Rekordowo niska lojalność armii

Armia sowiecka odegrała wyjątkową rolę w wydarzeniach sierpnia 1991 roku. Próba przewrotu podzieliła wówczas wyższych oficerów: wojskowi byli tak po stronie zwolenników, jak i przeciwników Państwowego Komitetu ds. Stanu Wyjątkowego. W ciągu 20 lat wyobrażenie korpusu oficerskiego o tym, jaką rolę armia powinna spełniać w życiu kraju uległo kardynalnej zmianie: teraz wojskowi nie są gotowi do brania na siebie politycznej odpowiedzialności. Złożyły się na to i niedawne reformy, w wyniku których zaufanie do kierownictwa kraju i gotowość do jego obrony spadły na rekordowo niski poziom – mówi w wywiadzie dla portalu bfm.ru profesor Paweł Bajew z Międzynardowego Instytutu Badań nad Pokojem w Oslo (PRIO)

Jaka jest obecnie rola armii w polityce? Powiedzmy, że zdarzy się coś poważnego, porównywalnego w rozmiarach z puczem sierpniowym 1991 roku i jak wtedy zachowają się wojskowi?

W ZSRR armia miała całkowicie inny profil, czuła się zupełnie inaczej, w szczególności korpus oficerski. Panowało większe przekonanie, że siła militarna to priorytet. ZSRS był w pierwszej kolejności supermocarstwem wojskowym, ta zasada była podstawą całej państwowej mocy i była przekazywana korpusowi oficerskiemu, który bardzo interesował się losem kraju. Stosunek do armii jako instrumentu również był inny.

Przy tym Armia Sowiecka, w szczególności Wojska Lądowe, poddane zostały poważnym traumom, po pierwsze – wojną w Afganistanie. Po drugie – do momentu powstania GKCzP (Państwowego Komitetu ds. Stanu Wyjątkowego – KRESY.PL) oczywisty stał się rozpad Układu Warszawskiego, konieczność ściągnięcia wojsk, odstąpienia z – jak wydawało się wówczas – pierwszej linii obrony.

Te dwie bardzo poważne traumy bardzo poważnie wpłynęły na wyobrażenie korpusu oficerskiego o tym, co dzieje się z krajem. Poczucie, że kraj przegrywa, że zachodzi katastrofa – było bardzo silne. Wydawało się, że działać nie ma już kto: w polityce panowała dezorientacja a kierownictwo straciło pojęcie o tym, jak kontrolować sytuację. Gotowość armii na to, że całą odpowiedzialność trzeba będzie wziąć na siebie – była bardzo wysoka.

Czy teraz u wojskowych zachowało się to dążenie, by zrobić coś, co według ich przekonań będzie dobre dla kraju?

Zasadniczo zmieniło się bardzo wiele, szczególnie samoidentyfikacja armii. W sierpniu 1991 roku dla armii kwestią było nie to, czyreagowaćna jakieś wydarzenia, ale to, jakdziałaćw najbardziej aktywny sposób. Teraz armia nie jest w stanie wziąć na siebie jakiejkolwiek odpowiedzialności. Nie sądzę, że w korpusie oficerskim panują jakieś szczególne nastroje polityczne, że armia ma coś do powiedzenia i zaproponowania.

Armia jest skrajnie zdemoralizowana reformami, które ciągną się od 2008 roku. Oficerowie są znużeni wszelkiego rodzaju czystkami i przetasowaniami. Rozmaite obietnice w programie przezbrojenia tego klimatu nie zmieniają.

Jasne jest i to, że dostatecznej ilości wojsk, żeby podjąć jakieś działania – już nie ma. Wówczas (w 1991 roku – KRESY.PL) pod Moskwą stały dywizje, chodziło o możliwość poruszenia tysięcy ludzi i setek czołgów. Teraz populacja Moskwy się zwiększyła, a liczebność gotowych do walki jednostek drastycznie spadła. Dlatego żadnych realnych możliwości, aby cokolwiek uczynić armia już nie posiada.

