Chocim

Słownik geograficzny Królestwa Polskiego i innych krajów słowiańskich, t. 1, pod red. F. Sulimirskiego, B. Chlebowskiego, W. Walewskiego, Warszawa 1880, s. 598-600.[s. 598]

Chocim, po tarecku Chutin, po rossyjskn Chotin, miasto pow. i twierdza w Bessarabii, naprzeciw miasteczka Żwańca i dawnej grani­cy polskiej, o trzy milo od Kamieńca podol­skiego, o 1519 w. od Petersburga, o 269 od Kiszyniewa. na prawym brzegu Dniestru, obe­cnie ma 19400 mieszkańców, cztery cerkwie, trzy fabryki świec i fabrykę fajek glinianych. Ma też stacyą poczt, i stacyą telegraficzą mię­dzynarodową. Parafia katol. dek. bessarabskiego w Ch. liczy dusz 2136. Kościół pod wezw. św. Mikołaja bisk. został wzniesiony 1863 r. kosztem parafian. Jestto jedyna pa­rafia katolicka w całym powiecie, który zaj­muje 3502 w. kw. rozl. Chocim należał nie­gdyś do Turcyi i jako twierdza graniczna, ważnem był zawsze stanowiskiem w wojnach Polski przeciw muzułmanom. Turcy umocnili go znakomicie w r. 1718, przy pomocy inżenierów francuzkich; pomimo to, po dwakroć przez Rossyan, w latach 1739 i 1769, a przez Austryaków wr. 1788 zdobyty, Turkom zwrócony został. Na mocy traki atu w Bukareście 1812 roku, wraz z całą Bessarabią, ostatecznie został Rossyi ustąpionym. W środkowej for­tecy znajduje się cytadela: ściany jej na ze­wnątrz ozdobiono są krzyżami z cegły czerwo­nej. W niej znajdowała się cerkiew św. Mi­kołaja, podług podania przez księżnę grecką założona, następnie przez Turków na meczet zamieniona, dziś służy na skład efektów woj­skowych. Sławna tu jest studnia na 33 sążni głęboka i wodociągi z czasów tureckich, do­starczające wody czystej. Chocim zasłynął w dziejach naszych dwoma pamiętnemi zwycięztwami: za Zygmunta III w r. 1621 i w 52 lat za Michała Korybuta w r. 1673. Sułtan Osman, rozgniewany napadami Kozaków, wy­powiedział wojnę Polsce w tej nadziei, że gdy rozgromi przewagą sił swoich chorągwie na­sze, dalszy podbój Europy łatwo mu przyjdzie. Zygmunt III po złożonym sejmie 1620 r. prze­znaczył na wodza mającego się zebrać wojska, sławnego zwycięzcę Szwedów pod Kircholmem, sędziwego Jana Karola Chodkiewicza. Roze­słał król posłów, wzywając monarchów chrześcijańskich

[s. 599]

