Wspomnienia zza kordonu

Kolejną, ósmą już dziesiątkę książek wydawanych w ramach Biblioteki “Wołania z Wołynia” ksiądz Witold Józef Kowalów rozpoczął publikacją niezwykłą. Są to wspomnienia ks. Zygmunta Chmielnickiego z Wołynia, pt.: “Kartki wspomnień”.

Postać tego kapłana nie jest raczej szeroko znana nawet wśród miłośników Kresów. Ginie gdzieś jakby przyćmiona przez słynnych bożych włóczęgów takich jak ojciec Serafin Kaszuba czy ks. Władysław Bukowiński. Tymczasem postać to ciekawa, zasłużona i warta przypomnienia. Wołyniak z urodzenia, który przyszedł na świat w 1891 roku w Nieświczu i pewnie całe życie byłby z tymże Wołyniem związany gdyby nie wichry historii, okupanci i najeźdźcy. Gimnazjum skończył w Łucku i po trzyletnim epizodzie kijowskim związanym ze studiami prawniczymi przyjechał na studia seminaryjne do Żytomierza. Wyświecony na kapłana w 1918 r. pracował w Horoszkach, Toporzyszczu, Uszomierzu, Berdyczowie – wszystkie miejscowości na wołyńskiej ziemi. Wezwany przez biskupa Dubowskiego do przyjazdu do Łucka (po tym, kiedy wiadomo już było, że jego parafia zostanie w Sowietach) pozostał jednak z toporzyskimi parafianami. Po kilkuletnim okresie względnego spokoju umocniona władza radziecka przypomniała sobie o tych, którzy zadają „opium” ludowi. Wraz wieloma innymi religioznikamitrafił do łagrów. Przesiedział tam półtorej roku między innymi na jakże pięknych przyrodniczo a okrytych potworną sławą Wyspach Sołowieckich czy w więzieniu w Butyrkach. W zasadzie otrzymał trzyletni wyrok odsiadki, ale w początku 1928 roku został wymieniony na innego rosyjskiego więźnia zatrzymanego w Polsce. Po powrocie do Niepodległej niemal z marszu włączył się w życie duchowe i pracę duszpasterską na Wołyniu. Został ojcem duchownym seminarium i wykładowcą teologii pastoralnej w Łucku, a od 1930 roku został redaktorem nowopowstałego czasopisma „Życie Katolickie”. Był nim aż do wybuchu II wojny światowej. Po wrześniu 1939 r. został w Łucku jako wikariusz generalny abp Adolfa Szelążka, dziekan dekanatu łuckiego i duszpasterz parafii katedralnej. Współpracował z podziemiem za co został aresztowany przez Niemców w listopadzie 1943 roku. Po wypuszczeniu wkrótce znów go aresztowano w styczniu 1944 r. Następnie poprzez Równe, Brody, Złoczów, Lwów i Wrocław trafił do obozu Gross-Rosen gdzie 16 kwietnia 1944 roku został zakatowany przez obozowego kapo. Jego ciało spalono.

Prezentowana publikacja zawiera wspomnienia ks. Chmielnickiego drukowane w „Życiu Katolickim” w latach 1930-34. Opisuje gorący okres po rewolucji bolszewickiej, czas wojny polsko-bolszewickiej, wyprawy kijowskiej, odwrotu i „stabilizacji” po traktacie ryskim. Nie są to wspomnienia ułożone chronologicznie czy tematycznie, dosłownie tak jak w tytule są to „kartki wspomnień”. Traktują o realiach życia na Kresach w czasie kiedy w jednym dniu panowali bolszewicy, w drugim petlurowcy, a po kilku dniach przyszli wreszcie Polacy po to by niedługo się wycofać. Niepewność, strach, ciągła obawa przez grabieżą, mordami, pogromami, bo wojna ma przecież swoje prawa. Skryte i silne pragnienie aby tereny te weszły do odradzającej się Polski. I wielkie rozczarowanie, że jednak „na Lenina po wiek wieków”. Ów smutek przywodzi na pamięć piękne dzieło Floriana Czernyszewicza „Nadberezyńcy”, w którym Polacy żyjący na Borysowszczyźnie również liczyli, że znajdą się jednak w Odrodzonej … nie znaleźni, niestety. Ale nie tylko to jest treścią wspomnień ks. Chmielnickiego. To również obrazki z życia i pracy duszpasterskiej na pogranicznym, mieszanym religijnie i narodowo terenie, no i co tu ukrywać – zacofanym jeszcze bardzo. To śmieszno-straszne opowieści o tym jak „zacni, mili katolicy” straszyli swoje niegrzeczne dzieci księdzem, który przyjdzie i poobcina języki, o Poleszuku, który właził na lipę bosy a schodził z kilkoma parami obuwia, obrzędach w noc Kupały, znaczeniu wiedźm itd. Słowem wszystko to co, miłe jest uchu każdego miłośnika kresowej różnorodności.

Wspomnienia ks. Chmielnickiego to także bardzo ważny dokument swego czasu. Pokazuje nie tylko życie kapłana na gorącym pograniczu w gorących czasach, ale może jeszcze bardziej jest świadectwem tego, że nawet w najokrutniejszych czasach można pozostać człowiekiem. Można zostać wiernym, sobie i Bogu. I to jest chyba największa nauka płynąca ze wspomnień księdza-Wołyniaka.

Krzysztof Wojciechowski

Ks. Zygmunt Chmielnicki, Kartki wspomnień, Biblioteka „Wołania z Wołynia”, t. 71, Biały Dunajec – Ostróg 2010, s. 130

0 odpowiedzi

Zostaw odpowiedź

Chcesz przyłączyć się do dyskusji?
Nie krępuj się!

Leave a Reply