Wiara nad Seretem


Pomimo mordów UPA i powojennej przymusowej ekspatriacji nie tylko w samym Czortkowie, ale i w okolicach tego miasteczka zachowały się skupiska Polaków. Nie ma ich niestety dużo.

Jedynym oparciem dla nich jest też tylko Kościół katolicki. Przynależność do niego jest bowiem nie tylko formą wyznania wiary, ale także narodowej tożsamości. Starają się odradzać dawne katolickie parafie , korzystając ze wsparcia Ojców Dominikanów i Sióstr Dominikanek z Czortkowa. W dolinie Seretu pod ich opieką powstało ich w sumie sześć. Mieszczą się w Czarnym Lesie, Szypowcach, Jagielnicy, Lisowcach, Tłustem i Wygnance. Nie są one oczywiście duże. Liczą po kilkudziesięciu wiernych. Udało im się odzyskać historyczne kaplice bądź kościoły lub zbudować nowe. Ich objazd wraz z siostrą Gabrielą przełożoną placówki Sióstr Dominikanek każdemu dziennikarzowi dostarcza wielu przeżyć. Przy jej okazji można nie tylko poznać położone nad Seretem przepiękne krajobrazy, ale także odległości i warunki , w jakich na co dzień muszą pracować siostry i ojcowie z bratniego Zakonu św. Dominika. Od Czortkowa niektóre placówki znajdują się nawet o siedemdziesiąt kilometrów. By do nich dojechać, trzeba też kluczyć po różnych zaułkach doliny Seretu, do których autobus dojeżdża raz dziennie, a bywa, że co najwyżej raz na tydzień. Jeżeli ktoś nie ma samochodu to, by dostać się do głównej trasy, musi czasem dreptać pieszo nawet kilkanaście kilometrów. Dominikańskie placówki są położone w dwóch rejonach: czortkowskim i zaleszczyckim. W tym drugim , w którym znajdują się trzy formalne wspólnoty w Tłustem, Szypowcach i Lisowcach sytuacja katolików jest niestety znacznie trudniejsza. Miejscowi księża greckokatoliccy zapomnieli niestety, jaką rolę odegrali w przetrwaniu ich wiernych na tych terenach po II wojnie światowej księża rzymskokatoliccy, w tym zwłaszcza ci posługujący w pobliskim Borszczowie, udzielający im sakramentów z narażeniem życia. Dzisiaj uważają, że wierni obrządku rzymskiego to “resztówka” polskiej okupacji, która na ukraińskiej ziemi nie ma racji bytu. Starają się poprzez “apele” do wiernych i różne naciski zapobiec ich przyznawaniu się do narodowych i religijnych korzeni. Możliwości ich oddziaływania na miejscową ludność są też o wiele większe niż księży rzymskokatolickich. Mieszkają bowiem na miejscu, podczas gdy oni przyjeżdżają do wsi tylko od czasu do czasu. Najwyżej dwa razy w tygodniu. Klasycznym przykładem tego jest wieś Lisowce, malowniczo położona w zakolu Seretu.

