Z inspiracji Sowietów

Polacy, których zbiorowe mogiły odsłonięto w tym roku we Włodzimierzu Wołyńskim, ginęli od strzału metodą katyńską. Ciała po egzekucji leżały w nieładzie, przeważnie głową w dół. To dowód, że nie zginęli w grobie.

– Na pewno zginęli pod wpływem strzału. To można jednoznacznie potwierdzić. W większości przypadków był to postrzał poniżej podstawy czaszki. Można stwierdzić, że w przeważającej mierze zastosowano tu metodę katyńską – wskazuje w rozmowie z „Naszym Dziennikiem” Beata Iwanek z Instytutu Antropologii Uniwersytetu Poznańskiego, która pracuje na miejscu we Włodzimierzu Wołyńskim.

Do tej pory ekshumowano szczątki z jednego z mniejszych dołów, oznaczonego jako wykop 3a. Do podjęcia są jeszcze kości z drugiego małego wykopu i ostatnia warstwa szkieletów z największego grobu (4 na 6 m).

Prace ekshumacyjne miały się zakończyć w ubiegłym tygodniu, ale na przeszkodzie stanął deszcz. W jamach grobowych zalega glina i gdy zbiera się woda, kości łatwo uszkodzić.

– Kilkadziesiąt szczątków udało się wybrać pojedynczo. W tej chwili ustaliliśmy razem z antropologami, że nie jest to dalej możliwe. Procesy gnilne, ruchy wody, przemarzanie itd. sprawiły, że te kości jeszcze się poprzesuwały i mocno zakleszczyły. Stąd nie było możliwości ich oddzielenia – tłumaczy dr Dominika Siemińska kierująca pracami we Włodzimierzu.

Szczątki dzielone są na grupy poszczególnych kości, tak żeby móc ustalić dokładną liczbę osób pochowanych w konkretnej jamie. W ten sposób stwierdzono, że w pierwszym badanym w tym roku wykopie (3a) spoczywało 37 osób. I choć – jak ustalono – ktoś kiedyś wkopał się w ten grób i kości były naruszone, w większości zachowały swój układ anatomiczny. Ich stan Beata Iwanek ocenia jako dobry.

– Szczątki ludzkie zalegające w badanym grobie uległy całkowitemu zeszkieletowaniu w wyniku procesów tafonomicznych (pośmiertnych). Szkielety spoczywały w układzie anatomicznym. Stan zachowania czaszek jest różny; na ogół są mniej lub bardziej uszkodzone i zniszczone. Stan zachowania szkieletów postkranialnych (pozaczaszkowych) jest na ogół dobry – tłumaczy antropolog.

Szkielety zachowały się prawie kompletnie. W nielicznych tylko przypadkach brakuje pojedynczych kości kończyn górnych.

Czas zaciera ślady

Czaszki mają otwory typowe dla otworu wlotowego i wylotowego o średnicy około 8 milimetrów. W kilku przypadkach z reguły otwór wlotowy znajduje się w łusce kości potylicznej, natomiast otwory wylotowe w łusce kości czołowej. W jednym przypadku w ciemieniowej.

– Większość śladów postrzałów to postrzały poniżej podstawy czaszki. Pocisk wychodzi twarzoczaszką, w okolicy oczodołu, ewentualnie jamy nosowej, niszcząc ją – mówi Beata Iwanek. –W przypadku kilku czaszek mamy do czynienia z charakterystycznymi cechami dla otworu wlotowego (najczęściej w rejonie potylicy) i wylotowego oraz inne charakterystyczne uszkodzenia kości czaszki związane z reguły z postrzałem jednokrotnym i w jednym przypadku – dwukrotnym. Także w jednym przypadku odnotowano w czaszce postrzał „ślepy” z brakiem w niej pocisku – dodaje antropolog.

W 9 przypadkach można było ustalić wlot, ale bez charakterystycznych cech postrzału; kanał postrzału przebiegał między pierwszym kręgiem szyjnym a podstawą czaszki.

Brak śladów obrażeń postrzałowych, w tym nieobecność otworów wlotowych i wylotowych równocześnie oraz nieobecność otworów wlotowych bądź wylotowych, można tłumaczyć w wielu przypadkach procesami pośmiertnymi, prowadzącymi do fragmentacji kości, które powodują zacieranie śladów postrzału.

