Od lat 90. XX wieku widoczna jest jeszcze jedna tendencja, mianowicie wyraźny wzrost popularności idei autonomistycznych wśród osób, które określają swój światopogląd jako liberalny, względnie libertariański, czy nawet konserwatywno-liberalny, i nastawione są sceptycznie do państwa jako takiego.
Od kilku lat, głównie dzięki działaczom Ruchu Autonomii Śląska, ale także senatorowi Kazimierzowi Kutzowi czy posłowi Markowi Plurze, opinia publiczna ma możliwość wysłuchiwania postulatów „reprezentantów Ślązaków” lub „mniejszości Śląskiej”. W kontrze do nich odzywa się wcale liczne grono: tak publicystów, jak i „zwykłych Polaków”. Dyskusje są często zażarte, zaś w stosunku do zwolenników organizacji pokroju RAŚ przedstawia się szereg różnego rodzaju zastrzeżeń, mniej lub bardziej merytorycznych. Najczęściej pojawiającym się zarzutem jest dążenie do oderwania Śląska (zasadniczo – Górnego, w tym tzw. Opolszczyzny) od Polski i przyłączenia go do Niemiec. Teza ta jest jednak mało racjonalna, choćby z uwagi na przebieg granic państwowych, i wynika z niezrozumienia idei stanowiących podstawę ruchu ślązakowskiego. No właśnie: „jakiego ślązakowskiego? Chyba śląskiego… w końcu to Ślązacy, czyż nie?”. Przy okazji dyskusji, dochodzi (po myśli RAŚ, i nie tylko) do zasadniczego pomieszania pojęć. Czy w takim razie zasadne jest nazywanie ich „separatystami”? Cóż, to już zupełnie inna sprawa. Zasadniczo: „tak”, ale też: „nie do końca”.
Kim w takim razie są ślązakowcy? I dlaczego właściwie „ślązakowcy”, a nie po prostu „ślązacy”? Co to w ogóle oznacza? Samo pojęcie pojawiło się dość późno i związane jest z terminem „Schlonzak”/”Slonzaken Volk”, który Niemcy uwzględnili na terenie byłej Czechosłowacji w czasie spisu powszechnego pod koniec 1939 roku. Oznaczać miał osobę, która nie potrafiła wyraźnie zadeklarować swojej tożsamości narodowej, opowiadając się raczej za „byciem stąd, ze Śląska”. Jednak wcześniej, być może już w XVII/XVIII wieku, pojawiło się inne, „Wasserpolen” / ”Wasserpolacken”, które określało mieszkańców Śląska posługujących się na co dzień językiem polskim. Z czasem, określenie „ślązakowiec” zaczęto zasadniczo odnosić do osób, które nie odczuwały więzi z Polakami, Niemcami czy Czechami, uznając się za odrębną grupę narodową, dążącą jednocześnie do stworzenia własnego, niepodległego państwa. Stąd pierwotnie nazywano ich „wolnokrajowcami”, na obszarze Cesarstwa Niemieckiego stosując także nieostre pojęcie „Górnoślązak”.
Co ciekawe, wbrew powszechnym mniemaniom, kolebką właściwego ruchu ślązakowskiego nie był obszar II Rzeszy, lecz Monarchii Austro-Węgierskiej, a ściślej – Śląsk Cieszyński. Zapewne duże znaczenie miała tu polityka wewnętrzna państwa, która w przeciwieństwie do Cesarstwa Niemieckiego była zdecydowanie bardziej tolerancyjna dla różnego rodzaju ruchów politycznych i społecznych. Za formalną krystalizację tego ruchu należy uznać powstanie w 1908 roku Śląskiej Partii Ludowej (ŚPL), założonej w Skoczowie przez Józefa Kożdonia, przy czym tendencje te wyraźnie obecne były w tej części Śląska nieco wcześniej, od końca XIX wieku. Jej zaplecze stanowił Związek Ślązaków (ZŚ), założony latem 1910 roku. Należy podkreślić, że już od początku był to ruch stawiający śląskość w wyraźnej opozycji do polskości. Miało to dość jasne umotywowanie: ponieważ działania ślązakowców zaczęły przekładać się na politykę, w zasadzie jedyną grupą, do której realnie mogli się odwoływać, byli polskojęzyczni mieszkańcy Śląska, szczególnie w regionach wiejskich, którzy w przeciwieństwie do ludności niemieckojęzycznej nie posiadali wyraźnie ukształtowanej tożsamości narodowej. Stąd „rozbudzenie”, czy raczej stworzenie śląskiej tożsamości narodowej, musiało wyraźnie akcentować jej odrębność od tożsamości polskiej, która tym samym stawała się głównym przeciwnikiem, uosabianym przez polski ruch narodowy. Jednocześnie, podkreślano dążenia integracyjne między ludnością „słowiańską” i „germańską” pod szyldem „śląskości”, co z jednej strony było próbą sztucznego i raczej odgórnego scalenia dwóch różnych grup etniczno-językowych, a z drugiej było pewną formą ukierunkowania się na Niemcy i Niemców, generalnie uznawanych za bliższych kulturowo niż Polska i Polacy. Pod względem religijnym, idee „wolnokrajowe” były szczególnie popularne wśród ewangelików, natomiast nie cieszyły się tak licznym poparciem lokalnych katolików. Organami prasowymi były czasopisma „Ślązak” oraz „Nowy Czas”, szczególnie wnikliwie punktujące działalność polskich działaczy narodowych, m.in. Jana Michejdy.
