Wydarzenia tygodnia

Umieszczenie rakiet S-300 w Abchazji i Dzień Gniewu w Moskwie to najważniejsze wydarzenia ubiegłego tygodnia.

Maria Przełomiec (TVP):

Najważniejsze wydarzenia, jakie miały miejsce w mijającym tygodniu na terenie byłego ZSRR, są związane z drugą rocznicą wojny gruzińsko-rosyjskiej. Dokładnie 8 sierpnia prezydent Miedwiediew złożył wizytę w Abchazji. Odwiedził tam między innymi bazę wojsk rosyjskich w Gudaucie. I bardzo mocno podkreślił, że sąsiedzi Abchazji muszą się liczyć zarówno z jej niepodległością, jak i umowami wiążącymi Abchazję z Rosją.

Oczywiście Tbilisi od razu zaprotestowało i zaapelowało do społeczności międzynarodowej o to, aby wywarła ona naciski na Rosję, żeby wreszcie dotrzymała warunków traktatu pokojowego zawartego pod auspicjami Francji i prezydenta Sarkozy’ego w roku 2008. W traktacie tym Rosja zobowiązała się wyprowadzić wszystkie swoje wojska z terytorium Gruzji, a więc w pojęciu państw zachodnich także z terytorium Abchazji i Osetii Południowej.

Odpowiedź Moskwy była natychmiastowa i nie pozostawiająca żadnych wątpliwości. Dowódca rosyjskich sił powietrznych oznajmił, że na obszarze Abchazji rozmieszczona została bateria rosyjskich rakiet S-300. To są rakiety przeznaczone do obrony powietrznej, do strącania nie tylko innych rakiet, lecz również i samolotów. I w tym celu, jak powiedział głównodowodzący wojsk powietrznych Rosji, zostaną użyte.

Amerykański Departament Stanu twierdzi, że rakiety te są w Abchazji już od dawna. Tym niemniej to, iż Rosjanie ogłaszają tę informację w drugą rocznicę wojny może świadczyć o tym, iż bardzo mało się liczą z opinią Zachodu. Oczywiście Francja zaprotestowała, oczywiście NATO wyraziło zaniepokojenie. Ale jednocześnie Francuzi przymierzają się do sprzedaży Rosjanom nowoczesnych okrętów Mistral, natomiast Zachód poza wyrażeniem zaniepokojenia nie zareaguje. W efekcie umacnia się pozycja Rosji na Kaukazie Południowym, co – jak twierdzą Gruzini – zagraża stabilności tego regionu.

I na koniec jedna pocieszająca wiadomość. Otóż wybudowanym z pomocą Amerykanów wiele lat temu ropociągiem Baku-Tbilisi-Ceyhan – ropociągiem będącym alternatywą dla rosyjskich sieci przesyłowych – popłynęła w tym tygodniu turkmeńska ropa. To pokazuje, że być może polskie plany budowy ropociągu Odessa-Brody nie były aż tak bezsensowne jak chcą niektórzy, i że wciąż istnieje jakaś alternatywna droga dla azjatyckich i kaspijskich surowców na Zachód.

Krystyna Kurczab-Redlich (wieloletnia korespondentka polskich mediów w Rosji):

We czwartek 12 sierpnia centrum Moskwy na ulicy Twerskiej – przed budynkiem merostwa – otoczyły oddziały specjalne milicji (OMON) wsparte kolumnami polewaczek. Tak władze stolicy próbowały nie dopuścić do kolejnego Dnia Gniewu – czyli demonstracji opozycji przeciwko rujnującej miasto polityce mera stolicy Jurija Łużkowa. Jest on faktycznym dysponentem moskiewskich terenów, którymi zarządza firma jego żony – Jeleny Baturinej – od paru lat zaliczanej do bogatszych kobiet świata. Burzone są więc w Moskwie piękne stare domy, wycinane lasy, byle tylko poszerzyć zasób terenów na sprzedaż.

Do zakazanej demonstracji jednak we czwartek doszło, milicja – jak zwykle – biła kogo popadło. Jeden z organizatorów – lider ruchu obrony praw człowieka w Rosji – Lew Ponomariow – zakończył wieczór w szpitalu, gdzie nadal przebywa. Wiele osób aresztowano.

Dzień Gniewu – podczas którego niesiono transparenty także i przeciwko Putinowi – to pewna odmiana tak zwanego Marszu Niezgadzających się – regularnie organizowanego przez nielegalną opozycję. Nielegalną – bo pamiętajmy – że faktycznie opozycyjnych partii w Rosji od dziesięciu lat nie ma. Milicji zaś wolno wszystko: gdy kilka miesięcy temu przypadkowy przechodzień zwrócił uwagę milicjantom bijącym starszą kobietę, oskarżono go o czynną napaść na funkcjonariusza i skazano na 2,5 roku kolonii karnej. A bicie (często ze skutkiem śmiertelnym) to na rosyjskich posterunkach “normalka”.

Teoretycznie demonstrować w Rosji wolno, tyle że faktycznie trudno przypomnieć sobie demonstrację skierowaną przeciw władzy, która nie kończyła się bezlitosną akcją milicji. Takie prawa wprowadził Władimir Putin dziesięć lat temu. I jak widać – piękne słowa o obronie praw człowieka i obronie wolności jednostki – wygłaszane przez Dmitrija Miedwiediewa na początku jego prezydentury – okazują się tylko bajdurzeniem na użytek łasego na takie słowa Zachodu.

Not. FM

0 odpowiedzi

Zostaw odpowiedź

Chcesz przyłączyć się do dyskusji?
Nie krępuj się!

Leave a Reply