Wileńskie Kaziuki

4 marca, gdy przypada wspomnienie św. Kazimierza Jagiellończyka, pochowanego w wileńskiej katedrze w Wilnie, ale także na okalającej litewska stolice Wileńszczyźnie zaczynają się tradycyjne „Kaziuki”, czyli mający ponad czterechsetletnią ciągłość odświętny jarmark, który w ostatnich latach zyskał dodatkowego rozmachu.

Jest on de facto największym, najdłużej trwającym i najbarwniejszym świętem miasta, na które przybywają tłumy turystów krajowych oraz zagranicznych. Po raz pierwszy zaczęto organizować go w XVII w., łącząc z, obchodzonym rokrocznie 4-go marca, uroczystym nabożeństwem celebrowanym w dniu św. Kazimierza patrona Litwy. Przybywali bowiem na niego pielgrzymi nie tylko z Wielkiego Księstwa Litewskiego, ale także z Korony. Chytrzy łykowie wileńscy uznali, że jest to znakomita okazja do podreperowania swoich finansów i przy okazji święta zaczęli organizować jarmark, na którym każdy mógł kupić coś dla siebie…

Według pisarza litewskiego Irinskisa „Kaziuki” na trwałe zagościły w Wilnie od początków XVIII w. Taką informację podaje on w swoim żywocie św. Kazimierza.

Wileński „Kaziuk” był często jeszcze śnieżny, chłodny i słotny, zawsze jednak zwiastował zbliżającą się wczesna wiosnę. Jarmark, choć był wydarzeniem dość znaczącym i na swój koloryt nadzwyczajnym, to u wyższych sfer nie cieszył się uznaniem. Gardziły one tego typu widowiskiem. Kupcy i prości szlachetkowie z okolicznych zaścianków, a także chłopi wiedzieli swoje. Na jarmarku wybierało się „żywiołę”: konia, krowę, czy wieprzka. Jarmark dawał moc najróżniejszych wrażeń. Kogoś pocieszył pierwszymi w życiu butami, nabytą małpka z kolczykiem w uchu, obdarował smakiem posypanej makiem aromatycznej miastowej bułki. Szczególnie z utęsknieniem na powrót gospodarza z „Kaziuków” oczekiwali wszyscy domownicy. Z jarmarku zawsze bowiem wracało się z jakimś gościńcem. A kupić na „Kaziuki” można było wszystko…

Głównym symbolem wileńskiego jarmarku były oczywiście „wileńskie palmy wielkanocne”, które dzisiaj są szeroko znane poza granicami Litwy. Stanowi ona okrągły „wałeczek” z suszonych kolorowych kwiatów i traw. Na „Kaziuku” handlowano także plecionymi koszami, drewnianymi łyżkami, miskami i beczułkami, wyrobami z lnu, glinianymi dzbankami, fujarkami, piernikowymi sercami i obwarzankami.

„Kaziuki” były zawsze okazja nie tylko do handlu, ale i zabawy. Towarzyszyły im orszaki przebierańców, handlarzy i kuglarzy. Organizowano zawody w smażeniu blinów czy ubijaniu masła. Jarmarki początkowo były organizowane na wileńskim Placu katedralnym, a od 1901 r. przeniosły się na Plac Łukiski, największy wówczas plac w Wilnie. Ale i to miejsce okazało się za małe, bo jarmark stawał się coraz bardziej popularny. Jarmarki zaczęły odbywać się na całym Starym Mieście. „Kaziuki” stały się wizytówką sztuki dziś ludowej całej Litwy. Żaden jarmark nie mógł odbyć się np. bez słynnych smorgońskich obwarzanków, którymi gospodynie zachęcały klientów okrzykiem – „obwarzanki sprzedaja, dziurki darmo dają”. Wileńska publicystka Helena Romer- Ochenkowska tak opisywała święto w „Tygodniku Wileńskim” (Nr 10 z 9 marca 1911):

Święty Kazimierz w Wilnie.

