Porównanie epoki saskiej do Polski Anno Domini 2013 wypada dla nas, czyli Polaków żyjących w XXI wieku, fatalnie.

Epoka saska, to czasy anarchii i upadku. To czasy „egoistycznej szlachty, która nie chciała płacić na wojsko”. Tak ją dzisiaj zdecydowana większość Polaków postrzega. Tymczasem porównanie tamtej epoki do Polski 2013 roku wypada dla nas, czyli Polaków żyjących w XXI wieku, fatalnie. Pomijając wpływ techniki wojennej i innych czynników na jakość wojska [1], zestawię poniżej dwa kluczowe dla obronności kraju elementy:

  • potencjał mobilizacyjny państwa
  • liczebność sił zbrojnych.

Mamy czasy pokoju, więc porównanie dotyczyć musi stanu wojsk Rzeczpospolitej w latach pokoju, a nie wojny. Jako punkt odniesienia przyjmę rok 1750.

Szacunkowa populacja Rzeczpospolitej i jej najgroźniejszych sąsiadów w 1750 roku:

  • Rosja – około 20 mln
  • Cesarstwo Habsburgów – około 18 mln
  • Rzeczpospolita – około 10 mln
  • Prusy – około 6 mln

Populacja Rzeczpospolitej i jej najludniejszych sąsiadów w 2012 roku:

  • Rosja – 142,5 mln
  • Niemcy – 81,3 mln
  • Ukraina – 44,9 mln
  • Polska – 38,4 mln

Jak widać, jeśli chodzi o potencjał mobilizacyjny, nasza obecna sytuacja jest znacząco gorsza niż w 1750 roku. Dzisiaj populacja Polski stanowi jedynie 27% populacji Rosji (w 1750 roku było to 50%), lub też 47% populacji Niemiec (w 1750 roku było to około 166% populacji Prus i 56% populacji Cesarstwa Habsburgów).

Kraj, który ma niższą populację, powinien już w czasie pokoju utrzymywać liczniejszą (w stosunku do liczby swojej ludności) armię, niż kraje bardziej zaludnione. A tymczasem…

Siły zbrojne Rzeczpospolitej w 1750 i 2013 roku

Zanim przejdę do porównania, kilka słów wyjaśnienia. To, co dziś nazywamy żołnierzem, nie jest tym samym, czym było w 1750 roku. Tak dziś, jak i w połowie XVIII w. armia składała się z dwóch komponentów:

  • ludzi przeznaczonych do boju (dzisiaj ten komponent zwany jest żargonowo „kłami”)
  • ludzi zapewniających „kłom” możliwość walki (służby logistyczne itd.; zwie się go dziś „ogonem”)

W 1750 roku do grona żołnierzy zaliczano jedynie to, co dzisiaj nazywa się „kłami”. Zaś „ogon” do niego nie należał. W przeciwieństwie do roku 1750, dzisiaj do grona żołnierzy zalicza się i „kły”, i „ogon”. Porównując armię polską z 1750 roku do obecnej, należy więc porównywać odpowiednie wielkości. Albo same „kły”, albo też łącznie „kły” z „ogonem”.

Wojsko polskie w 2013 roku ma około 100 tys. żołnierzy. Ta liczba, jak zaznaczyłem, to „kły” i „ogon” łącznie. Same „kły” to około 30 tys. żołnierzy [2].

Wojsko państwowe Rzeczpospolitej w 1750 roku liczyło sobie około 24 tys. („kły”), lub też około 90 – 110 tys. („kły” + „ogon”). Innymi słowy, kraj niemal czterokrotnie mniej zaludniony (10 mln ludzi) niż Polska w 2013 roku (38,4 mln ludzi), utrzymywał podobnej wielkości armię państwową! Porównanie to będzie dla naszych czasów jeszcze gorsze, gdy zdamy sobie sprawę, że w połowie XVIII w. armia państwowa była tylko jednym z kilku członów, które w sytuacji zagrożenia mogły stanąć w obronie kraju. Równolegle do niej istniały wojska prywatne oraz Kozacy. Zdaniem Jędrzeja Kitowicza, ich łączna liczba, w czasach głębokiego pokoju, wynosiła około 60 tys. [3]. A liczył on tylko „kły”, pomijając „ogon”.

