Rosyjski politolog Władimir Abramow z kaliningradzkiego Uniwersytetu im. Kanta odpowiedział na artykuł polskiego filozofa z Uniwersytetu Warszawskiego, Bogdana Dziobkowskiego, który uważa, że inicjatywa polskiego rządu by odrestaurować pomnik bohaterów Armii Czerwonej w Warszawie to wyraz “ignorancji, głupoty lub strachu”.

Artykuł „Niezwyciężona Armia Czerwona” doktora filozofii, pracownika Instytutu Filozofii Uniwersytetu Warszawskiego, Bogdana Dziobkowskiego (artykuł polskiego filozofa, opublikowany w zeszłym tygodniu w gazecie „Rzeczpospolita”, można przeczytać tutaj:[link=http://www.rp.pl/artykul/9157,748964-Dlaczego-pomnik-czterech-spiacych-wciaz-stoi-w-Warszawie.html?p=1]) – sprawia wrażenie, jakby był próbą „docięcia” lewicowym i centrowym oponentom po niedawnym rozgromieniu prawicowców podczas wyborów do sejmu – i rzeczywiście nią jest. Tym razem za pretekst posłużyła decyzja o rekonstrukcji pomnika Armii Czerwonej. Szczerze mówiąc, w ciągu ostatniego ćwierćwiecza przychodziło czytać bardziej zaangażowane teksty, w których autorzy przy pomocy prostych manipulacji wyprowadzali eurointegrację niemalże z oświęcimskich pieców.

Pan Dziobkowski nie zniża się do takich bredni, za co należy mu się podziękowanie. Tak samo, jak za twierdzenie, że nikt nie wątpi w konieczność utrzymywania porządku na wszystkich żołnierskich grobach, czy to radzieckich, czy niemieckich. W rzeczywistości, sądząc po regularnym bezczeszczeniu pomników poległych żołnierzy Armii Czerwonej, nie wszyscy wyborcy Prawa i Sprawiedliwości wykazują się taką tolerancją, ale można to zrzucić na wyskoki pojedynczych zbyt egzaltowanych obywateli.

Podstawową tezą szanownego pana jest przekonanie o tym, że Armii Czerwonej nikt do Polski nie zapraszał, a wyzwolicielem Rzeczypospolitej rzeczona struktura nie mogła być z założenia. Bo na jej czele stał mroczny tyran Stalin, a jej pododdziały brały czynny udział w czystkach polskich obywateli.

Przyznaję – sam często zastanawiam się nad sensem śmierci dwóch milionów moich rodaków na europejskich polach bitwy. Niech by NSDAP prowadziła politykę jednej Europy według własnych wyobrażeń. Pamiętamy, że dla Polaków w tych planach miejsca nie było, ale po co zawracać sobie głowę drobnostkami? Za to na rodzinne zgliszcza wróciłoby znacznie więcej tych, którzy zginęli krok czy pół kroku od zwycięstwa.

Realia wojskowo-polityczne były takie, że na granice Generalnego Gubernatorstwa jako pierwsze wyszły formacje Armii Czerwonej. A żołnierzy nikt nie pytał o to, czy chcą iść wyzwalać Polskę, czy może mają inne plany. Tego typu pytania retoryczne ładnie wyglądają w rozważaniach filozoficznych. Ale to ten przypadek, gdy mądrzeniu się daleko do faktów jak stąd do nieba. Czwartego roku krwawej wojny żołnierze chcą już tylko do domu. Te dążenia podzielają i rekruci, i weterani. Dla przypomnienia: żołnierz Armii Czerwonej ruszał do ataku statystycznie nie więcej, niż trzy razy z rzędu. A tam – albo cię zranią, albo rodzina dostanie telegram o twojej śmierci. Walczących nikt nie pyta o kierunek następnego uderzenia, bo jest jasne, że tylko pełne zwycięstwo jest w stanie uratować świat przed szalonym planem budowniczych „aryjskiego raju”. Przecież nawet w połowie 1944 roku naziści nie przejawiali nawet najmniejszego zamiaru liberalizowania swojego reżimu. Zaczęli jedynie z większą ochotą powoływać w szeregi Wehrmachtu „podludzi” w związku z kolosalnymi stratami na froncie. To właśnie wyjaśnia zadziwiający fakt znalezienia wśród jeńców, wziętych przez wojska sowieckie, 60 tysięcy Polaków. To, nawiasem mówiąc, więcej, niż jeńców włoskich, trzeciego pod względem liczebności sojusznika Rzeszy na Froncie Wschodnim.

