Wydarzenia tygodnia

Amerykańsko-rosyjska wymiana szpiegów oraz spięcia między Bułgarią i Rosją o budowę Gazociągu Południowego to, według naszych komentatorów, najważniejsze wydarzenia ubiegłego tygodnia.

Jerzy Haszczyński (Rzeczpospolita):

Pierwsza sprawa, o której warto w mijającym tygodniu powiedzieć, to farsa ze szpiegami rosyjskimi i amerykańskimi. Zachód, a zwłaszcza Ameryka, daje światu bardzo niedobry przykład. Okazuje się bowiem, że za szpiegowanie można nie ponosić żadnej odpowiedzialności. Nie ma przestrogi dla ewentualnych następców. A nawet jest zachęta do szpiegowania Ameryki. Jeśli chodzi o kwestię bezpieczeństwa państwa mamy tu do czynienia z podejściem wręcz samobójczym. To może mieć również daleko idące konsekwencje dla stosunków amerykańsko-rosyjskich.

USA zademonstrowały także, iż nie traktują równoprawnie swoich partnerów. Lepiej traktują Rosję, która nie jest sojusznikiem niż chociażby Polskę, jak było w przypadku tarczy antyrakietowej. Inny przypadek to sławny agent Jonathan Pollard, który za szpiegowanie na rzecz Izraela dostał karę dożywocia. Mimo interwencji kolejnych izraelskich premierów, nie ma szans na zmianę tego wyroku.

Druga sprawa to wymuszanie przez Moskwę na Aleksandrze Łukaszence przystąpienia do unii celnej z Rosją i Kazachstanem. Byliśmy świadkami niesamowitej kampanii nienawiści prokremlowskich mediów, z obraźliwymi w stylu Palikota określeniami. Łukaszenka po raz kolejny znalazł się między młotem Rosji a kowadłem Unii Europejskiej. Ale chyba znowu wygra, czyli ani nie odda się całkowicie gospodarczo Rosji ani nie będzie przestrzegał praw człowieka, czego wymaga od niego Unia, a czego potwierdzeniem może być zatrzymanie nowej prezes Związku Polaków na Białorusi, Andżeliki Orechwo. W związku z tym wszystkim postawmy pytanie będące parafrazą wypowiedzi Jarosława Kaczyńskiego o Edwardzie Gierku: czy jednak po kilkunastu latach prezydentury Łukaszenki nie można o nim powiedzieć, że to białoruski patriota, i że suwerenność Białorusi w dużym stopniu nie polega na tym, iż prowadzi on umiejętnie pewną grę, mimo bycia z ducha politykiem sowieckim?

Andrzej Talaga (Dziennik Gazeta Prawna):

W mijającym tygodniu doszło do dziwnego, a zarazem pouczającego spięcia między Bułgarią a Rosją. Rząd bułgarski ogłosił, że nie podpisze żadnych umów, które umożliwiłyby Rosjanom budowę Gazociągu Południowego (South Stream) – ich głównego południowego konceptu energetycznego, zakładającego dostawy gazu przede wszystkim do Włoch i Austrii, z pominięciem Europy Środkowej. Bułgarzy wyrazili natomiast chęć przystąpienia do projektu Nabucco, czyli konkurencyjnego, finansowanego ze środków Unii Europejskiej, gazociągu, mającego dostarczać gaz z rejonu Morza Kaspijskiego do Europy. Wydawało się, że sprawa jest poważna, ponieważ Bułgaria historycznie sprzyjała z reguły Rosji. Nie tylko pod względem energetycznym, ale i politycznym. Przypomnijmy chociażby wojny bałkańskie czy kwestię uznania Kosowa.

Przełom nastąpił już w wyniku rosyjsko-ukraińskiego kryzysu gazowego półtora roku temu, kiedy Bułgaria niejako niewinnie ucierpiała z powodu odcięcia dostaw gazu na Ukrainę. Tak więc twarda deklaracja rządu bułgarskiego pozwalała przypuszczać, że Sofia przystąpi do jednolitego frontu państw europejskich optujących za niezależnością energetyczną wobec Rosji.