Rzeczpospolita i Rosja oraz ich siły zbrojne w 1750 i 2013 roku

Skoro dziś utrzymujemy znacznie mniej liczne wojska niż w epoce „anarchii i upadku”, to może choć mamy ku temu podstawy w postaci równie niskich stanów liczebnych wojsk sąsiadów? Niestety nie. Wystarczy jedno tylko porównanie – do Rosji. Pomijając już fakt, że jest to kraj posiadający broń masowego rażenia, której my nie posiadamy, przejdźmy do samej liczby żołnierzy.

W latach 1756-1760, czyli w okresie wojny siedmioletniej, Rosja posiadała armię około 330-tysięczną. Liczba ta obejmuje także wojska nieregularne, czyli między innymi Kozaków. Rzeczpospolita nie zaangażowała się w tę wojnę, więc dysponowała armiami na etacie pokojowym. Mimo to, posiadała wojsko jedynie około czterokrotnie mniej liczne (24 tys. wojsk państwowych + 60 wojsk prywatnych i Kozaków) niż Rosja (330 tys. wojsk regularnych i nieregularnych). Zaznaczę, że w obu przypadkach pomijam „ogony”.

Dzisiaj, w czasach pokojowych, Rosja utrzymuje około milionową armię, czyli dziesięciokrotnie liczniejszą niż armia polska. Posiada przy tym potencjał mobilizacyjny czterokrotnie wyższy niż potencjał Polski.

Ten kto dobrnął do tego miejsce artykułu wnioski wyciągnie sam. Dodam w tym miejscu tylko opinię historyków wojskowości, Jana Wimmer i Tadeusz Nowaka. Podsumowali oni problem aukcji (czyli podniesienia stanu liczebnego) wojska polskiego w XVIII w. następująco:

„Szlachta chętnie gardłowała o potrzebie aukcji, gdy przychodziło wszakże do wyszukania środków na utrzymanie wojska, zwyciężał jej egoizm i obawa przed większymi obciążeniami podatkowymi.”

Co o naszym społeczeństwie i obecnych politykach będą pisać przyszli historycy?

dr Radosław Sikora

_____________________________________

Przypisy:

[1] Czynię tak ponieważ nie dominujemy nad naszymi najgroźniejszymi sąsiadami jakością wyposażenia armii. Więc nie da się tłumaczyć niskich stanów liczebnych dzisiejszej armii polskiej jej wyższą niż u sąsiadów jakością.

[2] Dane za: http://kresy.pl/publicystyka,opinie?zobacz/polska-nie-ma-zdolnosci-obronnych

[3] Jędrzej Kitowicz „Opis obyczajów za panowania Augusta III” http://literat.ug.edu.pl/kitowic/013.htm

18 odpowiedzi

Zostaw odpowiedź

Chcesz przyłączyć się do dyskusji?
Nie krępuj się!

Leave a Reply

  1. qwerty
    qwerty :

    Czy osoba, która pisała ten artykuł uważa się za człowieka poważnego? Sam tytuł mógłby brzmieć co najwyżej “Polska armia jest mniej liczna niż za Sasa”. Co autor tego artykułu chce przedstawić czy udowodnić i jak można porównywać liczebność w pełni zawodowej armii do armii, która składa się głównie z tymczasowo szkolonych obywateli…
    Czy według autora artykułu powinniśmy stworzyć czterokrotnie bardziej liczną armię i utrzymywać ją zamiast budować nowe drogi czy autostrady. Taki tok myślenia ma Kim Dzong Un, ale chyba nikt przy zdrowych zmysłach nie poprze jego polityki. W momencie, gdy Polska jest członkiem NATO naszemu krajowi nie grozi żadne niebezpieczeństwo. Zamiast leczyć swoje chore ambicje proponuje wziąć się za jakieś pożyteczne zajęcie, które pomoże nie tylko Tobie, ale też naszej gospodarce, a więc całej Polsce 🙂

    • radoslaw-sikora
      radoslaw-sikora :

      W normalnych okolicznościach zignorowałbym tego typu komentarz, bo ktoś, kto pisze w ten sposób nie zasługuje na odpowiedź. Tym razem zostałem jednak poproszony o ustosunkowanie się do niej przez Redakcję, co też niniejszym czynię.

