Linia Curzona – takie określenie zyskała niegdyś linia demarkacyjna, będąca dzisiaj wschodnią granicą naszego państwa. Niestety jedynie niewielki procent społeczeństwa dzisiejszej Polski ma świadomość, iż owa linia jest kłamstwem.

Markiz etnograficzny analfabeta

Wspomniana już linia nazwę swą zawdzięcza postaci Georga Nathaniela Curzona, markiza Kendlestonu. Pełnił on funkcję ministra Spraw Zagranicznych Wielkiej Brytanii w latach: 1919-1923. W tym właśnie czasie, a dokładniej 8 XII 1919 roku przyjęto projekt linii demarkacyjnej między Polską, a Rosją sowiecką. Proponowana granica miała biec wzdłuż linii: Bug – Kuźnica – Pińsk. Kilka miesięcy później stwierdził, że Bug stanowi linię określającą zasięg ówczesnych polskich wpływów narodowościowych (1). Ile w tym stwierdzeniu było prawdy można łatwo się przekonać sięgając do źródeł. W dwóch województwach II Rzeczypospolitej, które według lorda Curzona do Polskie przynależeć nie powinny, Polacy stanowili większość. Mowa tu woj. wileńskim, gdzie osób narodowości polskiej było prawie 60% z całości, i woj. nowogródzkim, w którym Polacy stanowili 52.4% (2) Podobnie sytuacja przedstawiała się w województwach, które linia Curzona przecinała niemalże w połowie. W woj. białostockim narodowość polską deklarowało 71,9%, a we lwowskim 57,7% (3). W pozostałych województwach wschodnich, które w myśl uchwały podjętej na konferencji w Spa 8 XII 1919 roku, nie znalazłyby się w granicach Polski, co prawda Polacy nie stanowili ponad połowy mieszkańców, ale byli silną grupą narodowościową. Szczególnie w woj. tarnopolskim (49,3%) oraz stanisławowskim (22.4%)(4).

Warto w tym miejscu podkreślić, że omawiana przeze mnie linia demarkacyjna nie była jedynym tego typu, a zarazem tak nieudanym, projektem markiza Kendlestonu. Wcześniej, w 1905 r., dokonał podziału Bengalu. Wywołało to tak wielkie kontrowersje, że Curzon podał się do dymisji ze stanowiska wicekróla Indii(5).

Podpis za puste słowa

Szczególnie smuci fakt, że pod projektem granicy przecinającej w pół polskie ziemie, podpisał się ówczesny polski premier, Władysław Grabski. Co prawda, zrobił to w obliczu niepowodzeń polskiej armii na froncie, kiedy Polsce szczególnie była potrzebna pomoc państw zachodnich. Jednak nie można nie zadać pytania: czy było warto? Nie dość, że Rzeczypospolita została zmuszona do uznania granicy wschodniej wzdłuż linii Curzona, ale także do przekazania Wilna Litwie kowieńskiej oraz do uznania przyszłych decyzji Rady Najwyższej w sprawie przyszłości Galicji Wschodniej. Co otrzymała w zamian? Jedynie obietnicę poparcia w pertraktacjach z bolszewikami. W wypadku ich niepowodzenia, co też wkrótce nastąpiło, Zachód miał dostarczać polskiej armii broń. W praktyce, jedynie Francja przysłała misję wojskową, pod przewodnictwem gen. Maxima Weygandema.

Na szczęście późniejsze wydarzenia frontowe i odparcie Armii Czerwonej spod Warszawy przekreśliły linię Curzona jako polską granicę wschodnią.

Linia po raz drugi

Drugi raz linia Curzona przecięła polskie ziemie, już faktycznie, po dwudziestu latach od swego powstania. Po klęsce kampanii wrześniowej, gdy Polska pozostawiona bez gwarantowanej wcześniej przez państwa zachodnie pomocy, nie zdołała obronić się przed napaścią III Rzeszy i Związku Sowieckiego. Oba totalitarne państwa podzieliły ziemie polskie między siebie, na dwie części. Linia podziału przebiegała mniej więcej wzdłuż linii Curzona.

I po raz trzeci

Przez cały okres II wojny światowej Polacy walczyli między innymi o to, żeby w skład odbudowanego, po zwycięstwie nad Niemcami, państwa polskiego wchodziły również przedwojenne Kresy Wschodnie. Początkowo alianci gwarantowali nienaruszalność i jednolitość wszystkich ziem II Rzeczypospolitej. Jednak po przystąpieniu ZSRS do koalicji antyhitlerowskiej, Stalin stale naciskał na państwa zachodnie, aby uznały zdobyte na Polsce ziemie, za własność Związku Sowieckiego.

Sowiecki dyktator wstępną akceptację swoich żądań uzyskał na konferencji w Teheranie.

Stanisław Mikołajczyk zdając sobie sprawę z zagrożenie całkowitego zagarnięcia polskich Kresów przez ZSRS, starał się przeforsować tzw. wariant “B” linii Curzona. Pozostawiałby on Lwów w obrębie państwa polskiego. Niestety jego starania spełzły na niczym. Ostatecznie obecną granicę wschodnią Rzeczypospolitej przypieczętowała konferencja jałtańska, kiedy to wielka trójka uznała linię Curzona za podstawę do wytyczenia polskiej granicy wschodniej6.

