„Przy stole siedział mocno starszy człowiek, który w zasadzie już mało co się ruszał. Przywitała się z nim, przedstawiła jako córka „Siekiery”. Powiedziała, że chciałaby czegoś dowiedzieć się o ojcu. I wtedy ten nieruchomy staruszek wstał i ze łzami w oczach zasalutował”.
Gdy w 1946 roku Mieczysław Dziemieszkiewicz, ps. Rój rozpoczynał swoją działalność zbrojną na czele patrolu Pogotowia Akcji Specjalnej NZW, rejon w którym działał był już polem licznych starć pomiędzy podziemiem antykomunistycznym, a funkcjonariuszami komunistycznego aparatu bezpieczeństwa. Już latem 1945 roku w rejonie Ciechanowa przeprowadzono szereg akcji zbrojnych, którymi dowodzili „poprzednicy” Roja. Jednym z nich był Feliks Rybarczyk, ps. Siekiera, którego działalność silnie dała się we znaki komunistom i który walczył z nimi aż do swojej śmierci z rąk ubeków w sierpniu 1946 roku.
Żołnierz w służbie Polski
Feliks Rybarczyk urodził się 11 października 1911 roku we wsi Wicie Podole, gm. Magnuszew, pow. Garwolin. Według przekazów rodzinnych miał ukończyć szkołę wojskową (zapewne podoficerską). Wziął udział w wojnie obronnej Polski w 1939 roku. Dostał się do niewoli i trafił do twierdzy Modlin, skąd udało mu się uciec.
W czasie II wojny światowej Rybarczyk zaangażował się w działalność konspiracyjną, wiążąc się z podziemiem narodowym i Narodowymi Siłami Zbrojnymi. Od 1943 roku był komendantem obwodu Pułtusk NSZ. Świadczy to o tym, że należał do najbardziej zasłużonych żołnierzy w regionie. Brał udział w akcjach przeciwko Niemcom na terenie powiatu Pułtusk, działał w rejonie Ciechanowa. Latem 1944 roku chciał przedostać się do Warszawy i wziąć udział w trwającym Powstaniu Warszawskim, ale okazało się to niemożliwe. W 1945 r. sierżant Rybarczyk był komendantem powiatu NSZ Pułtusk i jednocześnie dowódcą oddziału Akcji Specjalnej (AS) tego powiatu. Na czele Podokręgu NZW „Mazur” stał z kolei Stanisław Borodzicz „Wara”. Nie udało mu się jednak zorganizować tej struktury i dość szybko opuścił teren.
W walce z komunistami
Latem 1945 roku oddział dowodzony przez „Siekierę” brał udział w akcjach przeciwko komunistycznym siłom bezpieczeństwa. 3 czerwca tego roku oddział Rybarczyka opanował osadę Gołymin w pow. Ciechanów, gdzie rozbroił posterunek MO. W trakcie akcji zginął milicjant Stefan Piotrowski. Wykonano również wyrok śmierci na sekretarzu PPR Edmundzie Kędzierskim, który był zarazem funkcjonariuszem UB, odpowiedzialnym za aresztowania na terenie gminy Gołymin. Akcja została przeprowadzona na rozkaz mjr. Stanisława Borodzicza, ps. „Wara”, szefa sztabu Okręgu II Mazowsze Północne.
Już tydzień później, 10 czerwca oddział „Siekiery” przeprowadził akcję likwidacyjną funkcjonariusza UBP w Osieku. Z kolei 18 lipca miała miejsce duża akcja zbrojna. Rybarczyk, dowodzący ok. 40-osobowym oddziałem, zaatakował majątek Moszyn w pow. pułtuskim, który był zarządzany przez UB. Rozbrojono wówczas jednego ubeka. Zabrano także zmagazynowaną tam broń.
Ocenia się, że jako komendant lokalnej struktury organizacyjnej NSZ nie zdołał odbudować scalonej niegdyś z AK organizacji. Zaczął organizować oddział dyspozycyjny, ale najpewniej nie zdołał osiągnąć poważniejszych sukcesów w terenie, na którym poakowski RO AK (Ruch Oporu Armii Krajowej) miał wyraźną przewagę. Z tego powodu działał głównie poza macierzystym powiatem. Największe akcje przeprowadzał w powiecie ciechanowskim. Dokonał łącznie kilku akcji rekwizycyjnych i co najmniej jedną likwidacyjną. Zapewne w okresie zarządzonej przez Delegaturę Sił Zbrojnych „akcji rozładowywania lasów” i po amnestii 1945 roku zadecydował o zmniejszeniu intensywności działań.