Nie ulega wątpliwości, że przy pomocy sowieckich bagnetów nie tylko wyzwalano od nazistów, ale i krzewiono socjalizm w tej wersji, która do tego czasu utrwaliła się w ZSRR. I nie ma sensu oglądać się na drugą stroną, która również umacniała nie abstrakcyjną demokrację, a właśnie ten wariant, który był bliższy rządom zachodnich sojuszników. W wyniku tego wyzwolenie Grecji płynnie przeszło w pełnowymiarową wojnę lewicy z wojskami królewskimi, wspieranymi czynnie przez Brytyjski Korpus Ekspedycyjny.

Fakt, że radzieccy żołnierze bronili nie tylko swojego kraju, ale i reżimu sowieckiego wraz z jego GUŁAGiem, NKWD, kołchozami i innymi nikczemnościami, jest jedną z największych tragedii w historii rosyjskiego narodu. Ale nie przekreśla to ani czynów żołnierzy i oficerów, ani tego, że likwidacja okupacji nazistowskiej była dobrem obiektywnym. Nawet w przypadku, gdy została ona zamieniona na sowieckie porządki. Takie podejście nie pasuje być może do satelitów nazistów – Węgier, Rumunii, Bułgarii i Chorwacji Ustaszów. Ale akurat Polska pod rządami Rzeszy nie miała ani cienia nadziei na autonomię i zachowanie przynależności narodowej. W tej kwestii Hitler i jego otoczenie wypowiadali się otwarcie wiele razy.

Co się zaś tyczy ofiar, poniesionych przez polską ludność z rąk sowieckich żołnierzy, to pan filozof nie ma powodu by powoływać się na rosyjskiego historyka i wspominać jedynie o akcji w Augustowie. Instytut Pamięci Narodowej jeszcze z zeszłym roku podliczył straty Polaków, poniesione w wyniku działań władz radzieckich w latach 1939-1949. Mowa o 330 tysiącach ofiar. To straszna liczba. Ale połowa XX wieku to nie najweselszy okres w historii cywilizacji. Reżim, który zamęczył na Syberii miliony swoich obywateli nie był skłonny do „eksportowania” pacyfizmu. I gdyby na pomniku znalazły się pochwały pod adresem „ojca wszystkich narodów”, nerwowa reakcja pana Bogdana byłaby nie tylko zrozumiała, ale i usprawiedliwiona. Próby usprawiedliwiania stalinizmu oceanem krwi, przelanej przez naszych żołnierzy na wojnie, nie mogą wywoływać innej reakcji, niż wstręt.

Ale na pomniku, który stał się przyczyną polemiki, pochwał pod adresem Stalina nie ma. Dlatego wszystko sprowadza się do niewyszukanej formuły: „Polska nie ma za co dziękować Armii Czerwonej”. Co w zasadzie oznacza lekceważący stosunek również do tych 600 tysięcy jej poległych żołnierzy, grobami których pan filozof proponuje się opiekować. Szkodliwa dla Polski struktura – w tym przypadku Armia Czerwona – nie może składać się ze wspaniałych, lub w gorszym wypadku – normalnych ludzi.

Po raz kolejny wracam do myśli o tym, że, uderzając w pomniki, autor publikacji celuje wyłącznie w swoich dzisiejszych politycznych oponentów. Przecież, oprócz Armii Czerwonej, nie podobają mu się również pomniki Wojska Polskiego. Oczywiście jako utworzonego przez ten sam sowiecki reżim. Byłby fajnie, gdyby Polskę zdołała oswobodzić Armia Krajowa. Ale jej się nie udało. I co teraz, restartować historię i zaczynać tę rundę od nowa? To możliwe tylko w teorii. Lub w takim szczególnym gatunku literackim, jak dość popularna „historia alternatywna”.