Po I Wojnie Światowej i upadku Austro-Węgier w środowiskach ślązakowskich liczono przede wszystkim na utworzenie z ziem leżących w ich dawnych granicach niepodległego państwa, „Republiki Wschodni Śląsk-Cieszyn”, które miało połączyć się z częścią Górnego Śląska, pozostającego w granicach dawnej II Rzeszy. Plany te mieli popierać Austriacy, a częściowo także Anglicy – nie chcieli bowiem nadmiernie wzmacniać niepodległej Polski. Na Górnym Śląsku od końca 1918 w sposób zorganizowany działali lokalni ślązakowcy (określani jako „wolnokrajowcy”/”freistaterzy”), czyli Komitet na rzecz Ustanowienia Górnośląskiego Wolnego Państwa w Katowicach, a następnie Związek Górnoślązaków (ZG), którego organem prasowym był tygodnik „Bund-Związek”. Środowiska te na terenie II Rzeszy były w jakimś stopniu aktywne już w początkach XX wieku, licząc na uzyskanie autonomii. Mocno krytykował je wówczas Wojciech Korfanty, uznając je za niebezpieczne i podkreślając , że „Ci, którzy zdrowy ruch polski chcą ująć w ciasne ramki odrębności górnośląskiej” zdradzają „historyczną niewiedzę”, zaś śląskość traktują „instrumentalnie”. Zwracał również uwagę, że chętniej identyfikowali się oni wówczas z Niemcami niż z polskością, „z którą – jako Górnoślązacy – nie mają historycznego rozwoju w państwie polskim”. W okresie około plebiscytowym powstały również mniejsze organizacje, jak Polski Związek Górnoślązaków Autonomistów, które miały powiązania z niemieckim wywiadem.
Działacze na rzecz „niepodległego Śląska”, szczególnie ze środowiska ŚPL, prowadzili w tym kierunku agitację w trakcie konferencji wersalskiej. Nie spotkali się jednak z większym zainteresowaniem, ani tym bardziej zrozumieniem. Próbowano również, w porozumieniu z politykami czechosłowackimi (obiecującymi, podobnie jak Niemcy, utworzenie w swych granicach autonomii śląskiej, „grając” przy tym na osłabienie Polski), doprowadzić do uwzględnienia opcji niepodległościowej w planowanym plebiscycie. Po 1920 roku i podziale Śląska Cieszyńskiego działalność ruchu zaczęła dość szybko zamierać. Strona czechosłowacka nie utworzyła żadnej autonomii, nie doszedł do skutku nawet planowany plebiscyt. Na terenie Czechosłowacji ruch podzielił się na trzy frakcje: pro czeską, pro niemiecką oraz pro polską, przy czym ich popularność wyraźnie zmalała.
Z kolei na Górnym Śląsku, po plebiscycie i III powstaniu śląskim, działania ZG zamarły po tym, jak ich główni sponsorzy, czyli niemieccy przemysłowcy, zrezygnowali z udzielania im dalszego wsparcia. Cały ruch, według jego działaczy posiadający jeszcze w 1920 roku masowe poparcie, dosłownie rozpłynął się z dnia na dzień. Mało osób wie jednak o tzw. plebiscycie niemieckim z 3 września 1922 roku, w którym to mieszkańcy niemieckiej części Górnego Śląska mogli opowiedzieć się za autonomią w ramach tego państwa. Warto jednak przypomnieć, że została im ona obiecana przez władze jeszcze w 1919 roku, jednak ostatecznie przyjęto inne rozwiązanie (warto zaznaczyć – zupełnie inaczej, niż w Polsce). W trakcie kampanii przedreferendalnej, Związek Górnoślązaków występował… przeciwko autonomii; mało tego, z hasłem: „Kto za autonomią – ten Polak”. Ponieważ owych „pro-autonomicznych Polaków” było jedynie niespełna 9% (przy niespełna 80% frekwencji), sprawa została definitywnie pogrzebana.
