Ptak, który łączy narody

A gdyby tak Orła, Pogoń i Archanioła Michała zamienić na … bociana. I jego uczynić symbolem nowej Rzeczpospolitej Ducha.

Powiecie Państwo: profanacja!, a w czym ten ptak gorszy jest od poprzednich godeł? Jest piękny, znany i rozpoznawalny, a przy tym nie drapieżny, nie dzierży miecza ni tarczy, ale przecież powszechnie wiadomo, że i bez tego chroni strzechy przed ogniem pioruna, oczyszcza świat z wszelkiego plugastwa, troszczy się o własne pisklęta i gniazdo, do którego wraca i to po pokonaniu nieraz 10-ciu tysięcy kilometrów. A co najważniejsze – przynosi dzieci, zatem nowej Rzeczpospolitej nie zabrakłoby „obywatelów i obrońców”.
A czemu akurat bocian? Ano dlatego, że właśnie w krajach położonych na terenach obejmujących dawną Rzeczpospolitą żyje największa na świecie populacja tego ptaka. Populację bocianów-koroniarzy szacuje się na 52 tys. par, zatem wg oficjalnych danych niemal co czwarty bocian jest Polakiem (podobno tak samo rzecz się ma z klerykami w Europie), „w Litwie”, czyli dawnym WKL-u, a obecnej Białorusi gniazduje ponad 20 tys. par, na Świętej Rusi czyli ziemiach ukrainnych, dalszych ok. 30 tys. par (na Ukrainie powiadają nawet, że sięga ona tak daleko, jak daleko gnieżdżą się bociany). A jeśli do tych ziem dodać jeszcze nieźle „zabocianioną” Żmudź (czyli obecną Litwę) z jej 13 tys. par oraz Kurlandię, Semigalię i Inflanty Polskie, czyli Łotwę, z bez mała 11 tys. par bociana, i Prusy, to istotnie nowa Rzeczpospolita wyrasta na niekwestionowane światowe mocarstwo bocianie – ok. 126 tys. par przy 230 tys. par całej populacji bociana.
I trzeba powiedzieć, że zamieszkiwał te tereny niemal „od zawsze”. Najstarsze kopalne szczątki bociana z naszych terenów pochodzą sprzed ok. 7 tys. lat p.n.e., a lodowiec ustąpił „niewiele wcześniej” bo ok. 11 tys. lat temu. A wiadomo, że nie od razu stworzyły się warunki do bytowania tego ptaka. Na ziemiach dawnej Rzeczpospolitej gniazdował, podobnie jak i we współczesnych państwach na jej terenie położonych, głównie w dolinach rzecznych i w pasie północnym od Pomorza po białoruskie, litewskie i łotewskie pojezierza. Ciekawa jest relacja jednego z napoleońskich oficerów zaskoczonego wielką ilością gniazd na Podlasiu. Polecił on swoim żołnierzom policzyć wszystkie w jednej z wiosek i okazało się, że jest ich znacznie więcej niż domostw. Co wszak i dziś, po 200 latach od tamtego wydarzenia jeszcze się zdarza w tamtych stronach.
Bocian też zawsze cieszył się u Słowian i ludów nadbałtyckich wielkim szacunkiem. Już Norwid pisał, że w tym naszym kraju „winą jest dużą popsować gniazdo na gruszy bocianie, bo wszystkim służą”. „W Zwiastowanie bocian na gnieździe stanie” – mówi ludowe przysłowie, którego używamy do dziś. Warto przytoczyć bardzo ciekawy fragment z opisu wyprawy Bugiem, jaki zostawił nam Zygmunt Gloger, w wydanej w 1903 roku pracy „Dolinami rzek”. Zanotował on: „Droga do Kostomłotów po płaszczyźnie i nizinach wiodła przez Michałków