o pomoc; wszyscy wymówili się różnemi pozorami; papież ówczesny przysłał swoje błogosławieństwo i oświadczył, że jeżeli Polacy zwyciężą, poleci dzień ten święcić w kościele katolickim. Chodkiewicz wezwał w pomoc Lubomirskiego z wojskiem koronnem. Gdy się zebrały szczupłe hufce, ruszono ku Dniestrowi, postanowiono przejść tę rzekę i stanąć pod Chocimem w warownym obozie. Dnia 16 sierpnia po ułożonym moście przeszły wszystkie chorągwie, i zastały miasto Chocim puste, bo wszyscy mieszkańcy, widząc na jak krwawą zanosi się walkę, opuścili je spie­sznie. Dogodne wybrał miejsce Chodkiewicz na swój obóz dla okopów, i dobro na stoczenie bitwy. Z jednej strony otaczały je skaliste Dniestru brzegi z padołami i wzgórkami, z dru­giej krzewiny i lasy, pełne dróg krętych i wą­wozów zatoczystych, zdatnych do zasadzek. Środkiem ciągnęła się równina, sposobna do zwabienia pohańców i starcia się z nimi, nie tak atoli obszerna, aby nieprzyjaciel mógł użyć całej przewagi sił swoich. Tył obozu zasła­niał zamek na wysokiej i przerywanej skale zbudowany, o której krawędzie Dniestr w pół­kole rozbijał swoje fale. Tu stanął Chodkie­wicz z Litwą, przy boku jego były dwie cer­kwie ruskie; bliższą drewnianą zajął Denhoff z piechotą i tu się oszańcował; przy murowa­nej stanął Kochanowski ze swojemi regimen­tami; przedział pomiędzy nimi zapełniała nie­miecka piechota. Plac pozostały ciągnący się ku Dniestrowi zostawiony stanowisku Prusi­nowskiego z Lissowczykami i Zaporożców. Na prawem skrzydle osadził wojska koronne he­tman polny Lubomirski; środek zostawiony dla pułków z królewiczem Władysławem przybyć mających. Po drugim brzegu Dniestru usy­pany wat z przekopem przy moście i osadzony silnie dla utrzymania z Podolem komunikacyi. Wszystkie miejsca na przykopach uzbrojono w gęste czaty i armaty. Chodkiewicz kazał otrąbić prawo wojenne; subordynacya tak ściśle była zachowaną, że gdy jeden z ochotni­ków, rotmistrza wysyłającego go na czatę nie usłuchał, mówiąc, że pola tylko powinien pil­nować, zaraz go ściąć kazano. Przykład ten surowy utrzymał wszystkich w karności i po­słuszeństwie. Wieść o ogromnych siłach tu­reckich nadbiegła do obozu; gdy usłyszał o tern wódz sędziwy, pochwyciwszy rękojeść szabli zawołał: “Ta ich policzy.” Starowolski pisze, że gdy się rycerstwo frasowało, jakoby wojna długo trwać miała, pocieszał ich Chodkiewicz temi słowy: “Nie bójcie się; skońozym ją prę­dzej niż słoninę waszą zjecie.” Osman wyru­szył 10 czerwca ze Stambułu pośpiesznie, wrzący gniewem, za śmiałe napady Kozaków, którzy na czajkach około Białogrodu, gdzie się ściągała ciężka artylerya, rozgromili Turków lub wysiekli. Uderzyli na Stambuł, zburzyli wieżę Jedykułę, a wracając Dunajem aż pod Galacz, srogie zadali Turkom klęski. Sułtan stanął na czele wojska wynoszącego 300,000, oprócz 100,000 Tatarów, z 260 działami polowemi, nie licząc burzących. Cztery słonie dźwigały namioty cesarskie, 10,000 wielbłądów z bagażami i żywnością, przy każdym z nich na siodle była kopia z proporcem, co dawało pozór jeszcze większego wojska. Za­stępy murzynów w turbanach pierwszy raz się ukazały rycerstwu naszemu. Zbliżała się ta ogromna potęga pohańców powoli; z drugiej strony do naszego obozu ściągały posiłki pa­nów i szlachty. Nadciągnęli i oczekiwani ko­zacy, szablą sobie utorowawszy drogę przez gęste zastępy Tatarów, zajęli wyznaczone sta­nowisko, pod wodzą dzielnego Piotra Konaszewicza, zwanego Sahajdacznym. Wojsko pol­skie przeliczone liczyło 30,000 i 30,000 Zaporożców, z któremi Chodkiewicz na 400,000 Turków oczekiwał. Dnia 2 września wielki tuman zapowiadał zbliżanie się Osmana z potę­żną armią, a wkrótce całe pole i wzgórki zabie­lały namiotami, między któremi trzy okazałe świetnie się odznaczały. Cesarski czerwony, w pośrodku taboru nad samym Dniestrem, więcej do pysznego pałacu niż namiotu miał podobieństwo; pełno w nim było sal, pokojów drogiemi kobiercami obitych i wysłanych. Ba­szowie przesadzali się w swoich. Całe to płó­cienne miasto jaśniało utkwionemi po wierz­chołkach gałkami pozłocistemi, albo propor­cami i chorągwiami różnych kolorów; przed namiotem sułtana stały owe cztery słonie, co przydźwigały jego namioty, z zawieszonemi na grzbietach dzwonami, dla dawania znaku do poruszeń wojskom. Zbudowano obok wy­soką wieżę, aby z niej sułtan mógł patrzeć na obroty swoich w czasie harców i bitew, gdy sam w nich nie brał udziału. U straży tego namiotu stanęli w gęstych zastępach najbitniejsi z całego wojska janczary i spahy. Wi­dok tego ogromu zbrojnych mógł zastraszyć każdego, ale nie rycerstwo polskie i mężnego ich wodza. Gorącą przomową zagrzał ich do walki krwawej, w obronie wiary świętej i mi­łej ojczyzny. Na wrzawę pohańców i głośne ich. dzwony, odpowiedzieli wojownicy nasi pie­śnią “Boga rodzica.” Po kilku walkach mor­derczych, 3 września przybył królewicz Wła­dysław, a we trzy dni i jego pułki. Dotknię­ty febrą nie brał żadnego udziału w całej wy­prawie, przykuty do łoża; chociaż później sła­wy niemałej używał za te krwawe prace ry­cerstwa i wodzów Chodkiewicza i Lubomir­skiego. Walka nie ustawała ciągła. Osman po doznawanych klęskach, występował z coraz nowemi zastępami, uderzając na obóz polski, który stał jak mur żelazny, niewzruszony żadnym

