ZSRR i w Niemczech, przed poborem do znienawidzonej Armii Czerwonej, ginąć na wszystkich frontach II wojny światowej, wreszcie porzucić na zawsze swą drogą ojcowiznę i zatracić miłe, swojskie zwyczaje i obyczaje, a na Zachodzie – poddać się wynarodowieniu własnemu i swych dzieci.

Przytoczone relacje mówią o tym, jak wielkimi patriotami II Rzeczypospolitej byli nasi ludzie (mimo, iż żyło się w niej raczej biednie), jak walczyli o jej niepodległość w 1939 r., a później brali udział w ruchu konspiracyjnym, bronili się przed sowietyzacją, ateizacją i kołchozami. Tysiące ich poległo w walce z Niemcami albo powróciło z wojny z ciężkim kalectwem, albo spoczęło na cmentarzach syberyjskich”.

Bomby ominęły

W wyniku wojny, zagłady Żydów, przesiedleń i wysiedleń Budsław z miasteczka przeistoczył się w wieś. Dalej pozostał jednak miejscem wybranym, najstarsi mieszkańcy Budsławia są przekonani, że dzięki opiece Matki Boskiej sanktuarium nie doznało w czasie II wojny światowej żadnych zniszczeń. Pomimo, że jego olbrzymia bryła jest z daleka widoczna, nigdy nie spadł na nią ani jeden pocisk. Najbliższa bomba, która spadła na Budsław eksplodowała czterysta metrów od sanktuarium, nie wyrządzając mu żadnych szkód. Cały szereg bomb i pocisków, które leciały na Budsław, podczas trzykrotnego przechodzenia przez niego frontu okazały się też niewybuchami i po dziś dzień są znajdowane na polach…

Nie powiodła się też próba wysadzenia sanktuarium przez oddział NKWD, na kilka godzin przed wkroczeniem do miasta Niemców. Miała być ona przeprowadzona 2 lipca 1941 r. w główne święto Matki Bożej Budsławskiej. Bojcy podłożyli ładunki, ale nie zdążyli ich uruchomić, bo Niemcy wkroczyli do miasteczka zanim podłączono do detonatora.

W czasach sowieckich do 1946 r. sanktuarium było zamknięte, ale ludzie modlili się pod jego drzwiami, więc władze zgodziły się, by wznowiło działalność. Zrobiły to, by uspokoić opinię publiczną. Jeden z członków sielrady podjął się bowiem zniszczenia Cudownego Obrazu Matki Bożej Budsławskiej, ale gdy przystąpił do wykonania zadania padł jak rażony piorunem, gdy oprzytomniał okazało się, że dostał pomieszania zmysłów i zmarł. Od 1946 do 1953 r. proboszczował w Budsławiu ks. Bronisław Słodziński. Później postawiono go przed wyborem – albo wyjedzie do Polski, albo na “białe niedźwiedzie”. W 1954 r. zastąpił go ks. Antoni Duliniec, pochodzący z Mosarza na Wileńszczyźnie. Wyświęcony w 1926 r. pracował w różnych parafiach. Aresztowany w Siechniewiczach w 1949 r. przez NKWD do 1954 r. siedział w łagrach. Po uwolnieniu dzięki staraniom wiernych uzyskał rejestrację w parafii Budsław, gdzie pracował do śmierci w 1964 r. Później przez kilka lat parafia nie miała proboszcza. Od 1974 do 1981 r. dojeżdżał do niej legendarny ks. Stanisław Kuczyński. Kapłan ten znajdował się na cenzurowanym i nie mógł tego czynić zbyt często, KGB inwigilowało go ze zdwojoną mocą, gdyż wielokrotnie wchodził w konflikt z sowieckim prawem i pełnił z upoważnienia Stolicy Apostolskiej, przekazanej mu przez kard. Stefana Wyszyńskiego, tajną funkcję wikariusza generalnego wschodniej części archidiecezji wileńskiej. Od 1981 r. opiekę nad sanktuarium przejął ks. Franciszek Hrynkiewicz. W roku 1995 pałeczkę przejęli od niego ojcowie Bernardyni, których do powrotu do Budsławia zaprosił arcybiskup mińsko – mohylewski, który postanowił wskrzesić życie zakonne w Budsławiu, wierząc, że przyczyni się ono do przywrócenia sanktuarium pierwotnych funkcji i ożywienia w nim ruchu pielgrzymkowego. Już w 1992 r. z Baranowicz przyszła do Budsławia po latach pierwsza piesza pielgrzymka zorganizowana przez Księży Werbistów z inicjatywy ówczesnego regionała, a obecnego ordynariusza diecezji ełckiej bp Jerzego Mazura. Pierwszym bernardynem, który skorzystał z zaproszenia abpa Świątka był o. Benon Szulik, przysłany z Polski dla wsparcia odradzającej się Prowincji św. Michała na Ukrainie. Urodził się w 1956 r. w Świerklanach w województwie śląskim, a wyświęcony został w 1984 r. Nie zamieszkał on jednak bezpośrednio w Budsławiu, ale w pobliskim Dołhinowie, co było podyktowane względami duszpasterskimi. W Dołhinowie była bowiem duża, większa niż w samym Budsławiu parafia, licząca wówczas ponad dwa tysiące wiernych, podczas gdy parafia przy sanktuarium o siedemset dusz mniej.