Z pierwszym wejrzeniem wiosny – nie zawsze w błękicie uśmiechniętego nieba – zjawia się święto patrona Litwy z dawien dawna czczone kilkodniowym jarmarkiem, podczas którego składa wieś swe dary nie bogate, ale obfite u stóp Królewskiego pacholęcia.
Buro-sukmanny lud zwozi na plac obszerny wyroby, na jakie go stać. Niestety, rozmaitości w tem mało, pomysłowość archaiczna, postęp żaden.
Zapewne, że raz wymysłony kształt cebrzyka czy “necki” nie potrzebuje nowych form, ale ileż niewyzyskanych gałęzi domowego przemysłu, ileż sprzętów nieskomplikowanych, łatwych do zrobienia, a nie wyrabianych, bo “nigdy takich nie robili”. Nie mniej jarmark przedstawia się obficie. Podstawową rolę grają pierniki, wyroby z drzewa i nade wszystko obwarzanki: smorgońskie, suche, tradycyjnie drobne i lekkie stosami zalegają wozy.
Drewniane statki nie zaprzeczenie, ładnie i dokładnie zrobione, ale dlaczego nie przyłączyło się do nich lub nie wyłoniło z tego zajęcia zabawkarstwo, tak łatwo mogące mieć odbyt w mieście, zalewane drogą zagraniczną tandetą? Koszykarstwo też przedstawia się tak ubogo, jakby łąki nasze były zgoła wolne od “malowniczych” kęp łozin, a fantazja wyrobów nie sięga po nad kosze do papierów. Gliniane wyroby świadczą o dobrej woli i pewnej fantazji twórców, bajecznie kolorowe koguty, ale dla Boga, jakaż to niedbała robota i zupełny zanik gustu.
Jakże się z tęsknotą i zazdrością myśli o cackach krakowskich jarmarków np. Emaus lub Św. Stanisława, gdzie bajeczna kolorowość nie razi oczu, a pomysły są oryginalne i istotnie świadczące o fantazji ludowej.

Po pierwszej wojnie światowej, gdy Wilno znalazło się w granicach Polski kaziukowa tradycja była oczywiście kontynuowana. W 1928 r. ówczesny wojewoda wileński Władysław Raczkiewicz wystąpił nawet z wnioskiem o uznanie 4 marca za dzień świąteczny na Wileńszczyźnie. W 1935 r. konserwatywne „Słowo” tak opisywało początek kiermaszu:

Wczoraj[…] przeszedł ulicami miasta pochód propagandowy zorganizowany z okazji kiermaszu św. Kazimierza. O godzinie 11 rano na plac przed kościołem św. Kazimierza poczęli ściągać uczestnicy pochodu, którzy po ustawieniu się w oznaczonym porządku ruszyli na krótko przed godziną 12 w stronę placu Lukiskiego. Na czele pochodu szli i jechali fanfarzyści, zaś tuż za nimi podążała przebrana w strój historyczny postać przewodnika pochodu w otoczeniu licznej świty. Na pierwszych wozach jechali “kupcy” (również przebrani), zaś za nimi liczne wozy z młodzieżą ustrojoną w pióropusze i chorągiewki. Ponadto w pochodzie wieziono liczne eksponaty wyrobu tutejszego. Młodzież przebrana w stroje ludowe dopełniała całości. Bardzo licznie reprezentowani byli w pochodzie producenci mleka, których wozy opatrzone były w odpowiednie plakaty, oraz okoliczne dwory znane z wzorowych gospodarstw mleka. Pochód zamykało kilkanaście furgonów reklamowych różnych firm wileńskich. Po przybyciu na plac Lukiski uczestnicy pochodu wysłuchali przemówienia nadawanego przez radio na całą Polskę.

„Kaziuki” trwały też na sowieckiej Litwie. Zepchnięto co prawda całą imprezę na rynek Kalwaryjski i zabroniono sprzedawania na nim palm ze względu na ich chrześcijańskie konotacje. Dopiero w 1990 r. wileńskie jarmark powrócił na główne ulice litewskiej stolicy. Szybko też rozszerzył swój zasięg na wszystkie sąsiadujące z Wilnem bazary.

Także tegoroczny jarmark odbywa się w samym centrum litewskiej starówki.

Podkreślić trzeba, że „Kaziuki” stały się także popularne poza Wilnem. W pierwszą sobotę marca odbywa się on m.in. w Niemenczynie w rejonie wileńskim. Impreza ta nosi nazwę „Kaziuczek Niemenczyński”. Sprzedawane podczas niego jest ludowe rękodzieło artystyczne i rozmaite przysmaki regionalne. Towarzyszą temu prezentacje polskich zespołów ludowych.

Wszędzie tam w Polsce, gdzie istnieją duże skupiska osób pochodzących z Wilna i Wileńszczyzny, tam także są organizowane „Kaziuki” mające duże znaczenie dla podkreślania tożsamości tamtych środowisk. Odbywają się one m.in. w Poznaniu i Gorzowie.

Marek A. Koprowski

0 odpowiedzi

Zostaw odpowiedź

Chcesz przyłączyć się do dyskusji?
Nie krępuj się!

Leave a Reply