i Żuki, wsie mieszkańców nadbużnych. Jeszcze nigdy w życiu nie zdarzyło mi się nigdzie napotkać takiego mnóstwa bocianów jak tutaj. Ptaki te nie potrzebują tu drzew dla gniazd swoich, ale na wszystkich strzechach stodółek, chlewków, nawet na nizkim dachu piwniczki domowej na warzywo i nabiał, zakładają po kilka siedlisk obok siebie. Uderzała wszędzie pewna, jakby rodzinna poufałość bocianów z chodzącemi razem po podwórkach gęśmi i cielętami. Opieka, jaką tu wieśniak otacza tradycyjnego przyjaciela strzechy swojej, przypomniała mi twierdzenie Długosza w XV-tym wieku, iż w Polsce bociany przepędzają nieraz zimę w mieszkaniach kmieci.
Siedlisko bociana przy domu, zarówno chłopka jak pana, to charakterystyczne znamię naszej słowiańskiej zagrody. Bocian, to prawdziwy przyjaciel domu, powracający corocznie z rozkosznych krain wiecznego lata pod chmurne i chłodne niebo polskie, to symbol przymierza i opieki ludzkiej nad światem przyrody. W pojęciach staropolskich “sprowadzić bociana”, czyli założyć mu starą bronę lub koło wozowe pod gniazdo, na strop strzechy, lub na wiąz czy lipę poblizką, to znaczyło sprowadzić szczęście do domu. Lud mniema, że piorun nie uderza w strzechę, na której gnieżdżą się bociany, że grad nie pada na ich gniazdo, że bocian przeczuwa wojnę i rok głodu. Mazur utrzymuje, że Chrystus jakiegoś obmówcę zamienił w bociana i kazał mu za karę świat boży z plugastwa oczyszczać. Bocian polski, jakby odczuwając przyjazne względem niego pojęcia ludzi, garnie się chętnie do strzech wieśniaczych, a lud zowie go rozmaicie: boćkiem, wojtkiem i wojtusiem. Dzieci wiejskie, upatrując bociany pławiące się kręgiem na wyżynach błękitnego nieba, wołają do nich; “Wojtek w koło! Wojtek w koło!” – tyle Gloger.
Duża liczebność i rozpoznawalność bociana a także łatwość w wyszukiwaniu jego gniazd sprawiła, że stał się bodaj czy nie pierwszym z gatunków, dla którego tę właśnie liczebność i rozmieszczenie próbowano ustalić naukowo. A pierwsze tego typu badania podjęto … na Kresach, bo gdzieżby indziej. Zrobił to ks. prof. Eugeniusz Janota, duchowny, badacz ale i nestor ochrony przyrody na naszych ziemiach. Był profesorem Uniwersytetu Lwowskiego. W 1876 roku za pośrednictwem gazet „Szkoła” i „Gazeta Szkolna” zwrócił się on do wszystkich nauczycieli w Galicji z prośbą o przesyłanie informacji dotyczących bocianów. Na jego apel odpowiedziało 176 pedagogów. Uzyskał wówczas dane o 1919 gniazdach z czego jedynie część (681) znajdowała się na terenie dziś należącym do Polski – reszta, na Kresach. Wyniki te zostały opublikowane w tym samym roku w Przewodniku Naukowym i Literackim, dodatku do Gazety Lwowskiej. Były to badania pionierskie – zamiar policzenia wszystkich gniazd na terenie jednej krainy czy regionu. W tym wypadku chodziło o Galicję. Dopiero 30 lat później powtórzono to w innym regionie – Prusach Wschodnich. Zaś w całej Europie dopiero pół wieku po dokonaniu ks. Janoty spisano po raz pierwszy gniazda bocianów.

