Dlaczego wypuszczone zwierzęta czasem wracają?

W socjalizmie siedzieliśmy jak zwierzęta
w klatkach, w ogrodzie zoologicznym.
Państwo zapewniało nam prąd, wodę, karmiło nas.
To się skończyło, otworzyli klatki i wszyscy uciekli do lasu, teraz radź sobie sam, i zwycięża silniejszy”

– Leonid Kuczma

Świetny dokument Bartosza Konopki “Królik po berlińsku” opowiada niezwykłą historię królików, żyjących w zamkniętej strefie pomiędzy ścianami berlińskiego muru. Na pozór są to najszczęśliwsze króliki na świecie, którym nie zagraża żadne niebezpieczeństwo; wielka łąka, na której żyją, jest wyłącznie dla nich, nie ma tam żadnych wrogów naturalnych, a ponadto jest nieustannie chroniona przez niezliczoną rzeszę strażników. Nic więc dziwnego, że króliki mogły poczuć, iż “zamknięto je tu dla ich dobra” – w końcu zapewniono im podstawowe potrzeby, a w dodatku przez kolejne lata sadzono trawę, do której wszystkie osobniki miały “równy dostęp”. Niestety, wraz z rozwojem opowieści widzowie mogą sobie uświadomić, jak bardzo ten “króliczy raj” był ograniczony i jak wielkiej kontroli podlegał. Ponadto każdy widz, który miał okazję żyć w PRL-u lub w innym państwie o równie “opiekuńczym” systemie, szybko może odczuć niepokojącą empatię względem króliczego losu.

Oczywiście, cała historia opisana w dokumencie kończy się upadkiem muru berlińskiego oraz zyskaniem wolności, która w przypadku królików wiąże się z kosztowaniem całego bogactwa rozmaitych traw, ale również z setkami nowych i nieznanych dotąd niebezpieczeństw. Ta sytuacja sprawia, że tuż pod sam koniec filmu spokojny głos Krystyny Czubówny oznajmia, iż ostatecznie “wiele królików zatęskniło za swoją starą łąką” – zwierzęta poczuły nostalgię za gwarancją dobrobytu oraz bezpieczeństwa, nie przejmując się zbytnio, iż wiąże się to całkowitym zniewoleniem.

Niestety, problem “berlińskich królików” nie stanowi wyłącznie interesującej historii ze świata przyrody, lecz jest raczej niezwykle bystrą metaforą ludzkiej psychiki poddanej zniewoleniu, a w dodatku metaforą bardzo aktualną w obrębie całej Europy Środkowo-Wschodniej, która do dziś odczuwa skutki upadku Związku Radzieckiego. Problem ludzi tu żyjących, co prawda nie jest wyłącznie związany z nostalgią za utraconym systemem, lecz na pewno wiąże się z zupełnym brakiem umiejętności i przystosowania “do życia na wolności”. Dla wielu ludzi wolność okazała się ciężarem, męczy ich, czasem jest nie do zniesienia. Nie chodzi tu wyłącznie o krytykę liberalnych koncepcji życia na własny rachunek czy ograniczania roli państwa w procesie redystrybucji dóbr, idzie tu również o problem tłumaczenia wszelkich degeneracji życia społecznego poprzez nadmierną wolność. Uczniowie pobili nauczyciela, a potem założyli mu kosz na głowę. Tak, to przez tę wolność! Pornografia jest dostępna w każdym kiosku. To również jest ta wolność! Dzieci nie mają autorytetów i nie słuchają już nikogo. No czemu się tu dziwić? W końcu im wolno! Rzecz jasna, jeszcze gorsze nastroje budzą liberalne koncepcje ekonomiczne, które dla wielu ludzi (zwłaszcza starszych) okazały się większym złem niż socjalistyczne zniewolenie – wystarczy zwrócić uwagę jak wielu ludzi do dziś wspomina “wspaniałe” czasy PRL-u, kiedy to praca była dla każdego, a żywność co prawda na kartki, ale za to dla wszystkich. Powagę tego problemu w obrębie całej Europy Środkowo-Wschodniej można sobie najłatwiej uzmysłowić, czytając przytoczone na początku niniejszego artykułu słowa Leonida Kuczmy, który wypowiadając je nie był zwykłym obywatelem, lecz prezydentem państwa, reprezentującym cały naród. Ponadto jego słowa są o tyle ciekawe, że nie tylko wskazują na pewną nostalgię za czasami, gdy państwo dbało o wszystko – włącznie z jedzeniem, prądem i wodą – ale również zawierają interesującą ocenę stanu, który nastał w społeczeństwie po upadku socjalizmu. W kategoriach filozofii politycznej jest to stan do złudzenia przypominający Hobbesowską “wojnę wszystkich przeciwko wszystkim”. Podążając dalej za tym wątkiem można by wręcz przypuszczać, że Leonid Kuczma dostrzega niezwłoczną potrzebę pozbawienia jednostek wolności na rzecz silnego suwerena, który ich z tego stanu wyprowadzi. Niezależnie jednak, jaki jest stosunek byłego prezydenta Ukrainy względem filozofii Tomasza Hobbes’a, to i tak jedno jest pewne – jego zdaniem życie w ustroju ukonstytuowanym na powszechnej wolności jest dla obywateli znacznie cięższe niż zniewolone życie w państwie socjalistycznym. Nie jest więc błędnym mniemanie, iż gdyby zaistniała tylko taka możliwość to Kuczma, a wraz z nim miliony ludzi żyjących na obszarze byłego Związku Radzieckiego i jego satelitów, dobrowolnie wróciłyby do swej “starej klatki”.