Z zewnątrz sytuacja w armii wygląda teraz lepiej niż na początku lat 90. Wydatki na obronę rosną, oficerowie otrzymują mieszkania, całkiem godną pensję i tak dalej. Reformy sprzyjają podniesieniu lojalności armii?

W żadnej mierze. Lojalność w sensie zaufania do rządu i gotowości do jego obrony – proszę na to zwrócić uwagę – jest na rekordowo niskim poziomie. Były okresy, szczególnie po porażce w pierwszej wojnie czeczeńskiej, kiedy poczucie, że armia została opuszczona było bardzo silne. Teraz ma miejsce to samo. Reformy są przeprowadzane z takim lekceważeniem opinii wojskowych, wszelkie przejawy niezadowolenia w korpusie oficerskim są tak tępione, a cała wierchuszka korpusu oficerskiego została tak brutalnie wymieciona na zewnątrz, że jakiejkolwiek lojalności oczekiwać nie można.

„Trajektoria” armii ostatnich dwudziestu lat była bardzo „łamana” i „przerywana”. Pojawiły się poważne traumy związane z porażką w pierwszej wojnie czeczeńskiej. W pierwszym etapie zaszła ogromna transformacja struktury wojskowej związana nie tylko z wyprowadzeniem wojsk ze Wschodniej Europy, ale przede wszystkim z tym, że uległa ona kilkakrotnej redukcji. W 1993 roku armia znów została wezwana na ulice Moskwy i okazała się decydującym czynnikiem w walce między dwoma siłami politycznymi – co również w konsekwencji wyszło jej na szkodę.

Były i lepsze okresy, szczególnie po tym, jak druga wojna czeczeńska skończyła się dla wojskowych, bo zadania które pozostały na Kaukazie Północnym powierzane zostały siłom Ministerstwa Spraw Wewnętrznych i FSB. Wówczas, wliczając wojnę z Gruzją, ogólnie rzecz biorąc armii wiodło się dobrze.

Jak można scharakteryzować aktualne nastroje polityczne w środowisku oficerów?

To rozległe środowisko. Zasadniczo odmienną kategorią są niedawno zwolnieni oficerowie, którzy jeszcze faktycznie nie włączyli się do życia w cywilu i pozostają na takiej pośredniej pozycji. W korpusie oficerskim panuje silne niezadowolenie z Sierdiukowa (ministra obrony Rosji – KRESY.PL) i Ministerstwa Obrony. Putin pozostaje poza nawiasem bo bardzo zręcznie zdystansował się do wszystkich tych bolesnych reform. Jest premierem i jego to nie dotyczy. Jedyne czym się zajmuje to przezbrojenie: jakimiś tam programami związanymi z kompleksem wojskowo-przemysłowym. Żyje sowim osobnym życiem, z armią relacje ma raczej odległe. Oczywiście jakieś pieniądze się tam obracają i zamieszane są jakieś interesy.

Jaki będzie los Anatolija Sierdiukowa po wyborach? Czy zachowa swój ministerialny fotel?

Trudno powiedzieć. Reformy zostały rozpoczęte i rozkręcone w jednych uwarunkowaniach, a zaplanowane w zasadniczo innych. Zaplanowane były w 2007 roku, kiedy się wydawało, że przed nami będzie już wyłącznie żeglowanie po spokojnych wodach. Reformy wystartowały nie tylko zaraz po wojnie z Gruzją, ale i z początkiem bardzo głębokiego kryzysu. Z punktu widzenia normalnej ludzkiej logiki, gorszy moment trudno było wybrać.

Bardzo trudno mi powiedzieć według jakiej logiki to wszystko się rozwija: uwarunkowania ciągle się zmieniają. Jedyny stały element jest taki, że na czele tych procesów stoi Sierdiukow. Według mojego oglądu spraw, sytuacja dojrzała do tego, by ogłosić go kozłem ofiarnym, i to nawet przed tymi wyborami, ściągnąć z oczu, aby zneutralizować falę niezadowolenia.

