Stukot kół, kołysanie pociągu, zima 1940 roku, mroźny luty, pociągi wiozą tysiące osadników i ich rodzin z Kresów Wschodnich na wschód, w wielką białą dal, i w niepewną, groźną przyszłość. Ilu z nich przeżyje? Ilu wróci? – w pierwotnym zamierzeniu sowieckiej władzy – ani jeden!

Zima 1940 roku była ostra – jak wspominała kiedyś moja prababcia – mróz skrzypiał pod nogami, na dworze się wyiskrzyło. 10 lutego wpadli enkawudziści, kazali się pakować, załadowali na sanie, własne sanie, i nimi i własnymi końmi dowieźli do Uściługa, załadowali do pociągu, pociąg ruszył, konie żałośnie zarżały. Podobnie było we wszystkich niemal osadach wojskowych na Kresach. Taki był koniec okupionego krwią, potem i ciężką pracą osadnictwa wojskowego na wschodzie.

Osadnicy wojskowi na Kresach Wschodnich to jedna z najbardziej tragicznych grup polskiej ludności. Wywodzili się w większości z niezamożnych, często chłopskich rodzin i często też z centralnej, przeludnionej części Polski. A w owych czasach (początek XX wieku) dla biednego chłopskiego syna drogi awansu społecznego były w zasadzie dwie: „przez kościół” i „przez wojsko”. Obie wymagające poświęceń i ryzyka. Wybrali tę drugą. Bili się dzielnie za Polskę i o własną lepszą przyszłość na wielu frontach, z Niemcami, Ukraińcami, bolszewikami, a nawet Litwinami i Czechami. Odrodzona Rzeczpospolita o nich nie zapomniała. 17 grudnia 1920 roku Sejm jednogłośnie przyjął Ustawę o nadaniu ziemi żołnierzom Wojska Polskiego. Ziemię tę nadawano na Kresach Wschodnich, bo tu było jej najwięcej (np. po kasacie majątków rosyjskich), tutaj też mieli stanowić obronę przed ciągle niebezpieczną sowiecką Rosją. Początki gospodarowania były niekiedy bardzo trudne, bo osadnik dostał kilkanaście ha ziemi i … nic poza tym, ani budynków, ani drewna czy pożyczki (później się to zmieniało), jednak na początku przyszło im nierzadko mieszkać w ziemiankach. Zahartowani w boju przekuli miecze na lemiesze, w sposób wojskowy i zorganizowany ok. 9 tys. osadników z rodzinami gospodarowało na Kresach (najwięcej na Wołyniu ponad 40%). Jak to wyglądało obrazuje list jednego z osadników: „Dwudziestu ziemią nadzielono; jest nas tu tylko dziesięciu, reszta szukając w sobie geniuszów pozostała względnie uciekła do wojska (…). Było i trochę krzykaczy, co to w rękawiczkach orać chcieli, wykrzyczeli się na świeżym powietrzu i zamilkli jak pożyczka rządowa. A reszta pracuje jak może (…). Brak jeszcze ziemi na szkołę bo widocznie władza parcelująca nie przypuszczała byśmy mogli kiedyś mieć dzieci, a tutaj wszystko się już pożeniło a smarkacze zaczną wołać niedługo o szkołę. I o straż ogniową niby zaczęto się starać i o kapliczkę zabiegają pobożniejsi, tylko trudno nam namówić księdza Sokoła, z naszej osady osadnika, by porzucił miasto, gdzie tyle pokus czyha, a przeniósł się z brewiarzem do naszych lasów, gdzie spokój ducha ma zapewniony. (…). I w zbiorach Bóg nie poskąpił i łata się powoli biedę, byle tylko do nowego…” pisał w liście do gazety „Osadnik” Józik Furmańczyk z os. Bakanów pow. baranowickiego.

Stali się pionierami spółdzielczości, zorganizowali się w Związek Osadników, który pomagał, organizował, wspierał i był czynnikiem jednoczącym. Z czasem obdarzyli ich szacunkiem także miejscowi chłopi białoruscy czy ukraińscy, przychodząc po radę, wspierając.