Ponieważ w II RP działalność wspomnianych organizacji była zakazana, chętnie przywołuje się relacje mające świadczyć o powszechnym prześladowaniu ich przez władze polskie. „Terror” miał być tak wielki, że rodzice w obawie przed denuncjacją mieli ukrywać swe poglądy przed dziećmi, które mogły ich nieopatrznie „zdekonspirować”. W ten dość osobliwy sposób niekiedy tłumaczy się szybki spadek popularności i niewielką liczbę sympatyków po okresie początku lat 20. XX wieku… aż po lata 90-te (sic!).
W grudniu 1939 roku Niemcy przeprowadzili spis powszechny, w wyniku którego na obszarze Śląska Cieszyńskiego 157 tys. osób zadeklarowało się jako „Slonzaken Volk”, zaś 184 tys. jako posługujących się głównie „Slonzakisch”. Zgoda na jej uwzględnienie w spisie, w przeciwieństwie do „odwiecznie niemieckiego Górnego Śląska”, wynikała z chęci maksymalnego osłabienia Polaków na tym obszarze (podobnie jak np. w przypadku Goralen Volk). W działania te aktywnie włączył się także jeden z najsłynniejszych działaczy ślązakowskich, Józef Kożdoń (inny działacz i współzałożyciel Związku Górnoślązaków, Ewald Latacz, zapisał się do NSDAP już kilka miesięcy po powstaniu tej partii).
Wbrew pojawiającym się obecnie głosom, ruchy ślązakowskie nigdy nie miały masowego charakteru, posiadając jednak dość rozbudowane, czy raczej rozdrobnione struktury terenowe. Przed I Wojną Światową, Śląski Związek Ludowy/Związek Ślązaków liczył 800 członków w 27 miejscowościach (najwięcej, 188, w Cieszynie). Na początku lat 20. XX wieku, na terenie Czechosłowacji liczyły one nie więcej niż 50 tys. osób. Na tle tych danych dość osobliwie przedstawia się informacja dotycząca Związku Górnoślązaków, który w szczytowym okresie działalności miał liczyć około pół miliona (sic!) członków. Ta popularna wśród ślązakowców teza, propagowana m.in. przez Dariusza Jerczyńskiego, nie opiera się na żadnych mocnych danych źródłowych, a jedynie na generalnych szacunkach liderów Związku…
Warto wspomnieć, że chwilowo pomysły „wolnokrajowe” odżyły także po zakończeniu II Wojny Światowej. Wówczas za utworzeniem ze Śląska „wschodnioeuropejskiej Szwajcarii” opowiadał się szczególnie dawny działacz, ks. Ulitzka, jednak faktycznie były to jedynie pojedyncze głosy.
Generalnie, po burzliwym okresie początków XX wieku, ruch ślązakowski w zasadzie zamarł. Ze względu na niedoceniane przez jego działaczy ogólne nastawienie ludności i jej identyfikację z Polską lub Niemcami (czy czasem Czechami, jak na Śląsku Cieszyńskim), próby stworzenia nowego narodu śląskiego okazały się efemeryczne. Nie było bowiem żadnych silnych podstaw, czy też elementów zakorzenionych w świadomości ludności śląskiej, do których w tak szczególnym czasie, gdy ważyły się losy Górnego Śląska, można było się odwołać i „obudzić” w ludziach świadomość narodową. Po części znajduje to potwierdzenie w jego niskiej popularności na początku lat 90. Dopiero w ciągu ostatnich kilkunastu, a przede wszystkim kilku lat, dokonuje się w tym względzie zmiana. Geneza tego zjawiska ma różnorakie podłoże, jednak pewne cechy wspólne z pierwszymi organizacjami w ramach ruchu ślązakowskiego są tu wyraźnie widoczne. Do najistotniejszych należy bez wątpienia założenie leżące u samej podstawy ideowej, polegające na konieczności przeciwstawienia polskości pojęciu „śląskości” rozumianej na sposób ślązakowski. Jego rozwój musi odbywać się przede wszystkim kosztem Polaków. Równolegle, towarzyszą temu działania zmierzające do zawłaszczenia pojęcia „Ślązak” i nadania mu powszechnego znaczenia „ślązakowskiego”, gdzie staje się ono określeniem odrębnej narodowości (już w początkach XX wieku intencje te trafnie rozpoznał Wojciech Korfanty).