      „jak można porównywać liczebność w pełni zawodowej armii do armii, która składa się głównie z tymczasowo szkolonych obywateli…”

      Ignorancja szanowny Panie. Zwykła ignorancja przez Pana przemawia. Armia polska epoki saskiej była armią zawodową.

      „Czy według autora artykułu powinniśmy stworzyć czterokrotnie bardziej liczną armię i utrzymywać ją zamiast budować nowe drogi czy autostrady. Taki tok myślenia ma Kim Dzong Un,”

      Proszę więc sięgnąć do niezależnych ekspertyz, przygotowywanych choćby przez Stratfor:
      http://www.kresy.pl/publicystyka,analizy?zobacz/strategia-dla-polski

      „W momencie, gdy Polska jest członkiem NATO naszemu krajowi nie grozi żadne niebezpieczeństwo.”

      Złudzenie, które dość skutecznie obala choćby zlinkowany powyżej tekst. Przy okazji, proszę się wczytać w traktat sojuszniczy NATO – do czego tak naprawdę obliguje kraje sojusznicze. Klapki Panu spadną z oczu.

      Radosław Sikora

      • qwerty
        qwerty :

        Przepraszam za ton wypowiedzi, nieco mnie poniosło, ale wynikło to z faktu, że nie zgadzam się z żadnymi tezami i argumentami zawartymi w artykule. Cieszę się, że Pan odpowiedział. O porównaniu armii zawodowej do niezawodowej pisałem mając na myśli porównanie z artykułu armii polskiej do rosyjskiej. Jeżeli członkostwo w NATO nie daje nam bezpieczeństwa to nic nam go nie da, bo Polska jest zbyt małym krajem aby przeciwstawić się samodzielnie chęci ataku choćby ze strony Rosji i nigdy nie będziemy dysponować siłami na podobnym poziomie. Proporcjonalna ilość sił nie da nic krajowi, który ma 3-krotnie mniej ludności. Świat się bardzo zmienił w ostatnich dziesięcioleciach i uważam, że nie można w żaden sposób porównywać obecnej sytuacji militarnej państw europejskich nawet do tej sprzed II wojny światowej, nie mówiąc już o bardziej odległych latach. Dziś światem rządzi gospodarka i potęgę kraju mierzy się poziomem życia mieszkańców, a nie wielkością terytorialną. Zamiast spoglądać na Rosję spójrzmy lepiej na Szwajcarię, która nie posiada żadnej armii, a mimo to jest państwem stabilnym i bogatym.

        • mohort1772
          mohort1772 :

          . Zamiast spoglądać na Rosję spójrzmy lepiej na Szwajcarię, która nie posiada żadnej armii, a mimo to jest państwem stabilnym i bogatym.I posiada około 200 000 zmilitaryzowanej ludności łącznie z bronią przetrzymywaną w domu poza tym niech Pan popatrzy na układ geologiczny Szwajcarii.

        • radoslaw-sikora
          radoslaw-sikora :

          „Przepraszam za ton wypowiedzi, nieco mnie poniosło”

          Przyjmuję przeprosiny 🙂
          XXXXX

          „ale wynikło to z faktu, że nie zgadzam się z żadnymi tezami i argumentami zawartymi w artykule.”

          Rozumiem. Dyskutujmy więc (jak kulturalni ludzie :)).
          XXXXX

          „O porównaniu armii zawodowej do niezawodowej pisałem mając na myśli porównanie z artykułu armii polskiej do rosyjskiej.”