Albert Kwiatkowski

Przypisy

  1. “Wielka Historia Polski”, tom IX, str. 28, Kraków 2001
  2. Tamże, str.52
  3. Tamże
  4. Tamże
  5. “Słownik najnowszej historii świata”, str. 177, Warszawa 2008
  6. Tamże, str. 178.
4 odpowiedzi

Zostaw odpowiedź

Chcesz przyłączyć się do dyskusji?
Nie krępuj się!

Leave a Reply

  1. barcislaw
    barcislaw :

    Tragedia…mnóstwo błędów, przeinaczeń, zero jakiejś składnej i logicznej wizji całości. Wiem, bo problemowi linii Curzona poświęciłem swoją pracę magisterską. Tego artykułu nawet nie opłaca się poprawiać, należy go usunąć, bo sprzyja on, niestety, dalszemu propagowaniu głupot na ten temat.

    • miro
      miro :

      Panie Bronisławie
      Totalna krytyka, ale na jakiej podstawie
      Proszę podać fakty.Co według pana jest głupotą
      Polacy w wymienionych województwach stanowili większość albo najbardziej liczną część ludności
      Kulturowo,gospodarczo i politycznie, przez wieki te ziemie były częścią polskiego bytu narodowego, a w czasie niewoli powstaniami i krwią pokazujące przynależność narodową
      Dlaczego ,z powodu licznej mniejszości Białoruskiej czy Rusińskiej te tereny miały należeć (zawsze bezwarunkowo) do Białorusi czy Ukrainy, jeżeli te tereny nigdy nie należały do tych państw ,bo zwyczajnie nigdy wcześniej nie istniały -wbrew życzeniowej wizji niektórych historyków
      Nie można do tego zaliczyć także okresu Białoruskiej Republiki Ludowej- ponieważ w wyniku tego aktu nie ukonstytuowało się żadne państwo, z sądami, strukturą administracyjną, wojskiem, policją, szkolnictwem, organami skarbowymi- czy nawet Zachodnioukraińskiej Republiki ludowej która nie przetrwała nawet roku i to mimo wydatnej pomocy państw centralnych
      W Polsce bardzo często propaguje się tylko Ukraiński czy Białoruski punkt widzenia gdzie,Polacy byli obcy na ziemiach czysto białoruskich czy ukraińskich, swym zasięgiem daleko wykraczającymi poza
      rzeczywiste terytoria narodowe i w istocie będącymi roszczeniami szowinistycznymi ,nie uwzględniającym innych narodów

      • barcislaw
        barcislaw :

        Panowie, (miro) bez jakichś komentarzy złośliwych na początek pod moim adresem, bo odniosłem się do artykułu, a nie Autora. To, że poniekąd uderza to także w Niego, to tylko wynik tego, jaki jest powyższy tekst. Ale do meritum. Otóż:

        1) problem dot. narodów zamieszkujących te ziemie, to osobny, jak sądzę, problem, o którym można by dyskutować długo. Ale chyba nie na to tu miejsce, więc ten wątek na razie pomijam. Zobaczę, co z tego wyniknie potem w kolejnych komentarzach.

        2)Kwestia zasadnicza – termin ,,linia Curzona\’\’ jest po prostu nieporozumieniem, które przeszło do historii w takiej formie i zostało później utrwalone przez historyków. Faktycznych twórców tego projektu należy się doszukiwać w osobie brytyjskiego premiera D. Lloyda George\’a i jego najbliższych doradców m.in. Phillipa Kerra. W najnowszych publikacjach (o których wiem) pisze się nawet o linii Kerra.

        3) Projekt tej linii, nazwanej potem l. Curzona to projekt linii rozejmowej wysłanej ze Spa w Belgii 11 lipca 1920 roku do Moskwy do Cziczerina. Curzon, jak mi wiadomo, nie brał udziału w redakcji noty, a został odsunięty właśnie przez premiera. NiE WIADOMO NAWET, czy Curzon podpisał notę, czy tylko została ona wysłana w jego imieniu.

        4) Dosyć długo też przypisywano autorstwo linii niejakiemu Lewisowi Namierowi (pochodzącemu z Polski, wcześniej nazywającego się Lewis Bernstein). Co najmniej kilku polskich znakomitych (!) historyków wyrażało przynajmniej prawdopodobieństwo, że to on był twórcą tej koncepcji. W mojej ocenie był on jedynie wygodnym dostarczycielem informacji i argumentów przeciw Polsce, wykorzystanym przez Anglików. To, że nie darzył on zbytnią sympatią Polski nie ulega, w mojej ocenie wątpliwości, choć on sam powoływał się raczej na patriotyczne obowiązki wobec swojej nowej ojczyzny. To, że odchodził potem z Foreign Office obrażony na delikatnie mówiąc ,,olanie go\’\’, to już inna kwestia.