Kres osadnictwu przyniosła uchwała sowieckiego Politbiura z 9 grudnia 1939 roku, która zobowiązywała NKWD do usunięcia ich z osad do 15 lutego 1940 r. Na szczęcie niewielu podzieliło los swoich oficerów zamordowanych w Katyniu, ale zostali załadowani w zimowe dni do wagonów i wywiezieni na wschód, daleko na wschód – tworząc dla nich tzw. spiecpasiołki (specjalne osady). Moich rzucili aż za Swierdłowsk. Nikt chyba nie łudził się, że kiedykolwiek wrócą. Z sowiecką prostotą sformułował to jeden z enkawudzistów: „Was priwiezli tut na eto, czto by wy padochli” (Przywieziono was tu po to, żebyście pozdychali). „Słońce Narodów” uznał, że szkoda kilku kopiejek na kulę, lepiej ich wywieźć za Ural i niech tam gospodarzą skoro tak potrafią. A jak tam było: „ziemniaki rosły jak orzeszki, bo sadziło się tylko ‘oczka’, gotowało się je w mundurkach, za pół bochenka chleba oddałam ślubną obrączkę, jak zmarła jakaś kobieta to grzebano ją w pociętej na paski sukience, bo inaczej ruscy potrafili wykopać i zdjąć” – to wspomnienia mojej prababci. Niezbadane są wyroki i drogi Boże. Osadnicy wiedzą to najlepiej, bowiem to bez wątpienia interwencja boska ich ocaliła, ale poprzez … Hitlera, Anders był dopiero później. To atak niemieckich faszystów na niedawnego sojusznika sprawił, że i ci, których jeszcze nie dawno uważano za „opasnyj element” czyli wrogów sowieckiej Rosji stali się jej sojusznikami. Wielu dotarło „do Andersa” i przeszli z nim cały szlak, wielu usłało swymi ciała skaliste wzgórze Cassino. Po wojnie ze zrozumiałych względów skazani byli na zapomnienie (nie dość, że bili towarzyszy w 1920, to jeszcze byli „od Andersa”). Dziś pamięć o nich pielęgnuje Stowarzyszenie Rodzin Osadników Wojskowych i Cywilnych Kresów Wschodnich, które skupia ponad pół tysiąca osób. Stowarzyszenie organizuje zjazdy, wydaje kwartalnik „Kresowe Stanice”, inne publikacje, dokumentuje, zbiera wspomnienia, prowadzi stronę internetową [link=http://www.osadnicy.org/]. Wspaniale historie osadników opisała Janina Stobniak-Smogorzewska (córka osadnika) w swej pracy „Kresowe osadnictwo wojskowe 1920-1945”.

Jednak w zbiorowej pamięci społeczeństwa osadnicy praktycznie nie istnieją. Są zapomniani jak cichociemni. A szkoda, bo mogliby wiele nauczyć nas współczesnych, którzy nieraz wolimy uciec gdzieś do Irlandii niż tutaj walczyć o lepszą przyszłość ojczyzny. Oni wcale nie mieli lepiej … i jakże inaczej wyglądałby Wołyń 1943 r. gdyby na jego terenie pozostała choć część tej zorganizowanej społeczności …

Artykulik ten poświęcam pamięci mego pradziadka, kaprala Stefana Drzazgi, legionisty, żołnierza 12 Kompanii Geograficznej II Korpusu Polskiego, osadnika wojskowego na Wołyniu (osada Fundum, gmina Chotiaczów, powiat Włodzimierz Wołyński), który spoczywa na Polskim Cmentarzu Wojskowym w Loreto (nr grobu V-B-6).

Krzysztof Wojciechowski

16 odpowiedzi

Zostaw odpowiedź

Chcesz przyłączyć się do dyskusji?
Nie krępuj się!