Jednocześnie, postawa ta rodzi sympatie w osobach, które z różnych względów nastawione są krytycznie do państwa Polskiego. Tutaj widoczny jest wpływ wspomnianych wcześniej dążeń integrystycznych, zorientowanych na Niemców, co powoduje przeorientowanie osób, które w innych okolicznościach najpewniej określiłyby własną tożsamość jako niemiecką. Do pewnego stopnia znajduje to odzwierciedlenie, a także potwierdzenie, w wyraźnie malejącej liczbie osób mniejszości niemieckiej przy jednoczesnym wzroście poparcia dla idei „śląskich autonomistów”, czego nie można w całości tłumaczyć przyczynami demograficznymi. Na początku lat 90. XX wieku w Polsce mniejszość ta była jeszcze względnie liczna (ok. 350-400 tysięcy osób), przy czym na obszarze województwa opolskiego jej wyraźna obecność w zasadzie utrzymała się, zaś w województwie śląskim liczebnie zaczęło jej dość szybko ubywać. Równolegle z tym ostatnim popularność zyskiwały z kolei środowiska ślązakowskie. Ponadto, podobnie jak w przeszłości, próbuje się stworzyć „nową śląską tożsamość” w oparciu o sztuczną i odgórną integrację elementów polskich i niemieckich, a także czeskich.
Od lat 90. XX wieku widoczna jest jeszcze jedna tendencja, mianowicie wyraźny wzrost popularności idei autonomistycznych wśród osób, które określają swój światopogląd jako liberalny, względnie libertariański, czy nawet konserwatywno-liberalny, i nastawione są sceptycznie do państwa jako takiego. Jednak wbrew oficjalnym głosom, fascynacja autonomią ma tu zdecydowanie więcej wspólnego z ideami ślązakowców z początku XX wieku niż z korfantowską ideą autonomicznego województwa śląskiego w ramach II RP. Powoduje to jednak przypływ osób, którym bliskie są idee autonomistyczne (szczególnie z punktu widzenia gospodarczego) czy akcentujące samorządność, zaś kwestie tożsamościowe schodzą u nich na dalszy plan. Z tego względu, obecny ruch ślązakowski nie tworzy żadnego monolitu, a czasem sympatyzują z nim osoby, które trudno podejrzewać o złą wolę.
Kiedyś w jednym ze swych artykułów Wojciech Kempa, historyk z Siemianowic Śląskich, napisał: „[…] umiłowanie do Polski w wielu śląskich rodzinach przekazywane jest z pokolenia na pokolenie. Ale takoż w wielu śląskich rodzinach z pokolenia na pokolenie przekazywana jest niechęć do wszystkiego co polskie… Nie istnieje więc jedna, wspólna dla wszystkich, śląska tożsamość, choć nie brakuje uzurpatorów, którzy pragnęli w przeszłości i pragną dziś wypowiadać się w imieniu wszystkich”. Słowa te można odnieść również to tytułowego zagadnienia. Jak widać, kwestia „ślązakowskości”, ale przede wszystkim śląskości, jest zagadnieniem złożonym. Być może w sposób uproszczony sytuację tę oddaje stwierdzenie: „każdy ślązakowiec jest Ślązakiem, ale nie każdy Ślązak jest ślązakowcem”. Dla ścisłości należy jednak dodać, że po pierwsze- ślązakowcom zależy na tym, by pojęciowo zrównać Ślązaka i ślązakowca, a po drugie, że tak naprawdę „nie każdy Ślązak jest ślązakowcem, gdyż tylko nieliczni Ślązacy są ślązakowcami”.
Marek Trojan
Wielki szacunek dla Autora za naświetlenie tematu. Bardzo dobry przyczynek do dyskusji o tym co się dzieje na Śląsku. Bo to co tam się dzieje, jest dla nas ważniejsze od zamieszania na Ukrainie.
Lipinski: 07.06.2014 15:13
Pełna zgoda Panie Jarosalus, ale używając tylu wulgaryzmów nie daje Pan nam wyboru. Musimy kasować. Czy aby na pewno ? na tym portalu nadal tkwi znacznie więcej wulgaryzmów niż ten który raczył Pan usunąć .
Pełna zgoda Panie Jarosalus, ale używając tylu wulgaryzmów nie daje Pan nam wyboru. Musimy kasować.
Tu warto wspomniec, iz sa ludzie w Niemczech i w Polsce, ktorzy systematycznie propaguja slaski separatyzm, tj. autonomie poza skladem panstwa polskiego. Czynia to m.in. przez wysylke biuletynow przez email. Charakterystyczna cecha ich propagandy jest negatywne przedstawianie Polski i pozytywne przedstawianie Niemiec i ich historii. Np. w email w rocznice wkroczenia Wehrmachtu do Katowic byly akcenty tryumfu.
Bardzo niepokojąca sprawa – przyszły rząd narodowy musi się tym zająć poważnie!
Ciekawy portal. Ale widzę,że tematy obejmują nie tylko Kresy.