8 tys. dzieci nie wolno lekceważyć

Wprowadzenie języka polskiego jako przedmiotu do szkół ma obecnie małe szanse powodzenia. Taka szansa już kiedyś była.

Problemy polskiej szkoły w Wołkowyskusą oczywiście udziałem także polskiej szkoły w Grodnie, oraz całego pionu oświatowego związanego z oficjalnym ZPB. Jest to poważny problem, nad którym nie wolno przechodzić do porządku dziennego, ponieważ dotyczy aż ośmiu tysięcy dzieci i młodzieży!

Tyle osób pobiera naukę języka polskiego w strukturach oświatowych uznawane go przez Łukaszenkę ZPB. Te zaś zdecydowanie dominują w obwodzie grodzieńskim i mińskim, gdzie zamieszkuje najwięcej Polaków. Są one obecne również w obwodzie mohylewskim, najdalej na wschód wysuniętym obwodzie na Białorusi, gdzie polskość ciągle się odradza, a na lekcje języka polskiego uczęszczają nawet dorośli.

Rodzice posyłają swoje dzieci do szkół prowadzonych przez prorządowe ZPB, ponieważ chcą, by czyniły to w strukturach akceptowanych przez władze.

Brak kontaktu z Macierzą

Rodzice pracują często w instytucjach państwowych i nie mogą korzystać z innych form nauczania języka ojczystego. Z Białorusi przecież nie wyjadą, a pracę muszą szanować. Ich dzieci nieświadome politycznych rozgrywek płacą za to określoną cenę. Od pięciu lat nie są zapraszane na kolonie i obozy do Polski. Nie uczestniczą w różnorakich imprezach edukacyjnych i konkursach mobilizujących ich do nauki języka przodków. Brak kontaktu z Macierzą sprawia, że dla wielu młodych Polaków nauka polskiego traci powoli sens. Zwłaszcza dla Polaków z Mińszczyzny i Mohylewszczyzny, żyjących na co dzień w silnie zrusyfikowanym bądź zbiałorutenizowanym środowisku. W tym pierwszym, czyli w obwodzie mińskim np. języka polskiego uczy się 860 dzieci. 500 z nich uczy go się w oddziałach związku, a 360 czyni to w różnych formach w 18 szkołach. W samym Mińsku naukę języka polskiego pobiera w Domu Polskim 284 dzieci. Ich liczba systematycznie rośnie. W roku szkolnym 2006/2007 było ich tylko 181, a w latach 2007/2008 209.

W obwodzie mohylewskim jeszcze dalej położonym niż obwód miński języka polskiego uczy się 170 dzieci. W Szkole Nr 10 w Mohylewie języka polskiego uczy się 110 uczniów, w przedszkolu w Mohylewie 10 dzieci, w Pałacu Twórczości Dzieci i Młodzieży 15 dzieci. W Domu Polskim w Mohylewie polskiego uczy się ponadto 20 dorosłych i 15 dzieci.

Najwięcej, bo aż pięć tysięcy polskich dzieci uczy się w strukturach ZPB w obwodzie grodzieńskim. 500 z nich czyni to we wspomnianych dwóch szkołach polskich w Grodnie i Wołkowysku. Polskiego, jako przedmiotu obowiązkowego, uczy się 563 dzieci, na zajęcia fakultatywne i do kółek uczęszcza 3405 dzieci. Ponadto język polski jest wykładany w 5 placówkach pozaszkolnych, w których naukę pobiera ponad 350 dzieci.

Gdyby nie rodzice

– Gdyby nie patriotyczna postawa rodziców, to wiele z tych dzieci najprawdopodobniej przestałoby się uczyć polskiego – podkreśla Helena Bohdan – wiceprezes Związku Polaków na Białorusi, zajmująca się m.in. sprawami oświaty – wielu z nich uważa, że język polski jest im zbędny, bo do Polski i tak nikt ich nie zaprasza i są jej niepotrzebni. Tylko ci pochodzący z miejscowości, z których wywodzący się mieszkańcy utworzyli prężne środowiska kresowe, mają taką szansę. Ich działacze starają się zapraszać dzieci z ośrodków, z których się oni wywodzą. Dotyczy to jednak tylko niektórych rejonów Grodzieńszczyzny, gorzej jest z Mińszczyzną i Mohylewszczyzną. Nie jeżdżąc do kraju, dzieci i młodzież ucząca się języka polskiego w naszych strukturach, nie tylko nie doskonalą języka, ale nie połykają czegoś, co można by nazwać “bakcylem polskości”. Trudniej się z nimi pracuje także na niwie kulturalnej.