          Zaletą armii zawodowej jest jej profesjonalizm. Wadą istnienia tylko takiej armii, jest brak przeszkolonych rezerw. Gdy rzucimy do boju te 30 tys. żołnierzy (nie liczę „ogona”), to zostajemy praktycznie bez możliwości uzupełnienia strat, które niesie ze sobą każda wojna. Rosja ma nie tylko wysokouzawodowioną armię, ale także możliwość jej suplementowania.
          Ponownie odwołam się do artykułu „Polska nie ma zdolności obronnych” http://kresy.pl/publicystyka,opinie?zobacz/polska-nie-ma-zdolnosci-obronnych
          Zacytuję: „Średnia zdolność mobilizacji na wypadek konieczności obrony własnego terytorium w państwach europejskich wynosi średnio 1,66 procent populacji obywateli. W Polsce ten wskaźnik wynosi obecnie jedynie 0,26. Gorsze zdolności mobilizacyjne oprócz nas mają jedynie Czechy i Luksemburg.”
          XXXXX

          „Jeżeli członkostwo w NATO nie daje nam bezpieczeństwa to nic nam go nie da, bo Polska jest zbyt małym krajem aby przeciwstawić się samodzielnie chęci ataku choćby ze strony Rosji i nigdy nie będziemy dysponować siłami na podobnym poziomie.”

          Nie chodzi o to, żeby mieć tak silną armię jak Rosja (takiej, choćby ze względu na brak broni masowego rażenia nigdy mieć nie będziemy), ale o to, aby agresja na nasz kraj nie była atrakcyjna. Czyli o to, że wiązałaby się ona ze zbyt dużymi kosztami agresora. To jest taktyka wskazanej już tu Szwajcarii.
          A co do możliwości małych państw – mamy przykład Izraela. Państwo o kilkukrotnie niższym potencjale demograficznym niż Polska, za to zagrożone ciągłymi konfliktami, nie składa rąk, tylko dba o swoją obronność. Tylko dzięki temu jeszcze istnieje.
          XXXXX

          „Proporcjonalna ilość sił nie da nic krajowi, który ma 3-krotnie mniej ludności. Świat się bardzo zmienił w ostatnich dziesięcioleciach i uważam, że nie można w żaden sposób porównywać obecnej sytuacji militarnej państw europejskich nawet do tej sprzed II wojny światowej, nie mówiąc już o bardziej odległych latach. Dziś światem rządzi gospodarka i potęgę kraju mierzy się poziomem życia mieszkańców, a nie wielkością terytorialną. Zamiast spoglądać na Rosję spójrzmy lepiej na Szwajcarię, która nie posiada żadnej armii, a mimo to jest państwem stabilnym i bogatym.”

          Co do Szwajcarii, to już to skomentowano. Nie będę powtarzał, że jest dokładnie odwrotnie niż Pan tu pisze. A co do reszty tez… Jeśli by się z nimi zgodzić, to należałoby naszą armię w ogóle rozwiązać. Bo i po co nam armia, która nie jest w stanie przeciwstawić się naszym sąsiadom? Strata pieniędzy…
          Oczywiście z takimi tezami się nie zgadzam. Własna armia była, jest i będzie niezbędna.
          A co do gwarancji NATO – są one znacznie słabsze niż nasze przedwojenne sojusze, które przynajmniej obligowały sojuszników do konkretnych działań (rozpoczęcia ofensywy z zachodu w określonym dniu po wybuchu wojny). To, że ich nie wypełniono powinno być dla nas nauką. A to, że traktat sojuszniczy NATO nie określa żadnych konkretnych form pomocy zaatakowanemu krajowi (mówi tylko o obowiązku niesienia pomocy), powinno być dla nas bardzo niepokojące. Jak mi swego czasu tłumaczył jeden z generałów, traktaty te są tylko tyle warte ile wola sojuszników aby zastosować się do ich ducha (bo nie litery). Przykład – jeśli jutro zostaniemy zaatakowani przez któregoś z naszych sąsiadów, to nasi sojusznicy z NATO, wysyłając koce naszemu wojsku, formalnie spełnią swój obowiązek niesienia nam pomocy. A jeśli owe koce nie dotrą na czas, to zawsze będzie się mogło oskarżyć Polskę o nie dość długą obronę na zorganizowanie dla niej pomocy. Niestety świadomość tych faktów jest w naszym społeczeństwie zerowa.
          A tak poza wszystkim, gdy do konfliktu dojdzie między członkami NATO, to jak Pan sądzi, co zrobią inne kraje NATO?