Od oczątku tego roku w kierownictwie państwa rosyjskiego wybija się odczucie, że po wydarzeniach w Egipcie i Syrii może wyniknąć sytuacja, że armia będzie potrzebna, że ona pozostanie ostatnim oparciem. Ale opierać się na niej nie można właśnie z powodu nagromadzonego niezadowolenia. I Sierdiukow według mnie to figura w pełni dojrzała do tego, by powiesić na nim wszystkie możliwe psy, ogłosić wrogiem narodu, usunąć z pola widzenia i spróbować przywrócić takim sposobem lojalność armii.

Kto i jak będzie grać wojskową kartą w czasie wyborów?

Karta wojskowa nie jest już tą, którą była, ponieważ liczebność armii spadła. Rozgrywać ją jest stosunkowo trudno, dlatego że istnieje duży potencjał niezadowolenia wśród olbrzymiej, nowej kohorty zwolnionych oficerów, na którą wywierać oddziaływanie jest stosunkowo trudno bo jest przeniknięta silnym głosem protestu. Może w jakimś tam regionie głosowanie wojskowych może okazać się poważnym czynnikiem. Nie ma jednak takiej koncentracji wojskowego elektoratu, który mógłby odegrać poważną rolę.

Wiadomo przy tym, że bliższe relacje ze strukturami siłowymi zbudował premier Putin, a według konstytucji armią kieruje głównodowodzący Dmitrij Miedwiediew. Jakie będzie rozwiązane to przeciwieństwo?

Szczególnego przeciwieństwa tutaj nie ma. Putin w wielu sferach, które formalnie nie leżą w jego kompetencjach (szczególnie w to, co dotyczy polityki zewnętrznej) mieszał się bez wahań i nawet z przyjemnością. W sprawy powiązane z reformą wojskową nie mieszał się zaś nigdy. Właściwie potwierdzał tylko konieczność szybkiego przezbrojenia. To znaczy, że żadne szczególne niezadowolenie na niego się nie zwali, czego o prezydencie już powiedzieć się nie da.

Miedwiediew na początku unikał brania na siebie odpowiedzialności wysuwając do przodu Sierdiukowa. Ale nie udało mu się od tego uciec, z czasem przyszło zająć się reformą – przecież prezydent jest głównodowodzącym, na nim leży brzemię ostatecznych decyzji. I w jakimś momencie zaczęło mu się nawet wydawać, że to wszystko nie musi pójść źle. Kilka razy obnosił się z przyjemnością w kurtce z odznaką głównodowodzącego. Ale poza tym, że ściągnął na siebie niezadowolenie wojskowych i żadnej szczególnej korzyści z tego nie wyciągnął.

Myślę, że w tym warunkowym przeciwieństwie, którego możliwe, że tak naprawdę nie ma, Miedwiediew na żadne poparcie korpusu oficerskiego liczyć nie może.

Możliwości dla prawdziwej rywalizacji nie widzę. Na poziomie intryg na pewno pojawiają się jakieś możliwości, ale Dmitrij Anatolewicz jest za słaby, żeby iść na poważną rywalizację. On próbuje ustawić siebie jako atrakcyjną alternatywę. Tu potrzebna jest wola polityczna, determinacja, charakter – a w nim czegoś takiego nie dostrzegam.

Paweł Bajew

Autor jest profesorem w Międzynarodowym Instytucie Badań nad Pokojem w Oslo (PRIO)

(tłumaczenie Tomasz Grabowski)

żródło: bfm.ru/Tomasz Grabowski/Kresy.pl

0 odpowiedzi

Zostaw odpowiedź

Chcesz przyłączyć się do dyskusji?
Nie krępuj się!

Leave a Reply