Po ogłoszeniu amnestii w sierpniu 1945 roku „Siekiera” miał nosić się z zamiarem ujawnienia się. Jednak tego nie uczynił. Być może, jak tłumaczy jego starsza córka, Urszula, w tym czasie aktywnie działał i faktycznie nie myślał o poddaniu się. W każdym razie, jego oddział po amnestii znacznie zredukował swoją działalność, a on sam bardziej zajął się sprawami rodzinnymi. Miał rodzinę, żonę i dwie małe córki, o które musiał zadbać. A był wówczas właścicielem względnie dużego gospodarstwa, którym musiał zarządzać.
Pod koniec 1945 roku organizacja NSZ na terenie powiatu Pułtusk faktycznie przestała funkcjonować, rozpadając się lub przechodząc w stan uśpienia i magazynując broń. Miało się to odbyć prawdopodobnie na podstawie rozkazów demobilizacyjnych DSZ.
Śmierć w walce z UB
24 sierpnia 1946 roku, według oficjalnego raportu UB, Feliks Rybarczyk został zamordowany przez grupę pozorowaną, złożoną najpewniej z dwóch funkcjonariuszy UB z Ciechanowa. Przybyli oni do wsi Nowe Borza, w której mieszał. „Siekiera” zorientował się jednak, że ma do czynienia z prowokatorami i stawił opór, raniąc jednego z ubeków. Został zastrzelony podczas próby ucieczki na polach wsi Wysocki, w gm. Kozłowo.
Bardziej szczegółowa, a zarazem nieco odmienna relacja pochodzi od córki „Siekiery”, Urszuli. Jak wspomina, obaj ubecy przyszli na podwórko gospodarstwa. Ponieważ były żniwa, kręciło się tam sporo ludzi, którzy jednak doskonale zdawali sobie sprawę, kim byli przybysze. Zorientował się również sam Rybarczyk. Chwycił broń i miał zamiar ich zastrzelić. Powstrzymała go jednak jego żona. „Siekiera” zdecydował się na ucieczkę. Wyskoczył przez okno i zaczął uciekać, ale zostało to zauważone przez ubeków. Jeden z nich pobiegł za nim, zaś drugi został na podwórku.
W pewnym momencie, z niewiadomego powodu, pozostały na miejscu ubek strzelił do żony Rybarczyka, która stała w drzwiach domu. Kula przeszła czubkiem głowy. Nie wiadomo dokładnie, ile strzałów padło, ale Rybarczyk usłyszawszy ich odgłosy dochodzące od strony domu, zawrócił. Miał również obawiać się, że jest to zasadzka.
Nie wiadomo dokładnie, w jaki sposób jeden z ubeków został ranny. Córka Rybarczyka uważała, że w stronę jej ojca strzelał ścigający go funkcjonariusz, który mógł przypadkowo postrzelić swojego kolegę, gdy Rybarczyk wracał w stronę swojego domu i wszyscy trzej znaleźli się w linii. Są to jednak tylko przypuszczenia i możliwe, że to sam Rybarczyk zranił ścigającego go ubeka, ostrzeliwując się podczas ucieczki. Wiadomo, że gdy żołnierz NZW zobaczył, że znalazł się pomiędzy dwoma funkcjonariuszami, odrzucił broń i chciał się poddać. Został jednak zabity przez ubeków.
Rodzina Wyklęta i Niezłomna
Zwłoki zakopano w miejscu śmierci. Nie zezwolono na pochówek. Rodzina błagała o to, by można było pochować męża i ojca na cmentarzu. Niedługo potem ubecy zjawili się w jego gospodarstwie z ciężarówką i zabrali cały dobytek. Prawnuk „Siekery”, Paweł Cyganiewicz, przytacza relację swojej babci Urszuli, starszej córki „Siekiery”: „Akurat gotowały się kartofle. Ubecy weszli i spodobały im się emaliowane garnki. Więc je sobie wzięli, a kartofle wyrzucili”. Żona „Siekiery” została z dwiema małymi córkami praktycznie bez środków do życia.