Na czym polega istota tego problemu, który można nazwać “nostalgią za klatką”? Przed dokładną odpowiedzią na to pytanie należy jednak rozważyć hipotezę, która może komuś się tu zrazu nasunąć; mianowicie, może nie ma w ogóle sensu pytać o istotę tego problemu, bo polega on wyłącznie na tym, że Polacy, i nie tylko oni, ale wszystkie narody, które walczyły o swą wolność 20 lat temu po prostu nie wiedziały o co walczą? Może te narody walczyły o coś wyidealizowanego, co tylko wydawało im się wspaniałe, a w rzeczywistości okazało się okropne i dlatego też tęsknią za tym co było? Oczywiście, należy uznać te pytania za wyłącznie retoryczne, bowiem wady systemów, w których wszyscy obywatele cieszą się jednakową wolnością są doskonale znane ludzkości od czasów demokracji ateńskiej. W dodatku, można wręcz zaryzykować twierdzenie, że antyczna krytyka wspomnianych systemów jest na tyle dokładna, iż wnikliwy czytelnik VIII księgi “Państwa” Platona, przy odrobinie wyobraźni, mógłby z łatwością przewidzieć przytoczoną sytuację nauczyciela pobitego przez uczniów[1]. Zatem hipotezę zakładającą brak wiedzy należy bezwzględnie odrzucić. W tej sytuacji pozostaje tylko jedno możliwe źródło tej dziwnej nostalgii – ludzka natura. To w niej kryje się przyczyna tego trudnego do pojęcia zagadnienia, które Erich Fromm nazwał “ucieczką od wolności”[2], a ks. Józef Tischner opisywał między innymi w książce pt. “nieszczęsny dar wolności”[3]. Nikt jednak nie ujął istoty tego problemu lepiej niż Fiodor Dostojewski w tzw. poemacie o “Wielkim Inkwizytorze”. Dwaj główni bohaterowie tego utworu to postacie w pełni symboliczne: Jezus Chrystus i Wielki Inkwizytor. Pierwszy symbolizuje idealizm, godność ludzką i wolność, drugi to symbol realizmu, pełnego zniewolenia oraz władzy ziemskiej. Wielki Inkwizytor nie ma żadnych złudzeń – człowiek jest marny i słaby z natury, urodził się co prawda buntownikiem, ale z tego powodu może wyłącznie cierpieć w życiu. Kocha przede wszystkich tych, którzy potrafią zapewnić mu dogodny byt. “Nakarm ich i dopiero żądaj od nich cnoty – oto co napiszą na sztandarze, który podniosą przeciw Tobie i pod którym to znakiem zburzą Twoją świątynię.”[4]– te słynne słowa Inkwizytora, wypowiedziane do Chrystusa i będące zarazem proroctwem rewolucji bolszewickiej, określają jasno kondycję ludzką. Dla ludzi ważniejszy jest chleb niż cnota czy ich godność. Zgodnie z taką antropologią człowiek sam ofiarowuje swoją wolność temu, który może mu zapewnić dostatnie życie. Jednak dostatnie życie wcale nie oznaczy godnego życia, dostatnie to raczej takie, w którym istnieje wyłącznie pewien dostatek dóbr, które są człowiekowi potrzebne. Czasem nawet mogą być to dobra zupełnie podstawowe. Niestety, ten pesymizm antropologiczny został bardzo dobrze zrozumiany i wykorzystany przez komunistów – przez nazistów zresztą też – w XX wieku, a problem “powrotu do klatki” tylko potwierdza jego autentyczność. Zatem kwestię nostalgii za stanem zniewolenia należy dokładnie określić i rozważyć jako tęsknotę za codzienną gwarancją dostatniego bytu, pomimo nieodzownego zniewolenia. Po sprecyzowaniu powyższego problemu można zauważyć, że mimo wszystko jest w nim pewien pozytywny aspekt, otóż wyraźnie widać, iż nie wszyscy obywatele państw postsocjalistycznych tęsknią za starym ustrojem. Zatem, kto dokładnie tęskni? Wydaje się, że przede wszystkim ci, którzy najbardziej przywykli do gwarantowanego bytu przez władzę; ci którzy nie tylko zgodzili się ze słynnym hasłem komunizmu mówiącym, iż to “byt określa świadomość”, ale również pozwolili, by to komunizm gwarantował im ten byt, a tym samym określał ich świadomość. W literaturze przyjęło się nazywać takich ludzi mianem homo sovieticus. Człowieka przynależącego do tego gatunku można opisać krótko używając słów ks. Józefa Tischnera, mówiących iż jest to “zniewolony przez system komunistyczny klient komunizmu – żywił się towarami jakie komunizm mu oferował”[5].