Tymczasem niespodziewanie pojawiła się informacja, że Bułgaria wycofuje się z wcześniejszej deklaracji i jednak podpisze wszystkie umowy dotyczące Gazociągu Południowego. W zamian zaś uzyska redukcję cen gazu i to dość skromną. Co zatem z tego wynika? W dłuższej perspektywie Gazprom stoi na przegranej pozycji, ponieważ wraz z rozwojem technologicznym dostawców gazu będzie coraz więcej. Będą różne systemy przesyłania. Rosja więc będzie jednym z wielu graczy. Ale w przypadku Bułgarii i być może też Polski jest ona jeszcze dziś w stanie wymusić na nich zawarcie umów długoterminowych. Tylko dlatego, że przez najbliższe dwa, trzy lata nie mają one innych źródeł dostaw gazu.

To jest może i smutne, lecz jednocześnie pokazuje, w jakiej perspektywie grają Rosjanie. Są w stanie przymusić Bułgarię do posłuszeństwa, bo prawdopodobnie poprzednia deklaracja Sofii była szczera. W sytuacji zaś nie przyjęcia warunków rosyjskich mogłoby zabraknąć gazu na najbliższe dwie zimy. Stąd zmiana stanowiska. Być może i Polska zachowa się podobnie, gdyż mamy za mało zapasów gazu, więc Rosja czeka na okazję, żeby nas przymusić do zawarcia umowy do roku 2037.

Ale to ma krótkie nogi. Gazprom może przymusić do zawarcia korzystnych dla siebie umów Bułgarię, Polskę, nawet i Włochy. Ale w ten sposób tworzy się wizerunek Rosji jako brutalnego gracza, który obgryza resztki ze stołu. Za coś takiego prędzej czy później przyjdzie Rosji zapłacić.

Andrzej Grajewski (Gość Niedzielny):

W mijającym tygodniu na uwagę zasługuje wymiana szpiegów między Ameryką a Rosją. Ta afera kryje w sobie wiele interesujących znaków zapytania. Przede wszystkim mamy dość nietypowy jej przebieg. Media błyskawicznie się o wszystkim dowiedziały. Ale po chwili rosyjscy szpiedzy zostali szybko przekazani swoim mocodawcom. Mamy tu więc pewną sprzeczność.

Schwytanie rosyjskich szpiegów było przerwaniem bardzo długiej operacji, która leży w tradycji rosyjskich służb specjalnych sięgającej czasów nie tylko sowieckich, ale i carskich. Chodzi o legalizację obecności osób w danym kraju z myślą niekoniecznie o jakimś przedsięwzięciu operacyjnym, ale o umożliwieniu im wtopienia się w środowisko. To są tak zwane śpiochy.

Takie działania wywiad rosyjski uprawiał chociażby w czasach wojen burskich. Na terenie dzisiejszej RPA lokowano śpiochów, którzy pomagali w zakupie broni. Później, w latach 60. ubiegłego wieku, do ich drzwi lub drzwi ich potomków pukali oficerowie KGB. Wiadomo też, że Dzierżyński wysyłał białych Rosjan na Zachód wyłącznie po to, żeby rodziły się tam ich kolejne pokolenia. Ludzie ci mieli w naturalny sposób być od urodzenia obywatelami państw zachodnich, a jednocześnie służyć Związkowi Sowieckiemu.

Tymczasem, jeśli chodzi o ostatnią aferę, media koncentrowały się bardziej na urodzie Ann Chapman niż na istotnym politycznie aspekcie całego wydarzenia. Z jednej strony zrobiono wokół całej sprawy wielką sensacją, z drugiej zaś – problem strywializowano. Jedno wszakże nie ulega wątpliwości, rosyjskie służby specjalne działają długofalowo – w perspektywie dłuższej niż jedno pokolenie. Należy więc przyjąć, że skoro takie działania podejmowane są w USA, to także i w Europie Środkowej, w tym i w Polsce. A już z pewnością w Niemczech, zwłaszcza na terenie dawnej NRD.

To pokazuje, że problem rozliczenia z obcą agenturą wiąże się konkretnie z kwestią bezpieczeństwa państwa. W stosunkach z Rosją zawsze trzeba mieć na uwadze, że gdy wyciąga ona do nas rękę, to zarazem wypuszcza jakiegoś kreta, który się gdzieś po cichu zakopuje, aby za jakiś czas wyjść ze swojej norki i zacząć swoją robotę.

Not. FM

0 odpowiedzi

Zostaw odpowiedź

Chcesz przyłączyć się do dyskusji?
Nie krępuj się!

Leave a Reply