Życie zaczyna się po 40-ce – zawsze żartuje moja znajoma i zaraz dodaje – ale niektórzy uważają, że już po pierwszej 100-ce.

Tę magiczną cyfrę (nie miarę) dwumiesięcznik religijno-społeczny Rzymskokatolickiej Diecezji Łuckiej „Wołanie z Wołynia” ma już za sobą. Przed kilkoma dniami dotarł do mnie bowiem majowo-czerwcowy numer tego czasopisma, który jest jednocześnie setnym numerem. Pismo to redagowane jest już od 17 lat przez wołyńskiego proboszcza z Ostroga nad Horyniem, człowieka – orkiestrę jak się u nas mawia albo „ludynu jawyszcze” jak mawiają o takich na Ukrainie, ks. kanonika Witolda Józefa Kowalowa.

Obecny setny numer w zasadzie niewiele się różni od poprzednich. Format i objętość taka sama, i treść równie ciekawa – jak zawsze. A w niej wiele różnorodnych artykułów i informacji. W zasadzie trudno tutaj „zareklamować” jakiś konkretny artykuł, bo wszystkie są zajmujące, dlatego postaram się napisać po kilka słów o każdym niemal. Numer otwiera stała rubryka „Z życia Kościoła na Wołyniu”, a w niej: informacje o konferencji poświęconej 10-leciu wizyty papieża Jana Pawła II na Ukrainie, o ćwierćwieczu życia zakonnego o. Augustyna Sicińskiego, o konferencji o świętych Ziemi Wołyńskiej i okrągłym stole na temat tolerancji religijnej. Ciekawostką w tym dziale jest Litania do błogosławionego Jana Pawła II. Ks. Mieczysław Maliński w kolejnym swym doskonałym eseju zmusza czytelnika do zastanowienia się nad własnym stosunkiem do ojczyzny i narodu. Redaktor Marek A. Koprowski zaprasza do Berezdowa. Profesor Stanisław Sławomir Nicieja z Opola (na marginesie niedawno wyszła drukiem wspaniała monografia Cmentarza Łyczakowskiego autorstwa profesora) barwnym językiem opowiada o „swoich kresach”. Przeplatają się w jego opowieści postacie słynne, nieszczęśliwe, ale i znane i wielce zasłużone dla Wołynia. Znaczną część bieżącego numeru poświęcono motywom ukraińskim w twórczości Jarosława Iwaszkiewicza. Nawet przyrodnik znajdzie w tym wydaniu coś dla siebie – ciekawy artykuł na temat unikalnego kompleksu przyrodniczego jakim jest Dolina Ostrogska. W końcowej części pisma opisane zostały imprezy teatralne i spotkania związane z Wołyniem, które się odbyły, oraz kilka ciekawych nowych wydawnictw. Numer zamyka (tradycyjnie już) Krzysztof Rafał Prokop prezentacją kolejnego biskupa łuckiego. Tym razem opisany został żywot bpa Andrzeja Gembickiego.

Od kilku przynajmniej lat jestem wiernym czytelnikiem „WzW” i każdy numer czytam od pierwszej strony okładki z łucką katedrą w prawym górnym rogu po ostatnią z wołyńskim krzyżem na dole strony. Pismo to zawsze pociągało mnie prawdziwie chrześcijańskim podejściem do historii i współczesności na tym „trudnym” terenie. Nigdy nie ulegało politycznej czy innej poprawności by zaniedbywać czy przemilczać te okrutne momenty naszej wspólnej historii, nigdy nie relatywizowało pojęć „ofiara” i „sprawca”. Ale też te trudne treści podawane były tak by nie wywoływać nienawiści, bo to uczucie powinno być obce każdemu chrześcijaninowi. I zawsze szło o krok na przód, pytało „co dalej” i podejmowanymi na swych łamach tematami dawało próbę odpowiedzi. Pokazana została dobra wola ze strony nas, Polaków, względem obecnych gospodarzy Wołynia – Ukraińców. I wydaje mi się, że to przynosi skutki. Dlatego gorąco polecam wszystkim czytelnikom kresy.pl nie tylko ten jubileuszowy numer ale i wszystkie archiwalne jak i te, które daj Boże licznie jeszcze się ukażą.

Znając osoby (działaczy) pokroju ks. Kowalowa wiem, że nie rocznice, okrągłe wydania czy nakłady wydawanych materiałów są dla nich najważniejsze, a to co w nich jest i jaki efekt w nas przynosi to zasiane przez słowo drukowane, ziarno. Nie mniej jednak każdemu zapewne jest miło, że jego dzieło trwa i przynosi owoce. Tym bardziej, że działalność ks. Kowalowa to (prócz zwykłych obowiązków proboszczowskich) nie tylko pismo „Wołanie z Wołynia”, to także internetowy blog „Dziennik pisany nad Horyniem”, Wołyński Słownik Biograficzny i coś co osobiście najbardziej cenię, czyli Biblioteka „Wołania z Wołynia”. W jej ramach ukazało się już ponad 70 tytułów. Są to reprinty starych wydawnictw, publikacje reportażowe (zwłaszcza doskonałe książki Pana Marka A. Koprowskiego), wspomnienia, kalendarze, leksykony a nawet co ciekawsze prace magisterskie. Wiele z nich miałem przyjemność opisywać na łamach różnych czasopism.

Zatem nie będzie czymś nagannym, jeśli przy tej „okrągłej okazji” będę życzył ks. redaktorowi dużo, dużo sił, nieustającego wsparcia „z Góry”, dobrych i oddanych współpracowników i wiernych czytelników. Jak również tego, co szczęścia nie przynosi, ale jest do drukowania koniecznie potrzebne, czyli nieco gotówki.

I, jeszcze przynajmniej „setka” księże Witoldzie!

Krzysztof Wojciechowski

0 odpowiedzi

Zostaw odpowiedź

Chcesz przyłączyć się do dyskusji?
Nie krępuj się!

Leave a Reply