W rzeczy samej – zachowanie lub likwidacja pomników to wewnętrzna sprawa konkretnego społeczeństwa. Jeśli Warszawiacy lub stołeczne władze dojdą do wniosku, że w tym miejscu powinno się znaleźć monumentalne podziękowanie dla armii USA za wszystko, co zrobiła, mogła zrobić lub zrobi dla Polski – niech będzie i tak. To nie powód, by w rewanżu likwidować pomniki żołnierzy Wojska Polskiego, którzy swój marsz na Warszawę rozpoczęli na polach pod Smoleńskiem. W końcu nie trzeba na każdą głupotę odpowiadać głupotą. Chociaż pomnik przyjaźni rosyjsko-polskiej w bliskim mi Kaliningradzie ja bym, w kontekście tematu, rozpoczętego przez Bogdana Dziobkowskiego, również proponował zdemontować. Jaka to przyjaźń, gdy wojna z przeszłością u naszych zachodnich sąsiadów jest prowadzona z takim entuzjazmem, że ani końca nie widać.

Władimir Abramow

Uniwersytet Kaliningradzki im. Kanta

źródło: newsbalt.ru

tłumaczenie: Magdalena Superson

11 odpowiedzi

Zostaw odpowiedź

Chcesz przyłączyć się do dyskusji?
Nie krępuj się!

Leave a Reply

      • parnikoza
        parnikoza :

        Oto cala wasza filosofija lepej zeby Polakow wogule nie bulo co Gitlerowcy z latwoscu b zrobili za jakis czas..(zgadajce panie Plan Ost) anez stratic ziemy zachoplonie u Rusow przez Kazimerza..Oto nie denam dogadac. Polacy uz nie raz splatily najweksze cene za swoju bezkompromisowosc…Oddaly bym to to im nie nalezy mogly bym walczyc razem z Ukrainskimi i Bialoruskimi Patriotami…
        Sikorski i Londynska ekipa uwazaly ze Polska bez zachodnej Ukrainy i Bialorusi nie mozliwa..ale jak sie okazuje mozliwa)) po co wtedy ta calosc mieczennictwa….
        Dzieki Bogu uz dosc ludzi jaki to po waszemu boku zrozumialy a z czasem bede wiecej….Mocarstwowosc u was Panie w glowi mocarstwowoct..a nie rowny slowianski narod rzazem z innymi jak probogowali to Cyrylo-Metdiancy, a Polakow jesze wtedy krytikowaly za “od morza do morza”….

        • piotrek93
          piotrek93 :

          Co ty bredzisz? Polska od morza do morza? To chyba tylko Ukraińcy myślą, że Polacy tak myślą 🙂 Ale racja zapomnijmy o 17 września 39 roku. Druga okupacja, tyle że lżejsza, ale to wciąż okupacja. Z Ukraińskimi “patriotami” to chyba byśmy mogli razem walczyć jakbyśmy oddali do macierzy “staroukraiński gród” Kraków tak jak wrócił staroukraiński Lwów 🙂 Bolszewicy nie szli tu nas wyzwolić, no może i “wyzwolić” ale to wyzwolenie planowali już przed II wś.

        • piotrek93
          piotrek93 :

          … z Litewskimi jakbyśmy oddali starolitewską wioskę rybacką Jaćwingów Warszawa, a z Niemcami jakbyśmy oddali niemiecki Gdańsk i Poznań, oczywiście Wrocław również. Z białoruskimi jakbyśmy oddali Suwałki.

          • tutejszy
            tutejszy :

            Już Panu raz zwracałem uwagę na tym forum, że podniecanie się nie jest zdrowe podobnie jak ubliżanie osobom jak mniemam starszym i lepiej wykształconym. Apeluję by nie robić z tego forum szamba, bo pełno tego w sieci.
            Jakiś minimalny poziom dyskusji i słownictwa powinien być zachowany. Inaczej ostanie tylko pusta duma z Kresów i zlew pomyj w sercach i umysłach. Bycie miłośnikiem Kresów chyba do czegoś zobowiązuje, na początek może to być szczypta kultury osobistej.

          • piotrek93
            piotrek93 :

            To niech Pan się czasem zastanowi co pisze “Oto cala wasza filosofija lepej zeby Polakow wogule nie bulo co Gitlerowcy z latwoscu b zrobili za jakis czas..(zgadajce panie Plan Ost) anez stratic ziemy zachoplonie u Rusow przez Kazimerza…”. Dla mnie to też jest zaczepka i obraza, bo ja już drugi raz spotykam się z sytuacją, kiedy Pan chyba szybciej pisze niż myśli. Pierwszy raz kiedy mówił Pan, że jeżeli nam nie pasuje rzucanie książkami, to je sobie mamy wykupić.