        5) Linia z 8 XII 1919 roku była projektem komisji Cambona, sformułowanym już wcześniej 17 czerwca tego samego roku wraz z projektami linii A i B, dotyczącymi podziału ziem Galicji Wschodniej. Linia B pozostawiała Lwów i zagłębie naftowe na południe od miasta po stronie polskiej. Brakuje mi w artykule jakiejkolwiek wzmianki na temat linii A, ale można się domyślić, że jak B=Lwów dla Polski, to A=nie. Przy okazji: sformułowano też pogląd, że linia Curzona powinna się właściwie nazywać linią Cambona.

        6) W umowie podpisanej przez Grabskiego 10 lipca nie było mowy o tym, że Polska zrzeka się Galicji Wschodniej. Ta wzmianka znalazła się w noce wysłanej przez Brytyjczyków 11 lipca 1920 r. do Moskwy i Lloyd George był tej zmiany w pełni świadomy, nalegając na jak najdłuższe zachowanie obu umów (a szczególnie drugiej) w tajemnicy jak najdłużej. Co do Grabskiego – uważam, że nie miał innego wyjścia i musiał podpisać umowę. I czy to smutne, czy nie smutne nie ma wielkiego znaczenia…Ważne jest natomiast to, że jak już odbiliśmy się od prawie dna po bitwie warszawskiej to przez całe dwudziestolecie żaden więcej Polski polityk nie musiał i nie uznał słuszności linii Curzona.

        7) Co do II w.św.: otóż właśnie to oszukaństwo Lloyda George\’a doprowadziło do konfuzji później i osłabiało nasze stanowisko odnośnie Lwowa i Galicji Wschodniej. W Teheranie bowiem przy dyskusji nad linią graniczną Brytyjczycy byli przekonani (tak!) że Lwów powinien być przy Polsce, bo tak mówiły ich własne stare dokumenty rodem z 1920 r. Ale za to Sowieci wyciągnęli notę z 11 lipca i było po sprawie. Trochę tam Eden próbował się kłócić, ale Churchill poddał sprawę bez walki.

        8) Jak się zmienia punkt widzenia w zależności od miejsca siedzenia widać wyraźnie właśnie na przykładzie Churchilla: w 1920 r. jeden z większych zwolenników militarnej rozprawy z bolszewikami, a teraz grzecznie się z nimi układa i nie dyskutuje. Zresztą to on, jeszcze nie będąc premierem, jesienią 1939 zwrócił się do odpowiednich organów o wyciągnięcie z lamusa dawnych projektów. No i wyciągnęli linię Curzona, ale bez rozgraniczenia w Galicji Wsch.

        9) Stalin i tak jakby chciał to by zajął te ziemie militarnie w każdej chwili i Zachód by mu nie przeszkodził. Zresztą nie patrząc z naszej perspektywy – USA i Wielka Brytania były mocarstwami światowymi o światowych interesach i los Polski był im obojętny. I tak pozostaje do dzisiaj…

        10) Nie można doszukiwać się podobieństw między linią granicy niemiecko-sowieckiej a linią Curzona. To, że na mapie wyglądały podobnie nic nie znaczy, a takie przyrównywanie sugeruje tylko, że obie linie mają jakiś związek. Wtedy ani Sowietom, ani tym bardziej nazistom, żadna linia Curzona nie była potrzebna i nigdzie nie ma wzmianki o jakichś próbach porównania itp.

        11) Więc nie żaden Curzon, tylko Lloyd George. Ale zasadnicza teza jest taka: w wyobraźni politycznej polityków brytyjskich na dobre zagnieździła się koncepcja, że Rosja jest słusznym właścicielem ziem kresowych. Granice wysunięte na zachód przybliżały ją do Niemiec i stąd było to wygodne narzędzie dla Bryt. bo Niemcy musieli skupiać swoją uwagę na wschodnim sąsiedzie i tym samym ułatwiali politykę Londynu na innych światowych kierunkach. W Europie Wsch. raczej nie mieli czego szukać i nawet ich to nie interesowało.

        12) Stąd: Polska jeśli ma w ogóle być, to ma być mała, żeby nie rozdzielać zbytnio dużych sąsiadów. Jeszcze pod koniec 1916 zastanawiano się nad tym, czy Polska powinna w ogóle powstać w wyniku wojny i odpowiedź wcale nie była dla nas najlepsza. Później w czasie rewolucji i wojny domowej w Rosji ,,biali\’\’ ostro trzymali się integralności swojego terytorium, a siła ich argumentów była wprost proporcjonalna do ich sukcesów na froncie. Stąd nieprzychylne stanowisko wobec Polski na konferencji w Wersalu.

        13) Tak zgadzam się, że przedstawiciele Zachodu byli kompletnymi dyletantami w sprawach wschodnich i nie mieli pojęcia o stosunkach ludnościowych. Ale to nie przeszkadzało im dzielić według własnego uznania, a ludność kresową uważali oni za rosyjską lub też silnie zrusyfikowaną i ciążącą ku temu państwu. I jeszcze tylko w tym temacie: kiedyś Lloydowi George\’owi pomyliła się Galicja Wschodnia z hiszpańską prowincją o takiej samej nazwie…

        Sorry za przydługi komentarz. Pozdrawiam