Niegdyś w tej miejscowości po jednej stronie drogi mieszkali Ukraińcy, a po drugiej Polacy- mówi Siostra Gabriela.- Współżycie obu nacji , jak wynika to ze wspomnień było wzorowe. Wieś była solidarna. Dopiero tragiczne wydarzenia II wojny światowej zmieniły tą rzeczywistość. Polacy wyjechali i na miejscu pozostała tylko ich niewielka garstka. Kościół rzymskokatolicki zamieniono na skład soli , co szybko doprowadziło do jego dewastacji. Kościół greckokatolicki zamieniony został na cerkiew prawosławną. W latach dziewięćdziesiątych grekokatolicy wrócili do dawnego obrządku , a katolicy rzymscy do swojego. Tych drugich jest oczywiście niewielu. Może kilkudziesięciu. Nie wszyscy wrócili do narodowych korzeni. Część boi się wciąż to uczynić. Miejscowy ksiądz greckokatolicki ruszył bowiem do kontrofensywy. Ogłosił, że jak ktoś będzie chodził do Kościoła rzymskokatolickiego, to niech mu się na oczy nie pokazuje. Nie będzie chrzcił ich dzieci, udzielał ślubów i chował na cmentarzu. Jak tylko dowie się, że w kościele ma być odprawiana Msza św., to stara się na wsi coś zorganizować, by ludzi od niej odciągnąć. Wspomaga go żona, która jest katechetką w szkole. Opowiada uczniom, jak to Polacy mordowali Ukraińców, robiąc im wodę z mózgu. Dzieci czują się zastraszone, i boją się chodzić do kościoła. Katechetka tłumaczy im bowiem, że kościół nie jest wcale katolicki tylko polski, czyli zrzeszający wrogów państwa ukraińskiego. Na pierwszych Mszach św. było np. ponad sto dzieci i kilkadziesiąt dorosłych osób, obecnie zaś przy akcji księdza greckokatolickiego przychodzi około trzydziestu. Szczególnie dużo ubyło dzieci. Ojcowie starają się kościół jak najszybciej odrestaurować, by mimo trudności jak najlepiej służył wiernym i przypominał o historii tej ziemi. Tutejszy lud jest bardzo dobry. Na pasterce w zeszłym roku, gdy był straszny mróz tutejsze babcie pozdejmowały z ramion wełniane chusty i położyły ojcu pod nogi, by się nie przeziębił.

Kościół w Lisowcach znajduje się w centrum miejscowości u zbiegu dwóch ulic. Opleciony rusztowaniami czeka na dokończenie remontu. Mógłby być on już zakończony, gdyby tutejsze “dobre dusze” go nie utrudniały. Wieża świątyni, która przetrwała szczęśliwie sowieckie czasy runęła np. w nocy, gdy wcześniej opleciono ją rusztowaniami i przygotowano do restauracji. Dziwnym zbiegiem okoliczności zawaliła się tuż po kazaniu greckokatolickiego proboszcza, w którym ten wyraźnie sugerował, że wieża katolickiego kościoła powinna się zawalić i przestać szpecić ukraińską ziemię…Świątynia ta utrudnia mu bowiem jego pedagogikę i kaznodziejstwo. Wielokrotnie bowiem w swoich cerkiewnych wystąpieniach, bo tak trzeba nazwać jego kazania podkreślał, że tu “rzymokatołyków” nigdy nie było, że są oni elementem obcym. Nawet najwięksi miłośnicy jego słów , spoglądając na rzymskokatolicką świątynię muszą mieć niejakie wątpliwości. Skoro bowiem nie było nad Seretem “rzymokatołyków”, to skąd w Lisowcach wziął się ich kościół…

Swoją jątrzącą działalność wymierzoną w resztki polskości i utrudniającą odrodzenie Kościoła katolickiego, greckokatolicki pop z Lisowiec prowadzi także w sąsiednich Szypowcach, w których wyznawcy Kościoła rzymskokatolickiego z własnej inicjatywy utworzyli wspólnotę i przystąpili do remontu znajdującej się na cmentarzu kaplicy. To typowa dla tutejszej okolicy pokołchozowa wieś, której większość biednych, drewnianych chałup rozciąga się wzdłuż jednej ulicy. Mniej więcej po środku niej znajduje się niewielki cmentarzyk, świadczący o zamożności Polaków mieszkających niegdyś w tej okolicy. Wszystkie nagrobki, choć są już mocno podniszczone, zachowały jeszcze wiele swojej dawnej urody. Tylko ludzi bogatych było stać na ich zamawianie dla uczczenia pamięci swych przodków. Na środku cmentarzyka stoi murowana kaplica , przed drzwiami której oczekiwał nas niepozorny mężczyzna z kluczem w ręku.

-Włodymyr Kolbenko- przedstawia się , nie ukrywając radości ze spotkania. Z jego dalszej wypowiedzi wynikało, że choć nosi ukraińskie nazwisko, to w połowie jest Polakiem. Jego matka była Polką, która wyszła za Ukraińca. Większość jego rodziny mieszka w Opolu i Wrocławiu. On sam urodził się przed 66 laty i przez całe życie pracował w kołchozie, ale gdy ten się rozpadł, wyjechał do Lwowa, w którym mieszka jego syn prawnik, naukowiec wykładający na tamtejszym uniwersytecie. Nad Seret wrócił, bo doszła do niego wiadomość, że w rodzinnych stronach są otwierane kościoły i będzie mógł bez przeszkód modlić się w nich jak we Lwowie. Gdy wrócił w rodzinne strony okazało się, że kaplica na cmentarzu dalej stanowi wysypisko śmieci, a zastraszeni Polacy, których żyło w Szypowcach około setki siedzieli jako przysłowiowe myszy pod miotłą.

