Rzeczpospolita Czterech Narodów

Proponuję zatem coś na kształt Rzeczpospolitej Ducha. By ludzie mogli swobodnie ze sobą się spotykać, rozmawiać, współpracować i działać. By możliwość przyjazdu do Polski czy wjazdu do krajów wschodnich nie zależała od aktualnego humoru dyktatora lub celników na przejściu granicznym.

„Przypadki chodzą po ludziach” – mawia stare przysłowie. W kategoriach takiego właśnie przypadku odbieram to, że kilka lat temu trafiła do moich rąk niewielka książeczka, ale pod jakże zaciekawiającym tytułem: „Rzeczpospolita Czterech Narodów”. Jej autorem jest Jarosław Tadeusz Leszczyński, etnograf z wykształcenia, pracuje w Muzeum Wsi Kieleckiej na stanowisku kustosza, był również założycielem i pierwszym prezesem Towarzystwa Przyjaciół Stopnicy. Prócz tego jest miłośnikiem Kresów i to z tego właśnie zamiłowania zrodziła się książeczka, w której, jak pisze we wstępie, postanowił zawrzeć „nie tylko historię związku tych ziem z Polską, ale też wizję przyszłego ułożenia z nimi stosunków”. Rzecz jasna chodzi tu o narody posiadające obecnie własną państwowość na terenach dawnej Rzeczypospolitej: Litwinów, Białorusinów i Ukraińców.

W siedmiu rozdziałach Autor opisuje chronologicznie: okres powstania Rzeczypospolitej, wpływy i zależności kulturowe pomiędzy poszczególnymi częściami wielonarodowego i wielokulturowego państwa, unie mające na celu konsolidowanie narodów oraz rozpad tych więzi w ostatnich wiekach. W rozdziale VII „Polska a Kresy Wschodnie” przedstawia zasady funkcjonowania federacyjnego tworu pod nazwą Rzeczpospolita Czterech Narodów. Na szczególne podkreślenie zasługuje tutaj bardzo demokratyczne podejście, bez żadnych intencji rewizjonistycznych czy hegemonii któregokolwiek z czterech narodów (być może z tego właśnie wynika słabość całej koncepcji). Na koniec, w aneksie umieszcza wiadomości o Matce Boskiej Stopnickiej – patronce pojednania i zjednoczenia narodów Polski, Litwy, Białorusi i Ukrainy oraz Nowennę do Niej.

W opisie Autor stara się akcentować te wydarzenia i wspólne osiągnięcia, które cementowały i zbliżały na przestrzeni dziejów do siebie wspomniane cztery narody, czyli liczne unie, wspólne sukcesy militarne (jak bitwa pod Grunwaldem), koneksje rodzinne królów, magnaterii i szlachty oraz wspólną spuściznę religijną (choćby obraz Matki Boskiej Częstochowskiej, pochodzący z ruskiego Bełza). Nie unika jednak i kwestii trudnych, np. problemu UPA i jej roli w unicestwieniu Polaków na Kresach południowo-wschodnich. Ale i tutaj stara się akcentować „sprawy wspólne” – choćby takie jak współpraca UPA i WiN w latach 1945-1946, której efektem było rozbicie więzienia NKWD i UB w Hrubieszowie.

Po przeczytaniu, z wypiekami na twarzy i w wielkim zachwycie nad ideą prezentowaną przez Autora, przyszedł jednak czas refleksji i pytań. Zauważa się w tekście pewne uogólnienia, a czasem nieścisłości. Nie jest dla mnie zrozumiała zależność między tym, że gdyby Polska międzywojenna posiadała Kamieniec Podolski i Mińsk, to być może wówczas Sowieci w 1945 r. zatrzymaliby sobie tereny nieco bardziej na wschód niż to jest obecnie. Szczerze wątpię, by mieli oni w tej kwestii jakiekolwiek obiekcje i sugerowali się przedwojenną „siłą” Polski. Dowód tego mam ok. 40 km od mojej chałupy, kiedy w 1951 r. Sowieci „odcięli” znaczny kawał południowo-wschodniej Zamojszczyny, bo odnalazła się przedwojenna jeszcze dokumentacja geologiczna, mówiąca, iż jest tam węgiel. Jak wiemy, sprawę załatwiono jeszcze z wielką pompą i „korzyścią” dla Polski – dostaliśmy wszak w zamian „roponośne” tereny w Bieszczadach. W latach 50. były też zamiary odcięcia Chełmszczyny, bo pochodziła stamtąd żona Chruszczowa. Nie wiem też, skąd wziął Autor liczbę pół miliona zamordowanych przez OUN-UPA Polaków na terenie Wołynia, Podola i Małopolski Wschodniej – porównując z ustaleniami historyków, liczba ta jest znacznie przesadzona. Dość przesadzone też wydaje mi się tłumaczenie Karą Bożą owych rzezi na Kresach, dokonanych przez nacjonalistów ukraińskich, która to kara miałaby spotkać Polaków za burzenie cerkwi na Chełmszczyźnie. Nie negując politycznej głupoty, jaką było niszczenie świątyń, tłumaczenie tym późniejszej rzezi na Wołyniu jest bardzo „naciągane”.