          • qwerty
            qwerty :

            Skoro rozmawiamy o sytuacjach czysto hipotetycznych to idąc ulicą też nie ma Pan gwarancji, że ktoś nie strzeli do Pana w plecy, ale nie sądzę żeby przed każdym wyjściem z mieszkania zakładał Pan kamizelkę kuloodporną.

          • radoslaw-sikora
            radoslaw-sikora :

            Liczba zabójstw dokonanych przy użyciu broni palnej w Polsce w 2011 roku (nie chce mi się szukać danych dla roku 2012 :)) wynosiła… 20. Co przy około 37 mln populacji Polski oznacza, że szansa na to, że zostanę zastrzelony wynosi mniej więcej jak 1 do 2 mln. Nie mam więc o co się martwić.
            Co się tyczy wojen, to nie było jeszcze w historii Polski żadnego stulecia, w którym takowej wojny nasz kraj nie doświadczył. Jest więc o co się martwić, prawda?

          • qwerty
            qwerty :

            W historii NATO żaden z krajów nie został zaatakowany. Nie mamy się więc o co martwić, prawda? Wystarczy żebyśmy utrzymywali armię na poziomie wynikającej z naszych zobowiązań wobec NATO.

          • tyrq
            tyrq :

            Specjalnie się zarejestrowałem aby panu qwerty odpowiedzieć. TAKKK mamy NATO tak samo jak mieliśmy pakt o nieagresji z Rosją i z Niemcami w 39 oraz obiecaną pomoc ze strony Anglii i Francji. Wiesz na kogo najlepiej liczyć ? Na siebie. Każde 100lecie to kilka-kilkanaście najazdów ze strony naszych sąsiadów, z każdej świata strony. Mądre słowa mówią: historia kołem się toczy, kto myśli, że się historia nie lubi się powtarzać powinien przewertować NASZĄ historię i sprawdzić jak tylko byliśmy słabi zaraz nasi sąsiedzi ręce po nasze wyciągali. Chcesz pokoju – gotuj się do wojny. Ale widzę, że qwerty jest zobrazowaniem ponurej przepowiedni Jana Kochanowskiego “Nową przypowieść Polak sobie kupi, Że i przed szkodą, i po szkodzie głupi”. Pozdrawiam.

    • mohort1772
      mohort1772 :

      Panie qwerty: nie jestem zawodowym wojskowym ale nawet Laik widzi że taki tok rozumowania jak Pan prezentuje to czysta powtórka z 1939 r Też mieliśmy gwarancje a skończyło się to że w ich wyniku istniejemy w kadłubkowym Państewku jak bananowa republika.I nawet nie ma się kto upomnieć o należne nam prawa.

  2. blurgh
    blurgh :

    Panie Doktorze – bardzo ciekawy artykuł, jak zwykle z przyjemnością się Pana czyta. Ponieważ Pana opracowania dotyczą głównie zagadnień wojskowych, a ninejsze opracowanie pozwala sobie porównywac wojsko historyczne do współczesnego, chciałbym Pana podpuścic i zapytac, czy miałby Pan ochotę zrobic trochę podobne porównanie – pomiędzy Polską przedrozbiorową a współczesną – ale w kwestiach polityczno/społeczno/gospodarczych ? Lub – jeśli Pan wie o takim opracowaniu – to mała podpowiedz dla człeka pracy wszelkiej ;), gdzie szukac ?