[s. 600]

ciosom. Szczegóły tych bitew gorących, bohaterskich poświęceń, osobną księgę stano­wić mogą, dla tego nie możemy ich tu powta­rzać. Dość powiedzieć, źe nieraz w stanow­czej chwili sędziwy Chodkiewicz sam prowa­dził do boju chorągie swoje i zwycięzkim po­gromem rzucał postrach na pohańców. Dumny Osman, poniósłszy wielką klęskę, po gniewie i wściekłości napełniał wspaniały namiot wrzaskliwym płaczem. Chodkiewicz, starością, trudami i chorobą złamany, po ostatni raz zsiadł z konia i zaległ łoże boleści. Schorza­łego bohatera złożono na wóz i przewieziono do zamku chocimskiego; mężne rycerstwo ci­snęło się do niego, zawodząc rzewliwym pła­czem. Tu złożył dnia 23 września buławę z władzą najwyższego hetmaństwa w ręce Lu­bomirskiego i Bogu duszę oddał. Ukrywano śmierć Chodkiewicza jeszcze, gdy Turcy 28 września straszny szturm przypuścili, i walka mordercza od świtu do zachodu słońca trwała, al o odparci z ogromną stratą zostali. Te klę­ski, głód w obozie tureckim i zimno, zmusiły sułtana Osmana do zawarcia pokoju, którego i Polacy życzyli sobie, bo brak amunicyi czuć się. dawał, gdy zostawała jedna tylko beczka prochu. Stanisław Żurawiński, kasztelan bełzki, i Jakób Sobieski, wojewodzie lubelski (oj­ciec króla Jana III), wysadzeni jako komisa­rze Rzeczypospolitej, podpisali warunki pokoju d. 9 października 1621 roku. Główne warun­ki były: przymierze zaczepne i odporne; Ko­zacy powstrzymani od napadu granic tureckich być mają, jak nawzajem Tatarzy, grani­co stele oznaczone zostaną; na hospodarów wołoskich wybierani będą ludzie baczni i spokojni, którzyby z dawnych wieków królowi polskie­mu i Rzeczypospolitej winną oddawali powol­ność; Chocim zwrócony być ma hospodarom wołoskim; pokój wieczny. W tych samych miejscach za panowania Michała Korybuta w r. 1673, marszałek i hetman wielki koronny Jan Sobieski odniósł pamiętne zwycięztwo. Dziewiątego listopada stanął z chorągwiami swemi pod warownym obozem tureckim, w któ­rym zawarło się przeszło 30,000 turków, wy­bór walecznych pohańców. Równo z brza­skiem dnia generał artyleryi Kącki rozpoczął ogień armatni. Książę Dymitr Wiśniowiecki, hetman polny, dowodził prawem skrzydłem, środek trzymał Jabłonowski, wojewoda ruski, lewe skrzydło wiedli hetmani litewscy, pie­chotę pod same poprowadzili okopy, a konnicę na otwartsze pole. Hetman wielki Sobieski, pierwszy raz i ostatni zsiadłszy z konia, wiódł pieszo z szablą w ręku piechotę. Wprowa­dziwszy piechotę na okopy, sam dosiadł konia. Długo wahało się zwycięztwo, bo Turcy dziel­nie dotrzymywali pola; cały dzień ten trwała zawzięta walka i zdobyto część tylko wałów.