Szczególnie istotne dla antropologów było ustalenie struktury płci i wieku pochowanych. Chodziło o pozyskanie informacji, czy w danym grobie złożono osoby wyłącznie jednej płci czy też obu, o zbliżonym czy też różnym wieku w chwili śmierci, dorosłe czy również dzieci. Według obliczeń Iwanek, w wykopie 3a 59 proc. stanowili mężczyźni, 30 proc. – kobiety, 8 proc. – dzieci.

Głową do dołu

Jeśli pogoda dopisze, dziś zakończy się ekshumacja największej mogiły, liczącej 4 na 6 metrów. Do wydobycia pozostała połowa ostatniej warstwy, w której widoczne są kości. Niżej już nic nie ma. W ubiegłym tygodniu z grobu ekshumowano szczątki 183 osób. Ale w ocenie archeologów spoczywa tam jeszcze od kilkunastu do kilkudziesięciu ciał. W tym przypadku kości były przemieszane. Tylko w pierwszej ekshumowanej warstwie są nieliczne szczątki, które zachowały pierwotny układ anatomiczny. Ciała po egzekucji leżały w nieładzie, przeważnie głową w dół. Archeolodzy nie mają już żadnych wątpliwości, że to ofiary NKWD.

– Szkielety, które udało nam się wydobyć z wierzchu, były w jakimś tam układzie anatomicznym. Im niżej, tym gorzej. To była jedna akcja likwidacyjna, mordowani i chowani byli w jednym czasie. Nie ginęli jednak w grobie, ich ciała były potem do niego wrzucane – opowiada dr Dominika Siemińska.

Odsłonięta jama grobowa robi wstrząsające wrażenie. Widać przemieszane kości, spomiędzy których wystają podeszwy butów lub nawet całe obuwie. Wiele czaszek nosi widoczne ślady po kuli.

Archeolodzy odrębnie wydobywają wszystkie przedmioty, na które natrafią. Poza butami, których zachowało się najwięcej, są też guziki, monety i rzeczy osobiste.

– Jest duża ilość butów, w tym na pewno także wojskowe trzewiki, wczoraj natrafiliśmy co najmniej na dwie pary. To typowo polski wzór z 1931 roku. Jest także słabo zachowany fragment policyjnego pagonu, orzełek od czapki policyjnej, wiele guzików wojskowych, szeroki pasek, który też wygląda na wojskowy. Są też drobne przedmioty, które nie zostały jeszcze dobrze oczyszczone – relacjonuje dr Siemińska. Wśród nich można jednak rozpoznać szczoteczki do zębów, grzebienie, okulary czy pióro wieczne. Wszystkie przedmioty są polskie. Każdy z nich jest oczyszczany, fotografowany i dokumentowany, ma swoją kartę z opisem. Ze wstępnej analizy wynika, że w tym grobie spoczywają mężczyźni. Archeolodzy wnioskują to po oględzinach butów i samych szczątków. Ale na dokładną ocenę trzeba jeszcze poczekać. Być może wstępne wyniki ich pracy będą znane już w tym tygodniu.

Na razie wszystkie kości są skrupulatnie liczone i opisywane.

Początkowo sądzono, że na terenie dawnego grodziska we Włodzimierzu Wołyńskim mogą spoczywać ofiary zbrodni katyńskiej. Przypuszczano tak ze względu na fakt, że katyńczycy byli tu więzieni. We Włodzimierzu przetrzymywano m.in. osoby, które potem zginęły w Miednoje i Bykowni. W ocenie prof. Andrzeja Koli, wizytującego wykopaliska we Włodzimierzu Wołyńskim, tutejsze więzienie NKWD było tylko jednym z wielu przystanków, gdzie przetrzymywano polskich żołnierzy, zanim zamordowali ich Sowieci.

– To trudne do wytłumaczenia, dlaczego tak się działo, ale tutaj też był dla nich chwilowy przystanek. Później jechali dalej – zaznacza prof. Kola. Teren grodziska to jedno wielkie cmentarzysko. Mogą tu się znajdować zarówno dalsze mogiły niemieckie, jak i groby NKWD. Archeolodzy mają już zlokalizowaną kolejną mogiłę, jednak dalsze eksploracje nie odbędą się w tym roku. Wszystko zależy od planów Rady Ochrony Pamięci Walk i Męczeństwa i pory roku. Optymalnym czasem na takie prace – podkreślają archeolodzy – jest maj bądź czerwiec.

Piotr Czartoryski-Sziler/Nasz Dziennik

0 odpowiedzi

Zostaw odpowiedź

Chcesz przyłączyć się do dyskusji?
Nie krępuj się!

Leave a Reply