To nie Gazprom zagraża dziś Polsce, ale polski rząd. Gazprom robi tyle, na ile mu pozwalamy.

Stosunków polsko-rosyjskich dotyczących kwestii energetycznych nie można traktować wyłącznie w kategoriach gospodarczych. Istotny jest tu bowiem również kontekst geopolityczny. Gazprom nie jest firmą w klasycznym rozumieniu tego słowa, czyli taką, która ma przynosić jedynie zysk. Mamy tu bowiem do czynienia z firmą państwową. To określa cele, jakie firma ta ma realizować. A jednym z dodatkowych celów Gazpromu jest rozszerzenie strefy wpływów Rosji, czyli egzekwowanie dominacji poprzez środki nacisku energetycznego, co zostało w ubiegłym roku opisane w strategii bezpieczeństwa Federacji Rosyjskiej.

Dziś jednak to nie Gazprom zagraża Polsce, ale polski rząd. Gazprom robi tyle, na ile mu pozwalamy. Obecnie firma rosyjska jest w gorszej sytuacji niż w roku 2006, kiedy ówczesny wiceminister gospodarki Piotr Naimski po negocjacjach w Moskwie wyjechał z umową na rosyjski gaz droższy o 10 procent. To jedna z najgorszych umów, jakie z nimi podpisaliśmy.

W tej chwili pojawia się szansa na maksymalne uniezależnienie się od dostaw rosyjskich. Pojawiła się propozycja z Niemiec, żeby otrzymywać gaz niemiecki z ukraińskiego systemu przesyłowego. Padają też propozycje sprzedaży Polsce gazu płynnego, ale żeby go odbierać musimy wybudować gazoport. W przypadku umowy z Gazpromem chodziło więc o jej podpisanie na trzy lata albo o zwiększenie wydobycia krajowego (co jest pod względem inwestycyjnym możliwe), aby zaspokoić doraźne nasze potrzeby. W przypadku umowy z Rosją cena nie grała roli. Mogła być nawet bardzo wysoka, żeby zadowolić Rosjan dużą ilością gotówki w sytuacji, w której z powodu kryzysu i zaciągniętych gigantycznych długów jej bardzo potrzebują. Tymczasem nasze Ministerstwo Gospodarki zachowało się dziwnie. Zawarło długoterminową umowę argumentując to tym, że gwarantuje ona Polsce stabilizację dostaw.

Polsko-rosyjską umowę może w przyszłości zaskarżyć Komisja Europejska, jeśli dojdzie do wniosku, że łamie ona unijne regulacje o swobodzie przesyłu. A chodzi o to, aby istniał niezależny operator przesyłowy rurociągu, który zapewnia dostęp trzeciej stronie umożliwiając w ten sposób konkurencję. Tu tkwi potencjalny konflikt. Unijny komisarz do spraw energii Guenther Oettinger powiedział, że umowa polsko-rosyjska może być zawarta, ale to nie oznacza, że KE w przyszłości jej nie zakwestionuje.

Odnoszę wrażenie, że ta umowa międzyrządowa jest do zakwestionowania i nie mam pewności, czy strona polska chce ją podtrzymywać, zwłaszcza w świetle wiadomości o złożach gazu łupkowego w Polsce. Cała ta sytuacja pokazuje, jak działa polskie państwo. W negocjacjach uczestniczą nadzorujące spółki gazowe Ministerstwo Skarbu i tworzące politykę gazową Ministerstwo Gospodarki. Z rosyjskiego punktu widzenia to świetna sytuacja, ponieważ pozwala rozmywać odpowiedzialność polityczną strony polskiej, zwłaszcza w momencie, w którym pojawia się niekorzystne rozwiązanie dla Polski.

Trzecim podmiotem w negocjacjach jest Ministerstwo Spraw Zagranicznych. Miało ono swoje zastrzeżenia do umowy, ale z przyczyn politycznych się powstrzymało z ich zgłoszeniem. Radosław Sikorski ubiegał się w trakcie negocjacji o kandydaturę w wyborach prezydenckich, więc prawdopodobnie nie chciał robić awantury.

Tymczasem wiadomości o gazie łupkowym były w Ministerstwie Gospodarki przyjmowane z dużą dozą sceptycyzmu. Mam wrażenie, że w obecnej sytuacji polski rząd prawdopodobnie by się ucieszył gdyby KE zakwestionowała umowę z Rosją.

Jan Filip Staniłko– członek zarządu i ekspert Instytutu Sobieskiego, redaktor dwumiesięcznika “Arcana”

0 odpowiedzi

Zostaw odpowiedź

Chcesz przyłączyć się do dyskusji?
Nie krępuj się!

Leave a Reply