Zachód słońca przerwał bitwę. Wiatr mroźny z deszczem i śniegiem bił noc całą na wojsko stojące w szyku pod bronią. Nazajutrz skoro świt, w dzień św. Marcina, rozpoczęto na nowo walkę. Piechota resztę wałów, jakkolwiek z wielką stratą, zdobyła i zrobiła przystęp otwarty dla jazdy. Czekał na to tylko woje­woda Jabłonowski, w 15 chorągwi husarskich wjechał na czele, a dawnym zwyczajem ka­zawszy złożyć kopie w pół ucha końskiego, skoczył z kopyta na zbite i nieprzełamane do­tąd szeregi janczarów. Janczary zasłonili się ostrokołami, ale przesadziły je dzielne rumaki hussaryi. Dotrzymywali pola, dopóki o ich pierś nie zaczęły się kruszyć kopie, których trzask odbijał jakoby grzmot bliski. Hussejn, wódz turecki, pierwszy zemknął; Kijaja, dowódzca janczarów, wskroś w gardło przeszyty kopią i Janisz basza, w piersi ugodzony, zgi­nęli. Padł popłoch na Turków; złamani w ucie­czce szukali ocalenia i ginęli w ogólnej już nie bitwie, ale rzezi. Zdobyto obóz cały i bogate łupy. Hetman Sobieski, w namiocie, na pa­pierze i piórem Hussejna, doniósł o zwycieztwie świetnem podkanclerzemu koronnemu. Król Michał Wiśniowiecki już nie żył. Po­grom ten Turków dał koronę Sobieskiemu. Dwa zwycięztwa pod Chocimem były to walki krzyża z pohańcami, cywilizacja z barbarzyń­stwem, które podkopały potęgę bisurmańską, a tej ostatni cios zadał tenże sam bohater w dziesięć lat później, w pamiętnej odsieczy Wiednia. Chodkiewicz, Lubomirski i Sobie­ski: oto bohaterowie chrześciańscy, którzy oca­lili Europę od przewagi księżyca. Wyprawę pierwszą chocimską zachowały liczne Dyaryusze, jak Jakóba Sobieskiego i w. i. Naruszewicz w życiu J. K. Chodkiewicza szcze­gółowo opisał tę walkę krwawą. Wypadek ten znakomity był treścią i utworów poety­cznych. Ignacy Krasicki napisał poemat p. n. “Wojna chocimską,” a w r. 1850 ukazał się prawdziwy poemat bohaterski w X częściach, pod tymże napisem, Wacława Potockiego (Dopełniono z Encykl. Orgelbranda).

0 odpowiedzi

Zostaw odpowiedź

Chcesz przyłączyć się do dyskusji?
Nie krępuj się!

Leave a Reply