Wyrok jak grom z nieba

Ktoś ten skandaliczny wyrok „rozprowadził” i polskie MSZ powinno to przeanalizować – w ten sposób o wyroku Trybunału strasburskiego w sprawie Katynia mówi prof. Jerzy Kranz, prawnik i były ambasador RP w Niemczech

Dlaczego wyrok w sprawie skargi katyńskiej był dla Polski niekorzystny, czy można było zrobić coś lepiej, unikając tym samym błędów i porażki?

Na tak sformułowane pytanie uczestnicy debaty zorganizowanej przez Centrum Polsko-Rosyjskiego Dialogu i Porozumienia właściwie nie znaleźli odpowiedzi. Wydaje się, że obiektywnie trudno sformułować zarzuty wobec prowadzących sprawę polskich prawników, zarówno ze strony skarżących krewnych ofiar Katynia, jak i wspierających skargę polskich instytucji państwowych (MSZ i IPN).

Profesor Ireneusz Kamiński jest pomysłodawcą wniosku, jego głównym autorem i pełnomocnikiem części skarżących. To osoba związana ze sprawą od początku i najmocniej.

Kamiński mówił o motywacji do zajęcia się sprawą Katynia. Jedną z nich są szokujące wady rosyjskiego śledztwa katyńskiego ujawnione podczas rosyjskich postępowań o jego odtajnienie.

– Gdy właśnie w taki bulwersujący sposób zakończyło się rosyjskie postępowanie, napisałem tekst, że można byłoby pomyśleć o ETPC, by tam zakołatać o sprawiedliwość – mówił Kamiński. Tak właśnie rozpoczęła się ta sprawa, a Kamiński został pełnomocnikiem skarżących. Izba orzekająca w pierwszej instancji uznała, że doszło do poniżającego i nieludzkiego traktowana Polaków przez rosyjskie władze, chociaż tylko w odniesieniu do części skarżących. Większość była jednak wyraźnie zszokowana informacjami o sposobie odnoszenia się rosyjskich prokuratorów do krewnych ofiar. I to do tego stopnia, że dostrzeżono w tym podobieństwo do negowania holokaustu. Zaś wobec zarzutu braku należytego postępowania sędziowie podzielili się na cztery głosy do trzech. Przeważyła opinia, że Trybunał nie może zbadać jego zasadności. Trybunał uznał jednak, że Katyń był zbrodnią wojenną.

Takie zakończenie skłaniało do odwołania. Skierowanie sprawy do Wielkiej Izby to zawsze ryzyko. Problem w zasadzie zakazu reformatio in peius, obecnej w prawie karnym większości krajów (w tym Polski i Rosji). Nie pozwala ona, by sytuacja strony korzystającej ze środka odwoławczego się pogorszyła.

– W tej „świątyni praw człowieka” w Strasburgu ta zasada chroniąca strony postępowania nie obowiązuje. Przypominam, że strona rosyjska nie odwoływała się – zauważył prof. Karol Karski z Wydziału Prawa i Administracji Uniwersytetu Warszawskiego. Zmiana wyroku na mniej korzystny dla odwołującego się to rzadkość również tu, ale sprawa katyńska okazała się właśnie takim wyjątkiem.

Nowe dowody

W postępowaniu przed Wielką Izbą zaprezentowano nowe dowody wychodzące naprzeciw wątpliwościom prawnym co do posiadania przez Trybunał jurysdykcji do oceny rosyjskiego śledztwa. To przede wszystkim tzw. ukraińska lista katyńska i inne dokumenty z Ukrainy, które wprowadzały do śledztwa nowy istotny element już po krytycznej dacie wejścia w życie konwencji w Rosji.

Na rosyjską odpowiedź (zbiór kilkuset stron różnych dokumentów podważających wiarygodność listy ukraińskiej) strona polska wysłała do Trybunału obszerną analizę IPN pokazującą bezzasadność argumentów Moskwy. Widać było, że Rosja próbuje dużą ilością bardzo różnych materiałów z wielu okresów zupełnie zdezorientować sędziów, którzy nie są przecież historykami. I to specjalizującymi się w działaniu sytemu represji stalinowskich.