Album

Dlaczego jednak piszę o bocianach teraz, w środku zimy? Ano dlatego, że właśnie ukazał się piękny album pt.: „Bocian”. Pachnący drukiem egzemplarz otrzymałem od samego Autor przed tygodniem. Zaś Autorem albumu jest nie byle kto: Ireneusz Kaługa, o którym bez przesady można powiedzieć, że zna się z bocianami od dziecka, kiedy to jednemu z nich ratował życie na podsiedleckiej wsi. (Istnieją uzasadnione podejrzenia, że Irek jest jedynym dzieckiem, które naprawdę bocian przyniósł). W życiu dorosłym już od kilkunastu lat zajmuje się aktywną ochroną tego gatunku. Najpierw w ramach Mazowieckiego Towarzystwa Ochrony Fauny, przemianowanego następnie na Towarzystwo Przyrodnicze „Bocian”, a obecnie – indywidualnie. Dzięki jego staraniom ustawiono wiele nowych platform gniazdowych dla bociana i wiele istniejących gniazd przeniesiono z ich niebezpiecznej lokalizacji wprost na słupie do specjalnego kosza. Bo minęły już bezpowrotnie czasy gdy było „gniazdo na gruszy bocianie”, dziś ponad 60% naszych klekotów gniazduje na słupach energetycznych. I tendencja ta się nasila. Słupy stoją bowiem często wprost „w jadalni” czyli np. na łące czy polu, bocian nie musi lecieć daleko po pokarm, co jest ważne kiedy się ma do wykarmienia nieraz 4 i 5 zgłodniałych dziobów. Konstrukcja umożliwia bezkolizyjny podlot do gniazda z każdej strony. Zatem same plusy. Jednak czy na pewno? Niestety wygoda ma swoją cenę. Słupy stanowią bowiem część trakcji elektrycznej. Bociany mogą zginąć porażone prądem zwłaszcza w deszczową pogodę – i bardzo często giną. Bocian na słupie jest też uciążliwym lokatorem dla energetyków. Ptaki giną również bardzo często na specjalnych urządzeniach elektrycznych. W samym tylko województwie mazowieckim notowano rocznie ponad pól tysiąca takich śmierci. Irek i na to znalazł sposób wymyślając takie umiejscowienie tego urządzenia by ptaki miały do niego utrudniony dostęp. „Patent” sprawdził się doskonale i ratuje życie wielu setkom bocianów rocznie.
Ale album, album. Otóż powstał on trochę mimochodem. Autor od wielu lat przy wszelkich nadarzających się okazjach fotografował te ptaki: „Pstrykałem więc z wielkim przejęciem. Trwało to wszystko do momentu, kiedy kilkoro moich przyjaciół, oglądając diapozytywy w kopertach powiedziało jednocześnie ‘Może byś coś wydał’. Po chwili dodali – może album o bocianie, zdjęć masz już chyba dość. Nie specjalnie wierzyłem, że ze zdjęć, które mam da się coś wybrać. Ostatecznie wspólnie wybraliśmy fotografie, które dziś z niepokojem prezentujemy.”
Niepokój ten wydaje się jednak zupełnie nieuzasadniony. Album bowiem aż kipi bocianim klekotem. Z jego kart patrzą na nas bociany uchwycone w różnych pozach, życiowych sytuacjach a nawet geograficznych miejscach na ziemi. Bardzo oryginalne i piękne są zdjęcia bocianów gromadnie obsiadających deszczownie gdzieś w Izraelu czy Jordanii, setki i tysiące ptaków krążących w ciepłych prądach powietrza – na przelotach, albo żerujących wespół z takimi egzotycznymi gatunkami jak ibis kasztanowaty czy czajka szponiasta. Ale nie mniej ujmujące są i te nasze, swojskie obrazki z Polski czy Białorusi: pełnia bocianich gniazd wieś Żywkowo czy pełne bocianich piskląt (6 sztuk – bardzo rzadki przypadek) gniazdo ze wsi pod Siedlcami. Opisy do poszczególnych części albumu jak i pod każdym niemal zdjęciem nie tylko niosą pewną dawkę wiedzy o tym gatunku, ale poprzez swój zaciekawiający charakter dodatkowo go upiększają.
Warto wspomnieć jeszcze o jednej istotnej rzeczy. Autor skromnie umniejsza swoje zasługi w tworzeniu albumu, pisze: „Wydając album uświadomiłem sobie, że człowiek może coś napisać, ale nie jest w stanie wydać czegoś co ma odpowiedni poziom”. Po czym następuję cała długa lista podziękowań dla osób, które zapewniły ten „odpowiedni poziom”. Nie zapomina o nikim. Opisując przygodę z fotografowaniem gniazda z szóstką młodych pisze: „Zdjęcie wykonałem dzięki państwu Soszyńskim, u których znajduje się gniazdo oraz Marcinowi Stępniowi, który przy pomocy deski podpierał moje plecy bym nie spadł z drabiny.” Piękny to i dobry przykład wdzięczności, ważny i potrzeby zwłaszcza dziś, kiedy wielu nastawionych jest na „jednowładcze błyszczenie”, i kiedy co raz częściej obserwuje się brak tej wdzięczności, nawet w ruchach społecznych.
Prof. Piotr Tryjanowski z Instytutu Zoologii Uniwersytetu Przyrodniczego w Poznaniu, we wstępie pisze tak: „Drogi Czytelniku! Jeśli jednak nadal masz wątpliwości i nie wiesz dlaczego bocian uznawany jest za gatunek charyzmatyczny to przekartkuj kilka stron. Jeśli uważasz, że ma charyzmę – uczyń to samo!.
Album niedowiarkom ukazuje piękno tego jakże polskiego ptaka. Jego studiowanie to doznanie intelektualne i estetyczne. Naprawdę porusza!”.
I ja również gorąco polecam go czytelnikom naszego portalu.