Nie da się ukryć – sam Autor zresztą też to zaznacza – że idea Rzeczypospolitej Czterech Narodów bliska jest koncepcji państw federacyjnych, stanowiących „bufor” oddzielający międzywojenną Rzeczypospolitą od Rosji Sowieckiej. Autorem tej koncepcji był Józef Piłsudski. Jednak należy zauważyć, że w zupełnie innych warunkach geopolitycznych, społecznych i ekonomicznych rodziła się ówczesna koncepcja, a inaczej jest dziś. Od czasów i pomysłów Piłsudskiego dzieli nas wiele niepotrzebnie przelanej bratniej krwi oraz kilkadziesiąt lat „prania umysłów” przez „bratni” sowiecki naród. Dziś mamy dyktaturę na Białorusi, która jak widać, całkiem dzielnie się trzyma, przecież nie sama z siebie. Na Ukrainie zaś również sytuacja jest niepewna i bardzo zróżnicowania, trudno tam znaleźć silna opcje polityczną, z którą można by współpracować. Rozsądni i myślący ludzie, są na Ukrainie (tak jak i u nas) w mniejszości i mają znikomy wpływ na rzeczywistość. Poza tym, na wschodniej Ukrainie wciąż żywy jest sentyment do Rosji, i słaba wydaje się tam pamięć historycznych krzywd (np. wielkiego głodu, który jak się szacuje pochłonął nawet 3,5 mln ludzi), nadal stoją pomniki Lenina, Dzierżyńskiego czy nawet Stalina i zdaje się, że nikomu to specjalnie nie przeszkadza. Litwini, w ostatnim czasie zdają się w ogóle nie radzić sobie z „problemem polskim”, lub raczej radzą sobie po swojemu, na pewno nie w duchu Rzeczpospolitej Czterech Narodów. Poza tym powstaje pytanie, komu z „wielkich tego świata” mogłoby zależeć na Rzeczypospolitej Czterech Narodów, czyli bardzo silnym „państwie” w centrum Europy. Chyba jedynie USA, bo inne potęgi, np. Rosja i Niemcy, doskonale radzą sobie bez nas (vide rurociąg po dnie Bałtyku). I naiwnością byłoby sadzić, że będą stać z założonymi rękami.

Między innymi z tych właśnie powodów wydaje mi się, że jest to póki co li tylko „cudowna utopia”. Jako zwolennik zgodnego współżycia między sąsiadami, podpisuję się obiema rękami pod ideą przedstawioną przez Autora – jednak nie wierzę w jej szybką (oraz w formie, jaką Autor proponuje) realizację. Rzecz jasna, jak mówi Pismo, „u Boga (zatem i Matki Bożej zapewne również) wszystko jest możliwe”. Tu jednak musiałby stać się cud. A tych w ostatnim czasie w samym tylko naszym kraju już chyba wystarczy. Pora na konkrety.

Nie twierdzę, że wizja Rzeczypospolitej Czterech Narodów jest całkiem nierealna. Jednak twory polityczne i państwowe mają to do siebie, że często się rozpadają, łączą, zmieniają położenie i granice, a z tego wszystkiego wynikają tylko kłopoty dla ludzi, którzy chcą po prostu spokojnie i dobrze żyć z sąsiadami. Przed wojną można było do Brześcia przejść po moście na Bugu, po wojnie sytuacja się radykalnie zmieniła, bo wjeżdżało się do Związku Radzieckiego, po wejściu do UE wcale nie jest lepiej, bo trzeba teraz kupować wizy, po które mieszkaniec Lublina musi jeździć do oddalonej o ponad 100 km Białej Podlaskiej. Do Wrocławia, położonego 600 km od Lublina, jadę tyle samo, co do Łucka, położonego 200 km od stolicy Lubelszczyzny.

W ramach wspomnianych wcześniej konkretów proponuję zatem (o czym Autor również wspomina) raczej coś na kształt Rzeczpospolitej Ducha. By ludzie mogli swobodnie ze sobą się spotykać, rozmawiać, współpracować i działać. By możliwość przyjazdu do Polski czy wjazdu do krajów wschodnich nie zależała od aktualnego humoru dyktatora lub celników na przejściu granicznym. A formę czy ustrój polityczny będzie wówczas o wiele łatwiej wypracować.

Krzysztof Wojciechowski

Jarosław Tadeusz Leszczyński, Rzeczpospolita Czterech Narodów, Wydawnictwo GENS Wanda Rogala, Kielce-Piekoszów 2005.

6 odpowiedzi

Zostaw odpowiedź

Chcesz przyłączyć się do dyskusji?
Nie krępuj się!

Leave a Reply