Na ten aspekt zwracał uwagę Aleksiej Pamiatnych, mieszkający w Polsce Rosjanin, długoletni działacz Memoriału. Był wyraźnie zawiedziony tym, że kwestie związane z listą ukraińską nie zostały wystarczająco jasno podniesione na rozprawie 13 lutego. – Sędziowie są tylko ludźmi, nie zawsze wszystko przeczytają, a to, co padnie na posiedzeniu, zapada w pamięć – tłumaczył, kierując pretensje głównie do występujących w Strasburgu pełnomocników rodzin, czyli Kamińskiego i mec. Bartłomieja Sochańskiego.

Jednak z drugiej strony czas wystąpienia był bardzo ograniczony, a kwestie związane z listą ukraińską omówiła w swoim wystąpieniu dyrektor Aleksandra Mężykowska z MSZ. Resort zaangażował nawet jako doradcę wybitnego znawcę problematyki zbrodni prawa międzynarodowego Williama Shabasa z Londynu. – Był na rozprawie, niestety żaden z sędziów nie chciał go o nic pytać – komentowała Mężykowska.

Zdaniem prof. Jerzego Kranza, prawnika, byłego polskiego ambasadora w Niemczech, wyroku nie można oddzielać od kontekstu politycznego. – Ten wyrok jest policzkiem dla państwa polskiego, nie tylko dla rodzin. I sędziowie musieli zdawać sobie z tego sprawę. Zwróćmy uwagę, że liczebną przewagę mieli sędziowie z małych państw, w tym takich jak Serbia, Azerbejdżan… Ktoś ten skandaliczny i oburzający wyrok „rozprowadził” i polskie MSZ powinno to przeanalizować. Także metodami zakulisowymi. Nie możemy sobie pozwolić na takie traktowanie, takie kopanie – uważa były dyplomata.

Jednak sędziowie uznali, że nie doszło do poniżającego traktowania skarżących, a Trybunał nie ma jurysdykcji do oceny rosyjskiego śledztwa. Kwalifikacja Katynia jako zbrodni wojennej została podtrzymana, ale wpisano to w sposób wyraźnie osłabiający wymowę tego faktu.

– Patrząc teraz już chłodno na ten wyrok, moja ocena jest taka, że jest on zły. Nie tylko dlatego, że jest dla nas niekorzystny, ale przede wszystkim jest bardzo zły prawniczo – twierdzi mec. Kamiński.

Przede wszystkim brakuje odpowiedzi na argumenty strony skarżącej i polskiego rządu. Orzecznictwo innych ważnych międzynarodowych trybunałów, w analogicznych przypadkach zgodne z naszym stanowiskiem, jakby w ogóle nie zostało zauważone. Cała część uzasadnienia, która powinna zawierać zreferowanie stanowisk stron, jest fragmentaryczna. Nie ma np. wzmianki o znaczeniu dokumentów ukraińskich.

Wyrok jest też niespójny logicznie. Jest w nim mowa o tym, że po ratyfikacji przez Rosję konwencji w śledztwie nie wydarzyło się już nic istotnego. Ale wcześniej stwierdza, że i tak nie jest właściwy do rozpoznania tej sprawy z powodu upływu czasu. – Po co badać, czy była jakakolwiek nowa okoliczność? – pyta pełnomocnik strony skarżącej. Za jego opinią przemawia wyrażające podobne argumenty zdanie odrębne czterech sędziów. Podobnie uważa prof. Roman Wieruszewski z Poznańskiego Centrum Praw Człowieka.

– Ten wyrok bardzo obniża autorytet Trybunału, bo chciałoby się, żeby był on taką ostoją sprawiedliwości, gdy nie znajduje się jej nigdzie indziej. I taką rolę przestał pełnić – ocenia.