I na koniec jeszcze raz o nowym godle Kresów. Aby nie było, że to tylko pustosłowie dodam, że Irek podjął już pewne działania, które można uznać za realizację tej idei. Swoim bogatym doświadczeniem w dziedzinie ochrony bocianów dzieli się bowiem obficie z kolegami z prawego brzegu Bugu: Ukraińcami i Białorusinami. Współpraca z Ukraińcami trwa już kilka lat. W jej wyniku stanęły nowe platformy dla bociana na Ziemi Lwowskiej i Wołyniu, prowadzone są konkursy dziecięcej twórczości, drukowane materiały. Partnerem po stronie ukraińskiej jest Zachodnioukraińskie Towarzystwo Ornitologiczne, a w nim dwoje aktywnych ornitologów, doc. Andrij Bokotej i dr Natalia Dziubenko – pracownicy Muzeum Przyrodniczego we Lwowie (tak, tak tego samego założonego jeszcze przez Włodzimierza hrabiego Dzieduszyckiego w czasach …. gdy ks. Janota „liczył” galicyjskie bociany – i tutaj bociany zatoczyły potężne, historyczne koło). Niedawno rozpoczęła się też współpraca z Białorusinami, ornitologami i energetykami i zapowiada się równie owocnie. Jej liderem jest znany już czytelnikom naszego portalu Andrej Abramczuk, przewodniczący brzeskiego obwodowego oddziału organizacji ornitologicznej Ochrona Ptaków Ojczyzny. Jednym z ważnych edukacyjnych efektów tej dobrej współpracy jest film pt.: „Bocian. Ptak łączący narody” przygotowany w języku polskim, ukraińskim i białoruskim.
Ale tak naprawdę nie ma bocianów-koroniarzy, bocianów-litwinów, czy bocianów-ukraińców. To są wszystko przedstawiciele jednego gatunku, rozsądniejsi od nas, bo nie znający granic. Pamiętajmy o tym kiedy znów, wiosną, „bocian na gnieździe stanie”, i nie zapominajmy też i o tym, że „winą jest dużą popsować gniazdo na gruszy bocianie”!.

Krzysztof Wojciechowski

Więcej o programie ochrony bociana białego na zachodzie Ukrainy można dowiedzieć się pod tym linkiem:
http://aves.org.ua/pages/Ciconia_ciconia.htm

0 odpowiedzi

Zostaw odpowiedź

Chcesz przyłączyć się do dyskusji?
Nie krępuj się!

Leave a Reply