Moskwa wybrała ekonomię, nacisk na rozwój i stosunki gospodarcze jako broń, którą posłuży się, by odzyskać tereny oraz wpływy w utraconym imperium. Powtórki ze Związku Radzieckiego nie będzie: jeżeli zdaniem Putina jego upadek był jedną z największych katastrof XX wieku, to pomysł odbudowania sowieckiego imperium mógłby okazać się jeszcze większą strategiczną klęską XXI wieku.

Władymir Władymirowicz Putin wiele razy zapewniał Zachód, że nie zamierza odtwarzać byłego Związku Radzieckiego. Wystarczy, że będzie sprawował urząd prezydenta – rozumianego nie jako pracę, lecz bardziej jako podążanie za przeznaczeniem, jak sam to wyjaśnił – Federacji Rosyjskiej, która, by powrócić jako globalna potęga, musi zmierzyć się z wieloma wewnętrznymi problemami oraz znaleźć odpowiednią strategię, która pozwoli Rosji na odzyskanie i utrzymanie utraconych wpływów w byłych republikach sowieckich i nie tylko.

Projekt wprowadzenia w życie nowej wersji bolszewickiego imperium wydaje się dziś rzeczywiście trudny do zrealizowania. Przede wszystkim to, czego Moskwa potrzebuje, to możliwość oparcia się na federacji zwartej i efektywnej. Na kraju, którego gospodarka przestanie koncentrować się jedynie na gazie i ropie naftowej, a położy nacisk na produkcję oraz przyciągnięcie kapitału zagranicznego. By tego dokonać, trzeba będzie zainwestować w infrastrukturę, powstrzymać i odwrócić niepokojący niż demograficzny, usprawnić aparat biurokratyczny, który wciąż nosi piętno sowieckiej historii, ograniczyć zjawisko korupcji i przestępczości zorganizowanej, a także rozwiązać problem konfliktów zaistniałych od lat w rejonie rosyjskiego Kaukazu.

Jeśli spojrzeć ponad granice byłego imperium sowieckiego, niektóre z jego części zostały nieodwracalnie utracone. Mowa tu o krajach bałtyckich – dziś w pełni euroatlantyckich – oraz sprzymierzonej z Zachodem Gruzji, dotkniętej wojną z Moskwą w 2008 roku oraz utratą dwóch części swego terytorium, Abchazji i Osetii Południowej.

Pozostała część byłych republik sowieckich nie patrzy już wyłącznie w kierunku Moskwy. Mowa tu o państwach z własnymi interesami narodowymi oraz sposobami, by owe interesy zaspokoić, gdzie Federacja Rosyjska powoli traci więzy kulturowe i językowe powstałe w okresie rządów sowieckich, które są tak ważne, by podtrzymać ich zainteresowanie wobec decyzji Kremla.

Moskwa nie zamierza więc odtwarzać byłego Związku Socjalistycznych Republik Radzieckich, lecz myśli o sobie jako o władzy euroazjatyckiej, której podlegałyby jej byłe republiki i nie tylko. Jest to postulat dość trudny do zrealizowania, wymagający podjęcia zdecydowanych kroków, jak na przykład decyzji o tym, w jaki sposób wypełnić geopolityczną pustkę, która powstanie w Azji Środkowej po definitywnym wycofaniu amerykańskich wojsk z Afganistanu. Zadanie niełatwe, lecz konieczne do wykonania, jeśli Rosja chce odzyskać wpływy w tamtejszych regionach oraz zahamować penetrację ze strony Chin, nie wspominając o konieczności zatrzymania marszu europejsko-amerykańskiego postępującego w stronę zachodnich granic Federacji, przede wszystkim w rejonie Zakaukazia oraz na Ukrainie.

W tym ostatnim przypadku, Rosja może liczyć na wsparcie ze strony kijowskiego rządu, który z chęcią podejmie się współpracy z Kremlem, a także na władze wspomnianych wcześniej Abchazji i Osetii Południowej, uznanych samozwańczo za niezależne od Tbilisi.