Brak kontaktów z Macierzą nie jest oczywiście jedynym problemem, z jakim spotykają się struktury oświatowe oficjalnego ZPB. Brak wystarczającej liczby podręczników w języku polskim, będących tłumaczeniem podręczników białoruskich, uniemożliwia starania o uruchomienie ciągów klas polskich, w szkołach białoruskich, czyli najskuteczniejszej formy nauczania języka polskiego i kształcenia w języku polskim. Forma ta daje też możliwość zatrudnienia nauczycielom Polakom, będącym absolwentami uczelni w Polsce i na Białorusi. Sprzyja także tworzeniu na białoruskich uczelniach grup z polskim językiem nauczania. Zalążek tego można obserwować m.in. na Uniwersytecie Grodzieńskim.

Małe szanse

Wprowadzenie języka polskiego jako przedmiotu do szkół ma obecnie małe szanse powodzenia. I to z wielu powodów. Dzieci w szkołach białoruskich uczą się obecnie trzech języków: rosyjskiego, białoruskiego i angielskiego. W zależności od profilu placówki, (rosyjskiego lub białoruskiego) dwa języki są dla ucznia obce. Wprowadzenie jeszcze trzeciego jest nierealne, ze względu na opór uczniów i rodziców. Taki system funkcjonuje w dwóch Szkołach Polskich w Grodnie i Wołkowysku, ale są to placówki w znacznej mierze uprzywilejowane. Mają niewielkie 15-osobowe klasy, liczną kadrę i są w stanie rozszerzony program realizować.

– Szansa wprowadzenia języka polskiego do szkół jako przedmiotu była na początku lat dziewięćdziesiątych w okresie prezesury Tadeusza Gawina – twierdzi Maria Ejsmont, emerytowana nauczycielka i działaczka oświatowa ZPB od pierwszych dni jego powstania. Władze białoruskie w 1994 r. się na to zgodziły. Gawin był jednak tej koncepcji od samego początku przeciwny. Uważał, że na Białorusi powinna powstać sieć polskich szkół, do których będą uczęszczać dzieci z polskich rodzin. Była to koncepcja całkowicie oderwana od rzeczywistości i szkodliwa. Nawet bowiem, gdyby szkoła polska powstała w każdym rejonie, to i tak nie objęłaby ona swoim zasięgiem wszystkich dzieci. W rezultacie sprzeciwu Gawina sprawa upadła. Tylko w niewielu placówkach język polski jest nauczany jako przedmiot. Większość uczy się go w szkołach w formie fakultatywnej. Ta jednak daje najmniejsze efekty. Powinna być uzupełniana dodatkowymi zajęciami pozaszkolnymi.

Brakuje też nauczycieli

Kolejnym problemem sektora oświatowego ZPB jest brak nauczycieli z Polski.

– W Szkołach Polskich brakuje zwłaszcza nauczycieli przedmiotów ścisłych – mówi Helena Bohdan – Są one nauczanie po rosyjsku. Brakuje nam tez nauczycieli nauczania początkowego. Owszem, teoretycznie mamy swoich własnych. Uważam jednak, że szczególnie ważne jest, by pierwszy kontakt z polską szkołą uczeń odbywał pod kierunkiem polskiego nauczyciela. Tylko on może nauczyć dzieci poprawnej wymowy. Wiadomo, że w polskich rodzinach rozmawia się różnie, nie zawsze poprawnie, a nawyki, które dziecko nabierze w pierwszych latach edukacji pozostają na całe życie. Brakuje nam także nauczycieli do społecznych szkół polskich, prowadzonych przez związek. W efekcie wiele społecznych szkół polskich nie funkcjonuje. Sytuacja ta ma m.in. miejsce w Szczuczynie. I to od kilku lat. Wszelkie prośby władz ZPB kierowane do Ministerstwa Edukacji Narodowej w Warszawie spotkały się z odmową. MEN zaprzestał też delegowania na organizowane przez ZPB spotkania metodyczne, konferencje i szkolenia dla nauczycieli swoich specjalistów.

Związek we własnym zakresie stara się organizować szereg przedsięwzięć służących podnoszeniu kwalifikacji nauczycieli, seminaria, konferencje i konkursy. Stara się też zachęcać różnymi imprezami dzieci do intensywniejszej nauki języka polskiego

– Szeregu spraw jak chociażby tej z podręcznikami, sami nie przeskoczymy – podsumowuje Helena Bohdan, która też z zawodu jest nauczycielem.

Marek A. Koprowski

0 odpowiedzi

Zostaw odpowiedź

Chcesz przyłączyć się do dyskusji?
Nie krępuj się!

Leave a Reply