Kaliningrad: Putin tu przegrał

“Putin przegrał wybory, ponieważ ludzie mieszkający tutaj mają większe wymagania. Widzą jak żyje się w sąsiadującej z nimi Polsce i chcą żyć tak samo” – wyjaśnia tę kaliningradzką “anomalię” wyborczą miejscowy dziennikarz.

W odróżnieniu od pokrytej szarym śniegiem Moskwy do Kaliningradu wiosna zawitała już miesiąc temu. Dawny ośrodek centralny Prusów Wschodnich kąpie się w promieniach słońca, które próbują przeniknąć wielkopłytowe ściany budynków mieszkalnych i tandetnych budowli w pseudo-modernistycznym stylu.

Znaczna część zabytków miasta została zniszczona pod koniec II Wojny Światowej. Do postępującego później architektonicznego barbarzyństwa przyczynił się radziecki reżim, który podjął próbę zrównania z ziemią większości zabytków okresu pruskiego, traktując je jako symbol niemieckiej polityki odwetowej i militaryzmu.

Zamek królewski w połowie lat 60. minionego wieku został wysadzony – na jego miejscu można obecnie oglądać sześcian Domu Sowietów, którego budowa zdaje się nigdy nie zostanie zakończona. Katedrę od podobnego losu uchronił przylegający do niej grób filozofa Immanuela Kanta. Ta świątynia, pochodząca z XIV wieku stała opustoszała do końca lat 90., odrestaurowano ją dopiero niedawno.

Żółta kartka dla Putina

Europejski duch oraz ostatni mieszkańcy historycznej zabudowy Kaliningradu ciągle jeszcze są tu obecni. Tak przynajmniej pokazały ostatnie wybory prezydenckie. W stolicy kaliningradzkiej enklawy Władimir Putin otrzymał rekordowo niską ilość głosów – 47%.

„Putin przegrał wybory, ponieważ ludzie mieszkający tutaj mają większe wymagania. Widzą jak żyje się w sąsiadującej z nimi Polsce i chcą żyć tak samo” – wyjaśnia tę anomalię wyborów miejscowy dziennikarz Władimir.

Marzenie, żeby żyć tak, jak za granicą, stało się niejako przyczyną żółtej kartki dla premiera, przedłużającego swoją kadencję. Według Władimira nie należy porównywać sytuacji sąsiadów z Unii Europejskiej z sytuacją Rosji. „Powinniśmy raczej porównywać się do pozostałych regionów Rosji, a nie do Europy” – przekonuje Władimir.

Zdecydowanie nie zgadza się on z twierdzeniem, że obwód jest całkowicie oderwany od Moskwy i że wśród mieszkańców Kaliningradu panują nastroje separatystyczne. „Wielka Rosja jest tuż obok. Wystarczy kilka godzin pociągiem przez Litwę” – macha ręką dziennikarz.

Morskie braterstwo

Władze także nie zapomniały o regionie. Obwód kaliningradzki na pewno nie można nazwać rosyjskojęzyczną wysepką zagubioną na europejskim morzu.

Enklawa ma dla Rosji strategiczne znaczenie. Z bursztynowego wybrzeża można kontrolować całe Morze Bałtyckie. Przewagę rosyjskiego terytorium równoważy Flota Bałtycka, która stacjonuje w obwodzie kaliningradzkim.

Fregata „Jarosław Mądry” stoi nieruchomo w porcie razem z innym statkami. Za kilka godzin powinna wyruszyć w morze w służbowy rejs trwający kilka dni. Zamiast przygotowań na statku panuje jednak cisza. Jedynie marynarz w czarnym płaszczu, w kasku i z karabinem w ręce odbywa na rufie swoją czterogodzinną służbę.

„Flota Bałtycka zapoczątkowała historię rosyjskiej floty morskiej. 300 lat temu założył ją car Piotr Wielki. Flota zaczęła się rozwijać właśnie z tego miejsca” – opowiada z dumą kapitan trzeciej rangi Siergiej Skorniakow.

Jak wyznaje marynarz (około 40-letni), sam pochodzi z Syberii, niemniej jednak o służbie na morzu marzył od dziecka. Do rodzinnych stron wraca już bardzo rzadko. Tylko jeśli chce pokazać swoim dzieciom prawdziwą ruską zimę.

Wystarczy przejechać kilkadziesiąt kilometrów od przystani, w której stoi „Jarosław Mądry”, żeby ujrzeć kamień graniczny z polskim symbolem. Na stosunkach między Moskwą i Warszawą znowu pojawiła się rysa po tym, jak rząd polski ponownie zaczął domagać się umieszczenia na ich terytorium elementów amerykańskiej tarczy antyrakietowej. Na sąsiednią republikę nakierowano z obwodu kaliningradzkiego nowy radar. Rozpoczęto także rozmowy o skierowaniu tu rakiet taktycznych „Iskander”.

„Europejscy sąsiedzi bronią interesów swojego państwa, tak samo jak my. Osobiście nie żywię do nich jakiekolwiek nienawiści. Mój stosunek do Polski jest przyjazny. Tak jak, na przykład, do Niemiec. Z nimi mamy nawet lepsze stosunki niż z krajami bałtyckimi” – wyznaje kapitan trzeciej rangi.

Jak mówi Skorniakow, wszyscy marynarze są solidarni w obliczu jednego – służby na morzu. Dlatego o żadnej wrogości nie może być mowy. Ale, jak zwierzył się nam kapitan, nie żywią specjalnej sympatii dla Anglików. Jak dotąd przecież nie udało się z nimi wygrać w piłkę nożną.

Gryzące opary lepszego życia

Nad poligonem „Chmielówka” unosi się gryzący dym palonych opon. Piechota morska przeprowadza tutaj ćwiczenia lądowania wrogiego desantu. Gruchot haubicy i do kontrofensywy ruszają transportery opancerzone.

Od wojennego pobojowiska ciągnie się gęsty czarny dym. „Ludzie w ciągu tych wszystkich lat przyzwyczaili się”, – krótko komentuje dowódca ćwiczeń, Aleksandr Kozłowski. Mieszkańcy pobliskich miejscowości niewygodne sąsiedztwo komentują po swojemu. Przeorane przez artyleryjski ogień wybrzeże to raj dla poszukiwaczy bursztynów.

Młodzi oficerowie ćwiczeniowe walki z wyimaginowanym przeciwnikiem nagrywają na smartfony. Chwalą się, że teraz, po reformie armii, ich sprawy mają się dużo lepiej. Szczególnie ucieszyła ich dwukrotna podwyżka, którą żołnierze otrzymali przed wyborami od prezydenta Putina.

„Pochodzę z dość zamożnej rodziny. Sam jestem z Moskwy i zgłosiłem się do wojska dobrowolnie.” – opowiada jeden z oficerów. Mówi, że z pieniędzy, który teraz otrzymuje, mógł odłożyć na nową Mazdę. Wkrótce też przeprowadza się wraz z żoną do nowego mieszkania.

„Tak, tak, teraz w wojsku jest lepiej”, – zgadza się jego kolega. Ma około 35 lat, z wykształcenia socjolog. „Rodzice na początku bali się o mnie, teraz są ze mnie dumni. Zwłaszcza kiedy przyjeżdżam do domu w mundurze. Tylko żona byłaby bardziej zadowolona gdyby przenieśli mnie do Petersburga”, – dodaje z uśmiechem młody kapitan.

Jiří Just

źródło: aktualne.cz

tłumaczenie: Maja Maćkowiak

3 odpowiedzi

Zostaw odpowiedź

Chcesz przyłączyć się do dyskusji?
Nie krępuj się!

Leave a Reply