Wolta polskiego sędziego

Dużym rozczarowaniem i przedmiotem wielu pytań była postawa na procesie polskiego sędziego Krzysztofa Wojtyczka, zresztą przez pewien czas kolegi Kamińskiego z Wydziału Prawa UJ. Głosował za stwierdzeniem braku jurysdykcji Trybunału do oceny rosyjskiego śledztwa. Uznał, że w żadnym przypadku nie może on badać dochodzenia w sprawie śmierci, która nastąpiła przed ratyfikacją konwencji przez zainteresowane państwo. To pogląd idący jeszcze dalej niż innych sędziów, którzy nie kwestionują takiej możliwości pod pewnymi warunkami (ale uznali, że Katyń ich nie spełnia).

W ocenie tej skomplikowanej kwestii kluczowe jest rozstrzygnięcie Wielkiej Izby w prawie Šilih przeciwko Słowenii z 2009 roku. Wojtyczek powtarza pogląd mniejszości z tamtego orzeczenia – zaledwie dwóch sędziów (z Wielkiej Brytanii i Turcji), który jednak przegrał z 15 głosami odmiennymi. Potem zapadły jeszcze 22 wyroki w sprawach tzw. śmierci przedratyfikacyjnych i zawsze jednogłośnie Trybunał, powołując się na precedens Šiliha, uznawał się za właściwy do merytorycznego rozpatrzenia sprawy.

Jedną z nich była zakończona niedawno głośna sprawa Przemyk przeciwko Polsce, również związana ze śmiercią przedratyfikacyjną. I wówczas Wojtyczek też głosował tak jak większość za dopuszczeniem jurysdykcji Trybunału. W przypadku Katynia, dosłownie kilka tygodni później, ten sam sędzia Wojtyczek stanął na stanowisku dokładnie odwrotnym. – Polski sędzia tak się zaplątał w analizie formalnej międzynarodowego prawa traktatowego, że zapomniał o niezaprzeczalnych faktach – komentuje prof. Wieruszewski.

Co dalej po Strasburgu i jego nieprzychylnym Polsce werdykcie?

Obecnej na spotkaniu prokurator Małgorzacie Kuźniar-Plocie zależy przede wszystkim na otrzymaniu kopii 35 wciąż utajnionych tomów akt śledztwa nr 159 wraz z postanowieniem o umorzeniu. Trybunał (również Wielka Izba) uznał, że niedostarczenie tego ostatniego dokumentu to naruszenie konwencji. – Jak można to naruszenie teraz wyegzekwować? Jaka jest szansa zmuszenia Rosji do wydania tego dokumentu? – pytał prokurator.

Pewnej odpowiedzi nie ma. Wskazywano, że skoro ETPC uznał naruszenie obowiązku współpracy Rosji z Trybunałem, to może powinna zająć się tym Rada Europy (Trybunał jest z nią prawnie i organizacyjnie związany). Polska może tę kwestię podnosić podczas obrad Komitetu Ministrów RE, a także zawsze, gdy Rosja składa obowiązkowe sprawozdania o przestrzeganiu praw człowieka np. w ramach Komitetu Praw Człowieka ONZ. Kamiński ma jeszcze inne związane z tym pomysły, ale nie chce o tym na razie mówić.

Karol Karski sądzi, że niechęć Rosji do ujawniania szczegółów jej śledztwa może być związana z tym, że jacyś sprawcy zbrodni mogą wciąż żyć. – Może po ulicach miast byłego ZSRS i innych państw chodzą żywi zbrodniarze. Do dziś na przykład poszukuje się około 50 żywych zbrodniarzy z KL Auschwitz. A jeśli sama przynależność do załogi tego obozu jest podstawą do skazania, to należy przyjąć, że tak należy też traktować członków oddziałów dokonujących zbrodni katyńskiej – podkreśla.

Wszyscy zgadzają się, że sprawy nie można zostawić. – Ważne, żeby ten wyrok nie zamknął całej dalszej walki z Rosją. Utraciliśmy tylko jeden z kanałów. Ale naciski na Federację Rosyjską muszą stale trwać – mówi Wieruszewski. Prawnicy wskazują, że pozytywnym efektem sprawy katyńskiej w Strasburgu jest zainteresowanie nią europejskich specjalistów.

Piotr Falkowski / Nasz Dziennik

0 odpowiedzi

Zostaw odpowiedź

Chcesz przyłączyć się do dyskusji?
Nie krępuj się!

Leave a Reply