Aby odzyskać dawną świetność, Moskwa zamierza doprowadzić do końca projekt dotyczący Unii Euroazjatyckiej, o którym pierwsza wzmianka pojawiła się 4 października na łamach dziennika “Izwiestja”. By pokryć geopolityczną powierzchnię istniejącą pomiędzy Europą a rejonem Azjii i Pacyfiku – w grę wchodzą więc również byłe republiki sowieckie – Putin chce stworzyć nową, wspólną płaszczyznę ekonomiczną, łudząco podobną do tej istniejącej w Unii Europejskiej, która pewnego dnia przyjmie także własną walutę. „Po raz pierwszy od upadku Związku Radzieckiego”, tłumaczy Władymir Władimyrowicz, „zrobiony został pierwszy krok w celu odzyskania naturalnych stosunków ekonomicznych i gospodarczych w byłych republikach sowieckich”. W grę wchodzą więc wyłącznie interesy, bez żadnej ideologii, by Moskwa odzyskała władzę we własnym ogródku i nie tylko.

Realizację opisanego projektu Putin rozpoczął od stworzenia Unii Celnej (weszła ona w życie 1 stycznia br.), obejmującej do tej pory Rosję, Białoruś i Kazachstan. Owo euroazjatyckie miejsce wolnego handlu wkrótce poszerzyć się ma o Kirgistan, a później także o Tadżykistan. Planowane jest dołączenie do niej Nowej Zelandii, która, w przeciwieństwie do wymienionych powyżej byłych republik, ze Związkiem Radzieckim nigdy do czynienia nie miała.

Rosyjski Minister Spraw Zagranicznych Siergiej Ławrow przypomniał, że wiele kwestii rozwiąże się podczas szczytu APEC we Władywostoku i że za kilka lat w Wellington możliwe jest dołączenie krajów EFTA (Norwegia, Szwajcaria, Islandia i Lichtenstein), jeżeli daleko posunięte negocjacje rozpoczęte w listopadzie 2010 r. zakończą się sukcesem.

Jeśli więc wejście wspomnianej wcześniej Nowej Zeladii demonstruje interesy Rosji wobec rejonu Azji i Pacyfiku, to dołączenie do Unii czterech państw europejskich potwierdza zamiłowanie Moskwy do Starego Kontynentu. Rosyjsko-kazachsko-białoruskie zainteresowanie krajami EFTA, i vice versa, można zmierzyć obserwując stosunki Moskwy z Oslo i Bernem, które ta pierwsza zamierza kontynuować i rozwijać. Nic dziwnego, gdyż są one kluczowe dla ekonomicznych interesów Rosji: Oslo, umieszczone przy zimnych wodach Morza Arktycznego, właściciel Eldorado energetycznego, gotowe do eksploracji. Berno, bogaty partner, miejsce inwestycji bogactw wielu rosyjskich oligarchów.

Po latach ciężkich sporów i batalii, Rosja i Norwegia mogą poszczycić się dziś owocną współpracą. Przyjazne stosunki zostałe przywrócone dzięki zawartej pomiędzy oboma państwami umowie dotyczącej podziału obszaru na Morzu Barentsa. Trwający około czterech dekad spór dotyczył wykorzytania blisko 175 tysięcy kilometrów kwadratowych wód bogatych w węglowodory oraz idealnych do połowu ryb. W 2010 roku Moskwa i Oslo doszły do porozumienia, dzieląc praktycznie po równo morskie terytorium oraz decydując się na wspólną eksplorację złóż gazu i ropy naftowej obecnych po obu stronach granicy. Postanowiły także wzmocnić współpracę polityczno-militarną, pokazując tym samym, że bezpieczeństwo i ścisła kontrola regionów tak bogatych w surowce jest konieczna dla obu państw.

Rosyjskie stosunki polityczno-ekonomiczne ze Szwajcarią także wydają się być kwitnące. Konfederacja jest jednym z głównych inwestorów w Rosji ubogiej w infrastrukturę. Moskwa potrzebuje wiedzy, doświadczenia oraz środków, którymi dysponują szwajcarskie przedsiębiorstwa. W 2009 roku ówczesny prezydent Rosji, Dmitrij Medwiediew, jako pierwszy przybył z oficjalną wizytą do Szwajcarii. Jego projekty dotyczące modernizacji spotkały się z aprobatą władz i przedsiębiorców Konfederacji. Tym razem to Rosja odebrana została jako Eldorado.