Rodzina na wiele lat stała się obiektem szykan. Córkę spotykało to w szkole, w tym ze strony nauczycieli. Nazywano ją „córką bandyty” i bez powodu zmuszano do pozostawania po lekcjach w szkole. Szykany przybierały jednak czasem bardziej dramatyczną postać:
„Pewnego razu babcia bawiła się z koleżanką nieopodal gospodarstwa. A drogą na rowerach jechali ubecy z karabinami. Jeden z nich krzyknął: ‘Patrz, córka bandyty!”. I puścił serię w ich stronę. Obie schowały się za kamieniami, a kule świstały im nad głową”– opowiada Cyganiewicz. Ona sama dość szybko wyszła za mąż i wręcz uciekła z rodzinnych stron, które tak tragicznie ją doświadczyły. Jednak nie zrezygnowała z walki o dobre imię swojego ojca.
W późniejszych czasach Urszula Rybarczykówna zaangażowała się w lepsze poznanie historii swego ojca. Jeździła również po swojej rodzinnej okolicy, szukając jego towarzyszy broni. „W jednym domu, przy stole, siedział mocno starszy człowiek, który w zasadzie już mało co się ruszał. Babcia przywitała się z nim, przedstawiła jako córka Siekiery i powiedziała, że chciałaby czegoś dowiedzieć się o ojcu. I wtedy ten nieruchomy staruszek wstał i zasalutował ze łzami w oczach”– przytacza relację babci Cyganiewicz.
Pewne relacje ze strony najbliższych pojawiły się jednak dopiero po 1989 roku. W 1992 roku stryj Urszuli, brat „Siekiery” przyznał się swojej bratanicy, że jakiś czas po jego śmierci, gdy Mieczysław Dziemieszkiewicz ps. „Rój” zaczynał swoją działalność na bazie dawnych struktur „Siekiery”, UB wzięło go wraz z ojcem i bratem na przesłuchanie. „Tam tak ich zlali, że dopiero w 1992 roku odważyli się o tym opowiedzieć. Wybite zęby, obojczyki… Jak opowiadał o tym mojej babci to mówił tylko” „oj, Ula, bolało, bolało’”– mówi Cyganiewicz.
Obecnie Urszula procesuje się o straty moralne, która poniosła w wyniku rekwizycji majątku przez UB i wieloletnich szykan.. Niedawno podczas rozprawy, gdy składała relację, jeden z prawników zapytał ją i jej siostrę, dlaczego wówczas, po śmierci ojca, nie poszły z tymi sprawami do sądu. W latach 90. odbyła się wizja lokalna z udziałem jednego z zabójców z UB. Nie dożył jednak końca procesu.
Latarnia
Paweł Cyganiewicz przejął po swojej babci pasję do pielęgnowania pamięci o swoim pradziadku. Planuje upamiętnić go i postawić pomnik w miejscu, w którym zginął. Kiedy o wszystkim opowiada, zwraca jednak uwagę, że bohaterami byli i są nie tylko Żołnierze Wykleci, ale również ich, bliscy, „rodziny wyklęte”. Które do teraz walczą o pamięć swoich bliskich i krewnych.
„Często zapomina się, że tę trudną walkę prowadziły rodziny żołnierzy niezłomnych, które ponosiły wielką ofiarę”– zauważa Cyganiewicz, dla którego bohaterem jest nie tylko jego pradziadek, ale również jego babcia, przez lata walcząca o dobre imię ojca. Zastanawia się również, jak on sam zachowałby się w takiej sytuacji i w takich okolicznościach, jak jego pradziadek. „Nie wiem, czy bym walczył. Jest dla mnie kimś wyjątkowym i jestem z niego dumny. Podziwiam go, ale nie noszę go na sztandarze. Choć może powinienem?”– zastanawia się. „Do takiego męstwa w rodzinie chyba trzeba dorosnąć”– dodaje. „I chyba trzeba o kimś takim przypominać. Kiedyś sam nie miałem takiej potrzeby. Ale z czasem chyba coś się zmieniło”.
„Ważne jest, że ma się kogoś takiego. Taką latarnię. Kiedy ma się jakieś dylematy życiowe, nie wie co zrobić, można spojrzeć na jego zdjęcie i pomyśleć „to jest ta droga”. Albo jeżeli są jakieś problemy życiowe, możesz pomyśleć: ty sobie nie radzisz? Patrz co się działo. Skoro oni dali sobie radę w takich sytuacjach, to ty również”.
Marek Trojan
Autor dziękuje dr. Kazimierzowi Krajewskiemu, kierownikowi Referatu Badań Naukowych OBEP IPN w Warszawie za pomoc w przygotowaniu artykułu.