Dlaczego zwierzęta wypuszczone z klatek czasem do nich wracają? Odpowiedź na to pytanie nie wykracza poza morał płynący z “królika po berlińsku” – ponieważ czują nostalgię za gwarancją dobrobytu i bezpieczeństwa. Nie dotyczy to jednak wszystkich zwierząt, w końcu tylko czasem wracają, a w dodatku wyłącznie niektóre. Istnieją bowiem pośród nich takie osobniki, które cenią sobie wolność na tyle, by nigdy już do klatki nie powrócić. Ludzie, czujący się przecież różni od zwierząt, i tak powinni wyciągnąć z tego jasny wniosek: słowa Wielkiego Inkwizytora o ludzkiej naturze są prawdziwe i bardzo trafne, może nawet względem większości ludzi, jednak na pewno nie wszystkich – tyczą się one wyłącznie tych, którzy sami zgodzili się, by to “byt określał ich świadomość”. Każdy kto, zdobędzie się na negację tego twierdzenia i odważy się żyć według przeciwnej zasady mówiącej, że to “świadomość określa byt”, nie tylko nigdy nie da się zniewolić, ale również będzie mógł żyć w pełnym poczuciu godności. Co więcej, wydaję się, a ze słów ks. Józefa Tischnera wręcz wynika, że właśnie o to Polacy walczyli 20 lat temu, by przede wszystkim móc żyć godnie jako w pełni wolni ludzi. Nie można o tym zapominać, zwłaszcza w sytuacjach gdy ktoś decyduję się na krytykę dzisiejszego ustroju i obecnej w nim wolności. To oczywiste, że w każdej demokracji jest mnóstwo wynaturzeń i patologii społecznych, może nawet więcej niż we wszystkich innych systemach, jednak podstawowa różnica polega na tym, że za owe patologie odpowiedzialni są wszyscy obywatele i każdy z osobna. Znika podział na “My” – obywatele – i “Oni” – władza. Zostało wyłącznie zbiorowe “My”, dlatego też odpowiedzialnym za założenie kosza na głowę któregokolwiek nauczyciela, powinien, przynajmniej po części, czuć się każdy obywatel żyjący w tym kraju, który przyzwala na takie a nie inne wychowanie młodzieży. Teraz to od tego “My” wszystko zależy. Może być i tak, że będzie nawet gorzej niż w socjalizmie, lecz to wyłącznie “My” będziemy za to odpowiedzialni, ale może też być dużo lepiej i to również tylko “My” możemy do tego doprowadzić. Polacy i wszystkie narody, które dopiero przystosowują się do życia “na wolności”, muszą dobrze pojąć ten fakt i jak najszybciej nauczyć się, jak żyć odpowiedzialnie oraz dbać o wspólne dobro. W przeciwnym razie, albo nastąpi świadomy powrót do starej klatki, albo jeszcze gorzej, przyjdzie ktoś z zewnątrz, kto będzie doskonale wiedział jak wymusić nowe zniewolenie, co w przypadku Polski zdarzyło się już niejednokrotnie…

Arkadiusz Kudelski– autor projektu “Na drogach i bezdrożach wolności”. Absolwent Wyższej Szkoły Europejskiej im. ks. Józefa Tischnera. Student filozofii na Uniwersytecie Jagiellońskim.



[1]W księdze VIII można przeczytać takie oto słowa, dotyczące osobliwości życia w systemie demokratycznym: “W takim państwie nauczyciel boi się uczniów i zaczyna im pochlebiać, a uczniowie nic sobie nie robią z nauczyciela, a tak samo ze służby, która ich odprowadza do szkoły”, w: Platon, Państwo, tłum. Władysław Witwicki, Wydawnictwo Antyk, Kęty 2003, s. 272.

[2]Patrz E. Fromm, Ucieczka od wolności, tłum. Olga i Andrzej Ziemilscy, Wydawnictwo Czytelnik, Warszawa 2001.

[3]Ks. J. Tischner, Nieszczęsny dar wolności, Wydawnictwo Znak, 1993.

[4]F. Dostojewski, Bracia Karamazow, tłum. Adam Pomorski, Wydawnictwo Znak, Kraków 2007, s. 293.

[5]Ks. J. Tischner., Etyka Solidarności oraz Homo Sovieticus, Wydawnictwo Znak, Kraków 2005, s. 141.

0 odpowiedzi

Zostaw odpowiedź

Chcesz przyłączyć się do dyskusji?
Nie krępuj się!

Leave a Reply