-Był rok 2002, a wszyscy się bali zająć uporządkowaniem kaplicy- wspomina.- Chodziłem po znajomych i usiłowałem zorganizować jakąś grupę, która odnowiłaby ten Boży przybytek. Nikt jednak się nie kwapił do pomocy. Zacząłem więc działać sam. Na początek wywiozłem z kaplicy śmieci, a później wstawiłem w niej okna. Po całej wsi chodziłem, żeby uzbierać potrzebne szkło. Potem skontaktowałem się z ojcem Janem Piątkowskim z Czortkowa, który przyjechał do nas z siostrami i odprawił pierwsze nabożeństwo. Na następną Mszę św. przyszło już mnóstwo ludzi…

Od tej pory pan Włodymyr stał się głównym wrogiem szypowieckiego greckokatolickiego popa, który w Lisowcach zaczął organizować własny ośrodek.

Ogłosił, że jak ktoś czuje się Ukraińcem, to absolutnie nie powinien chodzić na rzymskokatolickie Msze św.- wspomina. Zapowiedział, że każdy kto to uczni, nie może liczyć na jakikolwiek sakrament w jego cerkwi, ani też na chrześcijański pochówek. Wywołało to dysonans w tutejszych rodzinach. Czysto polskich prawie w Szypowcach nie ma. Większość jest mieszanych polsko- ukraińskich. Jak żona Ukrainka usłyszy, że jak pójdzie z mężem na rzymskokatolicką Mszę św. , to zostanie niemal ekskomunikowana, to mocno zastanowi się, czy warto to uczynić. Często sama nie pójdzie, a i dzieciom czy wnukom zabroni. Ja sam też śpiewam w chórze cerkiewnym i jak się mam czuć, słysząc wypowiedzi popa.

Pan Włodymyr mimo nacisków greckokatolickiego księdza trwa jednak na posterunku. To on przewodzi wszystkim nabożeństwom i dba o cmentarzyk w takim zakresie , jakim może. Usunął wszystkie chaszcze go pokrywające i na bieżąco kosi trawę. Dzięki niemu każdy odwiedzający miejscowość od razu może się zorientować, że placyk w środku wsi to nie zagajnik. Sama kaplica też wymaga pilnego remontu. Trzeba wymienić jej dach i otynkować. Jej kamienne ściany nadwerężył już niestety ząb czasu.

Siostra Gabriela jest optymistką, jeżeli chodzi o przyszłość wspólnoty.

-Mimo przeciwdziałania ze strony greckokatolickiego księdza należy do niej kilkadziesiąt osób- podkreśla.- Jest wśród nich sporo dzieci. Na Mszę św. , którą jeden z ojców odprawia w każdą niedzielę po południu przychodzi jakieś trzydzieści osób. Jedną trzecią stanowią dzieci. Przed każdym nabożeństwem prowadzimy dla nich katechezę. Bardziej obawiam się dalszej emigracji młodzieży na Zachód. Już teraz sporo jej wyjechało za chlebem do południowej Europy. Wszystko wskazuje, że nie tylko tu, ale nawet na Ukrainę już nie wróci. My i ojcowie oczywiście we wszystkich kontaktach z wiernymi staramy się uczyć dzieci, by kochały swój kraj i dla niego w przyszłości pracowały. Wierzymy, że przynajmniej część z nich nie opuści doliny Seretu.

Wyjeżdżając z Szypowiec nie sposób nie zdobyć się na konstatację, że dobrze by było, żeby greckokatolicki pop z Lisowic zrozumiał, że dominikanie i dominikanki z innego obrządku działają w dolinie Seretu na rzecz niepodległej Ukrainy, a nie Polski, która w te malownicze strony już nie wróci.

Marek A. Koprowski

0 odpowiedzi

Zostaw odpowiedź

Chcesz przyłączyć się do dyskusji?
Nie krępuj się!

Leave a Reply