Leave a Reply

  1. parnikoza
    parnikoza :

    Tak ale los tych ludzi bardzo przypomina los dzisejszych osadnikow Olstera w Polnocnej Irlandii, jaki padaly ofiaramy IRA. Kiedys sluzyli oni instrumentom polityki eksapansii na nowe Zimie, poniewaz stali ofiaroj splaty za tie polytyke. Niestety splatyly tie cene nie tie kto taku polityku wymyslal. Bo chodzilo nawet nie o Dzikij Zachod a dobrze zagospodorowany kraj. Chroni nas Boze i od takiej polytyki i od sprob szebkiego rozwiazanja jej skutkow……

  2. marcin1988
    marcin1988 :

    Artykuł na ten temat, którego autor odwołuje się m.in. do pracy p. Stobniak-Smogorzewskiej, pokazuje wyraźnie, że nikomu nie zabrano ziemi na cele osadnicze, a jedynie “na mocy uchwalonej ustawy państwo przejmowało na własność w 22 wschodnich powiatach dobra skarbu rosyjskiego, dobra skarbowe, dobra należące do członków b. dynastii rosyjskiej, dobra duchowne i klasztorne (po porozumieniu ze Stolica Apostolską) oraz opuszczone dobra prywatne.”

    http://osen.pl/sposeczeo-othermenu-133/886-polskie-osadnictwo-wojskowe.html

    Także nie wiem, o co właściwie Panu chodzi…

    • tutejszy
      tutejszy :

      O tylko żeby Pan więcej czytał najlepiej źródeł a nie tylko artykułów z sieci gdzie cytowane są wyrywkowo fragmenty tychże.
      a tymczasem parcelowane były np. także ziemie folwarczne o ile właściciela nie było na miejscu przed 1 kwietnia 1921 r. roku, powodowało to wiele zadrażnień, kiedy ów właściciel wracał. Zanim żołnierze-osadnicy pojawili się na Kresach główne organizacje ziemiańskie wydały oświadczenie ostro protestujące przeciw sposobowi wdrożenia ustawy, broniące właścicieli, którzy może jeszcze gdzieś gnili w Bolszewii, ale może jeszcze mogli wrócić i jak wiadomo wracali zastając swoje ziemie rozparcelowane, bo administracja wykazała się naszym polskim „porządkiem”. Itd. itd.
      Warto poczytać zanim się zacznie ferować poglądy.

      Żeby było jasne, bo zaraz znów mi ktoś jakąś łatkę przylepi, mój pradziadek też zyskał na tym, co nie znaczy, że zamknę oczy za wiele oczywistych błędów i nieprzemyślanych posunięć w tym procesie.

      • marcin1988
        marcin1988 :

        Wykład akademicki jednak jest źródłem dosyć wiarygodnym, artykuł służył mi do sprawdzenia tychże informacji, jako że wykładu oczywiście nagranego nie posiadam. Zresztą, w tym artykule (wg mnie również rzetelnym) jest wzmianka o tym, że przejmowano majątki ziemskie.

        Pytanie tylko, czy jakiś białoruski, ukraiński czy nawet polski chłop stracił na tej ustawie cokolwiek. A gdyby się czepiać szczegółów, to nawet majątki ziemskie były wówczas “nieużywane przez nikogo”, ale przy tym wszystkim odnosiłem się do wypowiedzi użytkownika Parnikoza, który przecież nie miał na myśli niewłaściwego potraktowania ziemian, a rzekomą polską ekspansję kosztem Ukraińców czy Białorusinów – która oczywiście nie miała miejsca.

  3. parnikoza
    parnikoza :

    Chcialem tylko powiedziac ze rzeczwisze przepuscil sie mozliwosci niewiernigo tarktowanja miego kommentu. Nie chodzi o popieranie radzieckich akcii rzeczewisze, a tylko o to zem ten piersze jeszelon przesiedlencow zawsze placi cenu za calu polityku przesiedlenczu. Rczeczewisze sowietam niema bulo cam szukac po prawdzie, ale przesiedlencow mieniwice potraktowali najbardzej agressivne. I to nie bez wplywu tiego ze miascowe srodowisco Ukraincow widzialo w tym krzywdu…