Powrót Bernardynów

W 1997 r. do Budsławia przybyli kolejni bernardyni, w tym o. Albert Turowski, który jako człowiek znający się na budownictwie zaczął remont sanktuarium. W tym też roku w Budsławiu erygowano klasztor, rok później w Budsławiu odbyła się wielka uroczystość, która ma ogromne znaczenie dla odrodzenia sanktuarium jako centrum duchowego Białorusi. Podczas odpustu 2 lipca 1998 r. Cudowny Obraz Matki Bożej Budsławskiej udekorowano koronami papieskimi… Zdynamizowało to napływ do Budsławia pielgrzymek pieszych, w sumie na główny odpust obchodzony w uroczystość Nawiedzenia Matki Bożej zaczęło przybywać od dwudziestu do trzydziestu tysięcy osób. Dzięki koronacji sanktuarium zostało też uznane za pomnik architektury “republikańskiego znaczenia”. Ułatwiło to kolejnej zmianie bernardynów z ukraińskiej kustodii św. Michała pozyskanie środków na jego remont z państwowej kasy. Potrafił to wykorzystać o. Sławomir Wetługin, który po święceniach w 1996 r. i pracy w charakterze wikarego w Szarogrodzie, sześć lat od 2000 do 2007 r. posługiwał w Budsławiu, odciskając na nim swoje piętno. Był kustoszem sanktuarium, gwardianem i ekonomem klasztoru, a także proboszczem parafii. Wspomagał go o. Tadeusz Fostakowski i o. Benon Szulik, piastujący dalej stanowisko proboszcza parafii w Dołhinowie. Bernardyni zaczęli też obsługiwać wiernych w miejscowościach: Werabije, Iłowo i Puzyń.

Ojciec Sławomir przybyłby do Budsławia wcześniej, już w 1999 r., ale przez rok musiał czekać na otrzymanie białoruskiej wizy. Nie zniechęciło go to jednak do pracy w sanktuarium, wprost przeciwnie.

,,Gdy zaczynałem swoja posługę w Budsławiu, pielgrzymowanie do tego sanktuarium miało charakter typowo odpustowy” – wspomina. ,,Pątnicy przyjeżdżali do niego bądź przychodzili głównie na lipcowe święto. W ciągu roku odwiedzało je może osiem autokarów z pątnikami. Gdy odchodziłem z Budsławia, osiem autokarów przyjeżdżało do niego w każdą sobotę i niedzielę…”

Żadnych kłopotów

Ojciec Sławomir, jako wychowanek o. Darzyckiego mimo młodego wieku, należy do generacji, która kapłańską drogę rozpoczęła jeszcze w czasach Związku Sowieckiego. Pierwszy rok seminarium duchownego zaliczył w Grodnie razem z obecnym prowincjałem o. Dobrosławem Kopysteryńskim, a także definitorem Mirosławem Gorajem. W 1991 r. udało im się wyrobić paszporty i wyjechać na studia do Kalwarii Zebrzydowskiej, gdzie przeszedł całą formację…W Budsławiu początkowo pracował sam, współbracia mający z nim pracować, wizy otrzymali z większym niż on opóźnieniem. Start był trudny, ale ostatecznie o. Sławomir szybko zaaklimatyzował się w Budsławiu, kontynuując remonty zapoczątkowane w sanktuarium przez o. Alberta Turowskiego. Okazało się, że stosunek władz białoruskich do bernardynów nie był tak bardzo zły i podejrzliwy, jak wskazywałyby na to kłopoty z otrzymaniem białoruskiej wizy.

,,W toku swojej pracy nigdy ze strony władz białoruskich nie doznaliśmy żadnych kłopotów czy trudności.” – podkreśla o. Sławomir Wetługin. ,,Wprost przeciwnie, na każdym kroku doznawaliśmy wszelkiej pomocy. Gdy udało nam się kupić w Polsce 15 ton blachy miedzianej, spodziewaliśmy się kłopotów na granicy, cła itp. Zwróciliśmy się o pomoc do władz Białorusi i natychmiast ją uzyskaliśmy. Mogliśmy bez cła, żadnych podatków przywieźć blachy do Budsławia. Nikomu nie musieliśmy dać żadnej łapówki. Gdy byłem kustoszem sanktuarium, często bywali w nim różni ministrowie, interesowali się postępem prac rewaloryzacyjnych itp. Dzięki temu szybko udało się znacznie je odnowić.”