Berno ściśle trzyma się strategii stworzonej w 2006 roku: koncentrowanie się na porozumieniach gospodarczych z krajami BRICS, wschodzących potęg, wśród których obecna jest także Rosja. I rzeczywiście, w sierpniu 2010 roku między oboma krajami podpisany został plan współpracy ekonomicznej na lata 2011-2013, a w lipcu br. zawarto deklarację o modernizacji gospodarki. Porozumienie obejmuje, między innymi, wspólne inwestycje oraz współpracę ekonomiczną pomiędzy Rosją a Szwajcarią.

W ten sposób spółki z Berna będą mogły udzielić Rosji wparcia przy rozwoju sektora energetycznego, przy konstrukcji dróg, portów oraz sieci kolejowych. Możliwy będzie także ich udział w budowie Doliny Krzemowej w rosyjskim Skołkowie, której prezydentem jest Wiktor Wekselberg – rosyjski potentat z rezydencją w Szwajcarii, posiadający udziały w spółkach takich jak Oerlikon, Sulzer i Zublin. Szwajcarskie małe i średnie przedsiębiorstwa będą też partycypować w rozbudowie infrastruktury niezbędnej do prawidłowego przebiegu Zimowych Igrzysk Olimpijskich w Soczi w 2014 roku, Mistrzostw Świata w piłce nożnej (2018 r.) i w hokeju (2016 r.), które odbędą się w Moskwie. Berno posłuży Federacji również swoją wiedzą w dziedzinie inżynierii mechanicznej, nanotechnologii oraz innych sektorach, które nie są mocną stroną Rosji.

W celu zapewnienia sobie łatwiejszej penetracji bezkresnych ziem Federacji Rosyjskiej, Szwajcaria zainwestowała więcej niż jakiekolwiek inne państwo, by umożliwić Rosji wejście do WTO. To w Bernie nastąpiło pokonanie ostatecznej przeszkody, której Rosja nie zdołała przezwyciężyć przez ponad dekadę: gruzińskie „nie”. Szwajcarska dyplomacja umożliwiła porozumienie tych dwóch państw, które jeszcze niespełna cztery lata temu stały się bohaterami krótkiej, lecz bardzo krwawej wojny.

Wejście Moskwy do WTO bez wątpienia otworzy rosyjski rynek dla szwajcarskich przedsiębiorstw, a także pomoże w negocjacjach dotyczących wejścia krajów EFTA do Unii Euroazjatyckiej. W zamian za wysiłek dyplomatyczny, Szwajcaria liczy na poparcie Rosji, która ma pomóc jej w uniknięciu wydalenia z Zarządu Międzynarodowego Funduszu Walutowego. Moskwa ma również wesprzeć Szwajcarię w zdobyciu odpowiedniej pozycji podczas szczytu G20, który w przyszłym roku odbędzie się pod przewodnictwem Rosji.

Wydaje się zatem, że Moskwa wybrała ekonomię, nacisk na rozwój i stosunki gospodarcze jako broń, którą posłuży się, by odzyskać tereny oraz wpływy w utraconym imperium. Powtórki ze Związku Radzieckiego nie będzie: jeżeli zdaniem Putina jego upadek był jedną z największych katastrof XX wieku, to pomysł odbudowania sowieckiego imperium mógłby okazać się jeszcze większą strategiczną klęską XXI wieku. Zresztą, prezydent Rosji zdaje sobie sprawę z tego, że nawet jakby chciał wprowadzić taki plan w życie, szanse na jego zrealizowanie są znikome: w przeciwnym razie jak wytłumaczyć jego decyzję o zatrzymaniu wojsk rosyjskich w sierpniu 2008 roku u progów Tbilisi?

Mauro De Bonis

„Limes. Rivista Italiana di Geopolitica”, Włochy

Tłumaczenie: Ewa Lorek

0 odpowiedzi

Zostaw odpowiedź

Chcesz przyłączyć się do dyskusji?
Nie krępuj się!

Leave a Reply