Bieńkowski, który poderwał kontratak, ze zdumieniem i zgorszeniem zarazem opowiadał później, jak któryś z jego mikrusów doskoczył do roztrzęsionego ogniem karabina maszynowego, jak jednym kopnięciem nogi wywrócił nóżki, wyrżnął kolbą celowniczego i przerwał ogień. Toteż nam, “starej wojnie”, nie mogło się po prostu pomieścić w głowie, jak to tak można lecieć z kopniakiem na karabin maszynowy, i kiwaliśmy głowami nad tymi zuchwałymi dzieciakami, dla których kopnięcie strzelającego karabina maszynowego było jednym z serii psich figlów, którymi jeszcze dwa tygodnie temu dokuczali swym belfrom w szkole…

Staraniem Wydawnictwa LTW ukazała się książka Wacława Lipińskiego zatytułowana „Wśród Lwowskich Orląt”. Jest to reedycja pracy tego autora dokonana na podstawie wydania z 1931 roku. Wtedy o jej publikację zadbał Wojskowy Instytut Naukowo- Wydawniczy. Jest to niewielka, licząca zaledwie 140 stron książeczka, która w swoim czasie odegrała dużą rolę w patriotycznym wychowaniu polskiej młodzieży. Ich autor Wacław Lipiński pisał ją właśnie w tym celu.

Lipiński był gorącym patriotą, który jak większość przedstawicieli jego pokolenia, czynnie uczestniczył w walce zbrojnej. Jego losy niezwłocznie splatają się z działaniami Legionów Polskich podczas I wojny światowej, walkami o Lwów, wojną polsko-bolszewicką i wreszcie II wojną światową. Z racji doświadczeń wojennych i wykształcenia historycznego pełnił kierownicze funkcje w Instytucie Badania Najnowszej Historii Polski i Instytucie Józefa Piłsudskiego, a także był sekretarzem czasopisma „Niepodległość”. Podczas kampanii wrześniowej brał udział w działaniach Biura Propagandy Naczelnego Dowództwa Obrony Warszawy. Był więziony przez Niemców. Po wojnie stał na czele Komitetu Porozumiewawczego Organizacji Polski Podziemnej, a po jego likwidacji znalazł się w komunistycznym wiezieniu we Wronkach, gdzie zmarł śmiercią tragiczną. Wspomnienia „Wśród Lwowskich Orląt”, które zadedykował swoim synom, są wspomnieniami spisanymi na podstawie dziennika, prowadzonego od 1 listopada 1918 roku do połowy marca 1919 roku. Są one pisane z perspektywy dowódcy jednego z walczących we Lwowie plutonów. Autor nie daje więc w nich obrazu całej obrony miasta. Kreślony przez niego wąski obraz tchnie autentyzmem. Stara się on wiernie oddać charakter walk, ich koloryt, postawy polskich obrońców, psychikę oraz nastrój bohatersko walczącego miasta. Dzięki temu czytelnik ma możliwość poznać, jak żyło miasto „zawsze wierne” w krytycznym miesiącach walki o jego polskość. Lipiński pisze o tym, jak Ukraińcy bez żenady przygotowywali się do zajęcia miasta, gdy: „stara Austria schodziła do grobu bez godności, bez najmniejszej próby oporu bez protestu i dążności do życia, które wiodła przez tyle stuleci”. Opisuje też gorączkowe wysiłki POW, by dać odpór ukraińskim dążeniom. Lipiński plastycznie relacjonuje początek walk, kiedy to obudziło gwałtowne pukanie do drzwi i głos: „Panie kolego, panie kolego, proszę natychmiast wstawać, Ukraińcy zajęli miasto”. Przejmujący jest opis walk o „Dworzec Główny” we Lwowie, w których Lipiński brał udział. Wspomina m.in.: „Pierwsze noce szczególnie były straszne. Nie wiadomo było, gdzie jest nieprzyjaciel, skąd padały strzały, skąd leciały granaty. Na domiar straszliwego zamętu tych pierwszych nocy zajechał na dworzec skądś od Tarnopola, z pól Ukrainy wysłany, olbrzymi transport wracającej na „hinterland” rozpadającej się armii austriackiej. Stare landszturmy: Węgrzy, Słowacy, Tyrolczycy, olbrzymią, kilkutysięczną masą zajechały na dworzec wprost na błyski granatów. Dziki jęk rozległ się w jednej chwili, gdy niespodziewających się niczego, bezbronnych „heimatowców” poczęły drzeć kule, rozszarpywać odłamki granatów. Ci, oślepli z przerażenia, na wpół poszaleli, rzucali się bezładnymi kupami z jednego końca dworca na drugi, wybijani, nieszczęśni niewiedzący, gdzie ujść, gdzie się schronić na tym obcym olbrzymim dworcu, który trząsł się od huku niezrozumiałej dla nich, niepojętej walki…

Z kolejnych kart wspomnień Lipińskiego poznajemy autentyczne bohaterstwo „Orląt”, którzy swoją postawą zadziwiali bardziej doświadczonych „peowiaków”. Pisze: „Jednak atak na Szkołę Kadetów bynajmniej nie ustał z budzącym się dniem. Od wczesnego ranka Ukraińcy próbowali wedrzeć się jeszcze raz ku Górze Kadeckiej, tym razem od Cmentarza Stryjskiego, gdzie ich raz jeszcze spotkała kompletna klęska. Chłopaki Bieńkowskiego z takim wściekłym impetem rzucili się na podchodzącą tyralierę ukraińską i ich karabiny maszynowe, że w jednej chwili wygnietli, wybili atakujących prawie do nogi. Bieńkowski, który poderwał kontratak, ze zdumieniem i zgorszeniem zarazem opowiadał później, jak któryś z jego mikrusów doskoczył do roztrzęsionego ogniem karabina maszynowego, jak jednym kopnięciem nogi wywrócił nóżki, wyrżnął kolbą celowniczego i przerwał ogień. Toteż nam, „starej wojnie”, nie mogło się po prostu pomieścić w głowie, jak to tak można lecieć z kopniakiem na karabin maszynowy, i kiwaliśmy głowami nad tymi zuchwałymi dzieciakami, dla których kopnięcie strzelającego karabina maszynowego było jednym z serii psich figlów, którymi jeszcze dwa tygodnie temu dokuczali swym belfrom w szkole…

Lipiński swoimi wspomnieniami wystawił obrońcom Lwowa pomnik, który powinien znaleźć się w bibliotece każdego miłośnika „Kresów” i Lwowa. Wydawnictwo LTW publikując je przypomniały też postać Wacława Lipińskiego, który bezsprzecznie na to zasługuje. Niech chociaż taki ślad zostanie po nim w świadomości młodego pokolenia.

Marek A. Koprowski

Wacław Lipiński, Wśród Orląt Lwowskich Wydawnictwo LTW, Łomianki 2008, s. 140.

0 odpowiedzi

Zostaw odpowiedź

Chcesz przyłączyć się do dyskusji?
Nie krępuj się!

Leave a Reply