          • tutejszy
            tutejszy :

            Swoje stanowisko ludzie kulturalni wyrażają słowami kulturalnymi. „bredzisz” do nich nie należy. Nawet jeśli Pan się nie zgadza z dr Parnikozą to warto byłoby to uargumentować. Czyli np. udowodnić, że Ruś Czerwona nie została przyłączona za czasów Kazimierza Wielkiego.
            W przypadku rzucania książkami nie mniejszy powód do refleksji mają ci co „lecieli z szabelką” odbijać z wrogich rąk paczki z archiwalnymi numerami „Bolszewika” i innych „rarytetów”, tle że prawdziwych rzadkości jak się okazuje tam nie było, a w każdym razie nie ma wystarczających dowodów – choć ja wiem, że są tu i tacy, którzy wiedzą lepiej niż sam dyrektor Ossolineum. Zatem przytoczony przez Pana przykład nie wydaje się najbardziej fortunnym, bo również wpadł Pan w tę przedwczesną histerię.

          • piotrek93
            piotrek93 :

            Ja nie odnosiłem się do słów dr Parnikozy, tylko Pana. Jeżeli chodzi o sprawę książek, to Pan zaczął mówić o tym, żebyśmy wykupili te domniemane książki skoro nam nie pasuje ich zaniedbywanie jeszcze za nim się Pan dowiedział, że były to tylko bolszewickie gazetki.

            Wydaje mi się, że ani taki prosak jak ja, ani Pan nie jest historykiem, więc nie mam ochoty udowadniać, że Ruś Czerwona nie została przyłączona za czasów Kazia 😉

            Pozdrawiam, Piotrek

          • hetmanski
            hetmanski :

            Tak na początek zeby wyjaśnić parweniuszom historię Rusi Czerwonej(należała do Polski zanim ktokolwiek pomyślał żeby nadać tym ziemią nazwę Kresy i nazwac konglomerat narodowości tam zamieszkałych w skutek napływu z państw ościennych ukraińcami Podkreślam że byli to mieszkańcy nie narodowość. ,, Pod względem politycznym od 1240 do 1339 roku większość tego obszaru, w tym Ruś Halicka znajdowała się pod kontrolą chanatu tatarskiego. Następnie w roku 1340 posiadł Ruś Czerwoną Kazimierz III Wielki, prawem spadkobrania i przyłączył do państwa polskiego. Głównymi ośrodkami administracyjnymi były wtedy Lwów, Przemyśl i Halicz. Na krótko do Węgier włączył Ruś Czerwoną król Ludwik Węgierski, którą przywróciła Polsce w 1387 roku królowa Jadwiga.
            W 1412 roku doszło w Lubowli do zawarcia przymierza między Władysławem Jagiełłą i Zygmuntem Luksemburskim, którzy postanowili, że Ruś Halicka i Podole mają pozostać przy Polsce do śmierci obu władców i przez następnych piętnaście lat, licząc od śmierci jednego z nich, a sprawę dalszej przynależności tych ziem postanowiono powierzyć w przyszłości polsko-węgierskiemu sądowi polubownemu. Po unii lubelskiej Ruś Czerwoną zaczęto nazywać Koronną. Panie tutejszy doskonale pan wie że każdy z członków tego forum ma głęboko w ….numery ,,Bolszewika a twierdzenie że nie było tam nic z biblioteki ,, Osssolińskich ” .W przypadku rzucania książkami nie mniejszy powód do refleksji mają ci co „lecieli z szabelką” odbijać z wrogich rąk – (i to jest jedynie prawdziwe pańskie twierdzenie w tej dyskusji )Do wcześniejszych zaczepek odniosę sie w stosownym czasie. paczki z archiwalnymi numerami „Bolszewika” i innych „rarytetów”, tle że prawdziwych rzadkości jak się okazuje tam nie było, a w każdym razie nie ma wystarczających dowodów Wiarygodność oceny jest bardzo wątpliwa bo ukraińcy systematyczne usuwają ślady polskości na Kresach.