Pracując w Budsławiu, o. Sławomir zaczął tez interesować się historią tego miejsca, przeglądając zachowane cudem dawne klasztorne kroniki.

,,Jedna z nich była z 1792r.” – wspomina. ,,Zostały w niej zanotowane wszystkie dokumenty przychodzące do sanktuarium, cara papieży. Stanowiła prawdziwą kopalnię wiedzy. Jak mi opowiadano, kiedyś w sanktuarium była olbrzymia kronika, do ruszenia której z miejsca potrzeba było czworo ludzi. Komuniści ją jednak wywieźli. Być może leży gdzieś w jakimś archiwum lub muzealnym magazynie…”

Odnawiając sanktuarium o. Sławomir dokonał też niewielkiego artystycznego odkrycia. Przeglądając obrazy w jego wnętrzach postawił jeden z nich niezbyt wysokiej klasy, postanowił usunąć.

,,Szczerze mówiąc nie bardzo mi się podobał.” – wspomina. ,,Widać było, że artysta nie bardzo przykładał się do roboty. Tuż przed porządkami wielkanocnymi pomyślałem, że trzeba obejrzeć obrazy i je uporządkować. Gdy wziąłem go do ręki, byłem zdziwiony i uradowany. Z drugiej jego strony zobaczyłem przepiękną kopię Matki Bożej Budsławskiej, namalowaną w 1804 r. Na jej tle była namalowana scena objawienia Matki Bożej, Matka Boża z Dzieciątkiem, aniołowie, zakonnicy bernardyni i Buda. Od razu obróciłem obraz na druga stronę i przewidziałem go do restauracji.”

Jubileusz 500-lecia

W 2004 r. sanktuarium w Budsławiu świętowało jubileusz 500-lecia założenia i przybycia na jego teren pierwszych bernardynów. Było to kolejne wydarzenie wzmacniające rangę Budsławia jako sanktuarium narodowego Białorusi. Pielgrzymki piesze zaczęły przybywać praktycznie ze wszystkich diecezji republiki. Nie mogą one, co prawda konkurować z polskimi, idącymi na Jasną Górę pod względem liczebności, ale długość i pątniczy trud jest niemniejszy. Najdłuższa pielgrzymka z Brześcia maszeruje pięćset czterdzieści kilometrów. Główny odpust w sanktuarium w Święto Matki Bożej Budsławskiej trwa dwa dni 1 i 2 lipca, robi on też ogromne wrażenie na wszystkich uczestnikach. 1 lipca odbywa się przywitanie pątników. Dla każdej diecezji jest odprawiana Msza św., a wieczorem zaczyna się czuwanie i jest śpiewany Akatyst o Najświętszej Marii Pannie. O północy po procesji ze świecami wokół świątyni odbywa się uroczysta Msza św., po której odprawiana jest w bazylice Liturgia w obrządku wschodnim, później są śpiewane “Godzinki”, odmawiany jest “Różaniec”. Swoją Mszę św. odprawiają też neoprezbiterzy. W południe jest natomiast sprawowana centralna suma pontyfikalna, w której bierze udział Nuncjusz Apostolski na Białorusi i cały Episkopat.

Od 2007 r. obowiązki kustosza sanktuarium w Budsławiu, a także gwardiana klasztoru i parafii sprawuje o. Wiktor Burłaka, a wspomagają go o. Cecylian Zapolski i diakon Jozafat Kuncewicz.

Chodząc po sanktuarium i jego bezpośrednim otoczeniu można wysnuć wniosek, że najtrudniejszy okres Budsław ma już za sobą. Obecnie nadszedł dla niego czas wzrastania, podobnie jak dla bernardyńskiej wspólnoty, a także tutejszej parafii. Dzięki niej przecież sanktuarium żyje, gdy nie przyjeżdżają do niego pątnicy. Jest to wspólnota specyficzna. Tysiąc trzystu należących do niej wiernych mieszka w dwudziestu jeden wsiach, chutorach i dawnych zaściankach. Przybywają oni na Mszę św. pieszo, furmankami, rowerami i samochodami. Jest w niej sporo folkloru, który tak celnie oddał w swych reportażach ostatni miński żubr Melchior Wańkowicz.

Marek A. Koprowski

0 odpowiedzi

Zostaw odpowiedź

Chcesz przyłączyć się do dyskusji?
Nie krępuj się!

Leave a Reply